John August , Jane Hamsher - Urodzeni mordercy.pdf

(778 KB) Pobierz
August John, Hamsher Jane - Urodzeni mordercy
OD AUTORÓW
Tam, gdzie było to moŜliwe, rekonstrukcji dialogów i zdarzeń dokonano przy pomocy nagrań i rozmów z
udziałem uczestników, świadków i osób, którym udało się przeŜyć. Pozostałe przypadki zostały do pewnego
stopnia zbeletryzowane, tak by moŜna je było połączyć z brakującymi ogniwami całej historii. Jak sądzą
autorzy, zabiegi te będą łatwo zauwaŜalne w kontekście całości.
Wielu osobom naleŜą się w tym miejscu ogromne podziękowania, szczególne wyrazy wdzięczności składa-
my wydawnictwu Hard/Empire Books za pozwolenie wykorzystania fragmentów nieukończonej powieści
Jacka Scagnettiego, jak równieŜ rodzinie Katherine Ginniss, która wspaniałomyślnie udostępniła nam swe
osobiste archiwum. Bez ich współpracy, wiele kwestii poruszonych w tej ksiąŜce nie ujrzałoby nigdy światła
dziennego.
JOHN AUGUST, JANE HAMSHER
URODZENI MORDERCY
na podstawie opowiadania
QUENTINA TARANTINO
i scenariusza autorstwa
DAVIDA VELOZA,
RICHARDA RUTOWSKIEGO I
OLIVERA STONEA
Przekład
Jędrzej Polak, Witold Ozimek, Tomasz Szmajter
Tytuł oryginału: NATURAL BORN KILLERS
Wstęp
Gdy pod koniec roku 1992 zabieraliśmy się do pracy nad Urodzonymi mordercami, cała historia wyda-
wała się być czystą fikcją. Gdy po dwóch latach film został ukończony, fikcja zdąŜyła przerodzić się w rze-
czywistość. Przez cały ten czas — trochę koszmarny i trochę pokręcony - postaci w rodzaju Bobbita, Me-
nendeza, Toni, O.J.'a, Buttaffucco i paru jeszcze innych, zdołały przyciągnąć uwagę całego społeczeństwa.
KaŜdego tygodnia Amerykę zalewały nowe wersje pseudo-tragicznych mydlanych oper, zapewniających
telewizyjnym stacjom oglądalność i pieniądze, a nade wszystko ciągłą histerię widzów.
Gdy Toni Harding udało się w końcu wylądować na pierwszej stronie powaŜnego dziennika, jakim jest
„New York Times" - mówimy o pięcio czy sześciokrotnej obecności na łamach w związku z niewątpliwie
niewielkim wykroczeniem, jakiego się dopuściła — poczuliśmy wówczas podświadomie, Ŝe oto Era Absur-
du zdominowała i ostatecznie zamknie obecne stulecie.
„StaroŜytni mieli do dyspozycji wizje", napisał ostatnio Octavio Paz. „My zaś mamy telewizję.
Cywilizacja widowiska jest jednak okrutna. Cechą współczesnego widza jest brak pamięci, a co za tym
idzie, brak poczucia Ŝalu i rzeczywistej świadomości (...). Szybko zapomina się i rzadko zwraca uwagę na
sceny śmierci i zniszczenia w Zatoce Perskiej, czy na meandry karier Madonny i Michaela Jacksona (...).
Wszyscy czekają na Wielkie Ziewnięcie, anonimowe i powszechne, które dla kultury widowiska będzie
Apokalipsą lub Sądem Ostatecznym (...). Wszelako skazani jesteśmy na nową wizję piekła, zarówno ci, któ-
rzy pojawiają się na ekranie, jak i ci, którzy ich oglądają. Czy istnieje jakieś wyjście? Nie wiem. Trzeba go
po prostu szukać."
Mallory i Mickey Knox mogą pojawić się między nami juŜ jutro. Albo dziś wieczorem. Mieliby wtedy
swoje pięć minut zanim TV Guide zajęłoby się po dwóch tygodniach ich następcami, prowadząc przy tym
nieustającą wojnę sondaŜy (sondaŜe prezydenckie na przykład, donoszą nam o kaŜdorazowym skurczu jelit
pana prezydenta). SondaŜe stają się zresztą powoli czymś w rodzaju konkursów popularności, których za-
pewne wszyscy musieliśmy doświadczyć, będąc jeszcze w szkole.
Zasługami nigdy nie interesowano się jako takimi, a raczej jako wdzięcznym obiektem plotek; dla duszy
przeciętnego Amerykanina jest to o wiele waŜniejsze niŜ bycie postrzeganym jako prymus. Bankier, w na-
szej kulturze, to ktoś nieznany i niepopularny. W odróŜnieniu od westernowego Billy Kida.
Tylko twórcom greckiego dramatu klasycznego udało się stworzenie postaci wielkich ofiar —Elektry,
Medei, Antygony, czy Edypa, którymi my dziś nie jesteśmy. Stanowimy jednak rasę, która umiejętnie potrafi
zadawać cierpienie, która odpłaca pięknym za nadobne; Wietnam, sport, procesy sądowe — te skojarzenia
nasuwają się błyskawicznie. W amerykańskiej tradycji epickiej gwałt jest motywem niosącym zbawienie, a
przynajmniej tak opisywali go Fennimore Cooper, Jack London, czy Ernest Hemingway.
Prawo przeŜycia, prawo natury, to pojęcia obecnie wykoślawione przez PG (instytucje nadzoru rodzi-
cielskiego), które w pogoni za strumieniami złota ściekającymi z wynicowanych z wszelkiej przemocy „se-
riali rodzinnych", przekonują nas, Ŝe przemoc jest czymś niewłaściwym.
Czy na pewno? Czy moŜe po prostu ten świat jest juŜ tak urządzony, Ŝe pod kaŜdym cichym źdźbłem
trawy, maleńkie, a przecieŜ okrutne chrząszcze poŜerają się nawzajem w nieprzytomnym cyklu niszczenia i
tworzenia?
Eddie Vedder napisał: „W dawnych czasach samobójstwo wystarczało w zupełności ... było zwykłym
skróceniem cierpienia. Dziś ludzie chcą oglądać nowe cierpienia ... niewinni byli kiedyś ... teraz są tylko
bezradni. Stworzyliśmy potwora — całe stado potworów."
I Ŝadne prawodawstwo zrodzone w Waszyngtonie, Ŝaden telewizyjny czy filmowy cenzor nie będzie w
stanie zapobiec dalszej ekspansji tej nowej multimedialnej, wirtualnej rzeczywistości. Nie da się juŜ uniknąć
coraz bardziej realistycznego portretowania scen gwałtu i przemocy, w czym swój wydatny udział mają gry,
wirtualne okulary, interaktywne przyciski czy coraz większa ilość wiadomości, takŜe tych z ostatniej "nano-
sekundy". PoniewaŜ telewizja i niektóre filmy starają się łagodzić zawarte w nich elementy przemocy (Ŝad-
nych ręcznych granatów, Ŝadnej krwi, Ŝadnego szoku towarzyszącemu aktowi umierania), nadrabiają to z
nawiązką dzienniki, zdobywając sobie jednocześnie coraz większą widownię. I podobnie jak niegdyś wymy-
ślono C-Span czy Court Channel (przekazujące bezpośrednie relacje z sądów i akcji policji), obecnie nie-
uniknione wydaje się powstanie Execution Channel, transmitującego obrazki z komór gazowych, śmiertel-
nych zastrzyków, „ostatnich nocy" skazańców czy „ostatnich posiłków". Przy uŜyciu nowych technik filmo-
wych moŜliwe stanie się dokładne odtwarzanie scen zabójstw.
(Zwróćmy przy okazji uwagę na obserwację poczynioną przez Robina Andersona z Wydziału Technik
Komunikacyjnych Uniwersytetu w Fordham. Anderson zauwaŜył, Ŝe o ile „telewizyjne przekazy z policyj-
nych akcji cieszą się obecnie 62-procentową oglądalnością, o tyle, według statystyk FBI, jedynie 18 procent
spraw zostaje doprowadzonych do końca. Programy ukazujące wymierzanie sprawiedliwości siłą niosą ze
sobą zrozumiałe dla kaŜdego przesłanie. Agresywna postawa policji w stosunku do podejrzanych jest ko-
nieczna dla ochrony szanujących prawo obywateli przed niebezpieczną mniejszością... dajemy im nasze
upowaŜnienie. Gdy policjanci z bojowymi okrzykami na ustach szturmują kolejny dom kładąc jego miesz-
kańców na podłodze i zakuwając w kajdany «podejrzanych», odczuwamy wówczas specyficzny dreszcz
emocji, towarzyszący wszelkim momentom konfrontacji. I trzymamy stronę sankcjonowanego przez pań-
stwo gwałtu. ")
Do pracy nad Urodzonymi mordercami nie przystępowaliśmy jednak z zamiarem naturalistycznego
przedstawienia aktów przemocy, tak jak w Plutonie, Urodzonym 4 lipca, czy JFK. Widziałem róŜnego ro-
dzaju pomysły na zbrodnie, mistrzowsko zaprezentowane w filmach In Cold Blood, Henry — Portrait of a
Serial Killer, Reservoir Dogs i wielu innych. Przyjmuję teŜ do wiadomości przytłaczającą obecność cywili-
zacji zbrodni wokół nas (choć statystyka pokazuje, Ŝe wskaźnik najcięŜszych przestępstw utrzymuje się od
jakiegoś czasu na prawie takim samym poziomie; według danych Departamentu Sprawiedliwości, które
uwaŜam za dokładniejsze od zestawień FBI, wskaźnik przestępczości w przeliczeniu na 1000 osób wynosił
w roku 1973 32, 6%, a w roku 1994 32, 1%).
Jednak przy całym szacunku dla przedstawionego w Mechanicznej pomarańczy czy u Sama Peckinpaha
dramatycznego obrazu zbrodni, postanowiłem poprzez obecność elementów satyry (przesada, czarny humor)
nieco inaczej przedstawić tę kwestię. Problem, który doszedł juŜ do fazy obłędu, wydostał się poza wszelką
kontrolę i skutecznie otępił i znieczulił nas wszystkich. Podobny zabieg zastosowano w słynnej kreskówce
„Beavis & Butthead", gdzie temat zwyrodnienia i przestępstwa traktowany jest wręcz komediowe. Dotyczy
to równieŜ zachłannych na wszelką przemoc mediów.
Nasze społeczeństwo przesycone jest nie tylko samym zjawiskiem przestępczości, ale równieŜ sposo-
bem, w jaki media je przekazują. Przesyceni jesteśmy takŜe szaleństwem wyścigu zbrojeń, budowaniem
coraz to większych więzień dla „przestępczej podklasy", antyprzestępczą retoryką, która doprowadziła do
wydawania przez sądy orzeczeń typu „trzy wyroki i doŜywocie". Po uszy mamy teŜ jednakowo w kaŜdym ze
stanów obłudnego i odraŜającego ustawodawstwa związanego z narkotykami.
Gliniarze, klawisze, więzienia, dziennikarze-oni wszyscy muszą zdawać sobie sprawę, Ŝe stali się czę-
ścią ogromnej i zwariowanej sieci okrutnego i totalitarnego systemu wymiaru sprawiedliwości. W takim
otoczeniu, nieuniknione jest pojawienie się Mickeya i Mallory, samotnych morderców, stuprocentowych
antybohaterów, którzy wypłyną na powierzchnię nieludzkiego aparatu opresji, zdobywając sobie jednocze-
śnie serca i dusze mieszkańców Ameryki oczekujących na pojawienie się ludzkiej twarzy — czy to pod po-
stacią Bobbitta, Buttaffucco czy Anity Hill — narzekającej na niesprawiedliwości współczesnego świata.
Kafka nie miał racji — człowiek nie musi dłuŜej pozostawać bezustannie tłamszoną i bezimienną jed-
nostką, jeśli tylko potrafi dostać się na telewizyjne ekrany. A czy jest to udział w teleturnieju, czy w morder-
stwie, to chyba nie stanowi większej róŜnicy ... Gdy całe Ŝycie spędza się w więzieniu, chwila dziennego
światła jest właśnie chwilą dziennego światła.
Mickey i Mallory, nie okazując szacunku temu światu, pozostają jednak (tak!) bez winy, upodobniając
się do stworzonych przez Swifta i Woltera karykatur naszych najgorszych nocnych koszmarów. Ale Mickey
i Mallory „zrodzeni" zostali dzięki przemocy, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, z rodziców
na dzieci — i tak dalej, bez końca. Tak jak końca nigdy nie będą miały gwałt i przemoc. Jednak coś szcze-
gólnie obrzydliwego wyróŜnia i tak juŜ nieludzki i ludobójczy wiek XX. Ukazując obecnym i przyszłym
pokoleniom korzenie hitleryzmu, stalinizmu, wojen w Wietnamie czy w Armenii, dokonujemy kolejnej pro-
jekcji tego samego filmu, który opowiada jak głęboko siedzimy w dwudziestowiecznym bagnie, z którego
rozpaczliwie próbujemy się „wydostać" (jak określił to Octavio Paz).
Nie zamierzałem zbytnio rozwodzić się czy wręcz gloryfikować przemocy w wydaniu Mickeya i Mallo-
ry, choć z pewnością będę o to oskarŜany. Ujęcia są krótkie i szybkie, film trzyma w napięciu — tak jak
powinien; nie zmierza w kierunku wywoływania u widza reakcji Ŝołądkowych, tak jak miało to miejsce w
scenie z piłą tarczową w filmie Scarface czy w scenie odgryzania języka w Midnight Express; nic z tych
rzeczy. Szok w Urodzonych mordercach ma — jak sądzę — podłoŜe raczej ideologiczne. MoŜliwość zaist-
nienia przedstawionych w filmie sytuacji, wprawia w zakłopotanie niektóre osoby zarówno z prawego, jak i
lewego skrzydła sceny politycznej. Jednak z drugiej strony, jeśli satyra ma spełniać swoje zadanie, powinna
szokować.
Ducha czasów niezmiennie psują — juŜ od lat — alternatywne czy teŜ obrazoburcze idee. CzyŜ Kubrick
w swej filmowej wersji Mechanicznej pomarańczy nie przekroczył akceptowanych granic ukazywania prze-
mocy? Czy, wiele lat wcześniej, Bunuel i Dali, mając do dyspozycji „jedynie" gałkę oczną i brzytwę nie
szokowali równie odraŜająco? A Eisenstein i jego motyw stłuczonych okularów w dziecinnym wózku? Są-
dzę, Ŝe jest to jedynie kwestią stylu. Wszystko na tym świecie znajduje się w ciągłym ruchu. A szokować
potrafili juŜ staroŜytni Grecy — naczynia pełne krwi, wydłubane oczy... Nie uwaŜam, Ŝe konieczne jest róŜ-
nicowanie kwestii przedmiotowych z artystycznego punktu widzenia. Motyw oka i brzytwy ma tę samą wa-
gę, co kontrolowana przez państwo agresja w Mechanicznej pomarańczy Umierający na AIDS człowiek,
rewolucje w Rosji czy „urodzeni mordercy" kładą się cieniem na współczesnej rzeczywistości, bo pozwalają
im na to system i media. Takie zachowania stały się jednak czymś normalnym w świecie, który od momentu
zderzenia się ze sobą pierwszych molekuł, rządzi nieprzerwanie naszymi duszami. Gdy zaczynamy jakąś
rzecz określać jako „politycznie poprawną", podkopujemy tym samym całość systemu naszych podstawo-
wych wolności.
Ale ja jednak wierzę, Ŝe ostatecznie zwycięŜy miłość. I wierzę teŜ, Ŝe, jak ujął to jeden z bohaterów fil-
mu, „miłość pokona demona". Nie zdradzam tu zakończenia całej historii, jednakŜe ironicznym wydaje się
fakt, Ŝe to właśnie Mallory i Mickeyowi udaje się uciec przed Wielkim Ziewnięciem. Ale decydujące zdanie
naleŜy i tak do Ciebie.
Oliver Stone
„Dopiero w ciemności oczy zaczynają widzieć”
Theodore Roethke
1
Z pomrukiem, właściwym rozgniewanym władcom niebios, czerwony Dodge Challenger 383 Magnum
RT, rocznik 1970, wcisnął się w dogodne miejsce na parkingu, tuŜ przy drzwiach do Kankakee Sonic.
Słysząc takie dudnienie silnika, kaŜda matka kaŜe swym bawiącym się na podwórku dzieciom wracać
natychmiast do domu.
Był to odgłos nadciągającej znad horyzontu burzy.
Odgłos, który nagle ucichł, gdy Mickey Knox gasił silnik.
Wracający do zacisznych internatów stali bywalcy Sonic — uczniowie ostatnich klas w towarzystwie
swych o dwa lata młodszych koleŜanek — przystanęli, otwierając w zdumieniu usta na widok dwóch nowo
przybyłych osób. Ta para z pewnością nie pochodziła stąd.
Osiemnastoletnia Mallory Wilson bez słowa wyszła z samochodu i ruszyła w stronę restauracji, ignoru-
jąc po drodze spojrzenia ze strony męŜczyzn, kobiet, i dziewcząt w strojach wodzirejek. Pomiędzy stani-
kiem, a ciasno opasującymi jej biodra dŜinsami, znajdowało się 13-calowe pasmo nagłej, białej skóry—tak
napiętej i gładkiej, Ŝe wydawała się wyrzeźbiona z kawałka kości słoniowej. A w środku tego piękna tkwił
pępek, jedyne w swoim rodzaju wcięcie, w którym kaŜdy zdrowy, dorosły męŜczyzna obecny tego wieczoru
na parkingu, chciałby umieścić swój palec. Przynajmniej dla zmierzenia się z reakcją własnej twarzy.
Co do jednej rzeczy nie było wątpliwości — dziewczynę otaczała wręcz chmura seksu i niebezpieczeń-
stwa.
Gdy Mallory zniknęła wewnątrz klubu, moŜna było popatrzeć jeszcze na Mickeya Knoxa, który pozostał
na parkingu w swych przyciemnionych „lennonkach" i postrzępionych dŜinsach. Wyglądał trochę jak nafa-
szerowany sterydami Timothy Leary. Poruszał się z ogromną pewnością siebie — krokiem prowincjonalne-
go gangstera, który obejrzał zbyt wiele filmów z Lee Marvinem. Był typem faceta, który przyszedł na ten
świat z obciąŜeniem. I którego mało ten fakt obchodził.
Najbardziej nieprzystępna para, jaka kiedykolwiek przestąpiła próg Kankakee.
Zwykła pogawędka dwudziestoparu nastolatków stojących na zewnątrz Sonic ucichła, gdy Mickey szedł
w kierunku frontowych drzwi. Nagle odezwał się pierwszoklasista Randall Krevnitz:
—To najbardziej czadowy samochód, jaki widziałem.
Mickey Knox szedł dalej; ku przeraŜeniu pozostałych, Randall przemówił ponownie. Tym razem gło-
śniej.
—Stary, to twój samochód?
Mickey stanął i zdjął okulary.
—Chodzi ci o to, czy ukradłem ten wóz? To miałeś na myśli?
Mówił tonem mafiosa rodem z parkingu dla przyczep samochodowych. Akcentował przy tym kaŜdą sy-
labę, nawet gdy zlały się juŜ w całe zdanie.
— OtóŜ nie. Dałem za niego niezłą kasę.
— Niezła bryka, nie? 335 koni mechanicznych, co?
— No, nie bardzo — odparł Mickey, wyraźnie zadowolony z tego, Ŝe jego samochód stał się obiektem
rozmowy. — Ma nisko zawieszony tył, Mopar, spoilery, kurewskie zagłówki ... Sam to wszystko zrobiłem.
Odpowiednie podrasowanie i teraz ma jakieś 390.
— Dałbym się zabić za taki samochód.
— Teraz, od razu?
— Pewnie, Ŝe tak.
Mickey Knox uśmiechnął się, co sprawiało, Ŝe wzbudzał jeszcze większy respekt.
—Jak się nad tym zastanowić, to ja chyba teŜ.
Późniejsza rekonstrukcja zdarzeń przeprowadzona przez policję wykazała na podstawie rejestru rachun-
ków, Ŝe Mickey Knox zamówił dwa cheeseburgery, jednego hamburgera. Coca Colę i jej dietetyczną wersję.
Razem pięć dolarów, osiemdziesiąt sześć centów. Rozmienił pięćdziesiątkę.
Tego wieczoru swój dyŜur miał Bud "Konus" Wilkins, który miał zwyczaj trzymania telewizora pod la-
dą, tak by mógł oglądać swoje ulubione programy w czasie, gdy Jimmy na zapleczu przygotowywał posiłki
do wydania. Przed siedmiu laty, gdy zaczął przynosić do pracy rozregulowany telewizor swojej matki, wła-
ściciel baru zabronił mu oglądania podczas godzin szczytu. Po kilku miesiącach właściciel jednak uległ, jako
Ŝe telewizja była właściwie jedyną rzeczą, jaka pozostała temu biednemu człowiekowi. Bud „Konus" Wil-
kins nie odznaczał się drobną posturą, co, rzecz jasna, wywoływało spekulacje odnośnie prawdziwego po-
chodzenia jego przezwiska. To, Ŝe nigdy się nie oŜenił, jedynie podsycało plotki wokół jego osoby.
Mickey Knox stał w milczeniu, a zamówione przez niego danie było właśnie przyrządzane. Obserwował
więc ladę, na której tłuste, błyszczące hot dogi leŜały jeden za drugim pod ogrzewającymi je lampami.
Gdyby „Konus" Wilkins oglądał tamtego wieczoru serwis Action 7, ujrzałby przekazywaną na Ŝywo
przez Ally Bree relację, a w niej ostre światła reflektorów padające wprost na zmarszczki wokół oczu kore-
spondentki, gdy opisywała to, co działo się za jej plecami: trzy samochody policyjne, jednostka śledcza poli-
cji kryminalnej i stojący dalej wóz koronera. Umundurowani oficerowie policji po raz drugi otaczali Ŝółtą
taśmą dwupiętrowy budynek przy Hickamore Lane 113, począwszy od zgiętego palika w płocie, aŜ do mar-
twego dębu, na którym wyryto litery „M & M".
Gdyby „Konus" Wilkins oglądał wiadomości „News 9", usłyszałby, jak Ruth Mambers, sąsiadka zamor-
dowanych, wyjaśnia dlaczego postanowiła tamtego wieczoru porozmawiać z Edem Wilsonem i jego Ŝoną na
temat ich córki Mallory, jej byłego chłopaka i niedopałków papierosów Marlboro, jakie kaŜdego ranka znaj-
dowała na swoim trawniku. Gdy nikt nie reagował na dzwonek, postanowiła sama zajrzeć do środka przez
kuchenne okno, odkrywając ślady krwawej jatki.
Gdyby Wilkins oglądał „News Star 4", zobaczyłby wielkie zdjęcie Mickeya Knoxa, pochodzące z kroni-
ki Lansing High School. Prezentacji zdjęcia towarzyszył opis śmierci Eda Wilsona, którego siłą zanurzono w
dziesięciogalonowym akwarium. Wilkins dowiedziałby się równieŜ, Ŝe Mallory Wilson i Mickeya Knoxa
poszukują policje pięciu stanów. Zdałby sobie w końcu sprawę, Ŝe jego Ŝycie zawisło na włosku.
Ale „Konus" Wilkins oglądał program "Fox".
—Mógłbyś tak po prostu przerŜnąć Kelly Bundy? — zapytał Mickeya wręczając mu resztę. —To zna-
czy, zobacz, jak ona łazi z tym tyłkiem. Seksowna jak skurwysyn. I jeszcze wiadomo, Ŝe stary Al teŜ coś z
tego ma. Skubnie ją trochę tu czy tam.
Mickey do połowy napełnił styropianowy kubek ketchupem ze stalowej pompki, stojącej obok innych.
Pierwszą warstwę ketchupu posypał solą, a potem dodał jeszcze ketchupu.
„Konus" kontynuował swój wywód.
—Pomyśl tylko — jak to jest, Ŝe Al nigdy nie chce pieprzyć swojej Ŝony? Wiesz, czemu? Bo on to robi
z własną córką. Naprawdę, przysięgam na Pana Boga. A wiesz, czemu nigdy nie pokazują pokoju Kelly? Bo
to jest magazyn sprzętu dla sadomasochistów, właśnie tak. Bicze, łańcuchy, wszystko... On ją tam zabiera,
związuje ją i jedzie. Wyobraź to sobie. Jesteś Alem Bundy, twoje Ŝycie jest do dupy, nie masz po co Ŝyć. A
moŜe skosztować by tak własnego dzieła? To w końcu jego córka i to przede wszystkim on ją zmajstrował.
— Coś jak ssanie własnego kutasa — zauwaŜył Mickey.
— Jasne, kurwa. Byłbym chyba najszczęśliwszym facetem w Illinois gdybym potrafił to zrobić.
— Potrafisz — uspokoił go Mickey, wkręcając w ketchup za pomocą słomki drobiny soli. — Potrafisz,
moŜesz mi wierzyć.
Damska toaleta w Kankakee Sonic stanowiła coś w rodzaju arsenału wypełnionego środkami do pielę-
gnacji włosów, czyli specyfikami, o których większość mieszkańców Ameryki ery post-Nancy-Sinatra zdą-
Ŝyła juŜ zapomnieć. W arsenale tym wyróŜniała się 48-uncjowa butla sprayu o nazwie Aqua-Net ($ 2,39 w
sieci sklepów Wal-Mart), który niepodzielnie panował pośród pokrewnych mu eliksirów, odznaczając się nie
tylko objętością, ale równieŜ odpornością na działanie wiatru (warunek konieczny dla Ŝeńskiej części uŜyt-
kowników kabrioletów i pickupów). Aqua-Net nadawał włosom sztywność, której Ŝadna maść, ani Ŝaden Ŝel
nie mogły im zapewnić.
Przy takim nagromadzeniu chemikaliów, konieczne było zachowanie pewnej ostroŜności i dlatego
klientki Kankakee Sonic uznały przednią część toalety, tuŜ przy umywalkach i lustrach, za „strefę objętą
zakazem palenia". Lokalna legenda głosi, Ŝe kilka lat wcześniej pewna pierwszoklasi-stka spaliła sobie wło-
sy włącznie z cebulkami, gdy leŜący obok papieros spowodował eksplozję chmury aerozolu Aqua-Net. Wło-
sy tej dziewczyny juŜ nigdy nie odrosły, w związku z czym skończyła jako lesbijka, gdzieś w stanie Misso-
uri. I chociaŜ autentyczność tej opowieści pozostaje mocno wątpliwa, to jednak klientki Sonic łączyła niepi-
sana umowa: wypal papierosa ZANIM zaczniesz uŜywać sprayu do włosów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin