Zadowolenie lękami podszyte.pdf

(76 KB) Pobierz
Zadowolenie lękami podszyte – Stanisław Michalkiewicz
Zadowolenie lękami podszyte – Stanisław Michalkiewicz
Aktualizacja: 2011-07-6 12:11 pm
Rzeczywiście, niepodobna nie zauważyć coraz większej liczby podobieństw obecnej sytuacji do
końcówki rządów najmiłościwiej panującego nam Edwarda Gierka. Wprawdzie już w 1976 roku w kraju
przodującym pod względem uprawy buraka cukrowego pojawiły się kartki na cukier, ale za to w telewizji
wszystko wyglądało coraz lepiej, za sprawą tak zwanej „ propagandy sukcesu ”, uprawianej przez
prezesa Macieja Szczepańskiego, stojącego na czele doborowego korpusu oficerów frontu
ideologicznego. Część tych oficerów należała również do innego korpusu, ale nie o to w tej chwili
chodzi, chociaż wielu z nich również i dzisiaj korzysta z reputacji i doświadczeń nabytych za pierwszej
komuny – tylko o mechanizm propagandy sukcesu. Próbując rzucić światło na ten mechanizm Stefan
Kisielewski wspominał o pewnej sekcie w Indiach, której członkowie sprawiają wrażenie ludzi szalenie
zadowolonych. Jest to o tyle dziwne, że ich sytuacja jest raczej godna pożałowania, nawet według
standardów przyjętych również w Indiach. W czym zatem tkwi tajemnica owego dobrego
samopoczucia? Kisiel twierdził, że w tym, iż każdy członek tej sekty co godzinę, a może nawet częściej,
powtarzał sobie mantrę: jest mi dobrze, jest mi coraz lepiej – i im dłużej ją powtarzał, tym coraz lepsze
ogarniało go samopoczucie. Pod koniec dnia był już w euforii – ale wtedy morzył go sen i rankiem całą
operację trzeba było zaczynać od początku.
A właśnie Europejski Bank Odbudowy i Rozboju, to znaczy, pardon – nie żadnego „ Rozboju ”, tylko
oczywiście Rozwoju podał, że Polacy są najbardziej zadowolonymi z życia ludźmi w Europie.
Przypadkowo – a czy w ogóle są przypadki? – ogłoszenie tego komunikatu zbiegło się z inauguracją
Saturnaliów, czyli polskiej prezydencji w Europie, której partia i rząd premiera Tuska usiłowała nadać
charakter wielkiego narodowego święta. Ciekawe, że takie na przykład Niemcy, które w Unii
Europejskiej sprawowały prezydencję już 11 razy, wcale nie uważają tego za coś nadzwyczajnego.
Przeciwnie – uważają to za rzecz zwyczajną i nikomu nie przychodzi tam do głowy, by robić z tego
jakieś nadzwyczajne święto. No ale wedle stawu grobla; przecież żaden z naszych Umiłowanych
Przywódców tak naprawdę niczym nie rządzi, nawet własnymi sekretarkami, więc nic dziwnego, że
kiedy takiemu jednemu z drugim kucykowi trafiła się możliwość położenia ręki na sterowym kole całej
Europy, to pewnie wielu z nich musiało posikać się z emocji. Oczywiście nie jest aż tak źle, by taki,
dajmy na to, Donald Tusk miał Europą kierować. „ Bo taka głupia to ja już nie jestem; może głupia, ale
taka to już nie ” – głosił refren popularnej w swoim czasie piosenki, więc nie ma co się łudzić, że ci,
którzy tym całym europejskim bajzlem naprawdę kręcą, pozwolą wtrącać się do interesu Donaldu
Tusku, albo może jeszcze Stefanu Niesiołowskiemu. Żeby nie być gołosłownym, zwrócę uwagę również
na znak z Nieba, które nieprzypadkowo akurat tego dnia wylało Polakom na głowy całe kubły zimnej
wody.
Ale niezależnie od tej nuworyszowskiej euforii („ wszystkiego dotknąć, prawie wszystko wolno zjeść mi ”),
zorganizowanie przez partię i rząd 1 lipca wielkich uroczystości miało również cel praktyczny. Miały one
zatrzeć w opinii publicznej nieprzyjemne wrażenie, spowodowane ogłoszeniem przez posła
Macierewicza „ Białej Księgi ” dotyczącej katastrofy smoleńskiej. Ponieważ partia i rząd jeszcze nie wie,
co rosyjscy cenzorzy skreślą a co dopiszą do raportu ministra Jerzego Millera – to okaże się dopiero po
przetłumaczeniu go na język rosyjski – powstała kłopotliwa sytuacja. Wprawdzie od 4 czerwca 1992
roku wiadomo, że Antoniemu Macierewiczowi „ nie wierzymy ” nawet gdyby powiedział, że w nocy jest
ciemno, a w dzień jasno – ale to oczywiście za mało, żeby dać skuteczny odpór. Tedy partia i rząd
zachowały się podobnie jak Żydzi podczas debaty z diakonem Szczepanem, kiedy to nie mogąc
sprostać jego argumentom „ zatkali sobie uszy i podnieśli wielki krzyk ”. Wierna narodowej tradycji
Gazeta Wyborcza ” ucieka się do tej metody bardzo często, właściwie prawie zawsze, a ponieważ jej
1
użyteczność została sprawdzona już w czasach ewangelicznych, to Siły Wyższe musiały wydać rozkaz,
by zastosowały ją również pozostałe niezależne media.
Ciekawe, że zauważył to nawet red. Sroczyński z „ Gazety Wyborczej ”, bo w swoim przeglądzie prasy
zwrócił uwagę, że oprócz „ Naszego Dziennika ”, żadne inne niezależne medium nie zająknęło się na
temat ”Białej Księgi” i zawartych tam rewelacji. Redaktor Sroczyński daje do zrozumienia, że to dlatego,
iż „ wszyscy normalni ” ludzie, nie mówiąc już o „ przyzwoitych ”, posłowi Macierewiczowi programowo „ nie
wierzą ” – ale to niekoniecznie musi być prawdą. Bo taki efekt równie dobrze, a może nawet jeszcze
lepiej, może być następstwem rozkazów, jakie niezależnym mediom przekazały Siły Wyższe za
pośrednictwem oficerów prowadzących. Być może red. Sroczyński o tym nie wie, co skądinąd dobrze
by o nim świadczyło – ale to oczywiście nie powód, by zaraz brać za dobrą monetę wszystko, co mu się
tam wydaje. Zatem świąteczna wrzawa miała na celu nie tylko zatrzeć niemiłe wrażenie wywołane
Białą Księgą ”, ale również uczucie lęku i niepewności, wywołane deklaracją Andrzeja Urbańskiego,
który podczas przesłuchania III stopnia przez śledczą TVN Monikę Olejnik powiedział, że według
zdobytych przezeń „ prywatnych ” wiadomości, raport ministra Millera w kwestii odpowiedzialności
polskich mężyków stanu za smoleńską katastrofę, nie różni się istotnie od ustaleń „ Białej Księgi ”. Ładny
interes! Jakże tedy „ nie wierzyć ”, skoro przecież trzeba będzie „ wierzyć ” i to nawet żarliwie?
Czyż ludzi targanych takimi straszliwymi wątpliwościami można uznać za zadowolonych z życia? Któż
może lepiej od ich wiedzieć, że nie tylko siedzą na jednym, za przeproszeniem, półdupku, ale że i samo
miejsce do siedzenia najwyraźniej się kurczy? Bo oto zaledwie w przeddzień euforycznego święta
inauguracji polskiej prezydencji, w Warszawie odbyła się demonstracja „ Solidarności ” domagającej się
zwiększenia płacy minimalnej, obniżki akcyzy i objęcia większej liczby obywateli pomocą społeczną.
Europejski Bank Odbudowy i Rozbo… – to znaczy pardon – nie żadnego „ Rozboju ” tylko oczywiście
Rozwoju na pewno uznałby taką demonstrację za dowód narastającego zadowolenia z życia – ale
czegóż to ludzie nie robią dla miłego grosza – zwłaszcza w banku? Inna sprawa, że rząd może spełnić
solidarnościowy postulat podniesienia płacy minimalnej i to nawet w podskokach, bo przecież i składki
na ubezpieczenie społeczne i składki na ubezpieczenie zdrowotne i podatek dochodowy, naliczane są
od zarobków. Zatem spełniając postulat podniesienia płacy minimalnej, rząd tak naprawdę podnosi
podatki, bez potrzeby irytowania obywateli wydawaniem specjalnych aktów prawnych. Dzięki temu
może nawet symbolicznie obniżyć akcyzę, czyli spełnić aż dwa związkowe postulaty. Czyż taki krok nie
zwiększy zadowolenia z życia? Oczywiście, że tak – oczywiście do czasu, kiedy za te wszystkie
dobrodziejstwa trzeba będzie beknąć – ale taki finał „ propagandy sukcesu ” przerabialiśmy w roku 1980.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl) 6 lipca 2011
2
Zgłoś jeśli naruszono regulamin