Ptaszek W Klatce.docx

(15 KB) Pobierz

 

<i> Wolność ma wysoką cenę, równie wysoką jak niewola. Jedyna różnica polega na tym, że te cenę płaci się z przyjemnością i uśmiechem, nawet jeśli czasem bywa to uśmiech przez łzy.</i>

  

Dobrze znał ten pokój. Nic się nie zmieniło od jego ostatniego pobytu w tym miejscu. Teraz jednak nie był gościem, a więźniem. Mógł poruszać się po całym domu. Nawet mógł swobodnie spacerować ulicami stolicy, jednak nie mógł pomyśleć o ucieczce z tego miejsca. Równie dobrze pamiętał uśmiech tego mężczyzny. Jego dziecinną twarz, ametystowe oczy. I ten smutek w nich ukryty. Równie dobrze wiedział, że Rosjanin potrafi być równie okrutny, co uroczy. Pamiętał też dotyk jego zimnego kranu, a uczucie bólu w okolicach brzucha i skroni nie dawało o sobie zapomnieć. Ależ on miał siłę. Przecież to chłop jak dąb, albo i większy. Leżał teraz w idealnie czystej pościeli, czując na swojej twarzy promienie słońca. Zasłonił dłonią oczy, by ich uniknąć. Nie miał siły, by wstać. Po pewnym czasie rozległo się ciche pukanie do drzwi. To na pewno nie Ivan. On by nie pukał. Nie słysząc odpowiedzi, do środka wszedł młody Litwin. Trafne było spostrzeżenie Gilberta, że Braginsky nadal wykorzystuje te państwa. Są już dawno wolni, jednak jest przyzwyczajony, że oni mu usługują. Widocznie dobrze wykorzystuje fakt, że się go boją.  Litwin stanął przy łóżku w którym leżał. Pokłonił się, a na jego młodej twarzy pojawił się życzliwy uśmiech. W jego spojrzeniu nie było śladu cierpienia, a nawet sądził iż Rosja w głębi serca jest dobrym człowiekiem. Przecież łatwego życia nie miał i teraz to odbija się na jego obecnym życiu. Gilbert widział, jak stawia tacę ze śniadaniem na nocnej szafce. Po zapachu poznał, że to wursty. Paranoja. Niemieckie kiełbaski przyrządzane przez Słowian. Nie. Nie będzie jadł. Rosji tym na złość w sumie nie zrobi, jednak pewnie doda mu kilka trosk. I dobrze, jest go na tyle.  Rosjanin chciał, by Gilbert czuł się tutaj jak najlepiej. Wraz gwałtownie odsłoniętymi kotarami do pomieszczenia wpadło więcej słońca. Gilbert szczelnie się opatulił kołdrą, leżąc plecami do reszty pokoju.  Rozległ się łagodny głos bruneta.

- Wbrew pozorom Pan Rosja chciałby, byś Pan czuł się tutaj niemal jak w domu. Nie będzie Cię ograniczać, jeśli będziesz wykazywać niewielką chęć współpracy. Zjedz coś. Normalnie śniadania jada się tutaj koło dziewiątej, jednak Pan Rosja dał mi do zrozumienia, że można Ci je podawać do łóżka. Przynajmniej nie będziesz budzony skoro świt. – Tutaj ciężko było czuć się jak w domu, ale widział przecież różnicę między nim, a Gilbertem.  Prusy był przecież ulubionym państwem Rosji i nawet sama historia potrafiła to potwierdzić. Rosja nigdy by się do tego nie przyznał, ale fakty mówią same za siebie. Chłopak też by chciał czasem jadać śniadanie w łóżku, już nie wspominając o byciu ulubieńcem Ivana. Marzenie ściętej głowy. Nie usłyszał odpowiedzi.

<i>Pan Rosja?! Świat oszalał! Oszalał! Jestem w domu tego psychopaty i nie mogę do brata wrócić. Co mi z tego, że dostaję wursty na śniadanie, skoro jestem tu więźniem?!  Ktoś tak Zagilbisty jak Ja nie może być więźniem w domu Rosji! I co z moją Dumą?! Czy ma Ją mój brat, czy jednak skończyła jako posiłek rosyjskiego kota?! Nein, Nein! Trochę jednak głodny jestem, a te kiełbaski tak ładnie pachną. Litwin jednak ma talent. Nawet jak jestem Zagilbisty, nie pociągnę długo bez jedzenia. Nie zjem i już.  Niech wie, że nie ma nade mną żadnej władzy. </I>

Nie tknął ani śniadania, a i choć stawił się na posiłku zgodnie z życzeniem Ivana, to nie zjadł nic. Nie da się złamać, a jako dawny Zakon Krzyżacki jest przyzwyczajony do takich sytuacji, kiedy nie ma co jeść. Tak przynajmniej myślał, bo też jako dawny Zakon dawniej opływał w luksusy, a nawet teraz brat go rozpieszczał. Niewiele z Ivanem rozmawiał, uparcie go ignorując.  Czuł też narastającą irytację, bowiem dzisiejszy obiad także wspaniale wyglądał. I zapewne tak samo smakował. To można wywnioskować z samego wyrazu twarzy Braginsky’ego. Nie wytrzymał i wyszedł, trzaskając drzwiami. Szklany puchar rozpryskuje się na kamiennej posadzce.

****

Robił tylko sobie na złość, a odmawiał już przyjmowania posiłków już trzeci dzień z rzędu. Prawie nie spał w nocy przez to, a kiedy już udało mu się zasnąć budził się przez nieprzyjemny ucisk w żołądku. Też ignorował niewielkie zawroty głowy. Dopiero kiedy zemdlał w drodze do jadalni, sprawa nabrała zupełnie innego znaczenia. Od razu dom zapełnił się mnóstwem lekarzy ubranych w białe kitle. Zalecono infuzję dożylną i stały nadzór. Nawet sam Rosja poświęcał część swojego czasu na doglądanie Gilberta, co było samo w sobie zjawiskiem niespotykanym. Bałtowie wymieniali znaczące spojrzenia, jednak nic nie mówili. Słowa były tu akurat zbędne. Kiedy Prusy się obudził, od razu poznał, że nie jest sam w pokoju. Po wyraźnym aromacie słoneczników, wódki, a także herbaty i Syberii poznał, że to Ivan. Akurat zajmował krzesło, pogrążony w płytkim śnie. To było w pewien sposób słodkie. Widocznie siedział tutaj całą noc. Pewnie Litwa opatulił go kocem, nie chcąc budzić. Prusy nadął lekko policzki.

<i> Jestem przecież tak Zagilbisty i nie potrzebuję, by przy mnie tyle siedział. Zawsze dawałem sobie radę sam, nie potrzebny mi taki zapijaczony psychopata. Pewnie ma w tym jakąś korzyść. Niech no ja się dowiem jaką, a on tego pożałuje. Gorzko. </i>

Mógł dotknąć delikatnie włosów pogrążonego we śnie mężczyzny, który się w tym momencie niespokojnie poruszył. Budzić go, czy nie? Może powinien jednak to zrobić i nawrzucać mu, że to jego wina? Tak. To byłyby w iście pruskim stylu zwalać winę na kogoś za swoją głupotę. W końcu to Rosja go uwięził. To nic, że sam odmawiał jedzenia. Zawsze wszystkiemu jest  i będzie Ivan. W miarę swoich możliwości, potrząsnął rosłym mężczyzną.

- Wstawaj, pijaczyno! Jesteś odpowiedzialny za wszystko co mnie spotyka! I zawsze będziesz! Weź zniknij, odejdź! Rzuć się do Bajkału, ale daj mi spokój! – Jego doniosły głos się echem po pokoju, gwałtownie wyrywając Ivana ze snu. Blondyn rozejrzał się nieprzytomnie skupiając po chwili jeszcze senne spojrzenie na znajomej twarzy.

- Towarzyszu. Mój drogi Towarzyszu, jak Wam się nie podoba, że Was nie zostawiłem na powolną śmierć głodową, którą sami sobie zgotowalibyście na raty. Litwa przecież jest dobrym kucharzem i nikt nie zamierza Was otruć. Mnie tym na złość nie zrobicie, tylko sobie. I staram się Wam zapewnić godziwe warunki. Nawet Wam widzeń z bratem nie będę ograniczać. To dużo z mojej strony. – Kiedy nieco doszedł do siebie, nawet się uśmiechnął. Ametystowe tęczówki natychmiast przykuły uwagę mężczyzny, a Rosji nie było jak przegadać. Nawet nie próbował tego robić, bo w tym stanie nie zdołałby chociażby podnieść ręki we własnej obronie. Jedynie wpatrywał się intensywnie w te tęczówki, znowu dostrzegając tą charakterystyczną nostalgię. Poczuł dużą dłoń Rosjanina na swoich włosach, a potem został sam w pokoju. A wraz z nim pozostały także rozmyślania nad zaistniałą sytuacją. Potrzebował przelać myśli na papier.

 

 

<i>Nostalgia to tęsknota nie wiadomo za czym. Za czym tęsknił ten człowiek?</i>

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin