James Leo Herlihy - Nocny kowboj.pdf

(1300 KB) Pobierz
995613447.002.png
995613447.003.png
Nie ma błogosławieństwa dla samotnych.
Pismo święte nie mówi, że są błogosławieni.
pan O'Daniel
995613447.004.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
995613447.005.png
1
W nowych kowbojskich butach Joe Buck miał metr osiemdziesiąt pięć wzrostu i
inaczej patrzył na życie. Kiedy wychodził z domu towarowego w Houston, jego ciało
przeszło jakiś przełom: poczuł w lędźwiach siłę, której istnienia nie podejrzewał, a dzięki
której inaczej zaczął odbierać świat. Nowe mięśnie grały teraz w jego pośladkach, w jego
nogach. Czuł, że zupełnie inaczej kroczy po chodniku. Świat leżał tam, w dole, on zaś był
hen — wysoko, na szczycie, zaś przestrzenią między nim a chodnikiem zawładnął
wspaniały, niezwykły samiec, on, Joe Buck. Był silny. Był szczęśliwy. Był gotów.
— Jestem gotów — powiedział sam do siebie i zamyślił się nad sensem własnych
słów.
Dobrze wiedział, że myślenie nie jest jego mocną stroną, ale ponieważ wiedział też,
że najlepiej mu się myśli patrząc w lustro, rozejrzał się za czymś, w czym mógłby
zobaczyć swoje odbicie. Przed nim była wystawa sklepowa. Stuk-puk, stuk-puk, stuk-
puk, stuk-puk, stukotały jego kroki po betonie, jakby mówiły: siła, siła, siła, siła, kiedy
tak szedł prosto na witrynę sklepową, z której wychodził mu naprzeciw nowy, choć
nieobcy mu osobnik, barczysty, zuchwały, opanowany i przystojny. „Jak mi Bóg miły!
Cieszę się, że jestem tobą — powiedział w myśli doswojego odbicia i dodał; — Hej, co to
za brednie? Do czego jesteś gotów?"
I wtedy przypomniał sobie.
Kiedy wrócił do „H telu", hotelu, który nie tylko nie miał nazwy, ale stracił też i „o"
na szyldzie, uświadomił sobie absurd tego, że ktoś tak interesujący, tak męski i tak
urodziwy mieszka w podobnej nędznej, bezimiennej budzie. Wbiegł na pierwsze piętro
przeskakując po dwa schodki naraz, wszedł do pokoju i natychmiast znikł w komórce na
ubrania, z której wyłonił się chwilę później z pokaźnym pakunkiem. Odwinął brązowy
papier i położył na łóżku nowiutką walizkę z końskiej skóry w biało-czarne łaty.
Splótł ręce na piersiach, cofnął się i przyglądał walizce, kiwając z zachwytem
głową. Jej piękno za każdym razem poruszało go do głębi. Czarne łaty były tak czarne,
995613447.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin