Lepsza oferta - Diana Williams.doc

(80 KB) Pobierz
Lepsza oferta

Lepsza oferta

autor: Diana Williams

tłumacz: Neiya

 

Oto moje tłumaczenie fika Diany Williams „A Better Offer”, chyba mojej ulubionej autorki fików HP. Tych, którym język deszczowego Albionu nie jest obcy, gorąco zachęcam do czytania jej twórczości w oryginale; na jej stronie diana.slashcity.com znajdziecie mnóstwo yaoiowatych fików nie tylko z HP. Można też wysłać opinię o jej twórczości na adres diana@slashcity.com

Jeśliby ktoś chciał się włączyć w tłumaczenie jej fików, zastrzegam sobie prawo do „The Courtship of Harry Potter” i „Convenient Marriage”. I to by było na tyle… miłego czytania życzę :)

 

Severus Snape siedział na jednym z krzeseł w gabinecie Dyrektora, niecierpliwie wybijając rytm palcami na jego oparciu. Na jego kolanach leżał zwój pergaminu - list, którego skomponowanie zabrało mu lwią część nocy. Pozostałą jej część spędził układając to, co zamierzał powiedzieć Dubledorowi, starając się znaleźć odpowiednie słowa, by przekonać Dyrektora o jego determinacji bez zbytniego ujawniania swoich ukrytych motywów.

- Ach, Severus! - Dubledore uśmiechnął się szeroko, wchodząc do gabinetu. - Przykro mi, że musiałeś czekać. Było trochę zamieszania z formularzami zgody na wiosenną wycieczkę Harry’ego… Najwyraźniej nie zostały wysłane razem z uczniami, kiedy wyjechali na święta, więc musieliśmy postarać się o specjalne sowy, żeby je dostarczyć, potem nie mogliśmy znaleźć listy uczniów, którzy zapisali się na wycieczkę i Harry musiał wrócić do siebie i ją znaleźć, i… - Dumbledore przerwał i zaśmiał się cicho. - I teraz zanudzam cię na śmierć, prawda, drogi chłopcze?

Snape zdecydował się nie odpowiadać, jednak jego ręka zacisnęła się na zwoju na wspomnienie imienia Harrego Pottera.

Dumbledore usiadł na swoim krześle.

- Cóż, wszystko zostało załatwione, więc teraz pozostała tylko kwestia znalezienia drugiego opiekuna. Doprawdy, nie miałem pojęcia, że aż tylu z naszych uczniów będzie zainteresowanych wyprawą do świata Mugoli! Chociaż muszę przyznać, że te… jak Harry to nazwał? Parki rozrywki brzmią wyjątkowo interesująco.

- Rzeczywiście - stwierdził sucho Snape, w duchu wstrząsając się na wspomnienie entuzjastycznego opisu wspomnianego parku dokonanego przez Pottera podczas ostatniego zebrania grona pedagogicznego. - Może ty powinieneś się zgłosić, Albusie?

Dubledore wyglądał na zachwyconego tym pomysłem.

- Być może się zgłoszę. Doskonała sugestia, Severusie. - Rozsiadł się w swoim fotelu. - Mówiłeś, że jest coś, co chciałbyś ze mną omówić, tak?

- Tak. - Oczekiwany moment nadszedł i Snape odetchnął głęboko przed rozpoczęciem swojej przemowy. - Albusie, przez ostatnie dwadzieścia lat miałem raczej wątpliwe, żeby nie powiedzieć prawie niemożliwe, zadanie przekazania znajomości eliksirów niewdzięcznym i rozpaczliwie nieudolnym uczniom…

- I wykonałeś kawał dobrej roboty, Severusie - powiedział Dumbledore ciepło. - Herbaty?

- Nie, dziękuję, Albusie - Snape stłumił irytację z powodu wejścia mu w słowo. - I mam nadzieję, że nie chwalę się bezpodstawnie, twierdząc, że byłem w stanie do pewnego stopnia wykonać to zadanie…

- Oczywiście, że nie, Severusie - odpowiedział uspokajająco Dumledore, popychając w jego kierunku filiżankę herbaty. - Cukru?

- Nie, dziękuję. - Snape zmarszczył lekko brwi, próbując sobie przypomnieć, w którym miejscu jego mowy Dumledore znowu mu przerwał. Wykonać zadanie. W porządku. - …i będę ci zawsze niezmiernie wdzięczny, Albusie, za twoje wsparcie i wiarę we mnie…

- Nonsens, Severusie. Od początku wiedziałem, że będziesz dobrym nauczycielem i że twój wkład w pokonanie Voldemorta będzie nieoceniony. Herbatnika?

- Nie. Dziękuję. - Snape wziął głęboki, uspokajający wdech i zaczął kontynuować. - W każdym bądź razie, uważam, że nadszedł czas, abym rozważył inne sposoby zapełnienia mojego czasu…

- Cukierka? - spytał Dubledore, popychając w jego kierunku naczynie ze słodyczami.

- Do cholery, Albusie! - warknął Snape. - Czy mógłbyś choć raz dać mi przebrnąć przez moje przemówienie? Pracowałem nad nim prawie całą noc!

Bystry wzrok Dubledora nagle spoczął na jego twarzy i Snape wiedział, że Dyrektor czyta z niego jak z otwartej księgi.

- Nie ma potrzeby, Severusie. - powiedział cicho. - Znam przyczynę twojego przemówienia. Chcesz złożyć rezygnację.

- Tak - odparł Snape, oddychając z ulgą. Stało się i nie ma już odwrotu. Był zaskoczony czując konsternację na równi z ulgą, ale szybko położył na biurku pergaminowy zwój. - To jest mój list, który, jak mniemam, usatysfakcjonuje zarówno ciebie jak i Szkolną Radę. I jeśli to byłoby wszystko… - wstał, chcąc uciec póki jeszcze był wstanie powstrzymać się przed zabraniem zwoju.

- Dlaczego?

Pytanie Dumbledora zatrzymało go w połowie drogi do wyjścia. Odwrócił się, podnosząc jedną brew. - Przepraszam, ale nie…

- Spytałem „dlaczego”, Severusie. Chyba nie jest rzeczą dziwną zadanie tego pytania nauczycielowi chcącemu zrezygnować z pracy w Hogwarcie? - Dumbledore pochylił głowę w jego kierunku. - Usiądź, dziecko, i wypij swoją herbatę.

Snape niechętnie wrócił na swoje miejsce i podniósł swoją filiżankę.

- A teraz - zaczął Dumbledore - jestem pewien, że wiesz, jaką niespodzianką jest to dla mnie. Myślałem, że jesteś… - urwał i Snape praktycznie widział, jak stara się znaleźć bardziej odpowiednie słowo niż „szczęśliwy” - …zadowolony ze swojego życia w Hogwarcie.

Snape miał już przygotowaną odpowiedź.

- Dostałem od pewnego prywatnego przedsiębiorstwa ofertę objęcia pozycji kierownika działu badań nad eliksirami. Większe niż właściwe wynagrodzenie, możliwość wybrania własnego zespołu i nieograniczone środki na badania. To niewiarygodna oferta, Albusie.

Dumbledore pokiwał głową.

- Rzeczywiście brzmi wspaniale, ale jaki jest prawdziwy powód twojej chęci opuszczenia Hogwartu?

Ręka Snape’a zacisnęła się wokół filiżanki z herbatą, po czym ostrożnie odstawił ją na biurko. Cholerny Albus Dumbledore jak zawsze zmierza do sedna sprawy, nie pozwalając mi chociaż raz wybrać łatwiejszej drogi.

- Znasz prawdziwy powód - powiedział zrezygnowanym tonem. Oczywiście, że Dumbledore wiedział. W końcu był tam od początku, czyż nie?

Dumbledore pokiwał głową.

- Harry.

- W rzeczy samej, Harry. - Snape odwrócił głowę od Dyrektora i jego zdecydowanie zbyt dużo wiedzących oczu i niewidzącym wzrokiem spojrzał przez okno, wspominając wydarzenia sprzed czterech lat…

 

 

To była cholernie ostra zima, która rozpoczęła się od wyjątkowo wczesnej zamieci śnieżnej w październiku i potem trzymała ostro nie dając żadnej nadziei na to, że zelżeje. Sami-Wiecie-Kto, szeptali ludzie. Nie było już żadnych wątpliwości, że Voldemort powrócił, nie w momencie, gdy praktycznie nie było tygodnia, w którym nie doniesiono by o kolejnym ataku jego Śmierciożerców. Fudge został zdemaskowany jako zdrajca i stronnik Voldemorta i przebywał na wolności gdzieś na wsi, podczas gdy nowy Minister Magii, Artur Wesley, próbował na nowo zespolić spanikowaną społeczność czarodziejów. Zastępy Aurorów powiększyli nowi absolwenci Hogwartu, między innymi Ron Wesley, Hermiona Granger i Draco Malfoy. Przejście tego ostatniego na stronę Światła zaskoczyło praktycznie wszystkich, oprócz, oczywiście, Dumbledora i Snape’a.

Harry Potter został w Hogwarcie jako dowódca nowoutworzonej Grupy Specjalnej, której zadaniem było śledzenie ruchów Voldemorta i przewidywanie następnych. Praca ta wymagała by Potter, dowódca grupy, i Snape, jego główny szpieg, dość ściśle ze sobą współpracowali. A tarcie, które było między nimi od zawsze, połączone z napięciem spowodowanym prawie nieustannymi atakami Voldemorta, uczyniło całą sytuację dość wybuchową, żeby wyrazić się możliwie najoględniej. I kiedy pewnego popołudnia dowiedzieli się, że Snape mógł zostać zdemaskowany jako szpieg, jego upór by jednak odpowiedzieć na ostatnie wezwanie Czarnego Lorda spowodował, że napięcie między nimi osiągnęło szczyt i przerodziło się w gwałtowną kłótnię.

Kłótnię, która zakończyła się dość nagle i niespodziewanie gdy Potter złapał Snape’a, przyciągnął go do siebie i mocno pocałował. Snape’a zamurowało ze zdumienia do momentu, gdy Harry zaczął się do niego odsuwać, wtedy bowiem otoczył ramionami młodszego czarodzieja i zaczął z pasją oddawać pocałunek, aż obaj byli bez tchu.

Bez tchu i pobudzeni. Koniec końców skończyli w sypialni Snape’a, nadzy, kontynuując walkę na jego łóżku. Snape próbował pożreć swego młodego kochanka, całując i liżąc każdy centymetr kwadratowy jego cudownego ciała, podczas gdy Harry wykrzykiwał ochrypłym głosem słowa zachęty. Potem Snape wziął go w usta i wyssał aż do ostatniej kropli, a następnie wszedł w niego i doprowadził ich obu do utraty świadomości.

Później, kiedy doprowadzali się do porządku i ścielili łóżko, Harry przyznał, że to był jego pierwszy raz z mężczyzną. To doprowadziło do kolejnej gwałtownej kłótni; Snape żądał od niego odpowiedzi na pytanie, co on sobie myślał, oddając dziewictwo swojemu zakichanemu byłemu Mistrzowi Eliksirów, a Harry odkrzykiwał, że to było jego dziewictwo i, do jasnej ciasnej, mógł je oddać komu tylko chciał. Koniec nastąpił, gdy Snape leżał płasko na plecach z penisem Harry’ego w środku swojego tyłka i z gwiazdami eksplodującymi przed oczami.

To ustaliło tryb ich postępowania: kłótnie przeplatane gwałtownym seksem. Snape wiedział, że to nic poważnego, i że z całą pewnością nie była to miłość; to był po prostu sposób na ulżenie swojemu napięciu. Sposób, w jaki dwaj towarzysze broni dawali upust swoim frustracjom w czasie ponurej wojny. Nie był więc zaskoczony, kiedy po tym, jak pokonali Voldemorta, Harry odszedł nie oglądając się wstecz.

Snape oczywiście został w Hogwarcie; miał obowiązki do wykonania i nie mógł zacząć włóczyć się po świecie. Dumbledore na nim polegał i tak wielu osieroconych i zdruzgotanych Ślizgonów potrzebowało jego uwagi, że nie mógł odejść z Potterem, nawet jeśli to spojrzenie Harry’ego, gdy odchodził, naprawdę znaczyło „chodź ze mną”, jak Snape przez chwilkę myślał. On z kolei też nie mógł poprosić Harry’ego, żeby został; cokolwiek między nimi było, cokolwiek te sześć miesięcy znaczyło, nie oznaczało to, że mieli jakiekolwiek prawo żądać czegokolwiek od drugiego.

Snape został i był zbyt zajęty, żeby tęsknić za Harrym Potterem - tak przynajmniej próbował sobie wmówić. Wielu uczniów straciło w czasie wojny rodziców i rodzeństwo, i to po obu walczących stronach, także poprzedni podział na Domy musiał zostać przezwyciężony, w przeciwnym bowiem razie Hogwartowi groził rozpad. Snape, Ślizgon, który okazał się być szpiegiem strony Światła, był jednym z głównych punktów w planie Dumbledora i, jak zawsze, poddał się machinacjom Dyrektora. A fakt, że to wymagało od Snape’a ponownego zrozumienia, kim tak naprawdę jest, skoro słowa „Śmierciożerca” i „szpieg” nie stanowiły już dłużej opisu jego obowiązków, absorbował resztę jego czasu i energii. Nie byłoby więc niczym zaskakującym, gdyby zdołał kompletnie zapomnieć o Harrym Potterze.

I zdołałby, gdyby nie cholerny los, który robił wszystko, żeby na każdym kroku przypominać mu o Potterze. Miesiąc po jego odjeździe Snape otworzył „Proroka Codziennego” i znalazł dość długi artykuł na temat podróży Harry’ego do Egiptu (jak się okazało, odwiedzał Billa Wesleya i jego rodzinę) i jego spotkania z mumią. Całej historii towarzyszyło zdjęcie przedstawiające uśmiechającego się z zawstydzeniem Harry’ego, podczas gdy piękna, młoda czarownica, którą ocalił z rąk mumii, wisiała na jego ramieniu, wpatrując się w niego adorującym wzrokiem. W następnym miesiącu była Transylwania i zwrócenie skradzionego smoka, i ktoś wyglądający zaskakująco jak Wesley znajdujący się podejrzanie blisko Harry’ego.

Snape natychmiast anulował swoją prenumeratę „Proroka Codziennego”.

Nie, żeby to cokolwiek zmieniało. Albus był zdecydowanie zbyt chętny, by dzielić się z nim swoim egzemplarzem, nie wspominając już o omawianiu podczas kolacji wypraw Harry’ego (w najdrobniejszych szczegółach) z pozostałymi członkami grona pedagogicznego, którzy najwyraźniej wszyscy jak jeden mąż należeli do Fan Clubu Harry’ego Pottera. Jakby tego nie było dość, Remus Lupin powrócił do Hogwartu jako nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, a Syriusz Black pojawiał się w rozpaczliwie regularnych odstępach czasu, potwierdzając plotki, że byli kochankami. Ich ciągłe nadawanie o Potterze sprawiało, że gdy tylko kończył jeść, chronił się w pokoju nauczycielskim.

Dopóki pokój nauczycielski również nie zaczął cierpieć na podobną Potterowską Inwazję. Niektórzy nauczyciele, odznaczający się wstrząsającym gustem i opłaconą prenumeratą tygodnika „Czarownica”, zaczęli rozrzucać egzemplarze tego czasopisma po całym pokoju. Snape zakrztusił się kawą, kiedy rozpoznał twarz pod nagłówkiem „Harry Potter - bokserki czy slipki?”. Mógł sam odpowiedzieć na to pytanie, ale był zbyt zajęty wpatrywaniem się w głupio uśmiechniętą, młodą czarownicę wiszącą na ramieniu Harry’ego. Potem rozkoszował się metodycznym darciem na kawałki każdej strony z osobna i paleniem resztek w kominku.

Niestety, to nie rozwiązało problemu, jako że czasopisma nadal pojawiały się w pokoju nauczycielskim. Twarz Pottera ukazywała się na okładce z zastraszającą regularnością, zawsze razem z plotkami na temat ostatniej czarownicy lub czarodzieja dotrzymującego mu towarzystwa i ankietami z bezmyślnymi pytaniami typu „Czego Harry szuka w partnerze?” i „Co kręci Harry’ego poza łóżkiem?”. Snape nie potrzebował swojego żałośnie niskiego wyniku w quizie, żeby wiedzieć, że nie ma zielonego pojęcia. Jego kominek w ciągu ostatnich trzech lat był używany z przerażającą regularnością.

I wtedy, zupełnie nagle, Harry z powrotem wkroczył do Hogwartu. Szczęka Snape’a prawie uderzyła o podłogę, kiedy zobaczył Pottera siedzącego przy stole nauczycielskim podczas pierwszego wieczoru nowego roku szkolnego. Kiedy Dumbledore niedbale oznajmił, że Harry będzie nowym nauczycielem Mugoloznastwa oraz asystentem trenera Quiditcha, Snape posłał mu mordercze spojrzenie. Stary głupiec doskonale wiedział, że Harry Potter wracał do Hogwartu, i nie dał mu porządnego ostrzeżenia!

A Snape zdecydowanie go potrzebował. Nie mógł oderwać wzroku od młodego czarodzieja. Było coś… innego w Harrym. I nie był to brak tych ohydnych okularów czy też fakt, że wreszcie zdołał zdobyć jakąś kontrolę nad tymi niemożliwymi włosami - zdjęcia w „Czarownicy” przygotowały go na te zmiany. Nie, różnica tkwiła w sposobie jego poruszania; można było zauważyć pewność siebie, której brakowało w przeszłości. To był młody mężczyzna, który akceptował to, kim był, i to, co zrobił, i który nie był dłużej przestraszony oczekiwaniami, jakie mieli wobec niego inni. I Snape nie był bynajmniej jedyną osobą gapiącą się ma młodego czarodzieja; każdy, kto miał oczy na swoim miejscu i choć trochę oleju w głowie, skupiał swoją uwagę całkowicie na Harrym Potterze.

Snape zbiegł do lochów tak szybko jak było to możliwe bez narażania się na żadne wymówki i zabarykadował się tam, nie zamierzając wyjść ani tym bardziej natknąć się na Pottera. Było to oczywiście zupełnie absurdalne; był dorosły i stawił czoła Śmierciożercom i Voldemortowi, więc dlaczego, na miłość boską, jednocześnie lękał się i oczekiwał spotkania z Harrym twarzą w twarz? Nie było żadnego powodu, dla którego jego dłonie winny pocić się jak dłonie nastolatka na pierwszej randce, a już na pewno przyczyną tego nie było żywienie do młodego czarodzieja jakichkolwiek uczuć.

Po tygodniu zdał sobie jednak sprawę, że Harry nie czynił żadnego wysiłku, by go odszukać, i nie wiedział, czy czuć ulgę, czy też być urażonym. W końcu uznał, że skoro póki co nie grozi mu już żadne niebezpieczne spotkanie, może wybrać się do pokoju nauczycielskiego w poszukiwaniu kawy. I tam też przypadkiem wpadł na wychodzącego z rzeczonego pokoju Harry’ego. Obaj przystanęli, po czym Harry uśmiechnął się i wyciągnął do niego rękę.

- Profesor Snape - powiedział, zupełnie jakby spotykali się po raz pierwszy. - Dobrze znów pana widzieć.

Oniemiały, Snape właściwie pozwolił mu uścisnąć swoją dłoń i potem patrzył, jak młody mężczyzna odchodził, gawędząc z Hooch o nadchodzących eliminacjach do drużyn Quidditcha. Zupełnie jakby to, co wydarzyło się miedzy nimi cztery lata temu, nic nie znaczyło.

Po tym wydarzeniu Snape wrócił do swoich pokoi i podarł na strzępy ostatnią kopię tygodnika „Czarownica”, po czym sprawił, że podwójne Eliksiry były dla drugiego roku Puchonów i Krukonów absolutnym piekłem.

 

 

Dumbledore chrząknął i Snape wrócił do niego wzrokiem, skupiając się na tu i teraz. Z konsternacją zauważył, że jego dłonie się trzęsły, więc założył ręce, nie chcąc zdradzić się ze swoimi emocjami.

- Nie mogę zostać - powiedział cicho. - Ja… widzieć go codziennie i wiedzieć, że… to tortura bardziej dotkliwa i bolesna niż Cruciatus.

Dumbledore pokiwał głową współczująco.

- Rozumiem i, oczywiście, zwolnię cię z twoich tegorocznych obowiązków. Będzie mi cię brak, drogi chłopcze. Czy muszę mówić, że mam nadzieję, iż nie staniesz się dla nas obcym? - dodał miękkim głosem.

Snape poczuł uścisk w gardle.

- Dziękuję, Albusie - zdołał powiedzieć, zdołał powiedzieć przed ucieczką do swoich lochów w celu odzyskania panowania nad sobą.

 

 

Kolacja tego wieczoru była cichsza niż zwykle. Uczniowie, którzy pozostali w Hogwarcie na czas świąt, spędzili dzień w Hogsmeade i Dumbledore pozwolił im dodatkowo zjeść kolację - choć pewnie niewiele zjedli po całym dniu opychania się słodyczami - w ich wspólnych pokojach. W Wielkiej Sali byli obecni tylko ci nauczyciele, którzy już wrócili ze świątecznych wyjazdów i teraz rozmawiali między sobą o swoich wakacjach. Snape ignorował resztę grona pedagogicznego, szczególnie zaś Harry’ego Pottera gawędzącego przyjaźnie z Lupinem. Wpatrywał się cicho w swój talerz, zmuszając się do jedzenia i zastanawiając się, kiedy będzie mógł uciec przed tą torturą.

- Mam do przekazania pewną wiadomość - oznajmił nagle Dumbledore. - Będziemy potrzebowali nowego Mistrza Eliksirów i chciałbym wiedzieć, czy możecie zarekomendować kogoś na to stanowisko - spojrzał przez stół na Harry’ego. - Harry, jeśli sobie dobrze przypominam, Pani Granger-Wesley była całkiem dobra z Eliksirów. Wiem, że uczy Zaklęć na Beauxbaton, ale może zdołałbyś ją przekonać do rozważenia tej pozycji?

Snape zacisnął pięści pod stołem, wbijając paznokcie w ciało. Wizja kogoś innego w jego pracowni i w jego klasie była odrażająca. Ktoś inny dotykający jego eliksirów, jego dokładnie dobranego zapasu składników, zakłócający panujący tam porządek…

Harry zmarszczył brwi.

- Mogę ją spytać, ale… dlaczego potrzebujemy drugiego Mistrza Eliksirów? - Snape czuł, jak wzrok Harry’ego spoczywa na nim, po czym zobaczył przelotny uśmiech na jego twarzy. - Za dużo pracy na jednego człowieka, co, Severusie? A może planujesz małe wakacje?

- Wyjeżdżam - odparł krótko. - Na stałe.

Harry wyglądał na ogłuszonego.

- Wyjeżdżasz?

- Tak - potwierdził dobrodusznie Dumbledore. - Severus otrzymał wspaniałą ofertę pracy jako kierownik działu Badań i Rozwoju w prywatnym przedsiębiorstwie. Hojne wynagrodzenie, wolna ręka w badaniach… i żadnych uczniów do uczenia… - oczy Dumbledora zaiskrzyły się lekko, a pozostali nauczyciele zaśmiali się cicho. Snape zacisnął zęby.

- Chwila, chcesz powiedzieć, że odchodzisz? - głos Harry’ego był ostry i Snape ze zdumieniem zauważył w nim gniew.

- Właśnie tak - odparł zimno. - Nie, żeby to powinno cię obchodzić, Potter.

- Więc tak po prostu mnie porzucasz? - zażądał odpowiedzi Harry. - Ot, tak po prostu?

Snape zmrużył oczy ze złością; urazy sprzed kilku lat dały o sobie znać.

- O ile dobrze sobie przypominam, to nie ja byłem tym, który odszedł. Ty to zrobiłeś. Trzy i pół roku temu.

Harry spojrzał na niego z gniewem w oczach.

- Nie powiedziałeś mi, żebym nie odchodził.

- Nie byłem świadom, że potrzebowałeś mojego pozwolenia by odejść czy też zostać - odparł Snape sucho. - Byłem przekonany, że jesteś człowiekiem dorosłym, zdolnym do podejmowania własnych decyzji.

- Myślałem, że chciałeś, żebym odszedł! Do cholery, czy ty masz jakiekolwiek pojęcie, jak bardzo bolało opuszczenie cię?

O, tak, pomyślał Snape. Wiem wszystko o tym rodzaju bólu. Na głos jednak powiedział:

- Biorąc pod uwagę liczbę kresek na trzonku twojej miotły, nie wyglądałeś na zbytnio pogrążonego w bólu w ciągu ostatnich trzech lat.

- To się nie liczyło - odparł niecierpliwie Harry. - Oni się nie liczyli. Wróciłem w końcu do ciebie, czyż nie?

- Wróciłeś do Hogwartu.

- Wróciłem do ciebie. I czekałem, aż zrobisz następnych ruch, aż dać mi znać, że chcesz mnie z powrotem.

Snape’owi opadła szczęka.

- Ty… ja… jak śmiesz!

- Dobrze - Harry odsunął swoje krzesło od stołu i wstał. - Jeśli ty nie chcesz zrobić następnego ruchu, w takim razie ja go zrobię.

Snape siedział sparaliżowany na swoim krześle, podczas gdy Harry zmierzał w jego kierunku, obchodząc stół dookoła. Błysk w tych zielonych oczach był zdecydowanie drapieżny i sprawiał, że Snape czuł się tak, jak nie czuł się nigdy w ciągu ostatnich trzech lat, nie licząc snów późno w nocy. Harry złapał go za przód jego szat i podciągnął do góry... kiedy właściwie Harry stał się taki silny? Potem zapomniał się nad tym zastanawiać, bo usta Harry’ego były na jego ustach, język Harry'ego był splątany z jego językiem, ręce Harry’ego spoczywały zaborczo na jego tyłku…

Snape zdecydował, że nie powinien pozwolić małemu bachorowi całkowicie postawić na swoim i, skoro ciągle był o kilkanaście centymetrów wyższy, objął go ciasno w pasie i uniósł do góry. Harry nie wydawał się w najmniejszym stopniu zawstydzony tym pokazem siły. W zasadzie dźwięk, który wydał, mógł być śmiało uznany za aprobatę, zwłaszcza że potem zaplótł swoje nogi wokół jego pasa, przywierając do niego mocno. Ich krocza zaczęły ocierać się o siebie, a jęki Harry’ego sprawiły, że Snape zaczął desperacko szukać najbliższej płaskiej powierzchni, by móc go na niej położyć.

Gdzieś w tyle usłyszał znajomy głos; i co właściwie Dumbledore robił w jego sypialni?

- Najwyraźniej nie będziemy jednak potrzebować nowego Mistrza Eliksirów. Może przejdziemy teraz do pokoju nauczycielskiego na kawę i ciasteczka?

Snape mgliście pomyślał, że podczas następnego spotkania ze swoimi współpracownikami będzie kompletnie zawstydzony, ale w tej chwili nie mógł mniej o to dbać. Harry przywarł do jego szyi, ssąc to jedno miejsce, którego nikt przedtem nie dotykał, a które sprawiało, że Snape praktycznie szalał z rozkoszy. Potem poczuł, że gdzieś za nim rzucono zaklęcie blokujące drzwi i wyciszające dźwięki, ale w tym momencie nie liczyło się nic oprócz oczu Harry’ego, jego ust, rąk, desperackich próśb i ciepła jego ciała, które go otaczało…

Nigdy potem nie mógł sobie dokładnie przypomnieć, jak właściwie dostali się na dół, i był szczerze wdzięczny, że nie zdołali do końca pozbyć się swoich szat w czasie tych bezwładnych pieszczot na stole. Myśl, że któryś z jego współpracowników, lub, co gorsze, uczeń, mógł zobaczyć jednego lub obu z nich nagich, przyprawiała go o dreszcze.

A może był to sposób, w jaki Harry ssał jego sutki? W każdym bądź razie miał przelotną myśl, by przed śniadaniem poprosić jednego z domowych skrzatów o zlokalizowanie spodni i slipek Harry’ego. Mgliście pamiętał, że cisnął je w kierunku stołu Gryffindoru po przyznaniu punktów byłemu Gryfonowi za utalentowaną demonstrację koordynacji ręka-oczy. Potem język drażniący jego sutek przywiódł mu na myśl ważniejsze sprawy, jak na przykład piękne, wijące się pod nim w tej chwili ciało.

Przywarł do ust Harry’ego, złączając się z nim w długim pocałunku, po czym zaczął zmierzać w kierunku dolnych partii jego ciała. Uwielbiał smak i dotyk skóry Harry’ego i cieszył się możliwością poznania na nowo ciała swego kochanka. Gdy zorientował się, że Harry zaczął mówić, uśmiechnął się szeroko; Harry zawsze mówił w łóżku i Snape był zadowolony z odkrycia, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

- Przeprowadzam się tutaj; twoje pokoje są większe od moich - mówił Harry. - Ale chcę mieć coś do powiedzenia w sprawach wystroju. Tu jest zdecydowanie zbyt ponuro, i o co chodzi z tą całą zielenią? Nie pamiętam, żeby wcześniej było tu tak zielono… ale, o ile dobrze sobie przypominam, nie zwracałem wtedy zbyt wielkiej uwagi na dekoracje.

- Pasuje do twoich oczu - odparł Snape znad jego płaskiego brzucha.

- Och - Harry był wyraźnie zaskoczony i zadowolony tą odpowiedzią. - Dobrze, w takim razie w porządku, ale chcę więcej koloru i lżejsze meble. I większe łóżko, żebyśmy mieli więcej miejsca do zabawy.

Snape’owi przypadł do gustu ten pomysł i postanowił okazać swoją aprobatę przez zwrócenie uwagi na penisa Harry’ego. Młodszemu czarodziejowi najwyraźniej się to spodobało, bo na chwilę wstrzymał oddech, a potem przez następne kilka minut tylko jęczał. A ponieważ Snape naprawdę chciał się dowiedzieć, co jeszcze Harry ma do powiedzenia, niechętnie zostawił jego penisa i, na razie, rozpoczął wędrówkę wzdłuż jego nóg.

- Jeszcze jakieś żądania? - mruknął.

- Co? A, tak… Oczekuję... Boże! Rób tak dalej! Oczekuję, że potraktujesz mnie poważnie, więc lepiej, żeby na moim palcu wkrótce znalazł się pierścionek, albo naślę na ciebie mojego ojca chrzestnego.

- Oszczędź mnie - mruknął Snape, dochodząc do wnętrza jego kostek, czyli miejsca, które, jak wiedział, było wyjątkowo wrażliwe. Przejechał po nim językiem i poczuł, jak Harrym wstrząsają konwulsje. - Więc małżeństwo - stwierdził, kiedy uznał, że Harry myśli wystarczająco logicznie by go zrozumieć.

- I oczywiście będziesz mi towarzyszył podczas mojej wycieczki do świata Mugoli.

Snape podniósł głowę i spojrzał na niego mrużąc oczy.

- Czyś ty postradał rozum? Chyba niewiele go zostało po tych swoich szalonych eskapadach! Ty naprawdę oczekujesz, że ja pojadę do tego… tego… parku rozrywki z tobą i trzydziestką wstrętnych bachorów? - Harry tylko uśmiechnął się szeroko. Snape podciągnął się do góry wzdłuż jego ciała i z powrotem przyszpilił go do łóżka.

- Przyznaj, Potter. Wróciłeś do mnie tylko dlatego, że potrzebowałeś dodatkowego opiekuna.

Uśmiech Harry’ego stał się jeszcze bardziej szeroki.

- Cóż mogę powiedzieć? Trudno dziś znaleźć dobrego opiekuna. - Snape prychnął. - Poza tym, doskonale wiesz, że twoja obecność wystraszy ich wystarczająco by przeszła im ochota na jakiekolwiek wybryki.

- To, oczywiście, jest przypuszczenie, że jednak uda ci się mnie przekonać do towarzyszenia ci na tej bezdennie głupiej wyprawie.

Harry przechylił głowę.

- A jeśli zaproponowałbym ci łapówkę?

Na usta Snape’a wypłynął niechętny uśmiech.

- Jak ślizgońsko z twojej strony. Jaką łapówkę?

Harry w odpowiedzi przewrócił go na plecy i usadowił się między jego nogami.

- Nie powiedziałem ci jeszcze o miejscach, które odwiedziłem w czasie moich podróży - powiedział niskim i seksownym głosem, który przyprawił Snape’a o dreszcze. - W jednym miejscu przekształcili przyjemność seksualną w formę sztuki i nauczyli mnie paru bardzo pożytecznych rzeczy.

- Na przykład? - spytał podejrzliwie.

W odpowiedzi Harry wziął go w usta i kompletnie pozbawił czucia.

Kiedy Snape odzyskał wystarczająco sił, by móc otworzyć oczy, i wystarczająco dużo komórek mózgowych, by móc znowu myśleć, uniósł powieki i ujrzał Harry’ego spoglądającego na niego z wyrazem samozadowolenia na twarzy. Ten jeden raz nie przeszkadzało mu to.

- Kiedy wyjeżdżamy?

Harry uśmiechnął się szeroko.

- Spokojnie. Mamy jeszcze mnóstwo czasu - powiedział, pochylając się nad nim, by go pocałować. W odpowiedzi Mistrz Eliksirów objął go i przyciągnął do siebie w celu należytego wykonania tej czynności.

- Co będziemy robić w międzyczasie? - wymruczał tuż przy ustach Harry’ego.

- Mam parę pomysłów - stwierdził Harry, po czym przygryzł dolną wargę Snape’a. - Ale najpierw wyślesz sowę do tego przedsiębiorstwa i odrzucisz ich propozycję, jasne?

Jasne, zgodził się w myślach Snape, ale na głos powiedział:

- Jaki powinienem podać powód mojej nagłej zmiany decyzji?

- Powiedz im, że dostałeś lepszą ofertę, z dużo lepszym pakietem dodatkowym - odparł Harry z uśmiechem.

Snape przetoczył się nad Harry’ego, przyszpilając go do łóżka, i zdecydował, że zamiast być zbyt pochopnym powinien lepiej się przyjrzeć temu pakietowi. Bardzo dokładnie. W zasadzie może mógłby poprosić Albusa, żeby skontaktował się z tym przedsiębiorstwem zamiast niego; miał przeczucie, że przez dość długi czas będzie zajęty studiowaniem nowo otrzymanych korzyści.

 

Koniec

 

by Diana Williams

translated by Neiya

grudzień 2004

 

 

 

Ten tekst został zapisany w: Northern Lights <http://www.yaoi.pl/...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin