W szkole cierpienia Trudne drogi do ważnych odkryć(1).doc

(322 KB) Pobierz
W szkole cierpienia Trudne drogi do ważnych odkryć

W szkole cierpienia Trudne drogi do ważnych odkryć
Wprowadzenie do rozważań

Przed cierpieniem, jedną z największych tajemnic ludzkości, pochyla się głowa każdego człowieka. U jednych z pokorą, u innych z nieukrywaną hardością i buntem. Trudne doświadczenia przychodzą w niespodziewanych formach i okolicznościach jak niechciany gość, burzą spokojny bieg codzienności, przypominając, że nikt z nas nie jest absolutnym właścicielem środowiska, w którym żyje, ani tym bardziej własnej osoby. Wielcy i mali, grzesznicy i święci, bogaci i ubodzy, młodzi i starcy, żyjący samotnie i we wspólnocie - wszyscy w obliczu cierpienia zadają naznaczone niepokojem i podobne do siebie pytania, pośród których najtrudniejsze brzmi: Dlaczego Bóg dopuścił cierpienie?

Dla uczniów Chrystusa podobnie jak dla pozostałych mieszkańców ziemi cierpienie jest dramatem. W świetle wiary dramat urasta jednak do wydarzenia świętego, szczególnej łaski, której historia rozpoczyna się w ogrodzie Getsemani i na górze Kalwarii. Tam, dzięki krzyżowej męce Bożego Syna, cierpienie zyskało sens i otrzymało nieprzemijalną wartość. Chociaż w tym życiu nie dane mam będzie pojąć, dlaczego Bóg je dopuścił, to przecież On sam odsłania przed nami wiele z jego tajemnic.

Rozważania rekolekcyjne o cierpieniu zawarte w tej książce mogą pomóc ci odnaleźć Bożą perspektywę dla trudnych doświadczeń, które nazywasz cierpieniem. Chociaż mają różne źródła: fizyczne (ból ludzkiego ciała), moralne (zmagania natury duchowej) i mistyczne (gdy Bóg oczyszcza człowieka przez trudy, kłopoty, lęki i jednoczy go z sobą), wszystkie stwarzają wielkie szanse dla duchowego rozwoju. Dostrzec je i zrozumieć może jednak tylko ten, kto ma w sercu wiarę, kto życie swoje układa i realizuje w łączności z Jezusem.

Najtrudniejsze pytania

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, Panno słuchająca, do której uciekamy się w naszych niedolach. Kościół nazywa Ciebie Niezłomną, Wierną i Wytrwałą, bo w obliczu niepojętej tajemnicy cierpień Syna zachowałaś w Sercu ufność aż do końca. Naucz mnie spoglądać z wiarą na cierpienia codzienności i trwać ufnie pomimo bolesnych pytań, jakie mnożą się w sercu. Uzdolnij me oczy, by w trudach i przeciwnościach mogły zobaczyć wyciągniętą ku mnie rękę miłującego Ojca. Amen.

Konferencja pierwsza

Jam człowiek, co zaznał boleści pod rózgą Jego gniewu; On mnie prowadził, iść kazał w ciemnościach, a nie w świetle, przeciwko mnie jednemu cały dzień zwracał swą rękę. Zniszczył me ciało i skórę, połamał moje kości, osaczył mnie i nagromadził wokół jadu i goryczy; ciemność mi dał na mieszkanie. (Księga Lamentacji 3, 1-6)

W spotkaniu z cierpieniem człowiek zadaje dużo pytań. Są najtrudniejsze, a na trudne pytania nie ma łatwych odpowiedzi, często są nawet niemożliwe. Milczenie spowija przede wszystkim to najważniejsze pytanie: Dlaczego Bóg dopuścił cierpienie? Jest przecież wszechmocny. Wszelkie formy niedoskonałości, każdy fizyczny, moralny czy psychiczny ból przestałyby istnieć, gdyby tylko wypowiedział jedno: Chcę..., jedno: Niech się stanie...

Na to najważniejsze z pytań nie znamy odpowiedzi. Nie udzielają jej biblijni mędrcy, którzy kruchej kondycji ludzkiego życia na ziemi poświęcili całe lata przemyśleń. Nie udzielają jej apostołowie Jezusa ani święty Jan, umiłowany uczeń, naoczny świadek Chrystusowych godzin w Getsemani i na górze ukrzyżowania. Odpowiedzi nie udziela nawet sam Jezus, chociaż to właśnie od Niego oczekiwalibyśmy najcenniejszych wyjaśnień. Chcielibyśmy, by wytłumaczył nam zamysł Ojca, ten Jego przedziwny i gorszący nas "pomysł" z cierpieniem. Tajemnica tymczasem pozostaje tajemnicą.

Współcześni Jezusa pytali Go o cierpienie i nie pozostawali bez odpowiedzi. To jednak, co docierało do ich uszu jako odpowiedź nie było prostym tak lub nie, wiem lub nie wiem. Jezus zadziwiał swymi wyjaśnieniami. Widzimy, jak nie jeden raz zostawiał pytającego z większym zakłopotaniem aniżeli to, z jakim przybył. Syn Boży nie tłumaczył swego Ojca, ale też nie zbywał i nie bagatelizował problemu. Udzielił licznych odpowiedzi, nad którymi trzeba się z wiarą i pokorą pochylić, by zobaczyć, że odkrywają liczne tajemnice cierpienia, chociaż nie wszystkie.

Każde z wyjaśnień Jezusa na temat cierpienia zostało nam zadane. To są ziarna, które muszą zapaść w ziemię serca, by w swoim czasie wyrosły i ujawniły coś z Bożej tajemnicy. Potrzebują czasu. Problemy z dziedziny matematyki czy fizyki można rozwiązywać na kartce papieru. Zadania, które zadał Jezus rozwiązujemy we własnym sercu, bo i cierpienie nie jest rzeczą leżącą gdzieś obok, lecz doświadczeniem, które czyni sobie z nas dom do zamieszkania.

Jezus nie wyjaśnił nam, dlaczego Bóg dopuścił cierpienie. To tajemnica przekraczająca w tym doczesnym życiu możliwości naszego rozumu. Wskazał jednak na jego sens, na jego wartość. Pokazał, czemu może posłużyć. Zadał nam trud poszukiwania sensu cierpienia w doświadczeniach Jego życia. Zaangażował się w cierpienie, aby człowiek nigdy nie mówił Bogu: Ty mnie nie rozumiesz, ponieważ nie cierpiałeś! Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, cierpiał. Jak nikt z nas On rozumie cierpienie. "Nie ma zła, z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić większego dobra. Nie ma cierpienia, z którego nie mógłby uczynić drogi prowadzącej do Niego. Idąc na dobrowolną mękę i śmierć na krzyżu, Syn Boży wziął na siebie całe zło grzechu. Cierpienie ukrzyżowanego Boga nie jest tylko jakimś rodzajem cierpienia pośród innych, mniejszym czy większym bólem, lecz nieporównywalną miarą cierpienia. Chrystus, cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, w nowy porządek: w porządek miłości".

Ewangeliści relacjonują liczne sytuacje, w których Nauczyciel wypowiada się o cierpieniu. "Przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże" (J 9, 1-3).

Istnieje zatem cierpienie, które w tajemniczy sposób dopuszcza w życiu człowieka sam Bóg. Okazuje się, że może ono służyć realizacji Bożych planów, "objawieniu Bożych spraw". Znamy dobrze poruszającą opowieść o sprawiedliwym Hiobie. Bóg dopuścił, że stracił on najpierw trzodę, dom i dzieci. Jakby tego było jeszcze mało pozwolił, by został dotknięty "trądem złośliwym, od palca stopy aż do wierzchu głowy" (Hi 2, 7). Cierpienie ludzi niewinnych najbardziej nas bulwersuje. Budzi nawet złość, a niekiedy gniew na Boga, jak w przypadku żony Hioba. Gdy zobaczyła tragedię męża, która w jakiejś mierze dotknęła ją samą, wyrzuca z siebie okrzyk: "Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj" (Hi 2, 9).

Cierpienie pojawia się często jako konsekwencja osobistych grzechów człowieka. Jezus uzdrowił pewnego razu chromego, który siadywał przy Sadzawce Owczej w Jerozolimie i żebrał o jałmużnę. Gdy jakiś czas później spotkał go w świątyni, powiedział mu: "Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło" (J 5, 14). Bliżej nieokreślony rodzaj kalectwa był w tym przypadku konsekwencją złego postępowania. Człowiek sam prosił się o nie.

Cierpienie może też pojawić się jako wyraźne ostrzeżenie ze strony Boga, gdy przewrotność człowieka przekracza wszelkie ustalone granice. Jest wówczas Jego posłańcem wzywającym do opamiętania. Cierpienie w takich sytuacjach to często ostatni argument, jaki Bóg kładzie na szali w trosce o dobro swego przewrotnego dziecka. W Apokalipsie świętego Jana czytamy o takim postępowaniu Jezusa względem niewiasty imieniem Jezabel. "Mam przeciw tobie to, że pozwalasz działać niewieście Jezabel, która nazywa siebie prorokinią, a naucza i zwodzi moje sługi... Dałem jej czas, by się mogła nawrócić, a nie chce się odwrócić od swojej rozpusty. Oto rzucam ją na łoże boleści" (Ap 2, 20-22). Nieważne, czy Jezabel jest historyczną postacią, czy - jak chcą niektórzy komentatorzy Apokalipsy - jej imię symbolizuje zbiór ludzi dopuszczających się zdrady wobec Boga. Przesłanie jest nader jasne - cierpienie służy niekiedy jako ostateczny środek napomnienia.

Już tych kilka przykładów uświadamia nam, że zadawane przez nas pytania o cierpienie nie mają jednej odpowiedzi. A gdy dodamy do tego fakt, że cierpienie może mieć różne źródła: psychiczne, fizyczne (ból ludzkiego ciała), moralne (zmagania natury duchowej) i mistyczne (gdy Bóg oczyszcza człowieka przez trudne doświadczenia i jednoczy go z sobą), stajemy się bardziej pokorni, bo nawet te wyjaśnienia, których chcemy udzielić, nie są prostymi odpowiedziami.

Ludzkie historie to przede wszystkim dzieje trudnych zmagań o znalezienie odpowiedzi na pytanie: Dlaczego? Każdy kto cierpi chce wiedzieć, dlaczego jest uczestnikiem doświadczeń wyciskających łzy, przynoszących ból, rodzących lęk i niepewność. Drogi poszukiwań biegną więc w różnych kierunkach, a to, gdzie i czym się zakończą, zależy od tego, czy serce posiada wiarę w Boga i jak jest ona głęboka. Poza światem wiary cierpienie nie ma żadnego sensu i zawsze pozostanie skałą zgorszenia. Wiara decyduje o postawach, jakie zajmujemy. Tam, gdzie występuje, rodzi zdolność trwania w trudnościach, odwagę ofiarowania siebie, a nawet decyzję wydania swego życia za innych. Tam, gdzie jej nie ma, nie ma też nadziei, a życie kończy się druzgocącą klęską, nierzadko połączoną z buntem przeciw Bogu. "Przy braku fundamentu Bożego i nadziei życia wiecznego [...] zagadki życia i śmierci, winy i cierpienia, pozostają bez rozwiązania, tak że ludzie nierzadko popadają w rozpacz. Każdy człowiek pozostaje wtedy sam dla siebie zagadnieniem nierozwiązanym, niejasno uchwyconym".

Wiara nie sprawia, że cierpienie przestaje być ludzkim dramatem. "Nieszczęścia wprawdzie otwierają oczy, przez ból człowieka dorasta do głębszego zrozumienia Boga, ale pozostają one i tak niewytłumaczalną do końca zagadką". Wiara nadaje cierpieniu sens. Dramat okazuje się wówczas łaską, której jednak nie można przyjąć i zgłębić bez Boga.

"Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić" (1 Kor 2, 14). Święty Paweł wyjaśnia nam, że człowiek, który żyje poza światem wiary nie może pojąć spraw Bożych. Jest ślepy na to wszystko, co Boża mądrość skryła w wydarzeniach, szczególnie tych połączonych z cierpieniem. Ten rodzaj ślepoty jest tragiczniejszy od braku fizycznego wzroku, ponieważ zamyka człowieka na przyjęcie Bożego działania przybranego w płaszcz mozołu codzienności, zmagań i cierpień, tego wszystkiego, co nazwane zostało "głupstwem w oczach świata". To, co niedoskonałe, naznaczone bólem, wzgardzone i niepozorne często staje się narzędziem upokorzenia ludzkiej pychy, arogancji i wyniosłości.

Wiara uzdalnia do dostrzegania tajemnic cierpienia sercem. Pozwala zobaczyć to, czego nie uchwyci najlepsze oko i najsprawniejszy umysł. Zdolność widzenia sercem jest wielkim darem Bożej dobroci, częścią Jego odpowiedzi na nasze rozterki w obliczu cierpienia. Dana jest nam wraz z darem umiejętności. Dzięki temu cennemu darowi Ducha Świętego możemy wydawać prawidłowe sądy odnośnie cierpienia, stając się uczestnikami mądrości samego Boga, który poznaje wprost, przenikając istotę wszystkiego.

Dar umiejętności pomaga z łatwością przyjąć dogmat Bożej opatrzności. Wszystko, co nas spotyka, co istnieje, czego doświadczamy, razem z najbardziej nawet złożonymi dziejami ludzkimi, w świetle tego daru ma odwieczny sens i jest wyrazem niepojętej Bożej mądrości, przekraczającej w sposób niewyobrażalny ludzki rozum. Wszystko to ma znaczenie w planach zbawienia konkretnego człowieka i całej ludzkości. W konfrontacji z realiami życia codziennego dar umiejętności umacnia również nadzieję. Przede wszystkim dlatego, że uczy zaufania samemu Bogu, pokazując jak niewystarczalna i krucha bywa ludzka pomoc.

Zbliżenie się do tajemnic cierpienia przez kogoś, kto wzrastał bez nauki wiary, jest możliwe, ale w jego sercu musi pojawić się ważna dyspozycja: wrażliwość na ślady Boga w świecie przyrody, w drugim człowieku i w nim samym.

Cierpienie nie potrzebuje pozwolenia, by towarzyszyć nam w życiu. Przychodzi swobodnie w niespodziewanych okolicznościach i formach, zmieniając bieg wydarzeń czy sposób naszego myślenia. Powala na kolana, przypominając, że człowiek nie jest absolutnym właścicielem świata, który dziedziczy ani tym bardziej własnej osoby. Katastrofy naturalne i klęski żywiołowe sprowadzają głód, choroby i niepewność jutra. Zawodność osiągnięć techniki i świadomość przemijalności przypominają, że cierpienie chodzi tymi samymi drogami, co człowiek. Chciałoby się nawet powiedzieć, że trzyma go pod rękę w czasie tej wędrówki. To jedno z tych doświadczeń, których skutki uczymy się minimalizować, choć wiemy, że skuteczna ucieczka i całkowita wolność są tutaj niemożliwe. Od początku rodzaju ludzkiego różne formy fizycznej i duchowej niedoskonałości wrastają w każdy kąt człowieczej egzystencji. Nie tyle zadomawiają się jako element krajobrazu jego codzienności, co przede wszystkim kształtują go.

Spotkanie z cierpieniem jest dla każdego doświadczeniem niepowtarzalnym. Nie dokonuje się według z góry określonego schematu, lecz uwzględnia specyfikę danej osoby. Cierpienia nie można się zatem "wyuczyć" i mieć to zadanie "z głowy", czyli odrobione. Za każdym razem, gdy cierpimy, serce musi ponowić w sobie akt wiary, nadziei i miłości.

* * *

Przyśpieszone dojrzewanie

Konferencja druga

Jeśli dusza ma więcej cierpliwości w trudach..., oznacza to, większy postęp w cnocie. (święty Jan od Krzyża)

Przyglądanie się procesowi wzrostu ozdobnych roślin w naszych mieszkaniach może dostarczyć wielu pożytecznych przemyśleń na temat życia duchowego. Im piękniejsza i delikatniejsza roślina, tym ściślej określone warunki potrzebne do jej uprawiania. Brak dbałości o zapewnienie odpowiednich czynników wspomagających rozwój powoduje jej skarłowacenie. Roślina nie może wówczas ukazać pełni drzemiącego w niej piękna i oczarować patrzących na nią oczu.

Życie duchowe bywa często porównywane do rośliny. Istnieją doświadczenia, które wzmacniają i przyspieszają jego wzrost. Są też takie, które go opóźniają lub całkowicie uniemożliwiają. Jezus, Boski Ogrodnik, doglądając duchowego rozwoju człowieka, przygotowuje mu najbardziej odpowiednie środowisko wzrostu. To ostatnie zdanie może budzić niezrozumienie, a nawet bunt w niejednym ludzkim sercu. Trudności, cierpienia i kryzysy wypełniające garniec ludzkiego życia nie są przecież - według naszego mniemania - wymarzonym środowiskiem rozwoju. Tego, co my rozumiemy przez "odpowiednie środowisko wzrostu", nie da się sprowadzić do wydarzeń i doświadczeń, przez które przeprowadza nas Bóg lub które w naszym życiu dopuszcza. Próba wytłumaczenia czy usprawiedliwienia takiego działania mądrości Bożej nie jest łatwa. Zbliżyć się do prawdy, że czas, miejsce i okoliczności czyjegoś życia są dla niego najbardziej odpowiednie, nawet jeśli są trudne lub bardzo trudne, może jedynie ten, kogo cechuje zaangażowana przyjaźń z Jezusem. Ktoś patrzący na codzienność bez ewangelicznej perspektywy będzie miał z tym duże problemy.

Jednym z najważniejszych czynników wzrostu w szkole Boskiego Ogrodnika jest cierpienie. Przyjmowane i przeżywane w duchu ewangelicznym stanowi czynnik skutecznie przyśpieszający duchowe dojrzewanie. Niewiele innych doświadczeń może mu w tym dorównać. Sprawia, że zasadniczą miarą wzrostu przestaje być upływający czas. Staje się nią natomiast mądrość zdobywana cierpliwym trwaniem w trudnych wydarzeniach. Ustami biblijnego mędrca Bóg zachęca nas do zauważenia tego zdumiewającego przejawu swej wszechmocy: "Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości - życie nieskalane" (Mdr 4, 8-9). To nie ilość przeżytych lat decyduje o wewnętrznym pięknie i mądrości, tych bezcennych wartościach formujących kształt doczesnego i przyszłego życia, lecz przejście przez tygiel doświadczeń. "Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni - pisze mędrzec - nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją..." (Mdr 3, 4-7).

W cierpieniu drzemie ogromna moc zdolna przyśpieszyć w sposób niewymowny czas osiągnięcia takiej duchowej dojrzałości, która czyni człowieka gotowym do spotkania z Chrystusem w doświadczeniu śmierci. Mówi się często, że Bóg zabiera nas do siebie wówczas, gdy jesteśmy najbardziej przygotowani. Ważnym krokiem dla naszych rozważań będzie więc postawienie pytania: W jaki sposób cierpienie przyśpiesza osiąganie duchowej dojrzałości?

Duchowa dojrzałość pojawia się wówczas, gdy rozum, wola i serce człowieka coraz bardziej podporządkowują się Jezusowi. Patrząc przez czystą szybę, człowiek widzi wszystko, co jest poza nią. Gdy powlecze ją z jednej strony srebrem, zrobi lustro i będzie już widział tylko własne oblicze. Takie skoncentrowanie życia na własnej osobie wskazuje na brak dojrzałości. Cierpienie pomaga to zmienić. Jest narzędziem kształtującym umysł, hartującym wolę w dobru i oczyszczającym serce.

Cierpienie pomaga kształtować umysł, jeden z najcenniejszych darów otrzymanych od Stwórcy. Ta siedziba mądrości, wiedzy i świadomości własnego istnienia po grzechu pierworodnym nie funkcjonuje w pełni poprawnie. Człowiek jest opieszały, a niekiedy wprost leniwy w poznawaniu spraw Bożych, łatwo angażuje się w sprawy drugorzędne, niemające na celu prawdziwego duchowego dobra, ufa zbytnio sobie, popadając w zarozumiałość, jedną z najtrudniejszych do pokonania form pychy. Dotknięty pychą rozumu niechętnie radzi się innych, nie szuka światła w Ewangelii, nie patrzy na swoje życia w perspektywie śmierci i sądu, nie rozważa Bożych przymiotów: miłosierdzia, cierpliwości i przebaczenia. Nie interesuje się też odpowiedzią na ważne pytanie: Jaka jest wola Boża względem mnie? Rozwijając w sobie takie postawy doprowadza do zaślepienia własnego umysłu. To stan grzechu, który Jezus ze smutkiem starał się uświadomić niektórym ze swoich słuchaczy: "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę" (Mt 23, 23).

Cierpienie stanowi w rękach Jezusa narzędzie leczące umysł z różnych form chorób, w jakie popadł. Bezcenna rola trudnych doświadczeń ujawnia się szczególnie wówczas, gdy burzą misterną konstrukcję życia zbudowaną przez człowieka na fundamencie zaufania sobie. Śmierć bliskiej osoby stanowi sygnał ostrzegawczy, by przemyśleć i uświadomić sobie własną przemijalność. Utrata fizycznej sprawności na skutek wypadku jest upokorzeniem pychy niezależności i zaproszeniem do uczenia się trudnej, ale i cennej zarazem umiejętności przyjmowania pomocy. Niezrealizowanie się planów układanych z wielkim nakładem zaangażowania służyć może odkryciu innej ważnej prawdy: nikt nie jest absolutnym panem wydarzeń własnego życia; musi dopuścić do nich Boga wraz z Jego tajemniczym działaniem.

Te przykładowe sytuacje i ogromna ilość im podobnych stanowią dla ludzkiego umysłu szansę wejścia na inne tory myślenia, bardziej zgodne z Bożą mądrością, aniżeli ludzką przezornością. Człowiek jest tak dalece utożsamiony z własnym sposobem postrzegania i rozumienia świata, że potrzebne jest nieraz znaczne cierpienie, zdolne wyważyć drzwi zamkniętego w sobie umysłu i ukazać istniejący poza nim inny świat.

Cierpienie nie rodzi natychmiastowych i cudownych skutków. Ono stwarza szansę. Proponuje okazję do zreflektowania się i podjęcia trudu nauki. Człowiek jednak wciąż pozostaje wolny, by przyjąć lub odrzucić wyciągniętą ku niemu rękę Boga skrytą za jakimś trudnym doświadczeniem. Gdy ją przyjmie, otwiera się przed nim zadanie cierpliwego wykorzeniania kłamstwa poprzez przyznawanie się do rzeczywistych swoich słabości, upadków, błędnych poglądów i motywacji. Uznanie swej grzeszności i siebie jako grzesznika to początek prawdziwej przemiany. A ta przynosi potrzebę częstszego zwracania się do Boga i szukania u Niego pomocy. Tak zaczyna się kształtować pokora umysłu, fundamentalny warunek duchowej dojrzałości.

Formacyjna rola cierpienia ma swoje miejsce także w duchowym doświadczeniu osoby zaawansowanej w przyjaźni z Jezusem. Dopóki ludzki umysł przemierza drogi tego świata, pozostaje naznaczony piętnem niedoskonałości. Na każdym etapie potrzebuje korygować własny sąd i uczyć się Bożego sposobu widzenia ludzi i wydarzeń. Przypomina nam o tym święty Jan od Krzyża: "Doskonałość nie polega na tych cnotach, które dusza upatruje w sobie, lecz na tych, które Bóg w niej widzi". By nauczyć się dostrzegać prawdziwy powód własnej wartości, źródło godności innych ludzi, trzeba przejść z Jezusem niejedną próbę, nawet wówczas, gdy bardzo się Go kocha. Cierpienie otwiera oczy ludzkiego umysłu, by dostrzegł prawdę. A to, co nas wyzwala, to właśnie prawda przyniesiona i ukazana przez Jezusa.

W rękach Jezusa cierpienie służy także jako narzędzie hartowania ludzkiej woli w dobru. Wola jest władzą rozkazywania, jest źródłem niezależności i daje poczucie własnej siły. Realizuje postanowienia rozumu, wprowadzając je w czyn. Podobnie jak rozum wola naznaczona jest piętnem niedoskonałości. Zamiast posiadać pełną kontrolę nad swymi pragnieniami i ich realizacją człowiek na różny sposób i w różnej mierze staje się niewolnikiem swych pragnień. Zamiast nimi kierować staje się ich sługą.

Ten chorobliwy stan ludzkiej woli Boża opatrzność leczy cierpieniem. Używając terminologii medycznej, możemy powiedzieć, że Bóg działa poprzez cierpienie dwukierunkowo: uszlachetnia wolę i ją wzmacnia. Gdy mówimy, że coś jest szlachetne, chcemy dać do zrozumienia, że jest wolne od fałszu, dwuznaczności, jest wyraziste, związane z najcenniejszymi wartościami... słowem, jest wyjątkowej jakości. Dopóki człowiek skoncentrowany jest na sobie, dopóki dostrzega jedynie świat w zasięgu swego nosa i podejmuje działania ze względu na własne dobro, taka jego postawa nijak ma się do szlachetności. Motywy jego przemyśleń i działań nie sięgają poza obszar prywatnego ogrodu. Doświadczanie cierpienia, czasem długotrwałego, rodzi szansę zmiany motywów. To one decydują o stopniu szlachetności ludzkich działań.

Także i w przypadku woli człowieka cierpienie nie działa jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Ono stwarza szansę, którą można na różny sposób przeżyć. Znalazłszy się w sytuacji kryzysu lub próby ktoś może odkryć prawdę o swej niewystarczalności i - pokonując siebie - poprosić o pomoc. Ktoś inny pozostanie malkontentem decydującym się narzekać bez końca na to, co go spotkało. U jednego cierpienie może zrodzić poczucie solidarności z tymi, którzy przechodzą podobne doświadczenia i pragnienie udzielenia pomocy, mimo iż samemu się jej potrzebuje. Ktoś drugi jeszcze bardziej zamknie się w sobie, decydując się na życie z piętnem pokrzywdzonego przez los. W jednym człowieku cierpienie zainicjuje piękną postawę ofiarowania tego, co trudne za bliźnich. W innym stanie się impulsem, by wykrzyczeć Bogu: Nienawidzę Cię!

Uszlachetniając, czyli nadając ludzkim czynom bardziej ewangeliczne motywy, cierpienie czyni wolę silniejszą, zdolną do pokonywania duchowego lenistwa.

W rękach Jezusa cierpienie służy wreszcie jako narzędzie oczyszczenia, pomocne w formowaniu serca. W sercu wszystko ma swój początek. Nie to, co wchodzi do człowieka, ale to, co wychodzi z jego serca czyni go czystym lub nieczystym, przypomni Jezus swoim słuchaczom (por. Mt 15, 19-20). Serce jest źródłem całego ludzkiego postępowania. To, co człowiek czyni na zewnątrz, jak i na co patrzy, jak i czego słucha, jak i o czym mówi, wyraża jego wnętrze. Dlatego biblijny mędrzec napisał: "Oblicze odbija się w wodzie, a w sercu odbija się człowiek" (Prz 26, 19).

Każde trudne doświadczenie przeżywane z cierpliwością i dobrym motywem, czyni serce mocniejszym i wewnętrznie bogatszym w oczach Boga.

W dawnych czasach w Japonii wykonywano szable o tak twardym ostrzu, że wprawny wojownik, stosując odpowiednią technikę uderzenia, mógł przeciąć taką bronią pancerz zbroi swego przeciwnika. Katana, bo taką nazwę nosiła szabla, powstawała w żmudnym procesie, który polegał między innymi na wielokrotnym hartowaniu w ogniu i wodzie. Takie działania zmieniały wewnętrzną strukturę metalu. Trudne doświadczenia na podobieństwo ognia i wody hartują wewnętrznego człowieka, zmieniając strukturę jego serca. Z czasem rodzą się w nim piękne postawy i ujawniają się na zewnątrz: wyjście poza krąg zainteresowania własną osobą, dostrzeganie cierpień innych ludzi, zdolność ofiarowania własnych trudności w intencjach ludzkich potrzeb, dopuszczenie do głosu prawdy o doczesnym przemijaniu, angażowanie się w takie działania, których owoce trwają na wieczność...

Wzrastanie w duchowej dojrzałości dzięki cierpieniom nie jest jednak sprawą techniki. Żaden styl, specyficzna forma zachowania czy działania nie rodzą mądrości. Ta bowiem jest sprawą ludzkiego serca i pojawić się może jedynie jako owoc miłości. Jeśli potrafisz kochać, cierpienie nigdy cię nie pokona, nie zniszczy, nie zetrze. Zawsze bowiem znajdziesz ewangeliczny motyw, by je przyjąć, jak również i siłę, by je udźwignąć. Jedno i drugie pochodzą od Jezusa. Poza Nim cierpienie pozostaje bezsensownym doświadczeniem. I tak jest przeżywane przez ludzi zamkniętych na wartości duchowe.

Cierpienie rozumiane jako narzędzie przemiany i wzrostu potrzebne jest wszystkim. Darowane jest jako wyraźne ostrzeżenie ze strony Boga tym, którzy grzeszą ciężko przeciw wierze (atakują prawdy wiary, negują je, nie podejmują trudu wnikania w ich przesłanie), przeciw nadziei (popadają w rozpacz, z powodu zadufania żyją pychą) i przeciw miłości (nie podejmują dzieła pokuty i pojednania, zazdroszczą innym Bożych łask). Potrzebne jest również wszystkim zaangażowanym w różnym stopniu w naśladowanie Chrystusa. Dzięki cierpieniu subtelnieje ludzki duch, otrzymując zdolność coraz głębszego wnikania w tajemnice Bożego działania.

* * *

Myśląc o innych

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, Wspomożenie Wiernych i Przykładzie Wiary, Ty zawsze byłaś wrażliwa na potrzeby ludzi żyjących obok ciebie, chociaż sama dźwigałaś niełatwy krzyż Matki Zbawiciela. Naucz mnie dostrzegać w moim środowisku ludzi cierpiących. Niech moje serce zachowa wrażliwość nie tylko wówczas, gdy sprawy układać się będą pomyślnie, ale szczególnie wtedy, gdy sam będę zmagał się z wyzwaniami życia. Spraw, by moje trudności nie zamknęły mnie na potrzeby tych, których doświadcza niepewność, lęk i choroba. Amen.

Konferencja pierwsza

Cierpienie jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość, ów hojny i bezinteresowny dar z własnego "ja" na rzecz tych, których dotyka cierpienie. (Jan Paweł II)

Słowa i gesty Jezusa z Wieczernika stanowią kanwę jednego z najpiękniejszych wydarzeń Jego życia. Nauczyciel wylewa przed uczniami swoje serce, jego największe tajemnice, pragnienia i tęsknoty. Zanim to jednak uczyni przygotowuje intymną i podniosłą atmosferę. Nie ma już ucznia, którego zimne i wyrachowane serce odeszło w ciemność czwartkowej nocy. Pozostały jedynie serca zdolne otworzyć się i przyjąć najskrytsze zwierzenia Boskiego Syna.

Obok wypowiadania gorących pragnień, by uczniowie zawsze zachowywali jedność między sobą i miłowali się, Jezus sporo uwagi poświęca tematowi służby. Postawa służenia ma stanowić jeden z głównych znaków rozpoznawczych Jego naśladowcy. Służyć oznacza dawać swoje życie, ponieważ Syn Boży "nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu" (Mt 20, 28). W skrajnych przypadkach służba wymagać będzie położenia na szalach wagi własnej ziemskiej egzystencji. W codziennych jednak okolicznościach wyrażać będzie wysiłek pokonywania własnego "ja" ze względu na innych.

W swoim nauczaniu Jezus często mówił o doświadczeniu cierpienia, ukazując je jako wyjątkowe i potężne narzędzie służby. Zarazem najtrudniejsze narzędzie. Odmowa przyjęcia go i posługiwania nim ludziom jest równoznaczna z odmową naśladowania Nauczyciela. W dalszych konsekwencjach jest pozbawieniem się przynależności do grona najbardziej ukochanych dzieci, które w wiecznym Królestwie Boga najgłębiej uczestniczą w tajemnicach Jego życia. Księga Apokalipsy świętego Jana często wspomina w kontekście nieba "małych" i "wielkich": "aby dać zapłatę sługom Twym... i tym, co się boją Twojego imienia, małym i wielkim" (11, 18), "chwalcie Boga naszego, którzy się Go boicie, mali i wielcy!" (19, 5).

Małość lub wielkość zbawionych to przymiotniki określające głębię ich uczestnictwa w życiu Trójcy Świętej. Powyższe przymioty nie będą jednak nadawane jakby z zewnątrz, w momencie śmierci. Historia małości lub wielkości rozpoczyna się już teraz, dziś. W dużej mierze zależy od otwarcia się na tajemnicę cierpienia. Innymi słowy wyraża pozytywną odpowiedź na nauczanie Jezusa wypowiedziane ustami Jana Pawła II, Jego namiestnika: "Cierpienie jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość, ów hojny i bezinteresowny dar z własnego "ja" na rzecz tych, których dotyka cierpienie".

Ojciec Święty pozostawił nam w testamencie trzy ważne prawdy dotyczące wartości cierpienia. Wyrażają je trzy zwroty: wyzwolić w tobie miłość, dar z własnego "ja" oraz na rzecz cierpiących.

Cierpienie, które spotykasz w swojej codzienności, ma wyzwolić twoją miłość. To stwierdzenie mówi o istnieniu bardzo ścisłej zależności pomiędzy kocham i cierpię. Miłość posiada w sobie potężne duchowe energie, które wyzwolić mogą trudne doświadczenia życia. Mogą, ale czy rzeczywiście to nastąpi zależy od rzeczy najbardziej zasadniczej - jakiego ducha skrywa w sobie twe serce. W miłości chodzi bowiem o umiejętność złożenia daru z własnego "ja" na rzecz innych ludzi. Miłość to zdolność myślenia o drugim i pomagania mu w sytuacji, gdy trudne wydarzenia, jakich ty doświadczasz, koncentrują cię na sobie. Wówczas dar z własnego "ja" najwięcej kosztuje. Równocześnie jednak ma wielką wartość i sprowadza konsekwencje wykraczające poza doczesny świat, "wprowadza wiele dusz do nieba", co przypomniał nam Jezus za pośrednictwem świętej siostry Faustyny: "Wieczorem ujrzałam Pana Jezusa ukrzyżowanego. Z rąk i nóg, i boku spływała krew przenajświętsza. Po chwili rzekł do mnie Jezus: To wszystko dla zbawienia dusz. Rozważ, córko moja, co ty czynisz dla ich zbawienia. - Odpowiedziałam: Jezu, gdy patrzę na mękę Twoją, to ja prawie nic nie czynię w ratowaniu dusz. - I powiedział mi Pan: Wiedz, córko moja, że twoje codzienne ciche męczeństwo w zupełnym poddaniu się woli mojej wprowadza wiele dusz do nieba, a kiedy ci się zdaje, że cierpienie przechodzi siły twoje, patrz w rany moje, a wzniesiesz się ponad wzgardę i sądy ludzkie. Rozważanie mojej męki dopomoże ci się wznieść ponad wszystko".

Cierpienie w duchu Jezusa, w Jego stylu, kształtuje swoisty sposób intelektualnego, emocjonalnego i duchowego funkcjonowania człowieka. Staje się on świadomy na wszystkich trzech płaszczyznach bardzo konkretnej własnej odpowiedzialności za ludzkie historie, zarówno w wymiarze doczesnym jak i wiecznym. Zanim jednak ukażą się te wieczne, cierpienie służy ważnym sprawom ludzkiej codzienności, według słów Jezusa skierowanych do siostry Faustyny: "Nie żyjesz dla siebie, ale dla dusz. Z cierpień twoich będą korzystać inne dusze. Przeciągłe cierpienie twoje da im światło i siłę do zgadzania się z wolą moją".

Cierpienie stawia nas przed dziwnym paradoksem, możliwym do zrozumienia jedynie z perspektywy ewangelicznej. Człowiek cierpiący, pokonując myśl koncentrującą go na sobie, wyzwala z siebie miłość skierowaną ku innemu cierpiącemu człowiekowi. Jedno cierpienie jest lekarstwem na inne cierpienie. Wpływanie na ludzi, by mieli "światło i siłę do zgadzania się z wolą Bożą", "wprowadzanie wielu dusz do nieba", nie wymaga szczególnych warunków zdrowotnych. Wręcz przeciwnie. Im trudniejsze doświadczenia stają się czyimś udziałem, tym ma on większe możliwości pomagania innym. Z człowieka małego staje się wielkim w perspektywie wieczności.

Cierpienie za tych, którzy cierpią czy to fizycznie, czy psychicznie, czy wreszcie duchowo, rodzi szczególną wzajemną solidarność. Nikt tak nie zrozumie cierpiącego jak inny cierpiący człowiek.

Ewangeliczny wymóg ofiarowania swych cierpień za drugich przypomina nam jeszcze jedną ważną prawdę. Tę mianowicie, że każdy z nas darmo korzysta z cierpień innych ludzi. Na co dzień Boża Opatrzność nie ujawnia nam w szczegółach tej tajemnicy. Mamy jednak świadomość, że wydarzeniom naszego życia nie tylko tym trudnym, naznaczonym cierpieniem, towarzyszyło cierpienie ofiarowane przez nieznanego człowieka. Sekret i intymność towarzyszące cierpieniu stanowią przestrzeń, w której rodzi się miłość o szczególnie pięknym kolorycie, o wartości przekraczającej wiele innych królewskich dzieł tego świata.

Niektórzy ludzie patrzą na cierpienia codzienności jak na rozrzucone po całej okolicy kamienie. Leżąc tak, utrudniają im swobodne poruszanie się w świecie, są niewygodne dla stóp. Gdy mają ostre krawędzie, dodatkowo ranią, nieraz do krwi. Nie ma z nich żadnego pożytku i dlatego są wystarczającym powodem do ciągłych narzekań i obwiniania wszystkich wokół, od Boga począwszy na bliźnich skończywszy. Leżący obok kamień można kopnąć, jeśli nie jest zbyt wielki i pozbyć się go ze swego otoczenia. Gdy jest duży, można nad nim ponarzekać, nieraz poprzeklinać, dając upust swemu zgorszeniu i złości. Cierpienia ludzi o takim nastawieniu są tragedią. One nigdy nie wyzwolą w nich miłości, pięknego daru z własnego "ja" na rzecz tych, których również dotyka cierpienie. Serca takich ludzi żyją innym duchem niż ten, który porusza Serce Jezusa.

Możliwe są jednak inne historie rozsypanych w życiu kamieni cierpienia. Można je zaakceptować i pozwolić, by Chrystus wzniósł z nich solidną budowlę, której trwałość i piękno ma wymiary wieczności. Takiego pałacu nic nie zrujnuje, ponieważ spoiwem budulca jest miłość wyzwolona w sercu przez cierpienie.

W średniowiecznym Officium Monastycznym pojawił się piękny hymn opowiadający o Chrystusie, Boskim budowniczym. Mistrz kształtuje i wygładza cierpieniem każdego człowieka, a następnie, jakby z kamieni, wznosi z ludzi świątynię wieczności. Hymn ten przetrwał do naszych czasów i możemy go odnaleźć w modlitwie Nieszporów na uroczystość poświęcenia kościoła. Dwie z jego zwrotek brzmią następująco: "O Jeruzalem szczęśliwe, / Które zwiesz się "Pokój", / Zbudowane jesteś w niebie / Z żyjących kamieni, / Otoczone aniołami / Jak orszakiem ślubnym... / Mistrz wygładza każdy kamień / Uderzeniem ciosów, / Spaja go z innymi w jedność / Wznoszonej świątyni; / Wszystkie mają trwać na zawsze / W miejscu wyznaczonym".

Cierpienia podejmowane przeze mnie z myślą o innych, trudy i zmagania ofiarowane w moich intencjach przez nieznanych mi ludzi to relacje wyzwalające niewyobrażalną moc miłości zdolną nawracać i zbawiać. Nie dokonuje się to oczywiście mocą samych tylko ludzkich pragnień. Miłość wyzwolona w ludziach jest tak potężna tylko wówczas, gdy uczestniczy w miłości Chrystusa, która jak potężny strumień wylała się z Jego Serca w chwilach największego z możliwych cierpień, podczas agonii na krzyżu.

Cierpienie za innych to nie tylko spowite tajemnicą doświadczenie. Chociaż nie mamy wglądu w to, jak Jezus takim cierpieniem dysponuje, w jakich sprawach Kościoła i świata, w których ludzkich losach wydaje ono owoce, to jednak On sam uczy nas cierpienia odpowiedzialnego. Pragnie, byśmy otaczali nim konkretne sprawy z naszej codzienności, zawierzając Mu bez zastrzeżeń losy tej ofiarnej miłości. Historie świętych pokazują nam, jak bardzo konkretne sprawy są na rzeczy.

U świętej siostry Faustyny spotkamy cierpienie wynagradzające za grzechy aborcji: "O godzinie ósmej dostałam tak gwałtownych boleści, że musiałam się natychmiast położyć do łóżka. Wiłam się w tych boleściach trzy godziny, to jest do jedenastej wieczorem. Żadne lekarstwo mi nie pomogło; chwilami odbierały mi te boleści przytomność. Jezus dał mi poznać, że w ten sposób wzięłam udział w Jego konaniu w ogrodzie i że te cierpienia sam dopuścił dla zadośćuczynienia Bogu za dusze pomordowane w żywotach złych matek... Jednak kiedy pomyślę, że może kiedyś jeszcze będę w podobny sposób cierpieć, to dreszcz mnie przenika... Co się Bogu podoba zesłać, to przyjmę z poddaniem i miłością. Obym tymi cierpieniami uratować mogła choćby jedną duszę od morderstwa".

Innym razem jest to wstawiennictwo za jednym z polskich miast: "Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Widziałam wielkie zagniewanie Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce. Milczeniem modliłam się. Po chwili powiedział mi Jezus: Dziecko moje, łącz się ściśle w czasie ofiary ze mną i ofiaruj Ojcu niebieskiemu krew i rany moje na przebłaganie za grzechy miasta tego. Powtarzaj to bez przestanku przez całą Mszę św. Czyń to przez siedem dni. Siódmego dnia ujrzałam Jezusa w obłoku jasnym i zaczęłam prosić, żeby Jezus spojrzał na miasto i na kraj nasz cały. Jezus spojrzał się łaskawie. Kiedy spostrzegłam życzliwość Jego, zaczęłam Go błagać o błogosławieństwo. Wtem rzekł Jezus: Dla ciebie błogosławię krajowi całemu - i uczynił duży znak krzyża ręka nad Ojczyzną naszą".

Uwadze Apostołki Bożego Miłosierdzia nie umykają ludzie umierający: "Łączyć się będę w cierpieniu ściśle z męką Pana Jezusa, prosząc o łaskę dla dusz konających, aby miłosierdzie Boże ogarnęło ich w tym ważnym momencie".

To tylko kilka przykładów spośród niezliczonych sytuacji, w jakich może znaleźć się człowiek, będąc bardziej czy mniej świadomym pomocy udzielanej przez innych ludzi.

* * *

Poczucie opuszczenia

Konferencja druga

Dziękuję ci, Jezu, za cierpienia wewnętrzne, za oschłości ducha, za trwogi, lęki i niepewności, za ciemność i gęsty mrok wewnętrzny, za pokusy i różne doświadczenia, za udręki, które wypowiedzieć trudno, a zwłaszcza za te, w których nas nikt nie zrozumie. (święta Faustyna Kowalska)

Cierpienie można porównać do rosnącego drzewa. Jego wielka korona, złożona z liści i gałęzi, osadzona jest na pniu. Tę część widzimy, ponieważ znajduje się nad powierzchnią ziemi. Pień wyrasta z ukrytych pod ziemią korzeni. One nie są już dostępne naszym oczom. Wiemy jednak, że tam się znajdują.

Cierpieniu towarzyszy wiele zewnętrznych przejawów. Możemy je zobaczyć, badać, leczyć, zapobiegać im. To wielka korona drzewa nazywanego cierpieniem. Nie jest jednak wszystkim, co stanowi cierpienie. Bardzo głęboko w człowieku, w jego psychice i uczuciach, w jego duchowej przestrzeni, tam, gdzie nie sięga wzrok, znajduje się to, co w cierpieniu jest najtrudniejsze - poczucie osamotnienia, opuszczenia.

Mówi się, że ludzie najczęściej piszą i rozprawiają o miłości. To piękne uczucie, któremu na pewno warto poświęcać uwagę. Ale czy rzeczywiście dominuje ono w całym spektrum ludzkich doświadczeń? Bez wątpienia konkuruje z nim poczucie samotności z całym wachlarzem swoich odcieni. Mniej o takich uczuciach mówimy nie dlatego, że są rzadsze, ale dlatego, że często nie wiemy jak je wyrazić. Bezradność w obliczu prób wypowiedzenia stanu osamotnienia, niemożliwość przekazania choćby jednej jego cząstki innemu człowiekowi to największe wyzwanie w cierpieniu. Choćby ktoś był otoczony grupą bliskich mu osób, gotowych przyjąć część jego dramatu, sam staje w obliczu jego tajemnicy. "Człowiek doświadcza bólu bezpośrednio i osobiście - nikt nie może przejąć cierpienia od kogoś innego". Odmienne cechy charakteru i temperamentu, zróżnicowane siły witalne i duchowe, bogactwo środowisk, kultur i wierzeń, w których wzrastamy, stopień zaawansowania nauk medycznych danej społeczności sprawiają, że samotność w cierpieniu ma tyle twarzy, ilu jest ludzi. Samotność znana jest ludziom wszystkich czasów, nawet tym, którzy najbardziej kochają i są najbardziej kochani - Jezusowi i Jego Najświętszej Matce.

Skarbiec dziedzictwa ludzkości pełen jest świadectw dramatu samotności. Doświadczali go święci i grzesznicy, ludzie prości i tworzący elity społeczne, ubodzy i posiadający luksusowe dobra tego świata. Święta Faustyna napisała kiedyś piękną modlitwę o cierpieniu: "Jezu, dziękuję ci za codzienne drobne krzyżyki, za przeciwności w moich zamiarach, za trud życia wspólnego, za złe tłumaczenie intencji, za poniżanie przez innych, za cierpkie obchodzenie się z nami, za posądzenia niewinne, za słabe zdrowie i wyczerpane siły, za zaparcie się własnej woli, za wyniszczenie swego ja, za nieuznanie w niczym, za pokrzyżowanie wszystkich planów. Dziękuję ci, Jezu, za cierpienia wewnętrzne, za oschłości ducha, za trwogi, lęki i niepewności, za ciemność i gęsty mrok wewnętrzny, za pokusy i różne doświadczenia, za udręki, które wypowiedzieć trudno, a zwłaszcza za te, w których nas nikt nie zrozumie, za godzinę śmierci, za ciężkość walki w niej, za całą jej gor...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin