Polityczny makijaż Platformy.pdf

(77 KB) Pobierz
Polityczny makijaż Platformy
Polityczny makijaż Platformy
Nasz Dziennik, 2011-07-14
"Polska i Polacy nie są skazani na fałszywy wybór
między cynicznym konformizmem a cynicznym
radykalizmem. Jest wielka przestrzeń, przestrzeń, w
której żyją normalni ludzie. Przestrzeń, w której nie ma i
nie powinno być miejsca na polityczny oportunizm, na
cwaniactwo, na gotowość wykorzystania władzy
wyłącznie dla własnych interesów" - powiedział w
listopadzie 2007 r. premier Donald Tusk w najdłuższym
po 1989 r. exposé. Jak zatem z perspektywy ostatnich
czterech lat wygląda przestrzeń i rzeczywistość
polityczna pod rządami Platformy Obywatelskiej?
Codziennie spoglądają na nas z telewizyjnych ekranów przypudrowane twarze polityków. Wielu z nich
poświęca dużo czasu na nałożenie politycznego makijażu, dla wielu jest to podstawa codziennej pracy.
Kreują swój pozytywny wizerunek, flirtując za pośrednictwem mediów ze swoim elektoratem. Politycy
chcą uchodzić przed wyborcami za piękność, dlatego poprzez stosowanie tej politycznej charakteryzacji
maskują autentyczne poglądy niepodzielane na ogół przez zgromadzoną przed telewizorami
publiczność.
PR zamiast rządzenia
Współczesna polityka coraz bardziej przypomina teatr, a nie rzeczywiste sprawowanie władzy. Coraz
mniej polityków powierzoną im władzę traktuje jako służbę. Wielu z nich - zarówno po prawej, jak i po
lewej stronie sceny politycznej - wie, że zwycięstwa wyborczego czy politycznej popularności nie
zdobywa się włącznie przez charyzmę i skuteczne działanie partii. Do sukcesu w życiu publicznym
potrzebni są tzw. specjaliści od wizerunku politycznego, z których usług politycy chętnie korzystają,
choć przyznają się do tego już mniej ochoczo. Stosowanie technik PR (z ang. public relations, czyli
relacje publiczne, kontakt z otoczeniem) nie jest, w mojej ocenie, czymś nagannym. W Stanach
Zjednoczonych czy Europie Zachodniej działa on już od wielu lat. Świat polityki funkcjonuje za
pośrednictwem mediów, dlatego politycy zmuszeni są właśnie tą drogą kontaktować się ze swoimi
wyborcami. Nie wszyscy uczestnicy życia politycznego wiedzą, jakimi prawami rządzą się media,
dlatego zwracają się o pomoc do specjalistów w tej dziedzinie, czyli do tzw. spin doktorów (specjalistów
od wizerunku).
O ile troska o zachowanie zrozumiałego i jasnego przekazu społecznego jest czymś pozytywnym, o tyle
negatywnym elementem działań speców od wizerunku politycznego jest reglamentowanie informacji,
manipulowanie nimi, co najprościej nazwalibyśmy uprawianiem propagandy. Narzędziami pracy spin
doktorów są tzw. kontrolowane przecieki do prasy, wypuszczanie plotek, odpowiednia interpretacja
faktów, aby stawiała ona polityka w dobrym świetle oraz mu nie szkodziła. Odwróceniem roli i znaczenia
doradców od wizerunku politycznego jest sytuacja, gdy rządzący bardziej troszczą się o swój odbiór w
społeczeństwie niż o rzeczywiste sprawowanie władzy. Rządzenie bowiem to nie tylko troska o słupki
wyborcze. Realne sprawowanie władzy wymaga czasem od polityków podejmowania niepopularnych
decyzji, w dłuższej perspektywie korzystnych dla kraju. Z drugiej strony posiadanie szerokiej władzy nie
uprawnia do jej nadużywania.
1
667580655.001.png
Media pod kontrolą
O mediach mówiło się do niedawna, że są czwartą władzą zajmującą miejsce tuż za władzą
ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Obserwując ostatnie lata, można jednak stwierdzić, że
media wyprzedziły wymienione w Konstytucji sfery funkcjonowania państwa i stanęły na najwyższym
stopniu podium. Dlatego politycy zabiegają i będą zabiegać o wpływy w mediach, a ci, którzy sprawują
władzę, próbują podporządkować sobie media. W tym kontekście pojawiła się informacja o sprzedaży
pakietu większościowego udziałów spółki Presspublica. Jest to jeden z największych wydawców w
Polsce, właściciel m.in. pism "Rzeczpospolita" i "Parkiet" oraz ostatnio świetnie radzącego sobie na
rynku medialnym tygodnika "Uważam Rze". Pojawiły się obawy, czy nowy właściciel pozostawi dawny
profil pism i czy sama transakcja nie ma podłoża politycznego. Istnienie tych dwóch gazet budziło już od
dawna irytację obozu rządowego. Władze być może zdenerwował również fakt, że młody tygodnik
"Uważam Rze" szybko i sprawnie wypełnił lukę po "Wprost" i wyprzedził w sprzedaży potentatów
prasowych wspierających obecny układ rządowy. Niepokój budzi przede wszystkim to, że operacje z
rządem w tle zmierzają do spacyfikowania tytułów prasowych nawet ostrożnie krytycznych wobec
obecnej władzy.
Polityczny oportunizm
W 2007 r. ekipa Donalda Tuska przejmowała władzę, obiecując odejście od poetyki konfliktu,
poszukiwania wrogów i prowadzenia wojen. Hasła przez nią głoszone spotkały się z poparciem
społeczeństwa. Tymczasem praktyka rządu Tuska nie wygląda najlepiej, gdyż na dłuższą metę nie da
się rządzić bezkonfliktowo i permanentnie unikać rozwiązywania i eliminowania problemów. Tusk nie
dość, że nie potrafi ich rozwiązywać, to pozwala sobie na partyjny nepotyzm. Docenia i stosuje zabiegi
politycznego marketingu, rezygnuje z własnych poglądów, byle przypodobać się swoim wyborcom.
Przekonanie, że premier niewiele robi, dociera już do znacznej liczby osób, zauważają to nawet
publicyści "Polityki" i "Gazety Wyborczej". W tym momencie pojawia się duża szansa dla polityków
Prawa i Sprawiedliwości, którzy mają okazję, aby stworzyć nową jakość w życiu politycznym. PiS jednak
nie wypełnia właściwie funkcji partii opozycyjnej i można odnieść wrażenie, że nie chce wygrać
najbliższych wyborów.
Niebezpieczna bezideowość
Marketingowcy Platformy Obywatelskiej uważają, że idee szkodzą polityce. Dlatego w PO możemy
spotkać zarówno ludzi związanych z antykomunistyczną "Solidarnością", jak Antoni Mężydło, jak i
polityków z PZPR-owską przeszłością - Dariusza Rosatiego, Danutę Hźbner oraz wabionego przez PO
Włodzimierza Cimoszewicza. Miejsce tam znajdowali liberalni katolicy, jak Jarosław Gowin, oraz
antykościelny i opowiadający się za swobodą obyczajową Janusz Palikot. Platforma puszcza teraz oko
do wyborcy lewicowego, pragnie umocnić swój elektorat tymi, którzy głosowali na SLD. Świadczy o tym
transfer polityczny Bartosza Arłukowicza, który dla wielu stał się dobrym przykładem bezideowości.
Liczna grupa młodych polityków nie chce ponosić kosztów trwania przy ideach, nie chce czekać na
swoją szansę. Szybkie robienie kariery i chęć bycia "na topie" wygrywają z ideami.
Jak pokazały ostatnie miesiące, transfery polityczne do PO nie zawsze dobrze się kończyły dla samych
przechodzących. Przykładem jest wymieniany już poseł Mężydło, którego rola w PO jest niewielka,
ponieważ partia wypycha ze swoich list polityków konserwatywnych. Głos lewicy w PO staje się więc
ważniejszy niż głos środowiska prawicowego.
Pytanie o kondycję demokracji
Jedną z podstawowych zasad demokracji jest swoboda wypowiedzi i możliwość wyrażania własnych
opinii. Należy jednak pamiętać, że nie jest ona bezwarunkowa. Jej granicą jest dobre imię i godność
drugiego człowieka. Politycy są szczególnie narażeni na krytykę, jest to uzasadnione prawo ich
2
wyborców i przeciwników politycznych. Tymczasem w ostatnich miesiącach obserwujemy, że krytyka
władzy kończy się dla wielu konsekwencjami sądowymi czy utratą pracy. Przykładami tego są przejęcie
kontroli nad "Rzeczpospolitą", rozwiązywanie umów o pracę i zwalnianie dziennikarzy z telewizji
publicznej, a także spektakularne zatrzymanie przez ABW studenta, który prowadził krytyczną stronę
internetową o prezydencie. O debatę w sprawie stanu polskiej demokracji oraz wolności słowa
zaapelowali europosłowie PiS: Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski, Mirosław Piotrowski, Janusz
Wojciechowski i Tadeusz Cymański. Wysłali w tej kwestii dwa listy - do Guya Verhofstadta, szefa Grupy
Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, oraz Martina Schulza, przewodniczącego
Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim. Apelują w nich o
to, by "masowe zwalnianie z pracy dziennikarzy z powodu ich poglądów" stało się tematem dyskusji na
forum Parlamentu Europejskiego. Europosłowie napisali, że "w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy
doszło do wydarzeń godzących w niezależność środowiska dziennikarskiego, prawo do wyrażania opinii
i wolność słowa, niemających precedensu w krajach Unii Europejskiej. Dochodzi do usuwania z oferty
mediów publicznych wszystkich programów i autorów reprezentujących punkt widzenia odmienny od
rządzącej obecnie koalicji. W ten sposób opinie około 30 proc. aktywnych politycznie obywateli naszego
kraju zostały wyeliminowane z debaty publicznej w mediach w ramach programów informacyjnych i
publicystycznych. Ubolewamy, że do tej pory żadna z instytucji europejskich nie pochyliła się nad tym
problemem, mimo że na Węgrzech, w przeciwieństwie do Polski, dziennikarze nie byli masowo usuwani
z pracy z powodu poglądów".
Falstart nowicjuszki
Premier Donald Tusk 6 lipca br. w tradycyjnym wystąpieniu w Parlamencie Europejskim zarysował wizję
polskiej prezydencji oraz przypomniał o podstawowych celach, które Polska stawia sobie na kolejne
sześć miesięcy. Po wystąpieniu Tuska rozpoczęła się debata, podczas której głos zabrali politycy
Prawa i Sprawiedliwości. Zaapelowali do premiera o ochronę w Polsce europejskich wartości, takich jak
wolność słowa i swoboda działania mediów. Spokojny i rzeczowy apel PiS ostro skrytykowali
przedstawiciele PO. Przebieg spotkania skomentowała dla "Gazety Wyborczej" w Lublinie (wydanie
internetowe z 6 lipca 2011 r.) europosłanka PO z tego regionu Lena Kolarska-Bobińska, która
stwierdziła, że "PiS pokazało obraz kłótliwych, swarliwych Polaków". Tymczasem, według relacji innych
europosłów, posłanka Kolarska w ogóle w spotkaniu nie uczestniczyła. Czy nie była zainteresowana
wystąpieniem polskiego premiera i lidera swojego ugrupowania? Czy było ono dla niej tak mało ważne,
że wybrała inne zajęcia?
Należy nadmienić, że debaty w związku z rozpoczęciem prezydencji to w Parlamencie Europejskim
normalna sprawa. Odbywały się one nie tylko sześć miesięcy temu, gdy przewodnictwo w Radzie UE
przejmowali Węgrzy, a premier Viktor Orbán był krytykowany przez swoich rodaków za wprowadzenie
ustawy medialnej. W 2010 r. z krytyczną reakcją spotkali się przejmujący przewodnictwo w Radzie UE
Belgowie. Ujemnych ocen nie uniknęli też Anglicy, gdy w 2005 r. rozpoczynali prezydencję.
Występujący wtedy w PE Tony Blair został skrytykowany przez swoich rodaków z brytyjskiej Partii
Niepodległości (UKIP) oraz z Partii Konserwatywnej. W porównaniu z krytyką, której doświadczył Blair,
opinie posłów PiS były "lajtowe", ale pani Lena Kolarska-Bobińska, jako debiutantka, nie musiała
przecież o tym wiedzieć.
Pieczołowicie nakładany polityczny makijaż, choć częściowo przykrywa szpetną twarz Platformy, to
nałożony w zbyt dużej ilości odpada jak tynk z nieremontowanej kamienicy. Pozostaje mieć nadzieję i
zachować niepoprawny optymizm, że Polacy będą potrafili dostrzec prawdziwe oblicze Platformy i w
jesiennych wyborach zdecydują o zmianie aktorów na polskiej scenie politycznej.
Dr Ewa Rzeczkowska
3
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin