Całe ręce ma w bliznach i strupach.docx

(15 KB) Pobierz

Całe ręce ma w bliznach i strupach. Ślady po ostrzu pokrywają też jej brzuch i uda. 17- letnia Martyna zaczęła się ciąć rok temu. Teraz chciałaby przestać, ale nie potrafi. Wciągnęło ją to jak nałóg...

Gdy mam doła, biorę żyletkę i kilka razy przesuwam nią po ręce. Czasem też po brzuchu, udach.. Trzeba tylko pilnować, żeby żyletka była nowa, ostra. Jak nie ma takiej, to już lepszy jest nóż do papieru... A wtedy ciach i gotowe. Dlaczego to robię? To mnie uspokaja. Gdy czuję ból, widzę krew skupiam się tylko na tym. Zapominam o innym bólu. Tym gorszym.

PIERWSZE CIĘCIE
Pamiętam ten pierwszy raz. Tego się nie zapomina. Tak jak pierwszej randki, pierwszej imprezy... To było jesienią zeszłego roku, po strasznej awanturze z matką. Wtedy w domu zrobiło się nie do wytrzymania. To znaczy, nigdy nie było najlepiej, ale w tamtym okresie starzy kłócili się dosłownie codziennie. Matka miała wieczne pretensje do taty, że za mało zarabia, że jej znajome to jeżdżą na wakacje za granicę do dobrych hoteli i kupują sobie perfumy za 300 złotych, a nas nie stać nawet na remont łazienki czy porządny samochód. A jak tata brał dodatkowe fuchy, żeby dorobić, to z kolei wyrzucała mu, że nie ma dla niej czasu i że w domu nic nie robi. Mnie też się czepiała o wszystko. Myślę, że ona wolałaby, żeby mnie nie było. Wiem, że wyszła za tatę, bo wpadła i obwinia nas oboje o to, że zmarnowała sobie życie. Jej się wydaje, że gdyby nie my, to by zrobiła wielką karierę i wyszła za jakiegoś ambasadora. A tak to została kurą domową... Tamtego dnia wróciła z wywiadówki. Rzuciła przede mnie kartkę z ocenami. Wcześniej uczyłam się dobrze, ale wtedy wpadło mi troch jedynek i dwój, przez te awantury w domu. No i raz mnie nakryli, jak paliłam fajki w kiblu. Zwykle nie palę , wtedy kumpela mnie poczęstowała i głupio mi było odmówić. Zrobiła się rzeźnia. No i na tej wywiadówce szkolna pedagog pytała mamę, czy coś się w domu nie dzieje źle, bo taka nagle u mnie zmiana na gorsze... właśnie o to matka wkurzyła się najbardziej. Krzyczała, że przeze mnie jest wzywana na upokarzające przesłuchania. W końcu powiedziała "Dla ciebie, gówniaro, poświęciłam wszystko, a ty tak mi się odpłacasz?!". Wtedy nie wytrzymałam, wrzasnęłam, że nie musiała się tak poświęcać, że się na świat nie prosiłam. Uderzyła mnie w twarz. Potem, jak tata wrócił do domu, opowiedziała mu wszystko, pomijając tylko własne słowa. Ojciec kazał mi ją przeprosić. Powiedział, że dopóki tego nie zrobię, nie będzie się do mnie odzywał. To mnie okropnie zabolało, bo tatę bardzo kocham, a on tak dał się nastawić przeciwko mnie. Nie przeprosiłam. Wieczorem, gdy siedziałam sama w pokoju i ryczałam, zrobiłam to...

LEK NA CAŁE ZŁO
Chciałam się zabić, podciąć sobie żyły. Ale to nie takie proste. Zwłaszcza, że nie robiłam tego wcześniej. Trudno jest za pierwszym razem przełamać się i tak zranić. Miałam wrażenie, że za mocno przyciskam żyletkę, a wypłynęło tylko trochę krwi. Spróbowałam jeszcze raz, ale za bardzo bolało. Została więc tylko ledwo widoczna, piekąca kreska na lewym nadgarstku. Mimo to poczułam ulgę. Dlaczego? Nie wiem. Może po prostu ból fizyczny odciągnął moją uwagę od tego, co się stało... Gdy w jakiś czas później, zupełnie niespodziewanie, rzucił mnie chłopak, z którym chodziłam ponad rok, wiedziałam już jak sobie ulżyć. Ciach i po bólu. Tym psychicznym. Wtedy poszło mi lepiej, rana była dużo głębsza. Została mi po niej wyraźna blizna. Od tego czasu dorobiłam się wielu innych, ale ta była pierwsza. Zawsze ją rozpoznaję. W kolejnych miesiącach robiłam to coraz częściej. Jedynka w szkole, kłótnia z kumpelą, awantura w domu - żyletka zawsze pomagała. Bez niej nie umiałam już funkcjonować. A robiło się coraz gorzej. Rodzice zaczęli mówić o rozwodzie. Słyszałam ich nieraz, jak kłócili się późno w nocy, myśląc, że śpię. W takich chwilach ryczałam w poduszkę z bezsilności. I ze strachu, że po rozwodzie zostanę z mamą. Tylko cięcie się mnie ratowało. Inni, żeby się znieczulić, piją alkohol czy biorą narkotyki - ja wolałam żyletkę.

NAPIĘTNOWANA
W maju poznałam Mateusza. Zakochaliśmy się w sobie i spojrzałam na świat innym okiem. Do tego mama pojechała na kilka tygodni do Anglii, więc w domu był spokój. Kiedy zrobiło się ciepło, wyjęłam z szafy letnią sukienkę. Chciałam pokazać się w niej Mateuszowi, bo naprawdę świetnie w niej wyglądałam. I wtedy spojrzałam na moje ręce. Przeraziłam się. Całe przedramiona miałam w bliznach! Do tej pory jakoś o nich nie myślałam. Była zima, więc chodziłam w rzeczach z długim rękawem. Nawet na wuefie ćwiczyłam w bluzie, co nikogo nie dziwiło, bo na sali gimnastycznej było koszmarnie zimno. Więc nikt nie widział tych śladów. Raz tylko kumpela wylukała je, jak się przebierałam. Zapytała, co to, ale udałam, że nie słyszę i ona odpuściła. A tak w ogóle to ie bałam się, że ktoś te blizny zobaczy. Ucieszyłabym się nawet, gdyby matka je zauważyła- może wtedy zrozumiałaby, do czego mnie doprowadza. Ale Mateusz... Wstydziłam się ich przed nim, wyglądały ochydnie, no i nie chciałam, aby dowiedział się, że się tnę. Nie wiedziałam, co robić. Przeszukałam szufladę mamy z biżuterią, znalazłam szerokie bransoletki. Założyłam je i pobiegłam na randkę. Mateusz zachwycił się moją sukienką, powiedział, że ślicznie wyglądam. Chodziliśmy po parku, całowaliśmy się.. Zapomniałam o całym świecie. Nie zauważyłam, jak bransoletki zsunęły się, odsłaniając blizny... Mateusz za to od razu je wylukał. Aż pobladł. Nic nie mówił przez jakieś pięć minut. Potem zaczął wypytywać, dlaczego. Powiedziałam mu o problemach w domu. On na to, że rzeczywiście mam pod górkę, ale nie mogę się w ten sposób okaleczać. Kazał mi przyrzec, że z tym skończę. Przyrzekłam i naprawdę wierzyłam, że dotrzymam słowa. Wracałam do domu, obiecując sobie, że jeszcze tego wieczoru wyrzucę wszystkie żyletki.

PRĘGI NA CIELE I DUSZY
Jednak gdy wróciłam do chaty, zastałam tatę tak przybitego, jak jeszcze nigdy dotąd. Okazało się, że popołudniu dzwoniła mama. Oznajmiła, że przemyślała wszystko, wraca za miesiąc i że do tego czasu ojciec ma się wyprowadzić z domu. Byłam w szoku. A on powiedział tylko: "Chyba będziemy musieli się rozstać, córeczko...". Płakałam i prosiłam, by pozwolił mi mieszkać z nim. On na to, że zobaczymy, ale mówił to bez przekonania. Pomyślałam, że pewnie i on ma mnie dosyć. Dziś wiem, że nie o to chodziło - po prostu wiedział, że nie będzie go stać na wynajęcie tak dużego mieszkania, by sąd uznał, że jest wystarczające dla nas obojga. no i bał się, jak zareaguje mama. Ale ja wtedy byłam zrozpaczona i zakładałam najgorsze. Uciekłam do swojego pokoju. Pod materacem czekało pudełko żyletek... Nie chciałam się ciąć po ręce, bo bałam się, że Mateusz zobaczy świeży ślad. Przesunęłam więc ostrzem po brzuchu.. Raz, drugi... Ale tym razem nie dało mi to ukojenia. Płakałam tak długo, aż usnęłam. W nocy się obudziłam. Coś było nie tak, czułam to. Zapaliłam lampkę. Na pościeli była krew. Myślałam, że to z tych cięć na brzuchu. Ale nie. Krew leciała z lewego nadgarstka, było jej dużo. Musiałam przez sen rozdrapać sobie strupy. Zdarzało mi się to już wcześniej, bo gojące się rany swędziały. Teraz jednak wyglądało to groźnie. Po omacku poszłam do łazienki. Jakoś udało mi się zatamować krew, ale rano poczułam się tak fatalnie, że nie mogłam iść do szkoły. Znowu przysięgałam sobie, że już nigdy więcej... Wytrzymałam do wakacji. I wtedy, na początku lipca, spadł na mnie kolejny cios. Mateusz dostał stypendium w USA i miał wyjechać na pół roku. Wstydzę się teraz, gdy myślę jak się zachowałam, kiedy mi to powiedział. Byłam załamana, groziłam, że jeśli wyjedzie znowu się potnę, tym razem na serio. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Naprawdę go potrzebuję, gdyby nie on, w ogóle nie miałabym żadnej nadziei, że spotka mnie coś dobrego.. Omal się wtedy nie rozstaliśmy. Mateusz był stanowczy. Powiedział, że wyjeżdża, bo to jest dla niego szansa, a ja nie mam prawa go tak szantażować. No i znowu wróciłam do żyletek.

ODROBINA NADZIEI
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Tata się wyprowadził, widuję go w weekendy. Mateusz wyjechał. Piszemy do siebie i rozmawiamy na czacie, on liczy dni do powrotu. To już niedługo, dwa miesiące. Mateusz bardzo często pyta, czy tego nie robię. Na początku kłamałam, żen ie, ale cięłam się niemal codziennie. Było ze mną coraz gorzej. Nie mam pojęcia jak by się to skończyło, gdyby nie Daria, moja przyjaciółka. Opowiedziałam jej o wszystkim - komuś musiałam się w końcu zwierzyć. Kazałam jej przysiąc, że nikomu nie powtórzy. Daria wysłuchała wszystkiego i oświadczyła, że wymagam od niej zbyt dużo. Bo ona nie może spokojnie patrzeć na to jak się zabijam. I że daje mi tydzień na to, żebym poszła do kogoś, kto będzie wiedział jak mi pomóc. A jak nie, to ona pójdzie i wszystko opowie... Pamiętam, że nawrzeszczałam na nią, płakałam, a ona była tak zdenerwowana, że trzęsły jej się ręce. Ale nie odpuściła - powiedziała tylko, że nie ma najmniejszej ochoty iść na mój pogrzeb. Potem płakałyśmy już obie... Poszłam w końcu do psychologa. I teraz chodzę regularnie, dwa razy w tygodniu. Dużo rozmawiamy. O mnie, o mamie i tacie, o tym, co czuję. Nigdy nie myślałam, że tak będzie, ale to naprawdę pomaga... No i jest szansa, że za kilka miesięcy wszystko się jakoś ułoży. Wróci Mateusz, a mama coraz częściej mówi, że po rozwodzie wyjedzie na stałe do Anglii, pojedzie tam do pracy. Ciotka ma sklep, więc robota jest pewna. Gdyby tak zrobiła, mogłabym zamieszkać z tatą. Może wtedy uda mi się być normalną, szczęśliwą dziewczyną. Bardzo bym chciała... _________________

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin