Siderek12 - Tom I - Część I Rozdział 8.pdf

(87 KB) Pobierz
442415809 UNPDF
Rozdział 8
POWRÓT
1
Z trudem uspokoił myśli i podniósł się z ziemi. Stojąc na słabych nogach i chwiejąc się
we wszystkie strony zmusił się by spojrzeć na młyn.
Zrobił z trudnością, jednak jakoś udało mu się spojrzeć na przeklęty budynek mimo, że
serce wciąż biło jak oszalałe. Musiał podeprzeć się o kolana, na chwilę upuszczając kawałek
zaprawy. Zrobiło mu się niedobrze. Uczucie było tak silne, że na chwilę zobaczył ciemne
plamy przed oczami. Dwa razy drgnął i wymiotował na zieloną trawę.
Po chwili się wyprostował i poczuł się odrobinę lepiej, stając pewniej na nogach.
Oczywiście nie zapomniał o odświeżeniu oddechu. Aż dziwne, że pomyślał o tym w takiej
chwili. No cóż... psiknął aerozolem z miętą do ust i od razu poczuł się pewniej.
Przynajmniej nie będzie śmierdziało z buzi, pomyślał i z większą nienawiścią spojrzał na
młyn. Na czarne okna i szerokie czarne drzwi. Przypomniał sobie o tym, co mówiło mu
światło i podniósł z ziemi kawałek zaprawy.
Co on miał z nim zrobić?
Rozejrzał się po okolicy, spojrzał na swoje nadgarstki, rękawicę, i kawałek zaprawy, a w
końcu na młyn. Jego oczy napełniła potężna nienawiść. Jego nadgarstki płonęły. Ostatni raz
obrzucił spojrzeniem okolicę i przyjął pozę do rzutu w młyn. Głośno się zaśmiał, a potem
wykrzyknął w stronę nieba:
- OJCZE! DAJ MI MOC OGNIA!!!
Sam nie wiedział, dlaczego takie słowa wypadły z jego ust, ale mało się tym teraz
przejmował.
Spojrzał na młyn i zrobił krok do przodu, twardo stojąc na ziemi z nienawiścią do tego
miejsca.
- I ONI TWEGO ZLĘKNĄ SIĘ WIDOKU! - wykrzyknął z taką siłą, że wszystkie okna w
młynie popękały. - SPOTKAWSZY WIDMO... - krzyczał dalej i wziął zamach. -
SPOTKAWSZY WIDMO GORSZE OD UPIORÓW!!! - krzyknął z całych sił i cisnął
kawałkiem zaprawy w młyn. Owy kawałek przeleciał z ogromną prędkością, zmieniając się
w kulę ognia. Wpadł do środka młyna.
Przez chwilę Marek stał bez ruchu, zimnym wzrokiem wpatrując się w młyn. Panowała
cisza, a Marek czekał. Czekał i obserwował...
2
N agle z okna buchnął ogień, trawiąc już rozpadający się młyn.
Marek wyciągnął rękę, na której miał rękawicę i nagle zobaczył coś, czego w ogóle się nie
spodziewał...
MŁYN WYLECIAŁ W POWIETRZE
Zachwiał się i upadł na ziemię, cały czas starając się mieć wyciągniętą rękę z rękawicą.
W powietrze wyleciały kawałki szkła i desek, a nagły potężny podmuch wiatru zrównał z
ziemią stojące jeszcze ściany młyna.
Po chwili wszystko ucichło...
Marek spoglądał na to z szeroko otwartymi oczami. Po młynie nie pozostało nic.
Dosłownie został zrównany z ziemią.
Podmuch wiatru przywiał w pobliże Marka coś, co go zainteresowało. Wstał i udał się w
kierunku tego czegoś. Ze zdziwieniem spostrzegł, że to były majteczki Wiktorii. Marek
patrzył na nie i nie wiedział co zrobić. Intuicja podpowiedziała mu, żeby je zabrał ze sobą.
Marek nie wiedział po co mogły mu być potrzebne stare żeńskie majteczki, ale nie
zastanawiał się nad tym. Podniósł je i wepchnął w tylną kieszeń swoich spodni. Poczuł
wilgoć na lewym półdupku, ale wcale się tym nie przejął...
Westchnął i po chwili rzekł:
- Koniec wrażeń na dzisiaj. Wracam do domu.
Po tych słowach obrzucił ponownie okolicę i miejsce, gdzie przed chwilą stał młyn.
Dostrzegł tylko dziurę w ziemi, będącą wejściem do piwnicy, a w tej dziurze twarz. Białą
twarz z czarnymi oczodołami nieruchomo wpatrującą się w Marka.
Chłopak wzdrygnął się na ten widok...
Po chwili namysłu westchnął ponownie i tym razem ruszył przed siebie, zamykając sprawę
młyna i o nim zapominając.
3
W racając do domu obejrzał się tylko raz. Twarz cały czas tam była, ale Marek usłyszał
jeszcze coś. Długi okrzyk bólu. Przeciągły jęk rozpaczy. Trwało to może kilka sekund -
potem umilkło jak ucięte nożem. Marka przeszedł kolejny dreszcz.
Pospiesznie odwrócił głowę i ruszył przed siebie. Odchodził z myślą, że czegoś się
dowiedział. Starał się uśmiechnąć, i ... o dziwo wyszło mu to bez problemu. Natychmiast do
jego głowy powróciły miłe myśli. Wszedł na ścieżkę, rozglądając się wokoło i starając się
nie spoglądać za siebie...
Po niespełna dziesięciu minutach dotarł do drogi. Rozejrzał się ponownie, po czym wszedł
do Czarnoboru. Idąc poboczem spostrzegł, że we wsi jest jakoś cicho i podejrzanie. To
przypomniało mu o rękawicy, którą cały czas miał założoną. Spojrzał na nią i od razu
ściągnął. Okolicę natychmiast napełnił inny nastrój. Pojawili się ludzie spacerujący po wsi.
Ptaki zaczęły śpiewać, a samochody jeździć po drodze. Wydało się to Markowi dziwne, ale
w sumie puścił to na wiatr.
Westchnął i pewnie ruszył przed siebie, ponieważ nie zauważył, że przez to wszystko się
zatrzymał.
Idąc tak spostrzegł w oddali znajomą osobę, ale z daleka nie potrafił dokładnie określić,
kto to był. Postanowił podejść bliżej. Wtedy lepiej będzie widział.
Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na przejeżdżające obok czarne BMW.
Zrobił kilka kolejnych kroków i od razu rozpoznał, że to Kamila.
- Cześć Kam! - krzyknął machając w jej kierunku.
Dziewczyna odwróciła głowę.
- To ty Sid?! - spytała zaskoczona. Jej jasne włosy upięte były w koński ogon. Swoimi
niebieskimi oczami spoglądała na Marka.
- Kam, dla ciebie zawsze będę Sidem - powiedział składając przyjacielskiego całusa na jej
policzku. - A dla innych będę tylko Markiem.
Kamila lekko się zarumieniła, po czym spytała:
- Co u Ciebie słychać?
Marek uśmiechnął się do niej.
- Po staremu, z wyjątkiem jednej rzeczy, ale opowiedziałbym ci o tym u mnie w domu –
rzekł.
- A czemu nie tutaj? – spytała.
Marek poczęstował ją kolejnym uśmiechem.
- Ponieważ to zajmie więcej niż pięć minut - wyjaśnił i rozejrzał się po okolicy.
- Domyślam się, że to coś ciekawego – rzuciła.
Marek spojrzał na nią.
- Tego już nie wiem – powiedział. - Sama ocenisz jak wysłuchasz.
Kamila uśmiechnęła się i natychmiast spoważniała.
- Sid? – zapytała.
Marek także spoważniał.
- Muszę ci coś powiedzieć - mówiła dalej.
Marek przyjrzał jej się z uwagą.
- Co się stało? – zapytał.
Kamila westchnęła.
- Myślałam nad tym długo i podjęłam decyzję - zaczęła. Szczerze mówiąc nie wiedziała jak
zacząć, ale uznała, że lepszy taki początek niż żaden. – Wiesz, znamy się już rok i to chyba
odpowiednia pora na coś więcej niż tylko przyjaźń.
Marek słuchał. Pozwolił Kam mówić.
- Sid ... ja za Tobą tęskniłam - dodała i zamilkła.
Marek uśmiechnął się.
- Też za Tobą tęskniłem – rzekł.
Kam uśmiechnęła się.
- Też nad tym myślałem – powiedział. - To chyba odpowiednia pora. Masz rację, rok to
długo i myślę, że powinniśmy spróbować.
Dziewczyna obdarowała go szerszym uśmiechem.
- Sid - przytuliła się do niego. - Też myślę, że to odpowiednia chwila.
Marek uśmiechnął się do niej i rzekł:
- Kocham Cię.
Kam, będąc przytuloną do niego odpowiedziała:
- Ja ciebie też, Sid.
Po słowach Kam Marek rozejrzał się wokoło. Wszyscy mieszkańcy wyszli na zewnątrz,
nerwowo łażąc po ulicy. Coś ich niepokoiło. Pewna staruszka zatrzymała się obok Kam i
Marka i przez chwilę przyglądała im się, myśląc teraz, co im powiedzieć...
- Co się stało? - Marek zwrócił się do staruszki.
Kobieta spojrzała na niego i rzekła:
- Słyszeliście ten wybuch?
Marek się uśmiechnął.
- Ja byłem jego świadkiem – powiedział.
Staruszka z wrażenia szerzej otworzyła oczy.
- Jakim sposobem? – zapytała.
Marek przewrócił oczami.
- Droga Pani przechodziłem po prostu niedaleko i widziałem tan wybuch.
- Jak wyglądał? - teraz spytała Kam.
Marek spojrzał na dziewczynę.
- Niesamowicie – rzucił. - Młyn został dosłownie zdmuchnięty z powierzchni ziemi. Nie
pozostało z niego nic.
Mówił to z pewnego rodzaju dumą, ale nie chciał zdradzać im prawdziwej wersji
wydarzeń, przynajmniej nie teraz. Dlatego też wymyślił inną wersję.
- WOW! - Kam niemal wykrzyknęła. - Też chciałabym to zobaczyć.
Marek westchnął.
- Muszę iść - powiedział nagle. - Trochę zmęczony jestem.
Staruszka obrzuciła Marka dziwnym spojrzeniem, po czym odeszła w swoim kierunku.
Marek ponownie westchnął i zwrócił się do Kam:
- Pogadamy następnym razem.
- OK – powiedziała, składając mu pocałunek na policzku. - Wyglądasz tak, jak byś zobaczył
ducha. - Zaśmiała się.
Marek także się uśmiechnął.
- Możliwe - rzekł po chwili.
Kam obrzuciła go pytającym spojrzeniem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała.
Marek rozejrzał się po okolicy.
- Mam dzisiaj po prostu dziwny dzień – wyjaśnił. - I mogę gadać głupoty.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin