1019.txt

(410 KB) Pobierz
 Zofia Urbanowska Ksi�niczka 

W domu Helenka, jedyna c�rka pa�stwa Oreckich, ko�czy�a siedemna�cie lat. �ycie jej up�ywa�o w domu, kt�ry mia� wszelkie cechy pa�sko�ci i bogactwa. Rozpieszczona przez rodzic�w, nawyk�a do spe�niania przez s�u�b� ka�dej zachcianki, kszta�cona na kobiet�, kt�ra potrafi b�yszcze� w salonach, �y�a marzeniami o szcz�liwej, pozbawionej trosk przysz�o�ci. Rodzice, chocia� utracili dziedziczny maj�tek i od kilku lat mieszkali w mie�cie, nie pozbyli si� wielkopa�skich przyzwyczaje�. Zw�aszcza pani Oreckiej, c�rce magnata wychowanej w atmosferze zbytku, trudno by�o przywykn�� do nowej sytuacji. Po ca�ych dniach le�a�a na kanapie z oczyma utkwionymi w sufit, albo z ksi��k�, kt�rej nie czyta�a - nie maj�c ani si�y ani ochoty do zaj�cia si� gospodarstwem. Komfort by� tej kobiecie potrzebny do �ycia jak powietrze do oddychania. A by�o go coraz mniej i wszystko wskazywa�o, �e wkr�tce nadejdzie katastrofa. Jej m��, znany z prawo�ci charakteru pan Marcin Orecki zosta� ajentem Domu Handlowo-Komisowego Rolnik�w. Jeszcze niedawno takie zaj�cie zdegradowa�o by go w opinii ziemia�stwa, lecz po powstaniu styczniowym i uw�aszczeniach carskich, kt�re podci�y byt wielu rodzin szlacheckich zel�a�y przes�dy wobec miejskich zawod�w. Posada pana Oreckiego i ma�y kapita� z�o�ony w banku mog�y podtrzyma� resztki dawnej �wietno�ci domu, gdyby nie brak do�wiadczenia i �atwowierno��, z jak� zacz�� prowadzi� interesy. Orecki ufa� ludziom bez zastrze�e�, serce i kiesze� otwarte mia� dla ka�dego, nic wi�c dziwnego, �e oszukiwano go bez skrupu��w. Por�cza� po�yczki udzielane z kasy prowadzonego przez siebie Domu Handlowego, po�yczki, kt�rych nikt nie mia� zamiaru zwraca�. Nie znaj�c si� na handlu rych�o przegra� z konkurencj�. Na domiar z�ego s�siad, Niemiec Ofman, postanowi� wykorzysta� t� sytuacj�, by powi�kszy� swoje gospodarstwo o dom i ogr�d rodziny Oreckich. Mimo to Orecki uleg� pro�bie swego znajomego Teckiego i por�czy� mu wysok� po�yczk�, zaci�gni�t� u Ofmana. Oczywi�cie, Tecki po�yczki nie zwr�ci�, a Niemiec zacz�� traktowa� Oreckiego jak paj�k much� zapl�tan� w sie�. Nad domem Oreckich zawis�a �miertelna gro�ba. Helenka widzia�a stopniowy upadek filii Domu Handlowego, ale nie przypuszcza�a, aby upadek ten tak blisko dotyka� jej ojca - mia�a mu te� za z�e, �e tak te sprawy bra� do serca. Ojciec w jej przekonaniu by� zamo�nym kapitalist�; a cho� o cyfr� jego kapita��w nie pyta�a nigdy, bo mia�a wrodzony wstr�t do cyfr, sam fakt, �e istnia�y, wystarcza� jej. O interesach nie m�wiono z ni� nigdy, przysz�o�� wi�c nie przestrasza�a jej bynajmniej cho� z r�nych rzeczy miarkowa�a, �e nie wszystko idzie jak nale�y. By�y to jednak, w jej mniemaniu drobnostki, daj�ce si� �atwo usun��. Patrzy�a na �wiat oczyma m�odo�ci i widzia�a wszystko w r�owych barwach. Od kilku tygodni zajmowa�a j� my�l o balu, maj�cym si� odby� u jej stryja, pana Bart�omieja, zamo�nego obywatela, na kt�rej to zabawie Helenka mia�a po raz pierwszy ukaza� si� jako panna doros�a i, niby rycerz �wie�o pasowany, miast szpady otrzyma� d�ug� sukni�. Napisano po sukni� do Warszawy, a sama Helenka nakre�li�a plan tego arcydzie�a kunsztu niewie�ciego. Tymczasem liczy�a niecierpliwie dnie, przedzielaj�ce j� od balu, i marzy�a o nim na jawie i we �nie. Zdawa�o jej si�, �e b�dzie to pocz�tek poematu jej �ycia i wkr�tce zaraz po tym pocz�tku, jak w bajce, przyjedzie do niej pi�kny kr�lewicz i z�o�y u jej st�p serce i maj�tek. I Stary dw�r gorza� �wiat�em; sanki, bryczki, powozy wje�d�a�y przez wrota na dziedziniec i kolejno ust�powa�y sobie miejsca przed gankiem. Odg�osy muzyki miesza�y si� ze szczekaniem ps�w i wo�aniem stangret�w. Na dworze by�o ciemno mimo �niegu pokrywaj�cego ziemi�, a dwie latarnie, zawieszone wysoko na s�upach przede dworem, zaledwie na kilkana�cie krok�w doko�a o�wietla�y przestrze�. W ganku, ugarnirowanym soplami lodu, stoi w baraniej czapce sam pan Bart�omiej i przyjmuje go�ci, cho� mr�z na dworze trzaskaj�cy. - Jak si� macie? - wo�a� j�drnym g�osem - niech wam B�g da zdrowie, �e�cie przyjechali! Kochany radca! Uni�ony s�uga pani radczyni dobrodziejki! Ach, panna Anastazja! Serdecznie dzi�kuj�, ods�u�� si� na weselu. Spieszcie si�, pa�stwo, z wysiadaniem, bo pomarzniecie. Ca�uj� r�czki pani s�dzinie, gdzie m�ulek? Cha, cha, cha, nie mo�e si� wygramoli� nieborak! Jezu Chryste, kogo� to ja widz�? Prezesa? A niech�e ci� u�ciskam! A to�my si� kop� lat nie widzieli! Moje uszanowanie pani prezesowej! Takie i tym podobne wykrzykniki trwa�y dop�ty, dop�ki powozy nie rozjecha�y si� powoli ku stajniom. Na samym ko�cu podsun�a si� pod ganek kareta na saniach, z du�� waliz� z ty�u, zaprz�ona w cztery konie. - A wy sk�d? - krzykn�� pan Bart�omiej na stangreta - czy nie z M.? - Z M., wielmo�ny panie - odrzek� zagadni�ty, zeskakuj�c z koz�a i otwieraj�c drzwiczki. Z karety wyskoczy�a zakapturzona posta� niewie�cia. Z lekko�ci tego skoku mo�na by�o od razu zgadn��, �e to jest co� m�odego, a dwoje wielkich oczu, b�yszcz�cych jak dwa ognie przy �wietle latarni, pozwala�o si� domy�la�, �e to jest tak�e co� �adnego. Pan Bart�omiej otworzy� ramiona i porwa� t� posta� w obj�cia. - Jeste� przecie, robaczku, chwa�a Bogu! My�la�em, �e ju� nie przyjedziecie. Jak si� masz, robaczku? Jak si� masz? A to ci zmarz� buziaczek, no! Kto te� widzia� tak p�no przyje�d�a�, kiedy tylu �adnych ch�opc�w czeka! Doprawdy, �e to nie do darowania! A matka jest? - Jest, stryjaszku a jak�e! Jest i ojczulek! Kto p�no chodzi, sam sobie szkodzi, m�wi przys�owie, i prawd� m�wi. Zanim przyby�e panie w przygotowanym dla nich pokoju ogrza�y si� i rozgo�ci�y, zanim m�odziutka synowica pana Bart�omieja zdo�a�a uwolni� si� z u�cisk�w kuzynek i odpowiedzie� na wszystkie pytania: jak? co? dlaczego?, zanim panna s�u��ca rozpakowa�a rzeczy i ubra�a najprz�d pani�, a potem panienk�, up�yn�a d�uga godzina. Pan Bart�omiej na dobre si� niecierpliwi�. Puka� co chwila do drzwi pytaj�c: "A czy ju�? a czy jeszcze? a czemu tak d�ugo?" Narzeka� na kobiety, �e si� ze wszystkim guzdrz�. Trudno, gniewaj si�, jak chcesz, panie stryju, panienk� ubra� trzeba, bo to nie wiecz�r byle jaki, ale bal ca�� g�b�, bal, na kt�ry zjecha�a si� ca�a okolica. Trzeba na ni� w�o�y� blador�ow� pow��czyst� sukienk� z gazy tak lekkiej i przezroczystej, �e jest obawa, aby si� za dotkni�ciem nie rozwia�a jak mg�a poranna; trzeba t� sukienk� przybra� pierwiosnkami, stokrotkami i innymi jeszcze kwiatkami, kt�re przynosi z sob� wiosna. Trzeba panienki bia�e ramiona troszeczk� ods�oni� i otoczy� je tymi samymi kwiatami, aby przy ich �ywych barwach wydawa�y si� jeszcze bielsze; trzeba na koniec we w�osy jasne wpi�� par� kwiat�w. Pani Orecka, siedz�c w fotelu, dawa�a rozkazy i wskaz�wki pannie s�u��cej, a potem jeszcze poprawia�a wszystko w�asn� r�k�. Zrobi�a ona ofiar� dla c�rki ze swego zdrowia, przybywaj�c na ten bal - ale chcia�a j� sama po raz pierwszy w �wiat wprowadzi� i by� �wiadkiem jej powodzenia, o kt�rym nie w�tpi�a. Helenka, napatrzywszy si� do syta w zwierciad�o, zwr�ci�a ca�� uwag� na ogon tak dla niej upragniony, a pasuj�cy j� odt�d na doros�� pann�, gdy wszed� zniecierpliwiony pan Bart�omiej, prowadz�c z sob� pana Marcina, kt�remu kaza� da� admonicj� kobietom za guzdranie si�. Wszed� i stan�� zdumiony. Odk�d zna� swoj� synowic�, nigdy jeszcze nie widzia� jej tak pi�kn�, nigdy jeszcze delikatny owal twarzy nie wyda� mu si� tak szlachetny ani rysy tak regularne; nigdy jej cera delikatna nie by�a tak przejrzysta jak w tej chwili, gdy j� rumieniec szcz�cia na widok podziwu stryja oblewa�, ani oczy tak pe�ne uroku jak teraz, gdy b�yszcza�a w nich zarazem rado�� i obawa, ciekawo�� i pragnienie poznania tego �wiata, do kt�rego si� rwa�a ca�� dusz�. Panu Bart�omiejowi a� si� �al zrobi�o, �e �adna z jego c�rek nie mog�a jej urod� dor�wna�. - Co za �liczna dziewczyna! - przem�wi�, och�on�wszy ze zdziwienia - niech mnie diabli porw�, je�eli dzi� wszystkim ch�opcom nie zawr�cisz g�owy! - I, podaj�c rami� bratowej, doda�: - No, Marcinie, prowad� twoj� c�rk�. Gdy panna Helena wesz�a do sali, wsparta na ramieniu ojca, rozszed� si� szmer i da�y si� s�ysze� szepty. Pan Bart�omiej nie m�g� si� op�dzi� pro�bom o prezentowanie i zanim panienka mia�a czas oswoi� si� z ol�niewaj�cym blaskiem �wiate� i rozejrze� w t�umie, ju� w ta�cu okr��a�a sal�. Ledwie j� pierwszy tancerz posadzi�, ju� j� zamawia� drugi; nie by�o ani chwili czasu do namys�u. Wiedzia�a tylko, �e ta�czy�a, z kim, nie wiedzia�a; �adnemu ze swych tancerzy nie mia�a czasu si� przypatrze� - a jak si� kt�ry nazywa�, nie wiedzia�a, cho� stryj wszystkie nazwiska jej wymienia�. Kto by zreszt� tyle nazwisk spami�ta�! Nareszcie mog�a troch� odetchn��, rozpatrze� si� i my�li zebra�, je�eli zebranie my�li mo�liwe jest na balu. Orkiestra zacz�a gra� kujawiaka, ta�ce na chwil� usta�y, ale za to w sali zrobi�o si� gwarniej. Z miejsca, jakie Helenka sobie do chwilowego odpoczynku wybra�a, dochodzi�y j� urywki rozm�w r�nych i przep�ywa�y mimo jej uszu jak muzyka, z oderwanych d�wi�k�w z�o�ona, nie zostawiaj�ca po sobie �ladu. Jeden przecie� g�os wyr�ni�a - by� to g�os jej stryja. - Pan nie ta�czysz, panie Stefanie? - m�wi� pan Bart�omiej - wstyd� si� waszmo��. Taki t�gi ch�opiec i pozwala nogom pr�nowa�! Za moich czas�w inna by�a m�odzie�. Ja bym teraz jeszcze was wszystkich przeskoczy�! - Ale� ta�czy�em, szanowny panie, ta�czy�em kontredansa i walca. - Zamiast gada�, zawi� si� wa�� ko�o kt�rej panny i wyskocz. Wszak�e ci� prezentowa�em mojej synowicy? - Nie, panie. - Nie? - powt�rzy� jakby zdziwony - a to chod��e, chod�. - Ch�tnie, szanowny panie, ale s�ysza�em, �e jest ju� zam�wiona do wszystkich ta�c�w. Pan Bart�omiej roze�mia� si� na ca�e gard�o. - No, no, nie troszcz si�, wyprosz� dla ciebie jednego. Helenka podnios�a oczy i ciekawie spojrza�a na tego, kt�rego jej stryj prowadzi�. By� to bardzo pi�kny m�odzieniec; czo�o, jak z marmuru wykute, otoczone by�o bogatymi pier�cieniami ciemnokasztanowatych w�os�w; oczy patrzy�y �mia�o, a nawet wyzywaj�co; nos kszta�tny, p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin