Robert Goddard - Bez sladu.pdf

(2718 KB) Pobierz
Robert Goddard
Bez śladu
Przełożyła Hanna Pasierska
Tytuł oryginału angielskiego: Into the Blue
1026715561.002.png
Philowi Dwerryhouse'owi
1026715561.003.png
Podziękowania
Chciałbym podziękować Tinie Maskell-Feidi za wskazwki dotyczące
języka greckiego oraz oficerowi dowodzącemu i pracownikom Britannia
Royal Naval College w Dartmouth za informacje na temat życia co-
dziennego w tej szkole w latach sześćdziesiątych.
1026715561.004.png
I
Naturalnie gdyby wrciła teraz albo nawet za pięć minut, wszystko byłoby w
porządku. Myśl, że nie zobaczy jej nigdy więcej, można by odrzucić jako złu-
dzenie, absurdalną reakcję na nadmiar osamotnienia i ciszy. Część jego umysłu -
racjonalna, uporządkowana, oswojona część - nadal nie mogła się uwolnić od
przekonania, że ona zaraz wrci, zawoła do niego, schodząc w dł szlaku. Jedynie
w chaotycznym krlestwie instynktu i zmysłw, w tej części osobowości, ktrej
istnieniu sam zaprzeczał, panowało wrażenie przeciwne.
Poza tym Harry miał wszelkie dane, by złożyć winę za własny niepokj na
położenie, w jakim się znalazł. Trzy kwadranse spędzone na zwalonym pniu w
połowie zbocza porośniętego sosnowym zagajnikiem, podczas gdy ciepły blask
popołudnia roztapia się w wieczorny chłd i ciszę - absolutną, bezlitosną, bez-
wietrzną ciszę - to dość, by wystawić na prbę opanowanie każdego. Żałował
teraz, że nie wybrał się na szczyt razem z nią albo nie został w samochodzie, aby
posłuchać radia. Wszystko byłoby lepsze od czekania tutaj.
Zdusił czwarty z kolei niedopałek i westchnął głęboko. W cieniu gry robiło
się już zimno, choć przybrzeżna rwnina w dole nadal była skąpana w ciepłym,
złocistym blasku słońca. Tutaj, na gęsto zadrzewionym zboczu, i nieco wyżej,
niewidzialne, ale wyczuwalne w czystym mroźnym powietrzu, nadejście wie-
czoru nie dało się już zignorować.
Dlaczego nie wracała? Nie mogła przecież zabłądzić, miała ze sobą prze-
wodnik i kompas. Zresztą była już wcześniej na Profitis Ilias; Harry znalazł się tu
po raz pierwszy. I prawdę mwiąc, pragnął, by nie powtrzyło się to nigdy wię-
cej. Dwie godziny wcześniej wygrzewał się w słońcu na tarasie nadmorskiej
psarotaverny, zapalał pierwszego papierosa z paczki na zakończenie smacznego
posiłku i zastanawiał się, jak bardzo kelner zazdrości jemu, otyłemu Anglikowi w
średnim wieku, obiadu w towarzystwie tak atrakcyjnej dziewczyny. Teraz trudno
mu było nawet sobie wyobrazić tę scenę. Profitis Ilias potrafiła zmieniać wspo-
1026715561.005.png
mnienia i wrażenia, ktre jej nie dotyczyły, tak że stawały się odległe i na wpł
zatarte. I właśnie Profitis Ilias wybrała Heather.
- Stąd możemy tam dojechać w pł godziny - powiedziała. - Fantastyczne
miejsce. Opuszczone, rozsypujące się stare wille z czasw okupacji włoskiej. I
niesamowite widoki. Musisz to zobaczyć.
Harry nie czuł takiego przymusu; wolał odbicia barowych wnętrz, w hojnie
napełnionych kieliszkach, od widokw natury, choćby najwspanialszych. Mimo
to nie oponował. Ruszyli więc krętą szosą przez wioskę Salakos w stronę zale-
sionego szczytu. Wolno, ale niestrudzenie pięli się w grę, aż zostawili za sobą
inne samochody i tylko nieskończone rzędy sosen i jodeł patrzyły na ich wę-
drwkę. Z początku Harry nie widział nic złego w narastającym osamotnieniu.
Dopiero gdy dotarli do hotelu, do ktrego prowadziła droga, i - zgodnie z prze-
widywaniami - stwierdzili, że został zamknięty na zimę, charakter Profitis Ilias
objawił się w pełni.
To cisza, jak sądził, wywołała jego nastrj. Cisza czekająca, aż wyjdą z sa-
mochodu i zatrzasną drzwi, nim zaatakowała z samego serca lasu i zmusiła ich, by
zniżyli głosy do trwożnego szeptu. Cisza, ktrą zamknięty hotel i zrujnowane
wille wokł zdawały się jeszcze pogłębiać, jak gdyby opuszczone ludzkie sie-
dziby były gorsze niż całkowity brak ludzkiej obecności. Cisza, ktrej nawet
przyroda zdawała się posłuszna. Ani jeden powiew wiatru nie poruszał gałęzi, ani
jeden ptak nie śpiewał pośrd drzew, ani jedna wiewirka nie przemykała w dł
po pniu. Na Profitis Ilias wszystko zastygło nieruchome, ale niespokojne.
Dwa miesiące wcześniej trwałby jeszcze sezon; hotel byłby otwarty, wokł
bawiłyby się dzieci, może nawet wspinałyby się na ten sam pień, na ktrym sie-
dział Harry. Gwar, ruch, śmiech, obecność innych; kiedy indziej wydawałyby się
denerwujące; teraz tęsknił do nich całym sercem. Ze zdumieniem odkrył, jak
bardzo nieswojo czuje się w samotności. Nadal pamiętał, że kiedy po raz pierw-
szy wyszli z samochodu, by podziwiać widok rozciągający się z hotelu, spojrzał
przelotnie na drewniane balkony i malowane na czerwono okiennice nadające
1026715561.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin