Fronczek Zbigniew Wlodzimierz - Wyznania grabarza.txt

(496 KB) Pobierz
Zbigniew W�odzimierz Fronczek
Wyznania Grabarza

Projekt graficzny ok�adki i stron tytu�owych Jerzy Rozwadowski
Redaktor Leszek Otr�bski
Redaktor techniczny Hanna Toda
Wydano dzi�ki pomocy finansowej Wojew�dztwa Lubelskiego oraz Wydzia�u Spraw Spo�ecznych Urz�du Miejskiego w Lublinie
Wszelkie prawa zastrze�one.
� Copyright by Zbigniew W�odzimierz Fronczek, 2004
� Copyright by �Ksi��ka i Wiedza", Warszawa 2004
Wydanie pierwsze Obj. ark. druk. 17
Druk i oprawa: Pozna�skie Zak�ady Graficzne
Trzyna�cie tysi�cy siedemset siedemdziesi�ta si�dma �sma publikacja KiW
ISBN 83-05-13377-X
Od autora
Fortuna, wiadomo, ko�em si� toczy, cud cudowi nier�wny, prezent prezentowi.
Kr�l Kazimierz Wielki ofiarowa� ko�cio�owi w Stopnicy g�ow� Marii Magdaleny. Z czaszki Jana Kochanowskiego hrabia Tadeusz Czacki uczyni� prezent dla ksi�nej Izabeli Czartoryskiej, a w nadwi�la�skim Zawicho�cie �wi�ty Miko�aj do dzisiaj podrzuca biedakom kule srebra.
Przedstawiono dowody o wy�szo�ci but�w nad kapeluszem, przypomniano �arty warte braw oraz histori� transakcji, w kt�rej j�zykiem ze z�ota zap�acono za wolno�� siedmiu skaza�c�w.
Znajdzie tu Czytelnik opowie�ci o zawadiakach, rozb�jnikach z Czarnohory, spod BeJ�yc i ludziach uparcie sk�adaj�cych grosz do grosza. Bywa�o, �e z ci�kiej i mozolnej pracy te� powstawa�y fortuny. W�r�d licznego grona szcz�ciarzy by� i taki, kt�ry o zlocie dowiedzia� si� od konia. Czy to mo�liwe?
Mo�liwe! S� rzeczy, o jakich nie �ni�o si� w�a�cicielom koni.
Praca - rzecz wa�na, najwa�niejsza, ale zawsze trzeba mie� otwarte uszy, serce i oczy. Na wszystkie g�osy i znaki. Oto jedno z przes�a� zawartych w Wyznaniach grabarza.
To tak�e ksi��ka o procesach, samos�dach, bombach, o zadziwiaj�cych przypadkach z �ycia wielkich m��w, pospolitych w��czykij�w, odwa�nych i pi�knych bia�ogl�w. Marianna z �a�cuchowa, zwana nadwieprza�sk� Joann� d'Arc, zgromadzi�a wie�niak�w i z tym pospolitym ruszeniem gminu, uzbrojonym w kosy i wid�y, da�a zdecydowany odp�r hordom tatarskim. Ocali�a okolic�, ale oskar�ona o czary - niczym Dziewica Orlea�ska - sp�on�a na stosie. Roksolana - dziewczyna z ludu, zwana Fedr� z Rohatyna - okr�ci�a wok� ma�ego palca wielkiego su�tana, a taka Faustyna Morzycka - ubo�uch-
na nauczycielka, uwieczniona przez �eromskiego w popularnej Si�aczce - si�gn�a po najprawdziwsz� bomb�. Wokulski - nie ten z Lalki, lecz szkolny kolega Prusa - ze sznurem ruszy� na carski pow�z. �wiata nie zmieni�, �ycie sko�czy� na katordze, a Boles�aw Prus ca�e �ycie pozostawa� pod wra�eniem czynu szkolnego kolegi. Akcji desperata nie opisa�, nazwiskojednak utrwali�! Inni przywo�ani w tym tomie strace�cy, aby zaprowadzi� w �wiecie jaki� nowy �ad i porz�dek, strzelali do car�w w Pary�u, w Petersburgu lub w sufit nadwi�la�skiej chaty.
Echo tych wystrza��w nadal pobrzmiewa, �ycie dopisuje do starych historii kolejne puenty, bywa �e przewrotne, skrz�ce si� od paradoks�w, wywo�uj�ce �miech, cho� niekiedy �miech to przez Izy.
Nie brakuje w tych opowiadaniach swoistego liryzmu, pogody, szacunku dla szlachetno�ci, a tak�e podziwu dla orygina��w, filantrop�w i fantast�w, przed kt�rymi autor zawsze uchyla kapelusza.
Du�o tu o dobroci, marzeniach. I o odwadze. O odwadze marzenia. Miejcie odwag� by� szcz�liwymi. To kolejne przes�anie.
Pojawiaj� si� na kartach Wyzna� r�wnie� anio�y, diab�y, zjawy i upiory.
Aniolajeden widzia� na obrazku, drugi do�wiadczy�jego pomocy. Diabe� niby nie taki straszny, jak go maluj�, ale za pomoc ka�e sobie s�ono p�aci�, a z widmami i upiorami sprawa jest tajemnicza. O tym te� warto pami�ta�. I tyle wyzna� grabarza we wst�pie.
Prima aprilis
Poczucie humoru by�o zawsze w cenie. Nie od dzi� si� powiada: dobry �art, tynfa wart.
Nie wiadomo jednak, kto kogo oszuka� po raz pierwszy. Historia zna wiele nazwisk wi�kszych i mniejszych �artownisi�w. �arcik nale�yjednak odr�nia� od szyderstwa. Bo historia szyderstw to ju� inna dziedzina, w kt�rej niejednego wyprowadzono w pole, ba, cale grupy ludzi wystawiano do wiatru.
Prima aprilis pozostaje tradycyjnym dniem drobnych, frywolnych niekiedy �arcik�w. Najcz�ciej bywaj� to fa�szywe informacje, kt�re nie wyrz�dzaj� nikomu krzywdy, ot, sk�aniaj� do wykonania zb�dnej czynno�ci czy odbycia nadaremnej drogi. W szesnastowiecznej Polsce uwa�anoju� prima aprilis za starodawny obyczaj.
Pocz�tk�w kwietniowego dnia �art�w mo�na pono� upatrywa� w rzymskim �wi�cie Ceriali�w obchodzonych na pocz�tku kwietnia ku czci bogini wegetacji i urodzaju Cerery. Wed�ug mit�w Pluton porwa� do kr�lestwa podziemi Prozerpin�, c�rk� Cerery. Matka, us�yszawszy wo�ania o pomoc, pod��a�a w kierunku g�osu, niestety, by�o to ci�gle umykaj�ce echo.
Ale to ju� nie �art, to szyderstwo. Przed szydercami trzeba si� mie� na baczno�ci, ale i na �artownisi�w nale�y uwa�a�.
7
Bywa, �e w pewnych miejscowo�ciach �miej� si� z przybysz�w, bywa, �e mieszka�cy innych miast i miejscowo�ci s� przedmiotem kpin i z takich �miej� si� przez okr�g�y rok.
W marcu 1921 roku w Zawicho�cie gruchn�a wie��, �e 1 kwietnia przez to urocze nadwi�la�skie miasteczko b�dzie przeje�d�a� cesarz Chin. Tak� informacj� zamie�ci�y pono� gazety. Dzi� s� w Zawicho�cie trzy kioski z gazetami. W roku 1921 nie by�o anijednego. Gazety dostarcza�a poczta. Ale tylko ksi�dzu i kierownikowi szko�y. W gazecie ksi�dza nie by�o wzmianki o wizycie cesarza w Zawicho�cie. W gazetach kierownika r�wnie� o tym nie napomykano. Kto� ruszy� po gazety do Sandomierza. Nie by�o daleko. Tylko pi�tna�cie kilometr�w w jedn� stron�. Poszed�, rzecz jasna, piechot�. Kupi� dwie gazety, ale i w nich nic nie znaleziono o zaplanowanej wizycie cesarza nad Wis��. Ale do wizyty si� sposobiono!
Dlaczego uwierzono w histori� tak nieprawdopodobn�?
Uwa�ano bowiem, �e pokpiwa si� z okolicznych wie�niak�w, miejscowych �yd�w, s�siad�w, ale nie uchodzi w �art gminu wik�a� chi�skiego cesarza!
�witem 1 kwietnia ca�a spo�eczno�� zawichojska wyleg�a na g��wn� ulic�. Nie czekano a� tak d�ugo. W samo po�udnie po kocich �bach miasteczka przetoczy� si� automobil. Za kierownic� szofer w wielkich okularach cyklisty, w sk�rzanej pilotce, za nim dw�jka pasa�er�w: ona spowita w barwne szale, on w kapeluszu. Oboje w okularach. A wi�c Chi�czycy? Najprawdziwsi!
W tamtym czasie, o czym g�o�no by�o w okolicy, automobil ameryka�skiej firmy Locomobile naby� dziedzic Cichocki z nadwi�la�skiego Linowa, po�o�onego pomi�dzy Zawichostem a Annopolem. Mo�e wi�c dziedzic z pi�kn� ma��onk� przeje�d�ali zawichojskim traktem? Nie, nigdy! Cichocki -jak wierzono -je�dzi� innymi drogami. Przez Zawichost mogli przeje�d�a� tylko Chi�czycy.
Cichocki sta� si� tak�e bohaterem innego wydarzenia w Zawicho�cie, kt�rego fina� mia� tak�e miejsce 1 kwietnia. Ot� wczesn� wiosn� 1923 roku pojawi� si� w Wi�le... smok. Wynurza� si� w wi�lanego nurtu i sia� ogromne spustoszenie w�r�d zawichojskich stad kaczek i g�si skubi�cych traw� na nadwi�la�skich b�oniach. Dziedzic przyjecha� do Zawichostu ju� nie automobilem, lecz konno, w stroju my�liwskim: w pumpach, z flint�, z lornetk� na piersi i w zielonym kapelusiku z s�jczym pi�rkiem. Trzema strza�ami po�o�y� trupem... krokodyla.
8
Niemo�liwe? Faktycznie, fotografa przy tym nie by�o, celne strza�y dziedzica nie zosta�y odnotowane w �adnej gazecie. Polowanie wydaje si� nieprawdopodobne, zbyt fantazyjne. Ale ze swej strony dodajmy, �e by� to kolejny przypadek zastrzelenia krokodyla na wi�lanym brzegu. Pierwszy zdarzy� si� kilkadziesi�t lat wcze�niej w Krakowie. Tam aligatora ukatrupi� sam W�adys�aw Anczyc, autor popularnych sztuk ludowo-patriotycznych. Reporterzy byli na miejscu, rzecz dok�adnie i barwnie zrelacjonowali dla krakowskich gazet. W Zawicho�cie �atwiej by�o o krokodyla w Wi�le ni� o dziennikarza. Krakowski aligator umkn�� z cyrku, ten z Zawichostu te� mia� prawdopodobnie cyrkowy rodow�d. W tamtym czasie w kielecko-radomsk� tras� wyruszy� znany i bogaty cyrk braci Zag�rskich. Niewykluczone wi�c, �e bracia cyrkowcy nie doliczyli si� w swym zwierzy�cu jakiego� pieszczocha.
Min�o par� lat i dok�adnie 1 kwietnia 1927 roku Micha� Ja�lan, syn powsta�ca styczniowego, z�owi� pod Zawichostem ogromnego suma. Gdy z trudem z�o�ono go na ch�opskiej furmance, rybi ogon sun�� w pyle drogi. �ydowscy handlarze za ten niespotykany okaz nie chcieli zap�aci� wi�cej ni� za pi�ciokilogramowego szczupaka. Rybak obra�ony na ca�y �wiat na powr�t wrzuci� ryb� w wi�lane fale.
Niemo�liwe?
Mo�liwe. Kilkadziesi�t lat p�niej s�awny ameryka�ski pisarz przedstawi� w pi�knym opowiadaniu perypetie po�awiacza, kt�remu uda�o si� wydoby� z dna morza niezwyk�ej wielko�ci perl�. Zm�wieni sklepikarze nie chcieli zap�aci� wi�cej ni� za przeci�tny okaz. Zrozpaczony i poni�ony wyrzuci� sw� zdobycz do morza.
Reakcje ludzi w r�nych czasach, w r�nych miejscach pozostaj� podobne, cz�sto nawet niezmienne. Ich rozpacz jest wszak podobna. Ale ich �miech brzmijednakowo beztrosko ijednakowo szyderczo
Gruszka i Dobosz
C� ��czy tych ludzi?
Obaj byli zb�jnikami. No, prawdziwym zb�jnikiem, znanym wszystkim, by� Janosik. Dobosz nie zyska� takiej s�awy, ale i o nim �piewali pie�ni. Rabowa� w Karpatach Wschodnich: na Pokuciu i Bukowinie, tam nazywano go opryszkiem. Gruszka grasowa� na Lubelszczy�nie, gdzie� mi�dzy znanymi w �wiecie Be��ycami, nie mniej s�awnym Babinem, starym jak �wiat Urz�do-wem i pi�knym nadwi�la�skim Kazimierzem, i te� - bywa�o - rozdawa� biednym cz�� tego, co zrabowa� bogatym. M�wiono o nim zb�j, rabu�, huncwot, bandzior. M�wiono - rzecz jasna - gdy nie s�ysza�. Gruszka mia� gest, fantazj�, a wiele przypadk�wjego �ycia -jako �ywo - przypomina historie z �ywota Dobosza.
Aleksy Dobosz, kt�rego imi� niekt�rzy wymawiali O�eksa, uwija� si� ze sw� zgraj� kamrat�w w latach 1738-1745. Ksi�dz Benedykt Chmielowski (1700-1763), autor g�o�nej sarmackiej encyklopedii Nowe Ateny, m�g� by� r�wie�nikiem Dobosza, ale m�g� by� te� od niego o lat kilkana�cie starszy. Jedno nie ulega w�tpliwo�ci: wiele o nim s�ysza�, mo�e si� nawet zetkn�li, wszak Rohatyn, gdzie Chmielowski by� proboszcz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin