Transfigurations - Resonant.rtf

(1287 KB) Pobierz

ęłęóRozdział 1. Powrót do domu.

Pią kabinę w męskiej toalecie na stacji Kings Cross, już od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego trzeciego, roku zdobił napis: „zamknięte w celu naprawy”.
Była ona wystarczająco duża, aby przyjąćzek inwalidzki; praktycznie rzecz biorąc można by w niej zmieścić mały samochód. Czasami jakiś człowiek, używający przyległych do niej kabin, zgłaszał dziwne dźwięki, dochodzące zza bladozielonych drzwi. Działo się to wystarczająco regularnie, by personel mó zauważ pewną prawidłowość, ale też wystarczająco nieregularnie, by wzniecić plotki o „nawiedzonej toalecie”, które były w większości żartami. Jednakże co bardziej łatwowierni pracownicy, obsługujący dworzec na nocnej zmianie, woleli parami odpowiadać na zew natury.
Tego ranka, późnym latem, każdy, kto odwiedziłby tę łazienkę, z pewnością miałby powody, by zgłosić dziwne dźwięki: stłumione pyknięcie, seriępych łoskotów, westchnienie znużonego mężczyzny, a nawet coś, co brzmiało jak skrzeczenie ptaka.
Tylko że nikogo tam nie było, by je usłyszeć. I kiedy młody człowiek, ze zmęczonymi, ukrywającymi się za drucianymi okularami oczami, wyszedł z kabiny, nikt nie zastanowił się jak lub dlaczego wnió tam taką ilość pudeł i walizek, jakiego rodzaju zwierzęwigał w przykrytej kocem klatce ani też jak wszedł w posiadanie tej blizny w kształcie błyskawicy, która widniała na jego czole.
Kilku pracowników stacji widziało go, jak nió swoje ciężary w kierunku peronu numer dziewięć, ale wszyscy odwrócili głowy, zanim mogli nawiązać z nim kontakt wzrokowy i stać się zobligowanymi do pomocy.
Nikt nie pamiętał, do którego pociągu wsiadł mężczyzna. Niedługo później nikt go w ogóle nie pamiętał.

***

Harry oparłowę o zagłówek siedzenia i westchnął. Podróż transatlantycka przy użyciu świstoklika była szybsza, niż lot samolotem, ale nie można było powiedzieć, że przyjemniejsza. Utrzymanie zaklęcia niepozorności, które zapobiegało zauważeniu go przez mugoli, wymagało więcej skupienia, niż przewidywał. Bolały go trochę dolne partie pleców, a pierwsze zaczątki migreny czaiły się za jego brwiami. Zdobycie na wyłączność przedziału w Hogwart Ekspresie zdawało się być jedyną dobrą rzeczą tego dnia.
Obok niego Hedwiga przecisnęła się przez otwarte wyjęcie ze swojej klatki i podskokami przemieściła się na tył siedzenia, po czym zaczęła wygładzać zmierzwione podczas podróży pióra. Harry uśmiechnął się do niej, a ona czule pociągnęła go za kosmyk włosów.
Nie była to najłatwiejsza podróż skomentował. Ale przynajmniej wracamy do domu.
Na Florydzie odpoczął. Śmierć Voldemorta, oblężenie Hogwartu, rebelia dementorów, czystki w Ministerstwie, procesy śmierciożerców były tam jedynie tematami artykułów na stronach Międzynarodowego Zwiastuna. Jego własne nazwisko było mniej znane jego nowym znajomym niż choćby nazwisko Wiktora Kruma. Pamiętał, jak zbierał się na odwagę, by odgarnąćosy z czoła i pokazać bliznę Sunday Coneskey, a w odpowiedzi otrzymał puste spojrzenie i beztroski dotyk jednego, długiego palca...
Doznał ulgi.
Ale to nie był dom. I teraz Hogwart został ponownie otwarty. Harry wracał, by uczyć i wszystko miało się polepszyć.
dzie inaczej ostrzegł Hedwigę, ale jednocześnie stwierdz w duchu, że sam nie może w to uwierzyć. W jego umyśle Hogwart pozostał taki, jakim go po raz pierwszy zobaczył: nietknięty przez wojnę i czas. No cóż, było to marzenie, ale zrobiłby wszystko, by je na powrót urzeczywistnić.
Normalnie uczniowie przyszliby już na pociąg, ale ten był pusty, jeśli nie liczyć kilku mieszkańw Hogsmeade, wracających ze swoich sprawunków w mieście mugoli, więc Harry mó pozwolić sobie na odpoczynek. Otworzył najmniejszą walizkę i wyciągnął swoją codzienną szatę, opuszczoną przez te pięć lat, kiedy to włóczył się po Florydzie w szortach i sandałach. Kiedy potrząsnął nią, by wygładzić zmarszczki, arkusik pergaminu wypadł z niej i wylądował na podłodze przedziału. Harry narzucił szatę przez głowę, nawet jej nie rozpinając i podn zwitek, rozwijając go tak, że widać było herb Hogwartu oraz raczej kanciaste, granatowe pismo Minerwy McGonagall. Po zwyczajnych powitaniach i pozdrowieniach nadeszła część, która wysła Harryego w podróż do domu.
Obeh Bokor powiedział mi, że nie tylko odzyskał przez te pięć lat siły, ale rzeczywiście rozwinął swoją moc i dyscyplinę daleko ponad to, co widzieliśmy, gdy uczęszczał do Hogwartu. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona, choć nie zaskoczona...”
Zaszło wiele zmian podczas Twojego pobytu na Florydzie. Z odejściem Korneliusza Knota i reorganizacją ministerstwa wreszcie mamy Ministra Magii, który nie odmówi rozpoznania zagrożenia ani nie będzie opierał się zmianom co oznacza, że będziemy raczej pracować z rządem, niż przeciwko niemu. Nie można wyobrazić sobie lepszego przywódcy niż Kirke Stormlaw i oczywiście pokładam nieograniczone zaufanie w jej zastępcy Nevilleu Longbottomie.”
Harry uśmiechnął się. Bezprecedensowa kariera Nevillea w ministerstwie, umieszczająca go na drugiej pozycji w niesłychanym wieku lat dwudziestu trzech zaszokowała nawet tych, którzy znali go jako młodego bohatera wojennego. Harry żował, nie bez pewnej nutki złliwości, że profesor Snape nie doż, by to zobaczyć.
Ze wsparciem nowego przywództwa wreszcie czujemy, że bezpiecznie jest reaktywować Hogwart i wzywamy naszych absolwentów, by przybyli uczyć. Zmierzając do sedna, mam zaszczyt ofiarować Panu posadę profesora transmutacji.”
Harry przebiegł wzrokiem resztę listu: zakwaterowanie i wyżywienie, współmierne zarobki, fundusz urlopowy, jak najszybsza odpowiedź, z najwyższym uszanowaniem. Sunday, Tyndal i reszta jego amerykańskich przyjaciół byli zaskoczeni, że zaakceptował posadę bez stałej pensji, aż Kat Bonifay przyjrzała się jego twarzy i powiedziała: „Nie łapiecie? On się nie wspina, ludzie. On wraca do domu”.

***

Kiedy tylko za oknami pociągu ukazał się znajomy widok stacji w Hogsmeade, Harry poczuł, jak jego duch się podnosi. Wracał, by odbudować Hogwart. Cieszyło go to, że będzie wystarczająco zajęty, by zapomnieć o byciu Chłopcem, Który Przeż, Kiedy Tak Wielu Się To Nie Udało.
Harry upuścił pudła u stóp szerokich schodów, ciężko dysząc. Bolały go kolana kiedy zdąż tak wypaść z formy? I co go opętało, by zabrać tak dużo bagażu? Spoglądając z konsternacją na stertę, usłyszał znajomy głos.
Czas wracać, gdzie należysz, nie?
Hagrid! Też uczysz? Ostatnie słowa zostały stłumione przez płaszcz Hagrida, gdy ten wziął go w pachnące serem objęcia.
Urosł w Ameryce, hę? Nie masz już budowy szukającego. Hagrid trzymał go na długość ramion, promieniejąc. Nie, tylko przyszłem na ostatnią ucztę, zanim wyjadę. Nie dałbym sobie rady ze zwierzętami, Harry, nie w tym stanie. Nie mogę ci nawet pomóc z torbami.
Puścił ramiona Harryego i wyciągnął do niego trzęce sięce.
Och, Hagridzie...
Rany wojenne odpowiedział beztroskim tonem. Niszcząca klątwa, jak nic. Oczywiście nie mogła mnie zabić przez to, czym jestem. Harry zauważ głębokie cienie pod oczyma półolbrzyma, linie wyryte po obu stronach ust, i poczuł, jak jego żołądek kurczy się z przerażenia. Ale Hagrid brzmiał tak spokojnie, jakby skarż się na przeziębienie. Czarodziejscy uzdrowiciele nic nie mogą dla mnie zrobić. Zaklepali mi miejsce w sanatorium dla olbrzymów w Great Wrenching. Bę jak nowy. Poczekaj tylko, a zobaczysz.
Ach Harry. I Hagrid. Doskonale. Harry obrócił się, by zobaczyć McGonagall, schodzą...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin