James Patterson - Igrzyska.pdf

(956 KB) Pobierz
JAMES
PATTERSON
MARK SULLIVAN
DETEKTYWI Z PRIVATE
IGRZYSKA
Z angielskiego przełożył RAFAŁ LISOWSKI
Tytuł oryginału: PRIVATE GAMES
Dla Connora i Bridgera,
podążających za olimpijskim snem
M.S.
Nie pojmie umysł śmiertelny woli bogów.
Pindar
Albowiem z gniewu Perykl Olimpijczyk
łysnął i zagrzmiał, i zatrząsł Helladą.
Arystofanes, Archanejczycy,
przekł. Bogusław Butrymowicz
Prolog
Środa, 25 lipca 2012, godz. 23.25
Po świecie naprawdę chodzą nadludzie.
Mówię serio i możecie to traktować dosłownie. Na przykład Jezus Chrystus był duchowym
supermenem, tak samo jak Marcin Luter oraz Gandhi. Również Juliusz Cezar musi być
nazwany nadczłowiekiem. Podobnie Czyngis-chan, Thomas Jefferson, Abraham Lincoln i
Adolf Hitler.
Pomyślcie o naukowcach takich jak Arystoteles, Galileusz, Albert Einstein i Robert
Oppenheimer. Spójrzcie na dzieła Leonarda da Vinci, Michała Anioła czy mojego ulubieńca
Vincenta van Gogha, który był tak wybitny, że doprowadziło go to do szaleństwa. A przede
wszystkim nie zapominajcie o najznakomitszych sportowcach, że wymienię tylko Jima
Thorpe’a, Babe Didrikson Zaharias i Jessego Owensa oraz Larysę Łatyninę, Muhammada
Alego, Marka Spitza i Jackie Joyner-Kersee.
Moją skromną osobę również zaliczam do panteonu nadludzi – i nie bez powodu, o czym się
wkrótce przekonacie.
Krótko mówiąc, tacy jak ja są stworzeni do wielkich rzeczy. Pragniemy mierzyć się z
przeciwnościami losu. Pragniemy podbijać. Pragniemy przekraczać wszelkie granice:
duchowe, polityczne, artystyczne, naukowe oraz fizyczne. Pragniemy walczyć z nieprawością
wbrew wszelkim przeszkodom. W imię naszej wielkości jesteśmy gotowi cierpieć i z
gorliwością męczenników angażować wszystkie siły w niekończące się przygotowania – co
moim zdaniem jest niezwykłą cechą bez względu na epokę.
Muszę przyznać, że w tej chwili rzeczywiście czuję się wyjątkowo, gdy stoję tu, w ogrodzie
sir Dentona Marshalla, starego, zepsutego mazgaja.
Patrzcie na niego, jak klęczy plecami do mnie z moim nożem na gardle.
Trzęsie się zupełnie tak, jakby właśnie dostał kamieniem w głowę. Czujecie ten zapach? Woń
strachu? Powietrze wokół niego cuchnie jak po wybuchu bomby.
– Dlaczego? – dyszy.
– Rozgniewałeś mnie, potworze – warczę przez zęby. W mojej głowie huczy pierwotna
wściekłość, wylewa się z każdej komórki ciała. – Pomogłeś zniszczyć igrzyska, zohydzić je i
wystawić na pośmiewisko.
– Co? – jęczy, udając oszołomionego. – O czym ty mówisz?
Przedstawiam dowody przeciw niemu w trzech oskarżycielskich zdaniach, od których sinieje
mu skóra na karku, a tętnica szyjna pulsuje obrzydliwym fioletem.
– Nie! – protestuje. – To... to nieprawda. Nie możesz tego zrobić. Czyś ty kompletnie oszalał?
– Oszalałem? Ja? – pytam. – Nic z tych rzeczy. Jestem najbardziej poczytalną osobą, jaką
znam.
– Błagam – mówi, a po twarzy ciekną mu łzy. – Miej litość. W Wigilię się żenię.
Mój śmiech jest cierpki jak ocet siedmiu złodziei.
– W innym życiu, Dentonie, zjadłem własne dzieci. Nie doczekasz się litości ani ode mnie,
ani od moich sióstr.
Gdy jego dezorientacja i przerażenie osiągają apogeum, unoszę wzrok ku nocnemu niebu,
czując, jak w mojej głowie kłębi się burza, i znowu pojmuję, iż doprawdy jestem wybitny,
nadludzki, przepełniony mocami liczącymi sobie tysiące lat.
– Dla wszystkich prawdziwych olimpijczyków – ślubuję – ten akt ofiary stanowi początek
końca nowożytnych igrzysk.
Potem skręcam starcowi kark, tak że wygina mu się grzbiet.
Zanim zdąży krzyknąć, wściekle rozcinam mu gardło z taką siłą, że głowa odrywa się od szyi.
Część pierwsza
Furie
Rozdział 1
Czwartek, 26 lipca 2012, godz. 9.24
Jak na Londyn panował upiorny upał. Koszula i marynarka Petera Knighta były przesiąknięte
potem, gdy gnał na północ wzdłuż Chesham Street. Kiedy minął hotel Diplomat, z poślizgiem
skręcił za winkiel i pobiegł w stronę uliczki Lyall Mews w samym sercu Belgravii, jednej z
najdroższych dzielnic świata.
Niech to nie będzie prawda, wołał w duchu, wbiegając w zaułek. Dobry Boże, niech to nie
będzie prawda.
Potem zobaczył tłumek reporterów, który zgromadził się przed żółtą taśmą londyńskiej policji
miejskiej zagradzającą drogę do kremowego domu w stylu georgiańskim. Knight zatrzymał
się gwałtownie. Miał wrażenie, że zaraz zwróci jajka na bekonie, które zjadł na śniadanie.
Co powie Amandzie?
Zanim zdążył pozbierać myśli oraz uspokoić żołądek, zadzwoniła komórka. Wyciągnął ją z
kieszeni i nie patrząc na ekran, odebrał połączenie.
– Knight – wykrztusił. – Jack, to ty?
– Nie, Peter, mówi Nancy – odrzekł głos z irlandzkim zaśpiewem. – Isabel się rozchorowała.
– Co? – jęknął Knight. – Nie... Wyszedłem z domu zaledwie godzinę temu.
– Ma gorączkę – nie ustępowała zatrudniona na pełen etat niania. – Właśnie mierzyłam.
– Ile?
– Trzydzieści siedem i sześć. I mówi, że boli ją brzuch.
– A Lukey?
– Wydaje się zdrowy. Ale...
– Zrób im obojgu chłodną kąpiel. Zadzwoń, gdyby gorączka Isabel wzrosła do trzydziestu
ośmiu – polecił Knight.
Potem zatrzasnął komórkę i poczuł żółć, która piekła go w gardle.
Knight, żylasty mężczyzna o jasnobrązowych włosach i przystojnej twarzy, mający nieco
ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, dawniej sprawował funkcję oficera śledczego do spraw
specjalnych przy Old Bailey, centralnym sądzie karnym Anglii. Przed dwoma laty podjął
jednak pracę w londyńskim biurze Private International. Ta posada gwarantowała mu
dwukrotnie wyższe zarobki oraz prestiż. Private nazywano Agencją Pinkertona XXI wieku.
Jej oddziały mieściły się w każdym ważnym mieście świata. Zatrudniały specjalistów z
zakresu bezpieczeństwa, ekspertów kryminalistyki oraz detektywów takich jak Knight.
Po kolei, mówił sobie. Bądź profesjonalistą. Wydawało się jednak, że to jest kropla, która
przepełni kielich goryczy. Ostatnio Knight tyle już wycierpiał, zarówno w życiu prywatnym,
jak i zawodowym. Zaledwie przed tygodniem jego szef Dan Carter zginął w katastrofie
lotniczej nad Morzem Północnym wraz z trójką pracowników agencji. Dochodzenie wciąż
trwało. Czy potrafi znieść kolejną śmierć?
Odsuwając na bok to pytanie, a także myśl o chorobie córki, pognał w skwarze ku policyjnej
taśmie, omijając szerokim łukiem dziennikarzy. Dzięki temu dostrzegł Billy’ego Caspera,
śledczego ze Scotland Yardu, z którym znał się od piętnastu lat.
Podszedł wprost do niego, tęgiego mężczyzny o dziobatej twarzy. Policjant skrzywił się na
jego widok.
– Peter, to nie jest sprawa Private.
– Jeśli tam w środku są zwłoki sir Dentona Marshalla, to owszem, jest to sprawa Private. I
moja również – odparł z przekonaniem Knight. – I to osobista, Billy. Czy to sir Denton?
Casper milczał.
– Tak czy nie?
W końcu inspektor niechętnie skinął głową, po czym spytał:
– Co łączy ciebie i Private z Marshallem?
Knight przez chwilę stał bez ruchu, oszołomiony wiadomością. Zastanawiał się, jak przekaże
ją Amandzie. Potem wziął się w garść.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin