Baird Jacqueline - Grzeszna namiętność.pdf

(447 KB) Pobierz
317483955 UNPDF
JACOUELINE BAIRD
Grzeszna namiętność
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio •
Warszawa
1
317483955.003.png 317483955.004.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rebeka rozejrzała się po sali wykładową i usiadła w
pierwszym rzędzie obok swojego szefa. Sala była prawie pełna.
– Miałeś rację, Rupercie, to nazwisko przyciąga publiczność –
przyznała, zwracając się do siedzącego obok mężczyzny.
– Przecież zawsze mam rację – uśmiechnął się szeroko. – Cii.
Oto on.
Rebeka przyszła na wykład z antropologii tylko dlatego, że
Rupertowi bardzo na tym zależało. Rupert i jego żona Mary
studiowali rażeni z Benedyktem Maxwellem, dzisiejszym
wykładowcą.
– Dobry wieczór państwu, dziękuję za przybycie. Mam
nadzieję, że sprostam oczekiwaniom i nikogo nie zanudzę.
Zanudzi! Już brzmienie jego głosu było elektryzujące. Rebeka
oblała się rumieńcem, kiedy jej wzrok nieoczekiwanie skrzyżował
się na chwilę ze spojrzeniem ciemnych, błyszczących oczu. Ten
mężczyzna miał jakąś niezwykłą siłę przyciągania i zaskoczona
poczuła, że budzi w niej pożądanie. Wstrzymała oddech, serce jej
zamarło. Po raz pierwszy przytrafiło jej się coś takiego. Jej ogromne
fiołkowe oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, usta rozchyliły się ze
zdumienia. Nigdy się nie spotkali, a jednak wszystko w nim
wydawało się znajome...
Stał przed publicznością ze swobodą i opanowaniem. Był
wysoki, znakomicie zbudowany. Szerokie ramiona, rozbudowana
klatka piersiowa, długie, muskularne nogi, ani grama tłuszczu.
Rebeka słuchała jak w transie opowieści o jego pełnym
2
317483955.005.png
przygód i niebezpieczeństw życiu. Przed sześcioma laty wyruszył
na wyprawę do dżungli amazońskiej. Dwanaście miesięcy później
pozostali uczestnicy wyprawy donieśli o jego śmierci. Widzieli, jak
prąd zniósł go w stronę wodospadu. Nikt nie mógłby przeżyć
takiego wypadku. A jednak rok temu powrócił cudem do. cywilizacji,
spędziwszy cztery lata na badaniu zwyczajów nie znanego dotąd
plemienia indiańskiego. Jego książka o tych badaniach miała
ukazać się w przyszłym tygodniu i Rebeka była przekonana, że
zdobędzie ona o wiele więcej czytelników niż inne prace z dziedziny
antropologii.
Wiedziano o nim niewiele i gdy pojawił się teraz w środowisku
naukowym, wywołał w nim wielkie poruszenie. Niektórzy bardziej
konserwatywni antropologowie z trudem ukrywali zawiść.
Tymczasem Benedykt Maxwell, nie zrażony krytyką, jeździł z wy-
kładami po całym świecie, by nie pozwolić ludziom zapomnieć o
losie południowoamerykańskich Indian i niszczeniu lasów
tropikalnych.
Rebeka w pełni podzielała jego poglądy, a gdyby nawet
wcześniej uważała inaczej, sam widok wykładowcy przekonałby ją
do sprawy.
Miał czarne, dość długie włosy, które opadały swobodnie na
kołnierz marynarki. Nie był właściwie uderzająco przystojny.
Szerokie czoło i czarne, krzaczaste brwi w połączeniu ze sporym
nosem i mocno zarysowaną szczęką nadawały jego twarzy surowy i
groźny wygląd. Sprawiał wrażenie silnego i zdecydowanego, a przy
tym miał prawdziwie piękne oczy.
3
317483955.006.png
To były dwie najkrótsze godziny w życiu Rebeki, a gdy
skończył wykład, wstała i z zapałem biła brawo. Jego złotobrązowe
oczy spoczęły na niej i przywiodły jej na myśl dużego, drapieżnego
kota, zaraz jednak uśmiech rozjaśnił jego surową twarz i wrażenie
prysło.
W podnieceniu odwróciła się do swego szefa.
– Był wspaniały, naprawdę wspaniały.
Rupert roześmiał się. Był to potężny, niedbale ubrany
mężczyzna z grzywą siwych włosów. Kiedy ojciec Rebeki był chory,
Rupert zatrudnił ją jako asystentkę. Parę miesięcy później, po
śmierci ojca, sprzedała dom rodzinny i wynajęła pokój u Ruperta i
Mary.
Szef przyjaźnie otoczył ją ramieniem.
– A więc ty także – pokręcił głową – co to jest... Najpierw Mary
oszalała, gdy dowiedziała się, że Ben przyjeżdża, a teraz wygląda
na to, że i ty jesteś nim absolutnie oczarowana.
Rebeka zaśmiała się i potrząsnęła głową, usiłując ukryć
podniecenie, które wzbudził w niej Benedykt Maxwell.
– Wstydź się, Rupercie – zażartowała. – Wiesz dobrze, że
Mary nie widzi nikogo poza tobą i małym Jonathanem.
– No chyba. Rupert uśmiechnął się z zadowoleniem. Rebeka
wiedziała dlaczego. Tydzień temu Mary, po dziesięciu latach
małżeństwa, urodziła wreszcie chłopca. Zaledwie wczoraj wrócili do
domu ze szpitala.
– Słuchaj, może poszłabyś na bankiet u rektora i wytłumaczyła
mnie jakoś. Zajrzę później. Najpierw muszę zobaczyć, jak Mary
4
317483955.001.png
daje sobie radę.
– Oczywiście, Rupercie. Ucałuj oboje ode mnie.
Rebeka, nadal uśmiechając się, przeszła przez dziedziniec
uniwersytetu i ruszyła w stronę rektoratu. Zatrzymała się przed
drzwiami rektora, zawróciła nagle i pobiegła w stronę damskiej
toalety. Nerwowe skurcze żołądka przypisała niestrawności, ale w
głębi duszy wiedziała, że okłamuje samą siebie. Świadomość, że
stanie twarzą w twarz z Benedyktem Maxwellem, napełniała ją
podnieceniem, jakiego nigdy dotąd nie doświadczyła. Weź się w
garść, dziewczyno, pomyślała, i, odłożywszy torebkę na bok,
zaczęła studiować swe odbicie w lustrze.
Czy ta zarumieniona dziewczyna o błyszczących oczach to
naprawdę ona? Zachowywała się nieprzytomnie. Opłukała twarz
zimną wodą, wytarła ją do sucha i starannie poprawiła makijaż,
który i przedtem był minimalny. Trochę tuszu na długich, gęstych
rzęsach, odrobina różowej szminki na pełnych wargach – z wes-
tchnieniem obejrzała rezultat.
To beznadziejne. Była wykształcona, inteligentna, świetnie
sprawdziła się jako asystentka profesora Ruperta Barta,
wykładowcy na wydziale prawa. Stanowiła idealną partię dla
każdego mężczyzny. Niestety, mając niespełna metr sześćdziesiąt
wzrostu, ogromne fiołkowe oczy i długie czarne włosy, które, choć
upięte starannie w kok, wykazywały nieznośną tendencję do
zwijania się w loki, wciąż przypominała, mimo kusząco
zaokrąglonych kształtów, młodziutką bohaterkę powieści Nabokova
– Lolitę. Zadrżała, a nieprzyjemne wspomnienie przyćmiło blask jej
5
317483955.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin