King Stephen - Czarny Lud.pdf
(
75 KB
)
Pobierz
King Stephen - Czarny Lud
Stephen King
Czarny Lud
(The Boogeyman)
Billings urwał i gwałtownie wsparł się na
łokciach, rzucając bystre spojrzenie w drugi
koniec pokoju.
- Co to jest? - warknął.
Oczy zwęziły mu się tak, Ŝe tworzyły tylko
ciemne szparki.
- Gdzie?
- Tamte drzwi.
- Szafa - wyjaśnił doktor Harper. - Chowam w
niej płaszcz i kalosze.
- Proszę ją otworzyć. Chcę zobaczyć co jest w
środku.
Doktor Harper bez słowa wstał, przeszedł przez
gabinet i otworzył szafę. Na jednym z czterech
czy pięciu wieszaków wisiał ciemny płaszcz
przeciwdeszczowy. NiŜej widać było parę
lśniących śniegowców. W jednej z nich ostroŜnie
wetknięto numer Timesa. Poza tym szafa była
pusta.
- W porządku? - zapytał lekarz.
- W porządku.
Billings opadł na plecy i przybrał poprzednią
pozycję.
Doktor Harper wrócił na krzesło i popatrzył na
pacjenta.
- A więc twierdzi pan, Ŝe gdyby udowodniono
panu, Ŝe zamordował pan troje swoich dzieci,
skończyłyby się problemy? Dlaczego?
- Trafiłbym do więzienia - wyjaśnił bez chwili
wachania Billings. - Dostałbym doŜywocie. A w
więzieniu do kaŜdej celi moŜna zaglądać. Do
kaŜdej.
Uśmiechnął się w przestrzeń.
- W jaki sposób zamordował pan swoje dzieci?
- Proszę mnie nie naciskać.
Billings odwrócił się w jego stronę i popatrzył
Ŝałośnie.
- Niech pan się nie obawia. Wszystko panu
opowiem. Nie jestem taki jak reszta pańskich
cudaków, którzy stąpają dumnie, udając, Ŝe są
Napoleonem, albo tłumaczą, Ŝe brali heroinę, bo
mamusia ich nie kochała. Wiem, Ŝe pan mi nie
wierzy. Ale nie dbam o to. To bez znaczenia.
Wystarczy mi, jeśli wszystko opowiem.
- W porządku. - Doktor Harper wyjął fajkę.
- Z Ritą oŜeniłem się w tysiąc dziewięćset
sześćdziesiątym piątym roku. Miałem wówczas
dwadzieścia jeden lat, a ona osiemnaście. Była w
ciąŜy. Z Dennym. - Skrzywił się. - Musiałem
PrzełoŜył: MICHAŁ WROCZYŃSKI
- Przyszedłem do pana, poniewaŜ chcę coś panu
opowiedzieć - odezwał się męŜczyzna
spoczywający na leŜance w gabinecie doktora
Harpera.
Człowiek ten nazywał się Lester Billings i
pochodził z Waterbury w Connecticut. Historia
choroby, którą wręczyła lekarzowi siostra
Vickers, informowała, Ŝe pacjent miał
dwadzieścia osiem lat, pracował w firmie
przemysłowej w Nowym Jorku, był rozwiedziony
i miał troje dzieci. Wszystkie nie Ŝyły.
- Nie mogłem pójść do księdza, bo nie jestem
katolikiem. Nie mogłem pójść do prawnika, bo
nie zrobiłem nic, w czym prawnik mógłby mi
pomóc. Ja, panie doktorze, zabiłem swoje dzieci.
Po kolei. Wszystkie.
Doktor Harper włączył magnetofon.
Billings leŜał na kanapce nieruchomo i sztywno,
jakby połknął kij od szczotki. LeŜanka była
trochę za krótka i stopy pacjenta wystawały poza
mebel. Przedstawiał sobą obraz człowieka, który
cierpliwie znosi nieuniknione upokorzenie. Ręce
złoŜył na piersiach w pozie nieboszczyka. Twarz
miał spokojną, ale pełną czułości. Patrzył w
nieskazitelnie biały sufit, zupełnie jakby
obserwował jakieś zmieniające się tam obrazy.
- Czy chodzi o to, Ŝe pan naprawdę je zabił, czy
teŜ...
- Nie. - Zniecierpliwione machnięcie ręką. - Ale
jestem za to odpowiedzialny. Denny'ego w
sześćdziesiątym siódmym. Shril w
siedemdziesiątym pierwszym. Andy'ego w tym
roku. Chcę panu o tym opowiedzieć.
Doktor Harper milczał. Pomyślał sobie, Ŝe
Billings wygląda staro i nędznie. Włosy miał
przerzedzone, cerę ziemistą. Oczy zdradzały
wszelkie nieszczęsne sekrety whisky.
- Nie rozumie pan, Ŝe zostały zamordowane?
Tylko Ŝe nikt w to nie wierzy. Gdyby dano mi
wiarę, wszystko byłoby w porządku.
- Dlaczego?
- PoniewaŜ...
przerwać naukę i iść do pracy. Ale niewiele mnie
to obeszło. Kochałem ich. Byliśmy szczęśliwi.
Rita ponownie zaszła w ciąŜe zaraz po
urodzeniu Denny'ego i w grudniu
sześćdziesiątego szóstego na świat przyszła Shril.
Andy urodził się latem sześćdziesiątego
dziewiątego, ale wtedy Denny juŜ nie Ŝył.
Andy'ego nie planowaliśmy. Rita się pomyliła.
Sama mi to powiedziała. Mówiła, Ŝe te wszystkie
środki antykoncepcyjne nie zawsze skutkują. ale
ja myślę, Ŝe to nie był przypadek. Dzieci wiąŜą
męŜczyźnie ręce, sam pan o tym najlepiej wie. A
kobiety to bardzo lubią; zwłaszcza jeśli
męŜczyzna jest od nich mądrzejszy. Nie sądzi
pan, Ŝe jest w tym odrobina prawdy?
Harper dyplomatycznie chrząknął.
- Tak czy owak, niewaŜne. Kochałem ich -
ciągnął mściwie Billings, jakby darzył dzieci
uczuciem na przekór swojej Ŝonie.
- Kto zabił pańskie dzieci? - zapytał Harper.
- Czarny lud - odrzekł szybko Lester Billings. -
Wszystkie zabił Czarny lud. Po prostu wyłaził z
szafy i zabijał. - Odwrócił się na bok i
wytrzeszczył zęby. - Myśli pan, Ŝe zwariowałem.
Ma pan to wypisane na twarzy. Ale mnie to nic a
nic nie obchodzi. Chcę jedynie o wszystkim panu
opowiedzieć i umrzeć.
- Słucham.
- Zaczęło się, kiedy Denny miał dwa latka, a Shril
była jeszcze niemowlęciem. Zaczął płakać, gdy
Rita połoŜyła go do łóŜka. Rozumie pan,
mieliśmy w domu dwie sypialnie. Shril spała w
kołysce wstawionej do naszego pokoju. W
pierwszej chwili myślałem, Ŝe dzieciak płacze
dlatego, Ŝe nie pozwoliliśmy mu zabrać do łóŜka
butelki. Rita powiedziała, Ŝebym nie robił z tego
problemu i dał mu spokój. Ale w taki właśnie
sposób rozpuszcza się dzieci. Psuje się je, bo się
im na wszystko pozwala. A później taki złamie
rodzicom serce albo zmajstruje jakiejś
dziewczynie bachora, albo weźmie się za
narkotyki. MoŜe teŜ zostać pedziem. Czy
wyobraŜa pan sobie, Ŝe pewnego dnia dowiaduje
się pan, Ŝe pański dzieciak, pański syn, jest
pedziem?
W kaŜdym razie, kiedy nieustannie wszczynał
takie awantury, zacząłem osobiście kłaść go spać.
Jak nie przestawał się mazać, to dostawał klapsa.
Kiedyś Rita oświadczyła mi, Ŝe Denny ciągle
powtarza słowo "światło". No cóŜ, nie wiem, czy
męŜczyzna potrafi zrozumieć, co mówią tak małe
dzieci. MoŜe tylko matka.
Rita chciała zostawiać mu zapaloną lampkę
nocną. Wie pan taki kinkiet z rysunkami myszki
Micky, psa Huckleberry'ego czy z czymś innym.
Nie pozwoliłem. Jeśli dziecko od małego boi się
ciemności, będzie się bało równieŜ wtedy, gdy
dorośnie.
No dobrze. Denny umarł pierwszego lata po
narodzinach Shril. PołoŜyłem go do łóŜka, a on
natychmiast zaczął ryczeć. Tym razem
usłyszałem co powiedział. Wskazał szafę i rzekł:
"Czarny Lud, tatusiu, Czarny Lud".
Zgasiłem światło i wróciłem do naszego pokoju.
Zapytałem Ritę, dlaczego uczy dziecko takich
dziwnych wyrazów. Kusiło mnie nawet, Ŝeby jej
przyłoŜyć, ale opanowałem się. Oświadczyła, Ŝe
niczego takiego go nie uczyła. Nazwałem ją
kłamczuchą.
Widzi pan, to było dla mnie bardzo cięŜkie lato.
Udało mi się zdobyć tylko robotę w magazynach,
gdzie ładowałem na cięŜarówki skrzynki z pepsi-
colą. Czułem się zmordowany jak koń. Na
dodatek Shril bez przerwy budziła się w nocy i
płakała, a Rita wstawała, wyciągała ją z kołyski i
wąchała pieluchy. Mówię panu, czasami miałem
ochotę wyrzucić obie przez okno. Chryste
Nazareński, dzieci potrafią nieraz człowieka
doprowadzić do szału. Człowiek mógłby ich
nawet zabić.
CóŜ, mała obudziła mnie o czwartej nad ranem,
zgodnie z własnym harmonogramem. Pół śpiąc,
nie otwierając nawet oczu, poczłapałem do
łazienki, a później Rita poprosiła, Ŝebym
sprawdził, czy Danny dobrze śpi. Powiedziałem,
Ŝeby zrobiła to sama, i wróciłem do łóŜka.
Zasypiałem juŜ, kiedy zaczęła krzyczeć.
Wyskoczyłem z pościeli i pobiegłem do pokoju
Denny'ego. LeŜał na plecach i nie Ŝył. Był biały
jak mąka, z wyjątkiem tych miejsc, gdzie... gdzie
opadła krew... Na łydkach, na tyle głowy, na... na
pośladkach. Miał otwarte oczy. Widzi pan, one
były najgorsze. Szeroko otwarte i szkliste jak
oczy w głowie łosia, która wisi nad kominkiem.
Jak na zdjęciach z Wietnamu pokazujące martwe
dzieci Ŝółtków. Ale amerykańskie dziecko nie
powinno tak wyglądać. Martwe i leŜące na
plecach. Na noc wkładaliśmy mu gumowe majtki
z pieluchą, poniewaŜ przez kilka ostatnich
tygodni moczył się przez sen. Okropne. Jak ja
tego dzieciaka kochałem.
Billings powoli potrząsnął głową i znów przesłał
lekarzowi sztuczny, wystraszony uśmiech.
- Rita miała zadartą wysoko głowę i krzyczała.
Chciała wyciągnąć Denny'ego z łóŜka i tulić w
ramionach, ale jej nie pozwoliłem. Policja bardzo
nie lubi, kiedy niszczy się ślady. Wiedziałem...
- Wiedział pan, Ŝe to był Czarny Lud? - spytał
cicho Harper.
- Och, nie! Wtedy jeszcze nie. Ale zauwaŜyłem
jedno. Nie przywiązywałem do tego znaczenia,
lecz ten drobny szczegół utkwił mi mocno w
pamięci.
- Jaki szczegół?
- Drzwi od szafy były uchylone. Odrobinę.
Zaledwie szpara. Ale wiedziałem, Ŝe przecieŜ je
dokładnie zamknąłem. Rozumie pan, w środku
były plastikowe worki na ubrania. Dzieciak
zacznie się nimi bawić i kaput. Uduszenie. Sam
pan najlepiej wie, prawda?
- Wiem. Co było dalej?
Billings wzruszył ramionami.
- Pochowaliśmy go.
Popatrzył Ŝałośnie na ręce, które rzucały ziemię
na trzy małe trumienki.
- Czy wszczęto dochodzenie?
- Pewnie. - Oczy Billingsa szyderczo rozbłysły. -
Pojawił się jakiś wsiowy konował ze
stetoskopem, czarną walizką pełną pastylek od
kaszlu dla dzieci, a w zanadrzu miał dyplom
weterynarza. Uduszenie się poduszką; tak to
określił! Słyszał pan kiedyś takie gówno?
Dzieciak miał trzy lata!
- Do uduszenia się poduszką najczęściej wśród
dzieci w pierwszym roku Ŝycia - odparł ostroŜnie
Harper. - Niemniej diagnozy takie wstawia się do
aktu zgonu do lat pięciu, Ŝeby lepiej...
- Opowiadasz pan głupoty! - wykrzyknął
rozeźlony Billings.
Harper bez słowa ponownie zapalił fajkę.
- W miesiąc po pogrzebie przenieśliśmy Shril do
dawnego pokoju Denny'ego. Rita za nic w
świecie nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu
ostatnie słowo naleŜało do mnie. Uczyniłem to z
cięŜkim sercem; proszę mi wierzyć. Jezu, jak ja
bardzo chciałem Ŝeby Shril spała z nami. Ale
człowiek nie moŜe być nadopiekuńczy. W ten
sposób wyrządza się tylko dziecku krzywdę.
Kiedy byłem mały, matka zabierała mnie na plaŜę
i bez przerwy wrzeszczała o
chrypłym głosem: "Nie odchodź tak daleko! Nie
idź tam! UwaŜaj na cofające się fale! PrzecieŜ
jadłeś zaledwie przed godziną! Nie zanurzaj się z
głową!" Musiałem wtedy uwaŜać na rekiny! I co?
Do dzisiaj nie jestem w stanie nawet zbliŜyć się
do wody. Drętwieję na sam widok plaŜy. Kiedyś,
jeszcze jak Ŝył Denny, Rita skłoniła mnie, Ŝebym
zabrał ją i dzieciaki do Savin Rock. Czy pan wie,
Ŝe odchorowałem tę wyprawę? W stosunku do
dzieci nie wolno być nadopiekuńczym. Siebie
równieŜ nie wolno rozpieszczać. śycie płynęło
dalej. Shril poszła do łóŜeczka Denny'ego.
Wyrzuciliśmy tylko stary materac. Nie chciałem,
Ŝeby moja dziewczynka złapała jakąś bakterię.
Upłynął rok. Pewnego wieczoru, kiedy kładłem
Shril do łóŜeczka, zaczęła zawodzić, krzyczeć i
płakać. "Czarny Lud, tatusiu, Czarny Lud, Czarny
Lud".
A mnie poderwało. To samo przecieŜ było z
Dennym. Od razu przypomniałem sobie, Ŝe
tamtej nocy, kiedy umarł Denny, zastałem
uchylone drzwi od szafy. W pierwszej chwili
chciałem zabrać Shril do naszej sypialni.
- I zabrał pan?
- Nie. - Billings popatrzył na dłonie i skrzywił
się. - Jak mogłem pójść do Rity i przyznać, Ŝe nie
miałem racji? Musiałem okazać charakter.
Zawsze była taką trzęsącą się meduzą... proszę
zauwaŜyć fakt, jak łatwo chodziła ze mną do
łóŜka, kiedy nie byliśmy jeszcze małŜeństwem.
- Z drugiej strony proszę zwaŜyć fakt, jak łatwo
pan chodził z nią do łóŜka - odparł Harper.
Billings, który przekładał właśnie ręce, zamarł
w bezruchu, poczym powoli przekręcił głowę w
stronę lekarza i popatrzył na niego.
- Zaczyna się pan wymądrzać?
- Nie, wcale nie.
- Więc proszę pozwolić mi opowiadać w taki
sposób, w jaki mi się podoba - warknął Billings. -
Przyszedłem do pana, Ŝeby zrzucić cięŜar z piersi.
Opowiedzieć moją historię. Nie zamierzam
informować o moim Ŝyciu erotycznym, jeśli pan
tego się spodziewał. Uprawialiśmy z Ritą
zwyczajne stosunki seksualne, bez Ŝadnych tam
świństw. Wiem, Ŝe wielu ludziom rośnie serce,
kiedy o tym mówią, ale ja do nich nie naleŜę.
- Nie ma sprawy - zgodził się Harper.
- Nie ma sprawy - jak echo dość arogancko
powtórzył Billings.
Najwyraźniej stracił wątek, bo powędrował
niespokojnym spojrzeniem w stronę zamkniętej
na głucho szafy.
- MoŜe chce pan, Ŝeby ją otworzyć? Zapytał
Harper.
- Nie! - sprzeciwił się gwałtownie Billings i
nerwowo się uśmiechnął. - Po co mam oglądać
pana kalosze?
Umilkł i po chwili ciągnął dalej.
- Ją równieŜ zabrał Czarny Lud. - Przeciągnął
dłonią po czole. Najwyraźniej przypomniał sobie
przebieg wydarzeń. - Miesiąc później. Ale
przedtem wydarzyło się coś jeszcze. W środku
nocy usłyszałem hałas, a w chwilę później krzyk
córki. Błyskawicznie pobiegłem do jej pokoju,
otworzyłem drzwi - w hallu paliło się światło - i...
siedziała w łóŜku i płakała, a w pokoju coś się
poruszyło. Głęboko w cieniu, przy szafie. Coś się
prześlizgnęło.
- Czy szafa była otwarta?
- Odrobinę. Zaledwie szpara. - Billings przejechał
językiem po wargach. - Shril krzyczała coś o
Czarnym Ludzie. I wymówiła jeszcze słowo
"szpony". Zabrzmiało to jak "śpany". Rozumie
pan, dzieci mają kłopoty z wymową twardych
głosek. Rita wbiegła na piętro i zapytała, co się
stało. Powiedziałem, Ŝe mała przestraszyła się
cienia gałęzi poruszającego się na suficie.
- Siafa? - spytał nagle Harper.
- Co proszę?
- Siafa... szafa. MoŜe chciała powiedzieć "szafa"?
- MoŜe - odparł Billings. - Mogło być i tak. Ale
nie sądzę. Myślę, Ŝe powiedziała "szpony". -
Znów popatrzył na szafę. - Szpony, długie
szpony. - Jego głos przeszedł nagle w szept.
- Zajrzał pan do tej szafy?
- N...naturalnie. - Billings zaplótł na piersiach
dłonie tak mocno, Ŝe kłykcie palców pobielały
mu niczym księŜyce.
- Znalazł pan coś? Czy dostrzegł pan...
- Niczego nie dostrzegłem! - wrzasnął
nieoczekiwanie Billings. Słowa te wyprysnęły z
niego niczym czarny korek zatykający jego
duszę. - To ja ją znalazłem, kiedy umarła,
rozumie pan? Była czarna. Cała czarna. Połknęła
własny język i była czarna jak Murzyn grany w
teatrze przez białego, i wytrzeszczała na mnie
oczy. Oczy miała jak u wypchanych zwierząt,
lśniące i straszne, jak z Ŝywego marmuru.
Mówiły: "Tato, pozwoliłeś mu mnie zabrać, tato,
zabiłeś mnie, tato, pomogłeś mu mnie zabić..."
Głos mu zadrŜał. Po policzku spłynęła wielka,
wrzeszcząca ciszą i cierpieniem łza.
- Widzi pan, było to zakłócenie pracy mózgu. To
czasami zdarza się u dzieci. Zły sygnał z mózgu.
Zrobiono sekcję zwłok w szpitalu Hartford.
Oświadczyli mi, Ŝe zadławiła się językiem, kiedy
dostała konwulsji. Wróciłem do domu sam, bo
Ricie zaaplikowali jakieś prochy uspokajające i
zostawili ją w klinice. Odchodziła wprost od
zmysłów. Musiałem wrócić do domu sam, ale
wiedziałem, Ŝe dziecko nie dostaje konwulsji
tylko dlatego, Ŝe coś mu się popierdzieli w
mózgu. Ze strachu tak! Musiałem wrócić do
domu, gdzie było to coś. - ZniŜył głos do szeptu.
- Spałem na kanapie przy zapalonym świetle.
- Czy wydarzyło się coś nowego?
- Miałem sen - odparł Billings. - Byłem w
ciemnym pokoju, w którym czaiło się coś,
czego... czego nie mogłem dokładnie zobaczyć;
coś w szafie. To coś wydawało dźwięki...
mlaskało. Przypomniał mi się komiks, który
czytałem w dzieciństwie. Opowieści z krypty, zna
to pan? Jezu! Był tam chłopak, który nazywał się
Graham Ingles; potrafił przywołać kaŜdą
najbardziej przeraŜającą rzecz na świecie i spoza
świata. Tak czy owak, w moim śnie kobieta
utopiła swego męŜa. Przywiązała mu do nóg
kawały betonu i utopiła w zalanym wodą
kamieniołomie. Ale on wrócił. Rozkładał się, był
czarnozielony, ryby wyŜarły mu oczy, a we
włosach miał wodorosty. Wrócił i zabił ją. A
kiedy wyrwałem się ze snu w środku nocy,
wydawało mi się, Ŝe pochyla się nade mną. I miał
szpony... długie szpony...
Doktor Harper popatrzył na stojący na biurku
cyfrowy zegarek. Lester Billings mówił juŜ
blisko pół godziny.
- Jakie nastawienie miała do pana Ŝona po
powrocie ze szpitala? - zapytał.
- Ciągle mnie kochała - odparł z dumą Billings. -
I ciągle robiła to, co jej kazałem. Bo taka juŜ jest
rola Ŝony, nieprawdaŜ? Od tej całej emancypacji
kobiet człowiekowi robi się niedobrze.
NajwaŜniejszą rzeczą w Ŝyciu jest znać swoje
miejsce. Swoje miejsce... tak...
- Miejsce w Ŝyciu?
- Właśnie. - Billings strzelił palcami. - Dokładnie
to. A Ŝona powinna być męŜowi posłuszna. Och,
przez cztery czy pięć miesięcy była blada jak z
księŜyca... Snuła się po domu, nie oglądała
telewizji, nie nuciła pod nosem, nie śmiała się.
Wiedziałem, Ŝe musi z tego wyjść. Kiedy dzieci
umierają tak wcześnie, człowiek nie zdąŜy się
jeszcze do nich przyzwyczaić. Niewiele czasu
musi upłynąć, Ŝeby podchodząc do biurka, na
których stoją ich fotografie, z trudem
przypominał sobie, kogo przedstawiają.
Chciała mieć kolejne dziecko - dodał ponuro. -
Oświadczyłem, Ŝe to poroniony pomysł. Och, nie
na zawsze, ale tylko chwilowo. Powiedziałem jej,
Ŝe musimy się ze wszystkim oswoić i nacieszyć
sobą. Dotąd nie mieliśmy na to czasu. śeby pójść
do głupiego kina, trzeba było fest główkować i
załatwiać kogoś do dziecka. Nie mogliśmy się
wybrać do miasta, do opery, dopóki Rita nie
zorganizowała jakiejś przyjaciółki, która
posiedziałaby z dziećmi; moja mamusia nie
chciała mieć z nami nic wspólnego. Denny za
wcześnie przyszedł na świat, rozumie pan?
Matka uwaŜała Ritę za wycierucha i zwykłą
ulicznicę. Zresztą mianem ulicznicy określała
wszystkie dziewczęta. CzyŜ to nie komedia?
Kiedyś odbyła ze mną powaŜną rozmowę:
opowiedziała o chorobach, które mi groŜą, jeśli
będę zadawał się z kur... z prostytutką.
Oświadczyła, Ŝe jeśli mój ku... penis zacznie
któregoś dnia piec i będzie piekł nazajutrz, to
wszystko jasne. Nie pojawiła się nawet na
naszym ślubie.
Billings zabębnił palcami po klatce piersiowej.
- Ginekolog sprzedał Ricie spiralę. To
zabezpieczy, oświadczył. WłoŜył jej to w... w to
miejsce i juŜ. W razie czego nie dojdzie do
zapłodnienia jaja, oświadczył, a ona nawet nie
będzie czuła, Ŝe to ma. - Billings popatrzył w
sufit i uśmiechnął się ponuro. - Nikt nie będzie
czuł, Ŝe coś tam jest. No i po dziewięciu
miesiącach skończyło się porodem. Do bani.
- śadna metoda antykoncepcji nie jest pewna na
sto procent - odezwał się Harper. - Pigułki dają
tylko dziewięćdziesiąt osiem procent pewności.
Spirala moŜe się przemieścić podczas jakiegoś
skurczu, podczas mocniejszej miesiączki, a
nawet, w wyjątkowych przypadkach przy
oddawaniu moczu.
- Jasne. Albo kobieta moŜe ją sama wyciągnąć.
- To teŜ moŜliwe.
- Co działo się dalej? Robiła na drutach małe
ubranka, śpiewała pod prysznicem i jak wariatka
zajadała się piklami. Siadała mi na kolanach i
twierdziła, Ŝe taka była widać wola boska.
Pszczoły pierdoły.
- Dziecko przyszło na świat pod koniec tego
samego roku, kiedy umarła Shril?
- Zgadza się. Chłopiec. Nazwała go Andrew
Lester Billings. Początkowo nie chciałem mieć z
tym wszystkim nic wspólnego. UwaŜałem, Ŝe
skoro spieprzyła sprawę, niech sama sobie radzi.
Wiem, jak to brzmi, ale niech pan nie zapomina,
Ŝe przeszedłem juŜ swoje.
Szybko jednak zmieniłem stosunek do
Andy'ego. Ostatecznie było to jedyne dziecko do
mnie podobne. Denny przypominał matkę, a Shril
nikogo z nas; moŜe trochę moją babcię Ann. Ale
Andy... skóra zdarta ze mnie.
Kiedy wracałem z pracy, potrafiłem godzinami
się z nim bawić. Siedząc w kojcu, chwytał mój
palec i śmiał się albo gaworzył. Uwierzy pan,
dzieciak miał tylko dziewięć tygodni, a juŜ śmiał
się do swego taty.
Pewnego wieczoru kupiłem w sklepie
samochodzik-zabawkę i powiesiłem mu nad
łóŜkiem. Ja! Ja, który uwaŜałem, Ŝe dziecko nie
doceni zabawki tak długo, dopóki nie będzie na
tyle duŜe, Ŝeby za nią podziękować. Ale kupiłem.
Kupiłem mu tę głupią zabawkę i natychmiast
uświadomiłem sobie, Ŝe nikogo i niczego nie
kochałem na świecie bardziej niŜ tego brzdąca.
Akurat podłapałem bardzo dobrą robotę.
Sprzedawałem sprzęt wiertniczy w firmie Cluett
and Sons. Powodziło nam się bardzo dobrze,
więc kiedy Andy miał roczek, przenieśliśmy się
do Waterbury; ze starym miejscem wiązało się
zbyt wiele złych wspomnień.
- I zbyt wiele szaf.
- Następny rok był najlepszy w naszym Ŝyciu.
Oddałbym prawą rękę, Ŝeby tylko wróciły tamte
dni. Och, naturalnie, wojna w Wietnamie ciągle
trwała, po ulicach snuli się na golasa hipisi, a
czarnuchy darły ryje, ale nas to nie dotyczyło.
Mieszkaliśmy w miłej okolicy na cichej uliczce.
Byliśmy szczęśliwi - podsumował prosto. Raz
zapytałem Ritę, czy nie dręczy jej jakiś niepokój.
Wie pan do trzech razy sztuka i te rzeczy.
Odparła, Ŝe nie. Oświadczyła, Ŝe Andy jest kimś
szczególnym. Powiedziała, Ŝe Bóg osobiście
roztacza nad nim opiekę.
Plik z chomika:
nazgull
Inne pliki z tego folderu:
Bachman Richard - Regulatorzy.pdf
(1229 KB)
King Stephen - Truskawkowa wiosna.pdf
(63 KB)
King Stephen - Tratwa.pdf
(162 KB)
King Stephen - Śmierć Jacka Hamiltona.pdf
(157 KB)
King Stephen - Szaman miejski.pdf
(1247 KB)
Inne foldery tego chomika:
Koontz, Dean
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin