Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 33 - Cienie Z Przeszlości.pdf

(661 KB) Pobierz
715429798 UNPDF
INGULSTAD FRID
CIENIE Z PRZESZŁOŚCI
1
Kristiania, 1 listopada 1911 roku
Elise łkała z przerażenia. Chłopcy powiedzieli, że pali się dom obok gospodarstwa
Biermannsgården, więc musiał to być jej dom lub sąsiadów z przeciwka.
Nie powinna była iść tego samego dnia do pana Diriksa i pana Wang-Olafsena, zostawiając
Dagny samą z dziećmi. Teraz biegła, starając się złapać oddech. Dlaczego nigdy nie wyciągała
odpowiednich wniosków? Wiedziała przecież, że na Dagny nie zawsze można było polegać.
Zazwyczaj wszystko było w porządku, ale dziewczynka potrafiła czasem wpaść na jakiś
nieoczekiwany pomysł, jak wtedy gdy zabrała dzieci aż do pani Jonsen i nie wracała przez pół dnia.
Wzięła wtedy ze sobą nawet Halfdana.
Dobry Boże, oby tylko dzieciom nic się nie stało! Przełknęła łzy i starała się biec jeszcze
szybciej, co nie było łatwe na oblodzonej drodze. W dodatku jej rajstopy rozdarły się na pięcie i
miała otartą stopę, która sprawiała jej ból przy każdym kroku. Im bardziej się zbliżała, tym
wyraźniejszy stawał się dym. Przekonywała sama siebie, że może to tylko stajnia, ale wiedziała, że
to nie może być prawdą. Stara stajnia po woźnicy Skjoldenie była murowana, dlaczego miałaby się
zapalić?
Posterunek straży pożarnej był niedaleko, ale zaprzęgnięcie koni do wozu strażackiego
zajmowało nieco czasu, a gdy niewielki drewniany dom stawał w ogniu, to płonął niezwykle
szybko.
Biegła tak prędko, że czuła w ustach smak krwi. Strach ściskał jej gardło, a ona, nie
zwalniając kroku, modliła się. Jeśli coś się stanie dzieciom, nigdy sobie tego nie wybaczy. To
zniszczyłoby na zawsze ich życie i równie dobrze mogłaby wtedy sama umrzeć.
Co mogło się wydarzyć? Czy Dagny dołożyła drwa do pieca, a drewno wypadło na
podłogę? A może próbowała zapalić lampę olejną, która stała na stole kuchennym, a ta zapłonęła
zbyt mocno? Może po prostu zapaliła świeczkę, a któreś z dzieci ją przewróciło.
Wielokrotnie tłumaczyła Dagny, jak łatwo jest o pożar, kiedy nie jest się uważnym, i
widziała, że dziewczynka jej słucha. Jeśli coś się mimo wszystko wydarzyło, mogła za to winić
tylko siebie. Dagny miała przecież zaledwie dziesięć lat i nie powinna być odpowiedzialna za małe
dzieci przez tyle godzin, szczególnie teraz, gdy nadchodziła zima i szybko zapadał zmrok.
Z bocznych uliczek wybiegały kolejne dzieci i podekscytowane biegły w kierunku pożaru.
Wołały i przekrzykiwały się, mijały ją biegiem i pędziły w kierunku Maridalsveien. Obserwowanie
palącego się budynku było niezwykle fascynujące, o ile nie był to ich własny dom! Elise pomyślała,
że to dziwne, iż dzieci nie są o tej porze w szkole. Czyżby nauczyciele dali im wolne, żeby mogły
oglądać pożar?
Dobiegła do skrzyżowania przy gospodarstwie Sæbegården, gdzie Peder pracował w sklepie
z tytoniem i czekoladą u pani Braathen. Z pewnością zdążył usłyszeć o pożarze i od dawna już nie
stał za ladą. Ogień przyciągał dzieci jak magnes, a jeśli rzeczywiście palił się numer 76, to Peder
musiał się bardzo przestraszyć i wybiec ze sklepu, nie pytając nawet pani Braathen o zgodę.
Nagle zwolniła, wpatrując się zdyszana w miejsce, gdzie dym unosił się w powietrzu.
Chłopcy musieli się pomylić, nie mógł się palić dom obok gospodarstwa Biermannsgården. Biegła
dalej, ale jej strach częściowo ustępował.
W końcu dojrzała ich dom i zobaczyła, że to nie on stał w płomieniach. Miała ochotę usiąść
na ziemi i zapłakać z poczucia ulgi.
Łzy płynęły z jej oczu. Łkała, dziękując Bogu i czując, jak drży na całym ciele.
Zobaczyła, że w jej stronę zmierza pracownik fabryki i zatrzymała go.
- Przepraszam, czy może mi pan powiedzieć, który dom płonie?
- Stajnia i spiżarnia przy starym posterunku straży pożarnej, tuż obok Jamy. Miejmy
nadzieję, że strażacy powstrzymają ogień, zanim dotrze do głównego budynku.
Elise pokiwała głową, podziękowała i poszła dalej. Słyszała, że przy dawnym posterunku
stały wciąż stare wozy strażackie. Jama była restauracją, w której chłopi z doliny Maridalen zwykli
koić pragnienie w drodze z targu do domów. Wiedziała, że budynek był z XVII wieku, niewielki i
zbudowany z drewna. Zawsze zaglądała z ciekawością do środka, gdy przechodziła obok.
Zgadzała się z pracownikiem fabryki, że byłoby żal, gdyby płomienie strawiły stary,
drewniany dom.
Otworzyła furtkę i weszła do domu, ale tak jak podejrzewała, w środku nikogo nie było.
Dagny była z pewnością tak ciekawa, że zabrała ze sobą dzieci i poszła oglądać pożar. Oby tylko
Elvira się nie przestraszyła! Pospiesznie wybiegła z domu i poszła dalej ulicą. Przed sklepem
Magdy zebrało się mnóstwo ludzi.
Znalazła dzieci przy starym posterunku straży. Elvira siedziała w wózku i wyła ze strachu, a
Jensine i Hugo niczym zahipnotyzowani wpatrywali się w płomienie. Kiedy ją zauważyli, wyrwali
się Dagny i pobiegli w jej stronę.
- Mamo, mamo! Pali się! Niedługo spłoną wszystkie budynki na ulicy!
Słyszała przerażenie w głosie Hugo.
- Nie, Hugo. Widzisz przecież, że są już na miejscu strażacy. Poleją teraz płomienie wodą i
pożar zaraz się skończy.
Hugo pokręcił głową.
- Nie, nie poradzą sobie.
- Ależ tak, na pewno za chwilę ugaszą ogień. Chodźcie teraz ze mną do domu, zrobię wam
kakao.
Dagny podeszła do nich, popychając wózek. W jej oczach było widać, że ma wyrzuty
sumienia.
- Gospodyni z Biermannsgården powiedziała, że muszę zabrać ze sobą dzieci na wypadek,
gdyby ogień się rozprzestrzenił.
Elise nie odpowiedziała. Nie mogła upominać Dagny, skoro jej samej od kilku godzin nie
było w domu.
- Chodźmy już.
Dagny otworzyła szeroko usta.
- Do domu? Tam jest niebezpiecznie! Jeśli przyjdzie wiatr, płomienie przeniosą się na dom i
wszyscy spłoniemy.
- Wcale nie wieje i sama widzisz, że płomienie nie są już tak wysokie. Posterunek straży jest
murowany, a strażacy wylali wszędzie mnóstwo wody.
Dagny zamierzała dalej protestować, ale prędko pojęła, że na nic się to nie zda, i poszła
niechętnie za nimi. Elise odwróciła się do niej.
- Widziałaś gdzieś Pedera?
Pokiwała głową ze zgorzkniałym wyrazem twarzy.
- Widziałam, jak pędził ulicą, pewnie pomaga gasić pożar.
- Dzieci z pewnością nie mogą pomagać.
- Peder nie jest dzieckiem.
Elise nie odpowiedziała. Dagny miała rację, Peder nie był już dzieckiem, a ona wciąż o tym
zapominała.
- Musisz zrozumieć, dlaczego nie chcę, by dzieci tam stały, Dagny. Elvira była przerażona,
podobnie zresztą Hugo i Jensine. Teraz będzie im się w nocy śnił pożar, może będą się bać, że nasz
dom spłonie.
Hugo spojrzał na nią urażony.
- Wcale się nie bałem, bardzo mi się tam podobało. Szkoda, że dom obok się nie palił,
wtedy płomienie sięgnęłyby samego nieba!
- Jak możesz tak mówić! Nie wiesz, jakie to straszne stracić dom i na dodatek jeszcze
restaurację, z której oni żyją.
- Dagny mówi, że niedobrze jest pić. Uważa, że budynek powinien się spalić, żeby ludzie
nie mogli więcej pić gorzałki.
Elise nie odpowiedziała. Nic dziwnego, że Dagny tak mówiła, skoro całymi dniami była
otoczona przez pijanych ludzi.
Właśnie przygotowywała kakao, gdy do środka wpadł Peder, cały brudny i umazany
popiołem.
- Peder! Jak ty wyglądasz? Czy pani Braathen pozwoliła ci wyjść ze sklepu?
- Nie pytałem. Zawołałem tylko, że nasz dom się pali, a Ona pokiwała głową.
- Ale nie możesz stać za ladą taki brudny, a ja nie mam dla ciebie ubrania na zmianę. Jak
zdołałeś się tak ubrudzić? Strażacy pozwolili ci się zbliżyć do pożaru?
Pokiwał głową.
- Powiedziałem, że mam doświadczenie, i mnie przepuścili. Chyba byli zdenerwowani, bo
dwóch strażaków było chorych, więc zająłem ich miejsce.
- Doświadczenie? Jak to? Przecież nigdy nie brałeś udziału w gaszeniu pożaru.
- Powiedziałem tylko, że mam doświadczenie, a oni nie pytali o nic więcej. Nie zapominaj,
że pracowałem u Emanuela, w fabryce Larsena i u pani Braathen.
Elise westchnęła z rezygnacją.
- Pozwoliłeś im uwierzyć, że masz doświadczenie jako strażak, oszukałeś ich.
- No i co z tego? Teraz już się prawie nie pali, a gdyby mnie tam nie było, to może i całe
Sagene by spłonęło.
Hugo przyglądał się Pederowi z podziwem.
- A ja uważam, że jesteś bardzo dzielny, Peder, chociaż trochę się ubrudziłeś.
Nagle otworzyły się drzwi i pojawił się w nich Evert. Wpadł do środka, nie zdejmując nawet
czapki ani brudnych butów.
- Co się stało? Dlaczego na ulicy jest takie zamieszanie? Hugo pospieszył z odpowiedzią.
- Peder był strażakiem! Jeździł wozem strażackim i ugasił cały pożar!
Evert powiódł wzrokiem po wszystkich i w końcu przyjrzał się Pederowi, którego umazana
twarz i brudne od popiołu ubrania potwierdzały słowa Hugo.
- Jeździłeś wozem strażackim? Co się paliło? Tym razem Dagny była najszybsza.
- Spiżarnia przy starym posterunku strażaków. Peder posłał jej urażone spojrzenie.
- Nieprawda, uratowałem wszystkie budynki. Elise postawiła na stole gorący dzbanek.
- Usiądźcie już i napijcie się kakao. Peder, zdejmij najpierw brudne ubrania i umyj ręce oraz
twarz. Ubierz odświętne spodnie oraz jedną z koszul Johana, najwyżej podwiniesz rękawy. A póź-
niej biegnij z powrotem do pani Braathen. A ty Evert zdejmij w końcu buty i czapkę.
- To tak, jakbyśmy coś świętowali - stwierdziła z zadowoleniem Dagny.
Jensine uśmiechnęła się.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin