Kiedy pocałowałam Snape - wspomnienie Ginny Weasley - Charna.doc

(15 KB) Pobierz

Kiedy pocałowałam Snape'a...

 

czyli w oparach absurdu



I takich właśnie ich lubię. Wstrząśniętych i zmieszanych. Irytek z zadowoleniem obserwował społeczność hogwarcką, która przerażeniem zareagowała na wydarzenia sprzed kilku godzin, choć jego radość mącił nieco fakt, że to nie on był sprawcą zamieszania. Mijani uczniowie rozglądali się lękliwie wokół siebie, przemykali skuleni pod ścianami, szeptali gorączkowo między sobą zbici w ciasne grupki. Sytuacja z pewnością była wyjątkowa.
Wyłowiwszy z tłumu nauczycielkę transmutacji, poltergeist poszybował za nią pewien, że za chwilę dowie się wszystkich szczegółów.
- Nie spodziewałam się po tobie takiego zachowania, panno Weasley! - Usta starszej czarownicy zaciśnięte były w wąską linię. - Co ci strzeliło do głowy?
Niewysoka postać opuściła głowę.
- Powinnam odebrać Gryffindorowi co najmniej sto punktów i wysłać do twoich rodziców list, ale... - powiedziawszy to, spojrzała na najmłodszą latorośl Weasleyów i ciężko westchnęła. - Profesor Snape... - ponownie urwała nie bardzo wiedząc co powiedzieć. - I jak ja to powiem twoim rodzicom?
- Mogę już odejść? - zapytała Ginny. - Chciałabym opowiedzieć bratu i przyjaciołom osobiście o tym co się stało i dlaczego.
- Och, no tak... Dobrze, idź już... - W oczach Minerwy McGonagall zalśniły łzy.

* * *

- Ginny! Och! - zawołała Hermiona. - Słyszeliśmy już co się stało, ale... Byliśmy pewni, że to podły żart Ślizgonów i... Och!
Panna Wiem-To-Wszystko nie wiedziała co ma powiedzieć. Była, jak wszyscy inni, wytrącona z równowagi, zdenerwowana i załamana.
- No, Ślizgoni maczali w tym palce – odparła Weasleyówna. - Malfoy podpuścił tę mopsicę, Parkinson i mnie wyzwała.
- Mówiłam, że te wyzwania to idiotyzm! - krzyknęła Granger. - I miałam rację, zaraz pójdę do McGonagall i wszystko jej powiem!
- Co jej powiesz? - wtrącił się do rozmowy Harry.
- Wszystko! Że to przez tę głupią zabawę Ron omal nie zginął, że Neville złamał nogę, że te stracone ostatnio punkty... A teraz Ginny! - Hermiona nie wytrzymała i rozpłakała się.
Potter przysunął się do niej i dość nieporadnie pogłaskał ją po włosach, na co ona jeszcze bardziej się rozszlochała.
- No już, Miona, przestać ryczeć – powiedziała Ginny.- W końcu to chyba ja mam najwięcej powodów do płaczu. Nie jest tak źle... Poza tym McGonagall wie o wszystkim, przecież musiałam jej opowiedzieć. Jej i Dumbledore'owi.
- Nie jest źle? Co ty gadasz? - podniósł głos śmiertelnie blady Ron, któremu broda się trzęsła, jakby za chwilę miał się rozpłakać. - I co ja powiem mamie? - dodał z jękiem.
Rudowłosy chłopak zawodził tak przez dłuższą chwilę, Potter, z zaciśniętymi pięściami, złorzeczył mistrzowi eliksirów, a Granger, z ponurą miną, rozpamiętywała szczegóły zabawy, która ostatnimi czasy pozbawiała ich dom sporej ilości punktów, była przyczyną kilku wypadków, a teraz...
Gra w wyzwania rzucane na zmianę przez przedstawicieli jednego z domów komuś z innego domu, przerodziła się w rozgrywkę pomiędzy Slytherinem a Gryffindorem. Tym ostatnim głośno kibicowali Krukoni i Puchoni, którzy zwykle byli pomijani w zadaniach. O ile idea samej zabawy była w sumie nieszkodliwa, o tyle praktyka okazała się dużo bardziej brutalna. Zwłaszcza, że Ślizgoni postawili sobie za punkt honoru znalezienie takiego zadania, którego żaden Gryfon nie wykona. Natomiast mieszkańcy domu Lwa zrobiliby wszystko, żeby nie dać żadnej satysfakcji przedstawicielom Slytherinu. Nawet za cenę śmierci.
- Co się właściwie stało? - po dłuższej chwili spytała Hermiona.
- No cóż... Byłam wtedy wściekła na Deana, pokłóciliśmy się i poszłam nad jezioro nieco ochłonąć. Niestety, nie zdążyłam, bo przyplątał się ten blond wymoczek razem ze swoją świtą. I, oczywiście, nie mógł sobie darować, Gryfonka, Weasleyówna i do tego sama... Wspaniała okazja, chyba tylko Harry, samotny i bez różdżki mógłby sprawić mu większą radość. Nabijał się jak zwykle... - Ginny urwała biorąc gwałtowny wdech. Wszyscy doskonale wiedzieli na czym polegały „żarty” Malfoya. - Oczywiście mopsica mu wtórowała, więc jej powiedziałam, żeby najpierw przejrzała się w lustrze i zrobiła coś z tym swoim psim pyskiem, bo na pociechę zostaną jej tylko tchórzofretka i goryle, a żaden normalny chłopak nie będzie chciał się zbliżyć do takiej suki. Parkinson zrobiła się fioletowa ze złości i prawie się na mnie rzuciła, ale ten idiota ją powstrzymał. Coś tam poszeptał jej do ucha patrząc na mnie złośliwie... No i ta kretynka go posłuchała, oczywiście. Powiedziała, że skoro jesteśmy już przy całowaniu, to może miałabym okazję wykazania się prawdziwie lwią odwagą całując Snape'a – powiedziawszy to, Ginny skrzywiła się niemiłosiernie. - I co miałam zrobić? Musiałam przyjąć wyzwanie. Powiedzieli, że jeżeli w ciągu dwóch tygodni tego nie zrobię, to będę tchórzem. Miałam dać im satysfakcję? Niedoczekanie! No... Dzisiaj mijają dwa tygodnie. I od rana łazili za mną wyśmiewając się. Aż do lekcji eliksirów... Snape jak zwykle miotał się po sali, zaglądając wszystkim w kociołki i wygłaszając te swoje „milutkie” uwagi. Nie omieszkał również powiedzieć czegoś na temat inteligencji rudowłosych Gryfonów... Że niby nasza mama musiała zapatrzyć się na gnoma ogrodowego, że niczego nas się nie da nauczyć... - Młoda Weasleyówna zgrzytnęła zębami wspominając słowa nauczyciela. - Nachylił się nade mną i... Przecież nie mogłam przepuścić takiej okazji! I zrobiłam TO.
- Ale jak... - zaczął Ron.
- Oj, po prostu tak! - Zniecierpliwiona dziewczyna ujęła twarz Harry'ego w dłonie i zademonstrowała w jaki sposób pocałowała swojego nauczyciela. Wszyscy zdębieli.
- I co... Co on na to? - zająknęła się Hermiona.
- No... Nie był chyba zadowolony... - odparła spokojnie i dodała po dłuższej chwili milczenia. - Wiecie co? Niedobrze jest zaskakiwać byłego smierciożercę i szpiega... Wtedy wyciąga różdżkę i wywrzaskuje pierwsze zaklęcie, jakie przychodzi mu do głowy. W ułamku sekundy usłyszałam Avada Kedavra i świat się zmienił. No cóż, umarłam, ale nie mogłam tak po prostu odejść. Musiałam zobaczyć, jak to wszystko się skończy. Kiedy Snape nieco ochłonął i zobaczył co zrobił, to wtedy dopiero się zaczęło... - Oczy Ginny przybrały rozmarzony wyraz. - Najpierw coś wrzeszczał o bezdennej głupocie i nieodpowiedzialności Gryfonów, ale kiedy Colin zdołał pisnąć pomiędzy jego wrzaskami, że to wina Parkinson i o tym wyzwaniu, to zaniemówił i po chwili biegiem wyleciał z sali. Ślizgoni byli wtedy na zaklęciach. Nietoperz bez słowa wywlókł mopsicę za kołnierz na korytarz i zaczął drzeć się na nią. Żebyście to widzieli! Parkinson, ze strachu była blada jak ściana. W końcu zdołała wykrztusić, że to Malfoy ją namówił. W Snape'a jakby piorun trzasnął. Odwrócił się na pięcie i znowu wpadł do sali zaklęć i wyciągnął za go ucho... To było piękne... - dodała rozanielonym tonem. - Wszyscy uczniowie wyszli z klasy, Flitwick próbował uspokoić Snape'a, ale nie dał rady. Wyzywał blondasa od najgorszych i cały czas groził mu różdżką. Piana mu na usta wystąpiła i kiedy tak wrzeszczał, ciągle pluł na niego. Draco kulił się w kącie i trząsł ze strachu. Wiecie, że mi się go szkoda zrobiło? Snape odjął Slytherinowi dwieście punktów, sto za mopsicę i drugie sto za tchórzofretkę. W końcu tak go poniosło, że zaczął rzucać na Malfoya różne klątwy. Ten nawet nie pisnął! Ale kiedy oberwał Cruciatusem, zaczął wrzeszczeć. Wtedy Flitwick obezwładnił Snape'a Drętwotą. I chyba dobrze zrobił, bo Malfoy już by nie żył... Nietoperza odtransportowano do Madame Pomfrey, ale ona za wiele pomóc mu nie mogła i zabrali go do świętego Munga...
Hermiona, Ron i Harry słuchali jak spetryfikowani relacji widmowej Ginny. I, jak było do przewidzenia, pierwsza głos odzyskała Granger.
- Do Munga?
- Yhm, wygląda na to, że Lockhart będzie miał towarzystwo – odparła Weasleyówna z szerokim uśmiechem.
- Jasne, ten śmierciojad tym razem wykpi się niepoczytalnością – burknął Ron, który, gdyby nie fakt, że siostra unosiła się teraz przed nim jako duch, nie posiadałby się z radości.
- Ginny, a gdzie ty teraz będziesz mieszkać? - zapytał Harry. - Tutaj już jest jeden duch-rezydent i wątpię, żebyś mogła... No wiesz... Chyba, że w żeńskim dormitorium...
- Och, nie będzie problemu, Harry – odparła. - Zamieszkam w lochu Snape'a. W końcu tam umarłam.
Widmowa postać poszybowała w kierunku okna.
- I to wszystko przez jeden pocałunek – powiedziała i dodała, a jej spojrzenie zrobiło się maślane. – Wiecie co? Snape pachniał wanilią...

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin