Kamień Małżeństw - Josephine Darcy(1).doc

(4273 KB) Pobierz
„Kamień Małżeństw”

„Kamień Małżeństw”

by Josephine Darcy

tłum.: NoName i Tristan albo unbelievable

 

Rozdział 1.


Szukając wolnego przedziału w pociągu do Hogwartu, Harry starał się ignorować uporczywe spojrzenia innych uczniów najlepiej jak potrafił. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie gapią się na niego i plotkują za jego plecami, ale wydawało mu się, że ten rok będzie gorszy niż zazwyczaj. Nawet Gryfoni milkli, uśmiechając się na jego widok i obgadując, gdy myśleli, że ich nie słyszy.
Znalazłszy wolny przedział, ukrył się w nim myśląc o ironii popadania ze skrajności w skrajność zaraz po wejściu do pociągu. Dursley'owie udawali, że nie istniał, podczas gdy Świat Czarodziejów nie miał go dość.
Mógł jedynie mieć nadzieję, że ten rok będzie mniej obfity. Może zostanie zostawiony w spokoju, gdy ludzie zapomną o wydarzeniach zeszłej wiosny. To nie tak, że chciał być celem Voldemorta i jego Śmierciożerców, wręcz przeciwnie - nigdy o to nie prosił. Tak po prostu musiało być. Ostatnie miesiące, gdy był w piątej klasie, okazały się bardziej bogate w wydarzenia niż poprzednie cztery lata razem wzięte.
Zachowywał się jak każdy piętnastolatek - nieźle grał w Quidditcha, uczył się nowych przedmiotów, zdobywał i tracił punkty, dostawał szlabany, kłócił się i godził z przyjaciółmi. A wśród chaosu towarzyszącemu typowym szkolnym dniom, musiał stawić czoła Czarnemu Panu. Nie raz, a trzykrotnie w ciągu zeszłego roku. Ostatnia konfrontacja miała miejsce tuż przed rozpoczęciem wakacji. Była przysłowiową kulą w łeb, która o włos ominęła Magiczny Świat.
Voldemort, potężniejszy niż kiedykolwiek, dostał w swe ręce legendarny artefakt - Oko Odyna. Kryształ, który mógł zniszczyć każdego czarodzieja ośmielającego się stanąć mu na drodze. Oczywiście zaatakował Hogwart będąc w posiadaniu owego przedmiotu, w celu pozbycia się zarówno jego - Harry'ego Pottera jak i Albusa Dumbledore'a.
Zabił pierwszą grupę aurorów, którzy wyszli naprzeciw niemu i jego popleczników. Wiedzieli, że nie mają szans z Czarnym Panem i bronią, którą aktualnie władał. Będąc szczerym, nikt nie miał takiej możliwości - nawet Dyrektor. Nie było nikogo, kto byłby na tyle silny, by pokonać Lorda.
Najsilniejszy czarodziej tego stulecia starał się bronić starożytnego zamku i dzieci uwięzionych w środku. Wszyscy wciąż żyli nadzieją, nawet jeśli najwięksi optymiści w końcu zdali sobie sprawę, że pokładanie wiary w nastolatku jest śmieszne.
Naturalnie, Harry Potter wykorzystał okazję i pokazał, że się mylili. Wprawdzie nie mógł równać mocy Voldemorta ze swoją, ale nie powstrzymało go to przed ukryciem się pod Peleryną Niewidką i pokonaniem Czarnego Pana tak, jakby rozgrywał mecz Quidditcha, dzięki miotle. Nie było żadnej magii, zaklęć, pojedynków. Harry po prostu wleciał w środek armii Śmierciożerców, kradnąc Oko Odyna prosto z dłoni Lorda.
Zmiana energii spowodowana kradzieżą zabiła najbliżej stojących popleczników Toma, a jego samego pozbawiła mocy, wysyłając Pottera na trzy tygodnie do Skrzydła Szpitalnego. Voldemort upadł. Osłabł, ale wciąż żył, a Śmierciożercy rozproszyli się, schodząc z pola widzenia. Harry został poklepany po plecach przez wdzięczną społeczność czarodziejską i odesłany na wakacje na Privet Drive. Wolne miesiące spędził walcząc z koszmarami w najmniejszej sypialni domu wuja, podczas gdy jego twarz nie schodziła z pierwszych stron Proroka Codziennego.
Teraz wracał do Hogwartu, znosząc spojrzenia i plotki najlepiej jak umiał. Ron i Hermiona znaleźli go i dotrzymali mu towarzystwa, rozmawiając o swoich wakacjach, opowiadając zabawne historie, jakie im się przydarzyły. Oboje wiedzieli, że Harry nie był szczęśliwy, spędzając czas z Dursley'ami. Generalnie robili wszystko, by odciągnąć myśli chłopaka od cyrku, jakim niewątpliwie było jego życie.
Zbliżali się do Hogwartu, kiedy Hermiona przybliżyła mu przebieg politycznej burzy, która rozpętała się podczas wakacji. Harry, bohater czarodziejskiego świata stał się najbardziej pożądanym towarem w zaciętych wyborach na nowego Ministra Magii. Korneliusz Knot startował w kampanii i miał nie mniej niż pięćdziesięciu przeciwników. Wiadome było, że wygra ten, który będzie miał poparcie Złotego Chłopca, ale ten nie znał żadnego z kandydatów i bynajmniej nie zamierzał głosować na Knota. Zignorował uwagi Hermiony, uważając je za nieważne.
Nie wiedział wtedy, że to polityczne zamieszanie wywróci jego życie do góry nogami po raz kolejny.

***

Harry siedział między Ronem a Nevillem przy stole Gryffindoru, słuchając corocznej przemowy Dumbledore'a otwierającej nowy rok szkolny. Przypominał uczniom o zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu i o tym, że pozostałości po bitwie, nazywanej przez Seamusa Bitwą o Hogwart, wciąż uporczywie trwają na swoich miejscach w okolicach boiska do Quidditcha. Zabronił używania różdżek w tamtym terenie, zanim nie zostanie kompletnie oczyszczony. Sprzątanie przypadło uczniom siódmej klasy w ramach praktyk pozbywania się skutków Czarnej Magii.
- Nie zazdroszczę im - powiedział Dean, ciesząc się, że jest w szóstej. - Mogę sobie wyobrazić, że wciąż będą znajdować szczątki Śmierciożerców.
Harry zbladł po słowach kolegi, niezdolny do przyłączenia się do ogólnego śmiechu, który wywołała wypowiedź Thomasa. Wszyscy byli bezpieczni w zamku. Kiedy ukradł Oko Odyna nie spodziewał się, że spowoduje tyle śmierci.
- Dean! - głos Hermiony uciął śmiech. Spojrzała na chłopców. - Myślałam, że uzgodniliśmy żeby nie poruszać pewnych tematów.
Sądząc po spojrzeniach, jakimi koledzy obdarzyli Harry'ego, mógł domyślić się, o jakich tematach mowa. Nie wiedział, kiedy znalazła czas na dyskusje z nimi, ale był jej za to wdzięczny.
Gdy trzykrotnie spotkał się z Voldemortem zeszłego roku, jego przyjaciele i kumple z klasy byli bezpiecznie zamknięci w wieży Gryffindoru. Dla nich ta historia była odległa i fascynująca - dla Harry'ego jedynie koszmarem, z którym walczył każdej nocy. Wakacje były jeszcze cięższe niż zwykle, bo budził swoją rodzinę krzykami przerażenia, niezdolny do kontrolowania swoich snów. Wuj Vernon nigdy go nie uderzył, poza sporadycznymi uderzeniami w twarz lub w tył głowy. Mimo to chłopak był karany - chodził głodny, zyskując więcej prac domowych, resztę czasu spędzając zamknięty jak więzień, trzymany z dala od `normalnych` ludzi.
- Przepraszam, Harry.
- W porządku - zapewnił, zmieniając temat na tak `bezpieczny`, jak to możliwe. - Zastanawiam się, jaki to będzie miało wpływ na rozgrywki Quidditcha w tym roku.
- Cholera! - zaklął Seamus, zgadzając się z Harrym. - Racja. Myślicie, że nie możemy używać mioteł?
- Dumbledore nie mówił nic o nich - zauważył Ron. - Wspomniał tylko o uważaniu z różdżkami.
- Może to znaczy, że Ślizgoni nie będą oszukiwać w tym roku - zasugerował Neville.
Spojrzeli na stół Slytherinu. Malfoy jak zwykle zebrał wokół siebie grupę `swoich`. Po raz kolejny Lucjusz uniknął kary za działanie na rzecz Voldemorta. Fakt, że nie brał udziału w ostatniej bitwie bardzo mu pomógł. Wyżej postawieni urzędnicy ignorowali oskarżenia wysunięte przez Harry'ego jakoby Malfoy był jednym z najbardziej zaufanych popleczników Czarnego Pana. Ojcowie Crabbe'a i Goyle'a zostali znalezieni martwi na polu walki, a ich żony oczyszczone z zarzutów o bycie śmierciożercami. W konsekwencji obaj chłopcy stanowczo trwali przy boku Draco, pozostając wolnymi, gdyż Minister miał ważniejsze sprawy na głowie. Nawet jeśli lojalność ich ojców zachwiała ich pozycję w Slytherinie, nie było to widoczne ani dla Pottera ani dla reszty Gryfonów. Harry nie wiedział, jak ma dogadać się z kolegami, którzy obwiniali go o śmierć członków swoich rodzin.
- Przypuszczam, że są bardziej nieznośni niż zwykle - narzekał Dean. - Nawet jeśli połowa ich rodziców jest posądzona o działanie po ciemnej stronie, nadal zachowują się jakby należał do nich świat.
- Po prostu pokazują, co można osiągnąć dzięki pieniądzom i nazwisku - zgodził się Seamus.
- To nie wyjaśnia, co ze Snapem - zrzędził Ron, a Harry rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Ostatniego roku on, Ron i Hermiona dowiedzieli się, że Snape szpieguje dla Dumbledore'a i uzgodnili między sobą, by nie mówić więcej niż to konieczne, nie chcąc powiedzieć niczego, co mogłoby zaszkodzić.
- Nie dajcie się zwieść pozorom. - Seamus nie zdawał sobie sprawy, że plotkuje. - Rodzina Snape'a to jeden z najstarszych i najbardziej szanowanych czarodziejskich rodów. Podobno są bogaci.
- Snape ma rodzinę? - Ron posłał mu zdziwione spojrzenie.
- Cóż, nie wiem o tym zbyt dużo - przyznał Finnigan. - Słyszałem, że ma siostrę i kilku braci. Mój wuj pracuje w Urzędzie Skarbowym Ministerstwa. Podsłuchałem, jak mówił o podatkach pobieranych od dziedziczonych posiadłości i wspomniał o dworze Snape'ów.
- To wcale nie znaczy, że należy do Snape'a - zauważyła Hermiona. - Jeśli ma rodzeństwo, jedno z nich mogło odziedziczyć wszystko.
- Wciąż nie rozumiem - narzekał Dean. - Facet nie musi pracować, ale wciąż tu jest, zamieniając nasze życie w piekło tylko dlatego, że lubi gnębić uczniów.
- Ale nie nienawidzi cię tak, jak mnie. - Neville nie zdał zbyt dobrze SUMa z eliksirów, więc nie musiał już kontynuować nauki tego przedmiotu.
- Nie wierzę, że Harry i ja dostaliśmy się na zaawansowane eliksiry. Nie mogę uwierzyć, że chcemy chodzić na zajęcia do Snape'a.
- Wiecie, że nie zostaniecie aurorami bez jego lekcji - przypomniała im Hermiona.
- Jestem pewien, że gdyby to on oceniał SUMy nie zdalibyśmy żadnego - westchnął Harry. - W tym roku zrobi wszystko, żebyśmy tego pożałowali.
- Nie przejmuj się, Harry - Hermiona pocieszała go. - Będziemy pracować razem i będzie dobrze. Przebrniemy przez eliksiry, nawet jeśli miałoby nas to zabić.
- Tego się właśnie boimy - powiedzieli zgodnie Ron, Dean, Seamus i Harry. Wybuchnęli śmiechem, uspakajając się moment później, gdy pojawiło się jedzenie. Harry jadł pierwszy przyzwoity posiłek od początku wakacji.
Mieli już wracać do wieży Gryffindoru, gdy pojawiła się profesor McGonagall i nakazała iść za sobą Harry'emu, Ronowi i Hermionie.
Skonsternowani, życzyli dobrej nocy kolegom z roku. Wyszli z holu za swoją opiekunką, zastanawiając się, co takiego mogli zrobić w ciągu tych kilku godzin, kiedy byli w Hogwarcie, by zwrócić na siebie uwagę grona pedagogicznego. Zostali wprowadzeni do prywatnych pokoi niedaleko pokoju nauczycielskiego. Z zaskoczeniem spostrzegli, że w pomieszczeniu czekają na nich państwo Weasley. Gdy Ron poszedł przywitać się z rodzicami, Harry zauważył, że Dumbledore, Snape i Hooch też tam byli. Ku jego zdziwieniu Percy Weasley też dotrzymywał im towarzystwa. Były prefekt naczelny posłał mu słaby uśmiech, powiedział coś do swojego ojca i wyszedł z pokoju. Harry i Hermiona wymienili zdezorientowane spojrzenia, wzruszając ramionami,
- Ah, Harry! - Dumbledore przywitał go. - Chodź, mój chłopcze. Obawiam się, że mamy mały problem.
Potter poczuł, jak jego serce zamiera. Jeśli Dyrektor mówił, że mamy „mały problem” to zwykle znaczyło coś złego.
- Czy to... - jego głos urwał się, gdy zawstydzony zobaczył, że Snape rzucił mu gniewne spojrzenie. - Czy to Voldemort?
Nazwisko Czarnego Pana wywołało taki sam efekt, jak zawsze. Za wyjątkiem Dyrektora i Snape'a wszyscy się wzdrygnęli. Dumbledore zmarszczył brwi, nie dodając Harry'emu odwagi. - Cóż, nie bezpośrednio, ale jest zamieszany w tą sytuację. Wiemy, że był widziany, zbierając ponownie siły po wydarzeniach ostatniej wiosny. - Harry poczuł jak kolana uginają się pod nim i był wdzięczny, odkrywając za sobą puste krzesło, na które opadł bez zastanowienia.
- Powiedział pan, że nie bezpośrednio? - zapytał drżącym głosem.
Voldemort odzyskiwał siły, ale nie to było trudnością, która zajmowała teraz Dyrektora. To nie wyglądało dobrze. Mógł to stwierdzić, patrząc na zmartwione miny państwa Weasley.
- Obawiam się, że ta sprawa ma wiele wspólnego z Knotem - wyjaśnił starzec.
Harry spojrzał krótko na pozostałych. Na twarzach dorosłych mógł zauważyć zdegustowanie.
- Coś się stało Ministrowi?
- Chciałabym - wymamrotała Molly Weasley przez zaciśnięte zęby. Artur skinął głową na znak, że potwierdza słowa żony.
- Nie, Harry - westchnął Dyrektor, głaszcząc swoją długą, siwą brodę. - Przypuszczam, że nie czytałeś gazet tego lata?
- Nie, profesorze - przyznał chłopiec. - Mój wuj dostawał Times'a, ale groził mi paskiem, gdybym się do niego zbliżył.
Zaskakująco, ten komentarz wywołał podobną reakcję jak nazwisko Voldemorta. Dorośli wymienili między sobą zakłopotane spojrzenia.
- Właściwie miałem na myśli czarodziejskie gazety, chłopcze. - Dumbledore uśmiechnął się łagodnie. - Ale mniejsza o to. Chodzi o to, że Knot startuje w ponownych wyborach. Ma więcej przeciwników niż kiedykolwiek. Wszyscy kandydaci głośno rywalizują między sobą o władzę w Czarodziejskim Świecie. A ty wydajesz się być do tego przepustką.
- Nie rozumiem, profesorze. - Potter zmarszczył brwi, żałując, że nie przyłożył większej uwagi do wyjaśnień Hermiony w pociągu. Jak mógł mieć coś wspólnego z wyborami?
- To konkurs popularności, Harry - wyjaśniła dziewczyna. - Wygra ten, który będzie miał twoje poparcie. Opinia publiczna przychyli się do tego, kto będzie miał coś wspólnego z tobą.
Chłopiec zamrugał z zaskoczeniem. - Ale ja nawet ich nie znam! Jak mogę być w to zamieszany?
- To nie jest ważne, Harry - wyjaśnił Dyrektor. - Duże znaczenie ma to, co wydrukują gazety, a wiesz z jakim zamiłowaniem Prorok Codzienny wymyśla nowe historie. To raczej zaskakujące, jak wielu czarodziei przyznało się do omawiania z tobą taktyk wojennych i zaklęć defensywnych. Jakkolwiek, nie to mnie martwi. Knot postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i być o krok przed wszystkimi.
- Co ma pan na myśli?
Dumbledore zmarszczył brwi i spojrzał na Artura Weasley'a, który westchnął i usiadł obok Harry'ego.
- Percy przechwycił notatkę w Ministerstwie. Ostrzegł mnie, co się dzieje. Knot postanowił ogłosić niezdolność twojego wuja do opieki nad tobą i samemu cię adoptować.
Potter podskoczył w szoku.
- Adoptować mnie?!
Spędził całe dzieciństwo niechciany, a teraz nagle ten cholerny Minister Magii chce się nim zająć!
- Tak, Harry - skinął pan Weasley. - Biorąc pod uwagę to, kim jest, nie ma zbyt wielu prawnych przeszkód. Niedawno skończył papierkową robotę, odkryliśmy to niedawno. Percy powiedział, że jeśli udowodnią winę twojemu wujowi adopcja będzie legalna dzisiaj w nocy lub jutro rano.
- Przecież to absurd! - Harry protestował, a jego wypowiedź została pokryta echem słów Rona i Hermiony.
- Harry - przerwał Dumbledore. - To jest absurdalne tylko wtedy, gdy oskarżenia wobec twojego wuja są bezpodstawne.
- Co ma pan na myśli? - zapytał ostrożnie.
- Chcemy wiedzieć, czy Minister ma prawo przypuszczać, że twój wuj zachowywał się niestosownie. - Molly spokojnie wyjaśniła chłopcu sytuację. - Wszyscy wiemy, że Dursley'owie nie są dla ciebie mili, ale czy kiedykolwiek maltretowali cię? Zrobili coś niezgodnego z prawem?
Harry zbladł. - Na przykład?
- Powiedziałeś, że groził ci paskiem - przypomniała. - Czy naprawdę by go użył?
Westchnął. Nie chciał mówić nic więcej. Nie poczuł przypływu lojalności wobec wuja, ale nie chciał powiedzieć nic, co pozwoliłoby Ministrowi go adoptować.
- Na Merlina, Potter! - mruknął Snape. - Po prostu odpowiedz na pytanie, żebyśmy wiedzieli, czego się spodziewać. Będziesz zmuszony do wypicia Veritaserum, jeśli sprawa trafi do sądu.
Harry spojrzał na niego zszokowany.
- Severusie! - pani Weasley spiorunowała mężczyznę wzrokiem. - Nie strasz go! Teraz, mój drogi chłopcze, musisz powiedzieć nam, czy byłeś źle traktowany?
- Nie jestem pewien, co konkretnie ma pani na myśli - powtórzył.
- Potter! - Severus zrugał go. - Nie bądź tępy. Bił cię, głodził, zamykał, ranił twoje uczucia lub ukradł cholernego pluszowego misia?
Dorośli wpatrywali się w Snape'a, a Potter zbladł pod wpływem mrocznego spojrzenia. A kiedy nie padło już żadne inne słowo, zrozumiał, że oczekują odpowiedzi na zadane przez profesora pytanie.
- Tak - stwierdził zwięźle.
Jego słowa zaskoczyły Mistrza Eliksirów, który zamrugał w szoku i cofnął się o krok, utwierdzając Harry'ego w przekonaniu, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Dumbledore nagle zaczął wyglądać na swoje lata, usiadł na jednym z foteli i zapytał miękko:
- Mógłbyś sprecyzować?
Chłopiec spojrzał zdziwiony jego oczywistym zdumieniem.
- Przepraszam, profesorze - zaczął. - Ale pan już to wie.
Zwykle wesołe oczy Dyrektora wypełnił smutek. - Co masz na myśli?
- Na początek moje listy z Hogwartu - wyjaśnił. - Przysyłał je pan na adres: Hary Potter, Komórka Pod Schodami.
Harry zobaczył blednącą twarz mężczyzny, który walczył ze Śmierciożercami bez mrugnięcia okiem.
- Chcesz powiedzieć, że spałeś w komórce?
- Przez dziesięć lat - potwierdził. - Przenieśli mnie po tym, jak przyszły listy. Bali się, że o tym wiecie.
- Harry, szkolne listy są adresowane magicznie - wyjaśniła profesor McGonagall. - Żadne z nas nie widziało adresu.
- A co z resztą? - zapytała miękko pani Weasley. Harry zauważył, że jej oczy błyszczą niebezpiecznie.
- Cóż, nigdy nie miałem pluszowego misia - zmierzył Snape'a wzrokiem. Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego i przygnębionego. - Mój wuj czasami mnie uderzył, ale nie tak często. Zwykle, gdy chciał mnie ukarać, zamykał mnie i nie karmił. Myślałem, że o tym wiecie. To wyjaśniałoby, dlaczego przysyła mi pani jedzenie na urodziny.
Oczy kobiety zabłyszczały i Harry zaczął się obawiać, że mama Rona zaraz się rozpłacze.
- Kiedy Ron mówił, że głodujesz, pomyślałam, że potrzebujesz tyle jedzenia, co inni nastolatkowie. Nie mniej niż sześć czy siedem porządnych posiłków dziennie.
Sześć czy siedem porządnych posiłków? Oczy Pottera zamigotały. Teraz już wiedział, dlaczego Ron i jego bracia są tacy wysocy.
- Jak długo cię głodzili? - zapytała profesor McGonagall.
- Zwykle dwa lub trzy dni. Czasami, jeśli byli bardzo źli, cztery czy pięć. Nie wystarczająco, żebym poważnie się rozchorował czy coś - powiedział. Z przerażeniem zauważył, że jego słowa nie zabrzmiały tak, jakby chciał. - To nie tak, że chcieli mnie zabić! - Dodał szybko. Nie tak, jak Voldemort - pomyślał.
Przy Czarnym Panu wuj Vernon wydawał się być niczym.
- Przepraszam, Harry - powiedział cicho Dumbledore. - Nie mieliśmy o tym pojęcia. Gdybyśmy wiedzieli... gdybym ja wiedział, nie pozwoliłbym ci żyć z tymi ludźmi.
Chłopak zmarszczył brwi. - Ale pan wysłał mnie tam, żeby mnie chronić - przypomniał Dyrektorowi. - Przed Voldemortem. Tam nie mógł mnie dosięgnąć. - Nie chciał, by Dumbledore czuł się źle przez jego wuja. Rozumiał konieczność mieszkania w Surrey i był zdziwiony że nikt oprócz niego o tym nie pamięta.
- Tak, Harry - zgodził się starzec. - Ale zawsze są alternatywy. Znalazłbym inne wyjście.
Nie wiedząc, co powiedzieć, Harry po prostu zamilkł. Czuł się niekomfortowo, gdy cała uwaga skupiała się na nim.
- Więc - westchnął Artur. - Żądanie Knota jest legalne.
- Na to wygląda - dodał Dumbledore.
- Ale nie możemy pozwolić mu adoptować Harry'ego! - zaprotestował Ron.
- Przepraszam - odezwała się Hermiona. Jej brwi ściągnęły się, gdy intensywnie myślała. - Naprawdę nie wiem, gdzie leży problem. Wiem, że to okropne - Harry synem Knota. Ale czy to robi jakąś różnicę? Może powiedzieć gazetom, co chce - bez czy z adopcją może go popierać. I to nie tak, że Harry musi z nim żyć. Większość roku jest w szkole, a latem Minister jest zbyt zajęty, by się nim zajmować.
- Obawiam się, że to nieprawda, panno Granger - powiedział Dyrektor. - To właśnie jest nasz problem. Knot zdecydował, że zabierze Harry'ego ze szkoły.
Oczy dziewczyny zabłysły w przerażeniu.
- Nie może! Jak wyjaśniłby to gazetom? Zabieranie Chłopca - Który - Przeżył przed zdaniem OWUTEMów?!
- Prywatne nauczanie. Zamierza sprowadzić dla Harry'ego nauczycieli. To jedna z dróg, by zabrać go spod wpływu Dyrektra, a o tym marzył od zawsze.
Wcześniejsza wypowiedź Dumbledore'a nagle nabrała większego sensu. Harry zbladł i zaczął drżeć.
- Jeśli zabierze mnie z Hogwartu nic nie ochroni mnie przed Voldemortem.
Dyrektor skinął głową, potwierdzając jego słowa.
- Ale nawet Knot nie jest taki głupi! - zaprotestował Ron, czerwieniąc się pod wpływem spojrzeń skierowanych w jego stronę. - Rozumiem - zgodził się - Jest.
Jednym z powodów stracenia tak dużej ilości aurorów poprzedniego roku była niechęć Ministra do przyznania, że Voldemort powrócił zanim prawie było za późno. Kiedy w końcu nie miał wyboru i musiał to przyznać, został publicznie ośmieszony.
- Zaryzykuje moje życie dla swojej kariery politycznej? - zapytał Harry.
- Obawiam się, że tak - przyznał Dumbledore.
- I nie można zrobić nic, żeby go powstrzymać?
- Musimy znaleźć sposób - powiedział pan Weasley.
- A co z Syriuszem? - zaprotestował Harry. - Moi rodzice wyznaczyli go jako mojego prawnego opiekuna. Nie ma pierwszeństwa przed Knotem?
Artur potrząsnął głową. - Minister unieważnił jego roszczenie. Aktualnie Black jest poszukiwanym przestępcą i jako taki nie może zostać twoim prawnym opiekunem.
- Tato! - krzyknął Ron. - Dlaczego my nie adoptujemy Harry'ego?
Państwo Weasley uśmiechnęli się.

- Wierz mi, Harry, chętnie byśmy się tobą zaopiekowali, ale nie ma możliwości, żebyśmy wyprzedzili Ministra. Skończył już papierkową robotę. Nam zajęłoby to minimum trzy miesiące. Moglibyśmy coś zrobić, gdybyśmy wiedzieli wcześniej. Jakkolwiek, żądanie Knota będzie legalne w przeciągu kilku godzin, o ile już nie jest.
- Więc nie możemy nic zrobić? - zapytał Harry. - Nie da się zatrzymać adopcji. - Spojrzał na Dumbledore'a. Starzec wyglądał na zagubionego w myślach, zapewne próbując coś wymyślić. - Będę łatwym celem, jeśli Knot położy na mnie swoje łapy. Jeśli Voldemort osobiście się po mnie nie pofatyguje, zrobi to bliski przyjaciel Ministra, Lucjusz Malfoy. Nie mam wyboru, muszę uciekać.
- Wtedy dopiero będziesz łatwym celem - wtrącił się Snape. - Zostawiasz za sobą magiczną sygnaturę, za którą nawet dziecko mogłoby podążyć. Voldemort znalazłby cię w ciągu paru dni.
Harry spojrzał na Mistrza Eliksirów.

- To co mam robić? Nie mogę uciekać, nie mogę walczyć. Co więc mam zrobić?
- To śmieszne! - warknęła Hermiona. - Mam na myśli... To okropne, że Harry naprawdę potrzebuje opiekuna. Jest wystarczająco dorosły, by się ożenić, a nie może zająć się sam sobą?
Kilka głów odwróciło się w jej stronę, a zdumione spojrzenia utkwiły w niej.
- Co? - zapytała zaskoczona, cofając się dla bezpieczeństwa.
- Hermiono Granger, jesteś genialna! - zawołał Dumbledore.
- Co ja takiego powiedziałam?
- Ślub! - wyjaśnił Dyrektor. - Masz absolutną rację, Harry jest wystarczająco dorosły, by wziąć ślub!
- A jeśli się ożeni, automatycznie nie będzie dłużej potrzebował opieki! Adopcja Knota będzie nieważna! To świetne rozwiązanie! - zauważył Artur.
- Co jest świetnym rozwiązaniem? - zapytał Harry. Oni nie mogli sugerować tego, co on myślał, że proponują.
- Małżeństwo, mój chłopcze! - wesołe ogniki wróciły do oczu starca. - Musisz wziąć ślub zanim Korneliusz przybędzie z papierami. To nie jest nic niemożliwego.
- Ślub! Przecież mam dopiero szesnaście lat! - oczy Harry'ego rozbłysły szokiem.
- W czarodziejskim świecie możesz zawrzeć związek małżeński jeśli ukończyłeś piętnaście lat. Wcześniej było trzynaście, ale zmieniono to w 1504 roku.
1504? Chłopiec pokręcił głową, ogłuszony. Dlaczego nie uczyli ich tego w szkole? - Ale... ale ślub? Kogo miałbym poślubić?
Ron i Hermiona popatrzyli na niego przerażeni. Harry prawie nie zauważył spanikowanego spojrzenia swojego najlepszego przyjaciela, które rzucił dziewczynie. Jego twarz oblała się rumieńcem po to, by za chwilę zblednąć. Widocznie dotarło do niego oczywiste rozwiązanie dla Pottera. To wystarczyło, by na chwilę odwrócić uwagę Harry'ego - zauważył, że jego przyjaciel w końcu przyznał przed samym sobą, że czuje coś do genialnej panny Granger. Widział, że Ron zacisnął zęby, by powstrzymać się od komentarza. Czarnowłosy zrozumiał, że jego przyjaciel nie powie nic, jeśli będzie myśleć, że tak będzie lepiej dla Pottera.
- Musimy kogoś szybko znaleźć - zdecydował Dumbledore, a jego spojrzenie zatrzymało się na Hermionie. Chłopiec spojrzał na niego, pragnąc by starzec skierował wzrok na kogoś innego. Prędzej poślubiłby panią Norris niż zrobił to swoim najlepszym przyjaciołom.
- Masz dziewczynę, kochaneczku? - zapytała Molly. Uśmiechnęła się z nadzieją do panny Granger, nie zauważając spanikowanego wzroku własnego syna.
- Nie, nie mam.
- Więc może... - zaczęła Molly, wciąż patrząc na dziewczynę.
- Nie! - krzyknął zanim pani Weasley skończyła zdanie. - Bez obrazy, Hermiono - dodał szybko. - Ale to byłoby jak poślubienie siostry.
- W porządku - powiedziała, patrząc uspokojona. Ron nic nie powiedział, ale Harry zobaczył ulgę w jego oczach. Ulgę, która została zastąpiona poczuciem winy. Zmarszczył brwi. To okropne! Nie byłoby łatwiej, gdyby mógł potraktować Knota jednym z Niewybaczalnych?
- Kamień Małżeństw - wykrzyknął nagle Dumbledore. Wszyscy odwrócili się, by na niego spojrzeć.
- Nadal masz tego starocia? - zapytała pani Hooch, dziwiąc się.
- Jest w moim gabinecie - powiedział. - Mogłabyś go przynieść?
Skinęła głową i opuściła pomieszczenie.
- Jesteś pewien, że powinniśmy go użyć? - McGonagall wyglądała na zmartwioną. - W przeszłości spowodował wiele zamieszania.
- Tylko wtedy, gdy ludzie, o których pytano Kamień byli już w związku małżeńskim. Harry nie jest.
- Kamień Małżeństw... - Hermiona zamyśliła się. - Słyszałam o nim. Czytałam o nim.
Oczywiście, że tak - pomyślał Harry. - Co to jest? - zapytał głośno.
- To stary artefakt - powiedział Dumbledore. - Pokazuje idealną parę.
- Idealną parę? - zapytał ostrożnie. - Nie brzmi źle. Gdzie jest haczyk? - życie nauczyło go, że zawsze musi jakiś być.
- Zależy od tego, kto patrzy - wyjaśniła Hermiona. - Najbardziej znane użycie zapamiętano, ponieważ do kamienia spojrzała królowa Ginewra. Była wtedy poślubiona królowi Arturowi, a Kamień wskazał jej Lancelota. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
- Jak to pomoże Harry'emu? - mruknął Ron. - Mam na myśli, że musi wziąć ślub do jutra rana. A co, jeśli kamień pokaże kogoś, kogo nie zna? To może być ktoś z drugiego końca świata! Albo ktoś, kogo nie lubi. Ktoś, kto jest teraz za młody. Ktoś, kto jest już po ślubie. Powodów, dla których nie używa się już Kamienia, musi być więcej!
- Wtedy będziemy zmuszeni wymyślić coś innego - uciął Dumbledore. - Znaleźć kogoś. Tymczasem wybierzemy idealną parę dla Harry'ego. Zasługuje na każde szczęście, jakie możemy mu dać.
- Szczęście? - zaprotestował. - Dajcie spokój. Robimy to tylko po to, by utrzymać mnie przy życiu. Nic więcej. Jedynie możemy mieć nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wziąć udział w tej farsie.
Nie mógł przestać myśleć, że Kamień wskaże Cho Chang. Lubił ją od czwartej klasy, a Ron i Hermiona o tym wiedzieli, ale śmierć Cedrika zniszczyła ten mały romans. Czuł się winny za każdym razem, gdy na nią patrzył. Mimo że wciąż ją lubił, byłoby mu łatwiej poślubić Pansy Parkinson niż ją.
Pani Hooch wróciła moment później, niosąc w dłoni dużą, szklaną kulę. Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco.
- I? - ponaglił Dumbledore.
- Och, więc to ja mam... - zamrugała powiekami i spojrzała w kryształ. - Harry Potter - powiedziała głośno i wyraźnie. Nie stało się nic, co Chłopiec mógłby zaobserwować. Artefakt wydawał się być nienaruszony. Pani Hooch zbladła i zakryła kamień drugą dłonią, ze spojrzeniem pełnym szoku. Patrzyli na nią wszyscy obecni w pokoju. - Myślę, że nie działa - wyjaśniła. - Jest popsuty.
- O, zgrozo! Daj mi to - powiedziała profesor McGonagall wyciągając dłoń. Hooch podała go, bez zbędnych pytań.
- Harry Potter! - Opiekunka Gryfonów przemówiła do Kamienia. Znów nic się nie wydarzyło. Utkwione w kobiecie spojrzenia wyrażały nieukrywaną ciekawość. Podobnie jak poprzedniczka, zbladła, a po chwili jej policzki pokrył rumieniec. Odwróciła się do Dyrektora i rzekła:
- Będzie lepiej, jeśli sam spojrzysz.
- Co pani zobaczyła? - zapytali równocześnie Ron i Harry.
Kobieta potrząsnęła głową.
- Pozwólmy Dyrektorowi rzucić na to okiem.
Ukrywając ciekawość, Dumbledore wziął kryształ i wyraźnie powiedział - Harry Potter!
W przeciwieństwie do nauczycielek, Albus uśmiechnął się, jego oczy zabłyszczały. Harry poczuł się odrobinę bardziej nerwowy. Czasami wesołe ogniki w oczach starca były gorsze niż jego zmarszczone brwi. - Och, idealna partia, w rzeczy samej! - zachwycił się i odwrócił do Snape'a. - Severusie...
- Cholera jasna! - syknął Mistrz Eliksirów. - Wasza trójka jest wystarczająco kompetentna, by spojrzeć w ten Kamień, nie ma potrzeby bym ja też patrzył!
Dumbledore mrugnął do niego, uśmiechając się. - Oczywiście, że nie, Severusie. Nie musisz patrzeć. Pokazało się twoje nazwisko.

 


2. Przyjmij tę obrączkę.



Harry poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Zobaczył twarz Snape'a wyrażającą kompletny szok.
- Słucham? - zapytał Mistrz Eliksirów przesuwając wzrok po kolegach z pracy. Ku przerażeniu Pottera obie kobiety skinęły głową, by potwierdzić słowa Dyrektora.
- Snape! - krzyknął Ron ze strachem.
- Ależ to niemożliwe! - zaprotestował Chłopiec, patrząc na dorosłych tak, jakby stracili rozum. Państwo Weasley nie wyglądali na szczególnie szczęśliwych, ale nie byli nawet w połowie tak zmartwieni, jak powinni.
Dumbledore spojrzał na Harry'ego.
- Dlaczego miałoby być niemożliwe? Rozumiem waszą niechęć do siebie nawzajem, ale to się czasami zdarza w takich sytuacjach. Z czasem jednak uda wam się to przezwyciężyć. Jesteście idealną parą. Wasza moc i zdolności są mniej więcej podobne - w każdym razie będą, kiedy Harry skończy naukę, a Severus na pewno będzie w stanie ochronić cię przed niebezpieczeństwem. W dodatku macie ze sobą więcej wspólnego niż wam się wydaje i...
- Ale on jest mężczyzną! - Harry przerwał mu, zastanawiając się czy Dyrektor postradał zmysły.
Jego komentarz wywołał lekko zaskoczone spojrzenie Dumbledore'a. Hermiona pochyliła się ku niemu. - To mugolskie uprzedzenie, Harry - wyszeptała. - To się zupełnie nie przekłada na magiczny świat. Czarodzieje tworzą swego rodzaju więź, niezależnie od płci czy gatunku.
- Naprawdę? - zaskoczony chłopak odwrócił się, by na nią spojrzeć. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nie miał nic przeciwko homoseksualizmowi. Nie mógł przypomnieć sobie sytuacji, w której wypowiadał się na ten temat. Ale że czarodzieje nie mają nic przeciwko...
- Gatunki! - wykrzyknął, zrozumiawszy co jeszcze Hermiona chciała mu przekazać.
- Nigdy nie zastanawiałeś się, skąd się biorą centaury? - wzruszyła ramionami. - W tych okolicznościach niewiele rzeczy może zdziwić świat czarodziei.
- Nie poślubię Pottera! - ogłosił Snape nim Harry mógł dalej się sprzeczać.
- Ależ, Severusie - argumentował Dumbledore. - To dobry pomysł. I rozwiązuje wiele problemów. Pierwszym z nich jest to, że znalezienie kogoś odpowiedniego między dniem dzisiejszym a jutrzejszym rankiem jest wielce nieprawdopodobne.
- Dobry pomysł - mruknął Mistrz Eliksirów. - Pomijając fakt, że nie możemy się znieść, czyżbyś zapomniał o mojej drugiej pracy?
Niewiele brakowało, a Harry podskoczyłby słysząc słowa profesora. Absolutna racja. Snape nie może go poślubić, jednocześnie pozostając szpiegiem. Ślub będzie potwierdzeniem, wobec kogo tak naprawdę jest lojalny. Jakkolwiek, musiał się powstrzymać, by nie powiedzieć tego głośno. Snape na pewno nie chciałby jego pomocy.
- Pewnie nie mógłbyś dalej udawać wiernego Śmierciożercy - zgodził się Dumbledore. - Ale i tak chciałem o tym z tobą porozmawiać. To stało się zbyt niebezpieczne. Gdyby Voldemort nie wysłał ciebie i Lucjusza na wyprawę, którą wymyśliłem ostatniej wiosny, mogłeś zostać zabity na polu walki.
Słysząc to, oczy Harry'ego zabłysły. Nie zastanawiał się, jak Snape'owi udało się uniknąć wzięcia udziału w bitwie i pozostać szpiegiem. Wzdrygnął się, nagle zdając sobie sprawę, że mógł być odpowiedzialny również za śmierć profesora. I nawet jeśli nie lubił Mistrza Eliksirów, musiał przyznać, że podziwiał jego odwagę i męstwo, nie wspominając nawet o niezachwianej lojalności wobec Dumbledore'a, mimo ciężkiego życia jakie niewątpliwie wiódł jako szpieg.
- Nie - powiedział stanowczo Albus. - Nadszedł czas, by zabrać cię z linii ognia. Potrzebujemy cię tutaj, z nami. I to najlepsza droga, by nad Harrym sprawował opiekę i chronił go zaufany członek Zakonu.
- Albusie! - zaprotestował zszokowany mężczyzna.
Dumbledore wstał nagle, złapał Snape'a za ramię i poprowadził w kąt pokoju, by spokojnie z nim porozmawiać. Ron i Hermiona wykorzystali okazję, by szeptem porozmawiać z Harrym.
- To nonsens - powiedział Ron. - To niemożliwe, by wydali cię za tego tłustowłosego gnojka!
Harry'ego ogarnął paniczny strach. Spojrzał z desperacją na swoich przyjaciół. Co on, do cholery, ma zrobić? To kwestia czasu, kto zabije go pierwszy - jeśli nie poślubi Snape'a zrobi to Voldemort, a jeżeli to zrobi - Mistrz Eliksirów osobiście pozbawi go życia. Nie wspominając już o tym, jak zareagują pozostali Gryfoni i Ślizgoni. Nigdy nie myślał poważnie o ślubie. Przypuszczał, że jeśli dożyje dorosłości to zakocha się jak jego rodzice, ożeni i założy rodzinę. Ten pomysł nie wydawał się najgorszy. Ale spędzenie reszty życia z Severusem Snape`m, najbardziej znienawidzonym nauczycielem Hogwartu będzie jak niekończąca się lekcja eliksirów.
- Nie możemy na to pozwolić - powiedziała Hermiona, patrząc z rezygnacją na Rona. Chłopak zbladł chorobliwie i skinął głową.
- Racja - zgodził się stanowczo. - Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi, Harry. Jedno z nas... - jego głos załamał się. Opanował się jednak i dokończył wypowiedź. - Jedno z nas poślubi cię zanim zrobi to Snape.
Potterowi chwilę zajęło zrozumienie sensu słów Rona, ponieważ wciąż nie mógł wyjść szoku spowodowanego informacją na temat braku jakichkolwiek uprzedzeń wobec małżeństw między mężczyznami w Czarodziejskim Świecie. Dotarło do niego, że jego przyjaciele są w stanie za niego wyjść, poświęcając swoje przyszłe szczęście, by go chronić. I jakkolwiek był zdesperowany wizją małżeństwa ze Snape`m, w głębi serca wiedział, że nie byłby w stanie zrobić im czegoś takiego.
Właściwie, z którejkolwiek strony by na to nie spojrzał, jego życie i szczęście nigdy nie zależały od niego. Od kiedy Voldemort zabił jego rodzinę i zrobił z niego Chłopca - Który - Przeżył, jego egzystencja była całkowicie poza jego kontrolą. Zawsze zabierano mu możliwość wyboru - najpierw u Dursley'ów, później w Magicznym Świecie, który wierzył, że go ochroni. Uratowanie ich zeszłej wiosny jedynie wzmocniła tę nadzieję. Nie ważne co robił, o czym marzył i śnił - Voldemort zawsze wszystko niszczył. Jakkolwiek, Czarny Pan nie da mu spokoju, a jego przyjaciele wciąż mieli szansę na normalne życie.
- Jesteście moimi przyjaciółmi - spojrzał na nich, mówiąc cicho. - Cokolwiek wymyśli Voldemort, potrzebuję was obok mnie jako najlepszych kumpli. Nie mogę poślubić żadnego z was, bo to zmieniłoby wszystko między nami.
- Harry - zaprot...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin