Abp Lefebvre o Soborze Watykańskim II.doc

(94 KB) Pobierz
Abp Lefebvre o Soborze Watykańskim II

Abp Lefebvre o Soborze Watykańskim II

W Imię Ojca i Syna, i Ducha świętego. Amen. Umiłowani bracia! Zanim skieruję do was pouczające słowa, chciałbym najpierw wyjaśnić niektóre nieporozumienia i powiedzieć coś na temat tego zebrania.

Z tej skromnej oprawy uroczystości możecie łatwo wywnioskować, że w żadnym wypadku nie przygotowywaliśmy uroczystości, który byłaby pomyślana dla tak wielkiej rzeszy ludzi, jaka się tu, w tej sali zgromadziła. Zamierzaliśmy świętować tę Mszę 29 sierpnia w sposób odpowiedni dla kilkuset osób z okolicy Lilie i tak jak ja to często i bez zbytniego rozgłosu czyniłem we Francji, w Europie, a nawet w Ameryce. I oto teraz ten dzień 29 sierpnia dzięki prasie, radiu i telewizji stał się nagle dniem swoistej manifestacji, która, by tak rzec, przypomina wyzwanie. Wy, drodzy wierni, moi umiłowani bracia, którzy przybyliście z daleka, jesteście tymi, którzy życzyli sobie tego wyzwania. A dlaczego? Aby wyznać swą wiarę katolicką, aby potwierdzić swoje pragnienie modlenia się w wierze swoich ojców i uświęcania się, tak jak to czyniły całe pokolenia przed wami. To jest prawdziwy powód owej uroczystości, podczas której pragniemy się modlić, modlić z całego serca, modlić do Naszego Pana Jezusa Chrystusa, który za kilka chwil zstąpi na ten ołtarz, który odnowi ofiarę krzyża, tak bardzo nam potrzebną.

Chciałbym wyjaśnić także inne nieporozumienie. Wybaczcie, ale muszę to powiedzieć: To nie ja nazwałem siebie przywódcą tradycjonalistów. Wiecie, kto to uczynił niedawno w Rzymie w uroczystych i pamiętnych okolicznościach. Powiedziano wówczas, że Jego Ekscelencja Lefebvre jest przywódcą tradycjonalistów. Nie chcę być przywódcą tradycjonalistów, i nim nie jestem. Dlaczego? Dlatego, że jestem tylko skromnym katolikiem, owszem kapłanem, owszem biskupem, ale w takiej samej sytuacji jak wy, tak samo reagujący na burzenie Kościoła, na burzenie naszej wiary, na ruiny, które piętrzą się przed naszymi oczami. A ponieważ odczuwam tak samo jak wy, pomyślałem sobie, że jest moim obowiązkiem kształcenie kapłanów, prawdziwych kapłanów, takich, jakich potrzebuje Kościół. Takich kapłanów zebrałem w zgromadzeniu pod nazwą Bractwa świętego Piusa X, które zostało uznane przez Kościół.

Nie robię nic innego ponad to, co robili wszyscy biskupi w ciągu wielu stuleci. Nie zrobiłem nic innego ponad to, co robiłem podczas trzydziestu lat mojej drogi kapłańskiej i co przyczyniło się do tego, że zostałem biskupem, delegatem apostolskim na Afrykę, co przyczyniło się do tego, że zostałem członkiem głównej komisji przygotowującej Sobór Watykański II, i wreszcie asystentem tronu papieskiego. Czego mógłbym sobie jeszcze życzyć jako dowodu na to, że Rzym był zdania, iż moja praca jest pożyteczna dla Kościoła i zbawienia dusz?

Choć robię to samo co przedtem podczas trzydziestu lat i stworzyłem dzieło, które jest całkowicie takie samo jak moje wcześniejsze dzieło, oto zostaję nagle a divinis zasuspendowany, a być może wkrótce ekskomunikowany, wykluczony z Kościoła, nazwany odszczepieńcem, i nie wiem co jeszcze. Czy to naprawdę możliwe, aby to wszystko, co uczyniłem w ciągu trzydziestu lat, również zasługiwało na suspensę a divinis? Uważam, że wprost przeciwnie, byłbym wówczas ekskomunikowany, gdybym kształcił swoich seminarzystów tak, jak ich się dziś kształci w nowych seminariach. Gdybym wówczas nauczał katechizmu, którego dziś uczy się w szkołach, nazwano by mnie heretykiem. I gdybym wówczas w taki sposób odprawiał Mszę świętą, jak się ją dziś odprawia, byłbym podejrzany o herezje i wykluczono by mnie z Kościoła. A więc nic z tego nie rozumiem. Faktem jest, że coś się w Kościele zmieniło. I właśnie chciałbym teraz przejść do omówienia tego problemu.

Pragnę tu jeszcze dodać kilka słów, które dotyczą obecnego tu Monsignore'a Ducaud-Bourgeta. Prosił mnie, a ja go doskonale rozumiem, o to, aby wam powiedzieć, iż jest to ze wszech miar niesłuszne, że został on a divinis zasuspendowany i że został wykluczony z zakonu Kawalerów Maltańskich. Istnieje tak wiele wymysłów, które są rozpowszechniane w gazetach i które całkowicie mijają się z prawdą. Tak jak twierdzono również, że udaję się na Konferencję Biskupów do Lourdes, choć nigdy nie miałem zamiaru tam jechać.

Ale wróćmy do przyczyn, które każą nam przyjmować naszą postawę. Ta postawa jest bardzo trudna, to muszę przyznać. Jest to bardzo poważna, bardzo bolesna sprawa dla biskupa, kiedy musi się przeciwstawiać najwyższym autorytetom Kościoła i zostaje a divinis zasuspendowany. Czy można znieść coś takiego, gdyby nie było po temu ważkich powodów? Powody naszej i waszej postawy są w istocie bardzo poważne. Chodzi o obronę naszej wiary. Ale czy autorytety w Rzymie chcą przeszkadzać naszej wierze? Nie chciałbym potępiać owych autorytetów. To znaczy, nie chciałbym ich potępiać personalnie. Chciałbym je potępić w pewnym sensie tak, jak dawniej święte Oficjum potępiało książkę i umieszczało ją na indeksie. Rzym przestudiował książkę. Nie było konieczne znać osoby, która ją napisała. Rzymowi wystarczyło przestudiowanie tego, co było zawarte w zapisanych w niej zdaniach. A jeśli te zdania okazywały się sprzeczne z nauką Kościoła, książka była potępiana i umieszczana na indeksie, nie było konieczności wypytywania autora w tej sprawie. Z pewnością na Soborze niektórzy biskupi podnosili protest wobec takiego postępowania i tłumaczyli, że niedopuszczalne jest, aby umieszczać książkę na indeksie, nie wysłuchawszy nawet tego, kto ją napisał. Ale wcale nie jest konieczne umieszczanie na indeksie albo przesłuchiwanie autora, który napisał taką książkę, kiedy ma się w ręku tekst zawierający rzeczy całkowicie sprzeczne z nauką Kościoła. Jest książka, która zostaje potępiona, ponieważ wypowiedzi w niej zawarte przeczą nauce katolickiej. W ten sposób musimy więc oceniać sprawy. Powinniśmy oceniać na podstawie faktów, tak jak powiada dobitnie Nasz Pan w Ewangelii, którą przed chwilą czytaliśmy. Właśnie odnośnie do owych wilków, które chodzą w owczych skórach, powiedział on, że poznamy drzewo po jego owocach. Teraz mamy te owoce przed sobą. Te owoce są widoczne, mamy je jasno przed oczami: te owoce Drugiego Soboru Watykańskiego i reform posoborowych są to gorzkie owoce, owoce, które burzą Kościół. I kiedy się do mnie mówi: "Ale niech Wasza Ekscelencja nie dotyka Soboru, niech Wasza Ekscelencja mówi raczej o reformach posoborowych", wówczas odpowiadam, tak jak ci, którzy te reformy wprowadzają w życie: "To nie ja wprowadzam te reformy. Ale ci, którzy te reformy realizują, powiadają: "Wprowadzamy te reformy w imieniu Soboru. Wprowadziliśmy reformę liturgii w imieniu Soboru". Tak mówią zatem autorytety Kościoła. Przez nich jest też Sobór prawnie interpretowany.

Co zatem stało się na owym Soborze? Możemy to z łatwością poznać, kiedy przeczytamy książki owych ludzi, którzy byli prawdziwymi inspiratorami zmiany w Kościele, jaka się dokonała na naszych oczach. Przeczytajcie na przykład L'Ecumenisme vu d'un Franc-Macon (Ekumenizm widziany oczami wolnomularza) Ives Marsaudona. Przeczytajcie książkę senatora okręgu Doubs Marcela Prelota Le liberalisme catholigue (Liberalny katolicyzm), napisaną w 1969 . On wam mówi, czym był Sobór, on, liberalny katolik. On wam to mówi na pierwszych stronach swojej książki: "Walczyliśmy przez półtora wieku o to, żeby nasze poglądy zwyciężyły w Kościele, i to nam się udało. Wreszcie odbył się Drugi Sobór Watykański, i zatriumfowaliśmy. Od tej pory tezy i zasady liberalnego katolicyzmu ostatecznie i oficjalnie zostały uznane przez Kościół święty". Czyż nie jest to pouczające świadectwo? Nie ja to mówię, tylko on, i mówi to triumfujący i uszczęśliwiony. My mówimy to przez łzy.

Czegóż bowiem chcieli liberalni katolicy podczas półtora stulecia? Chcieli oni poślubić Kościół z rewolucją, z subwersją. Chcieli poślubić Kościół z siłami, które burzą społeczność, każdą społeczność, społeczność rodzin, społeczność obywatelską, społeczność religijną. Te zaślubiny Kościoła zostały podyktowane przez Sobór. Weźcie na przykład wykład wprowadzający do Gaudium et spes. Przeczytacie tam, że trzeba pogodzić zasady Kościoła z poglądami nowoczesnego człowieka. Co to znaczy? To znaczy, że trzeba Kościół, katolicki Kościół, Kościół Naszego Pana Jezusa Chrystusa, pogodzić z zasadami, które są dla Kościoła szkodliwe, które go podminowują, które zawsze były przeciwko Kościołowi. I właśnie do takich zaślubin dążyli podczas Soboru mężowie Kościoła, ale niekoniecznie sam Kościół, albowiem Kościół nigdy nie mógłby pozwolić na coś takiego. W ciągu półtora wieku najwyżsi pasterze potępiali ten liberalny katolicyzm, odrzucali owe zaślubiny z ideami rewolucyjnymi tych, którzy czcili boginię rozumu. Papieże nigdy nie mogliby pozytywnie odnosić się do takich spraw. W imię owej rewolucji kapłani byli prowadzeni na szafot, prześladowano zakonnice, a także mordowano. Przypomnijcie sobie setki skazańców z Nantes, statki na które upychano wszystkich wiernych kapłanów, a następnie wysadzano ich na otwartym morzu. Tego wszystkiego dokonywała rewolucja. Ale powiadam wam, umiłowani bracia, że to, co zrobiła rewolucja, jest niczym wobec tego, co zgotował Drugi Sobór Watykański. Niczym! Byłoby lepiej, gdyby trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt tysięcy kapłanów, którzy zrzucili swe sutanny i złamali złożoną Bogu przysięgę, poniosło śmierć męczeńską lub zostało zaprowadzonych na szafot. W ten sposób uratowaliby przynajmniej swoje dusze. Teraz grozi im niebezpieczeństwo, że je stracą. Mówi się nam, że wielu spośród tych biednych, żonatych kapłanów już znów się rozwiodło. Wielu stara się w Rzymie o unieważnienie swojego małżeństwa. Pomyślcie tylko, co to znaczy! Ile zakonnic, dwadzieścia tysięcy w Stanach Zjednoczonych, wyrzekło się swojej wiary, wystąpiło z zakonu i złamało śluby wieczyste, które kiedyś składało, zerwało więzy z Naszym Panem Jezusem Chrystusem, aby w ten sposób przyznać się do zaślubin z tym światem. Również dla nich byłoby lepiej pójść na szafot. Przynajmniej dowiodłyby swojej wiary. W ten sposób Wielka Rewolucja Francuska, która uczyniła tak wielu męczenników Kościoła, urzeczywistniła to, co głosiło powiedzenie pierwszych wieków: Sanguis martyrum semen Christianorum - "krew męczeńska jest posiewem chrześcijan". Wiedzą to bardzo dobrze ci, którzy dziś prześladują chrześcijan i boją się uczynić z nich męczenników, ponieważ wiedzą, że krew męczeńska jest posiewem chrześcijan. Nie chcą zatem więcej męczenników. Na tym polega największe zwycięstwo szatana, że niszczy on Kościół przez posłuszeństwo. Niszczenie Kościoła przez posłuszeństwo! Widzimy go, jak niszczeje każdego dnia na naszych oczach. Seminaria świecą pustkami. To piękne seminarium w Lilie, które było pełne seminarzystów - gdzie są owi seminarzyści? Kim oni właściwie jeszcze są? Czy wiedzą, że zostaną kapłanami? Ale właśnie dlatego, że owo zjednoczenie Kościoła z rewolucją i subwersją zgodnie z wolą liberalnych katolików jest związkiem cudzołożnym, ze związku tego mogą się narodzić jedynie bękarty. A kim są owe bękarty? Są to nasze ryty. Ryt Mszy świętej jest rytem nieprawidłowym. Sakramenty są sakramentami nieprawidłowymi. Nie wiemy już, czy ta nowa Msza święta przynosi nam Krew Naszego Pana Jezusa Chrystusa, czy też nie. Kapłani, którzy wychodzą z tych seminariów, nie wiedzą już, kim jest kapłan. Kardynał Cincinnati powiedział w Rzymie, dlaczego nie ma już powołań: dlatego że w Kościele już nie wiedzą, kim jest kapłan. Jak zatem może on jeszcze kształcić kapłanów, skoro nie wie, kim jest kapłan? Oni nie wiedzą kim są. Nie wiedzą, że są tu po to, aby podchodzić do ołtarza, aby sprawować ofiarę Naszego Pana Jezusa Chrystusa, aby ofiarować duszom Naszego Pana Jezusa Chrystusa i aby przywoływać dusze do Naszego Pana Jezusa Chrystusa. To jest kapłan! I nasi młodzi ludzie, którzy są tu obecni, rozumieją to bardzo dobrze. Całe ich życie jest poświęcone tylko temu: kochać, modlić się, służyć Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi w Najświętszej Eucharystii, ponieważ wierzą oni w obecność Naszego Pana Jezusa Chrystusa w Najświętszej Eucharystii.

A ten cudzołożny związek Kościoła z rewolucją przybiera kształt dialogu. Jeśli Kościół musi prowadzić dialog, to tylko po to, aby nawracać. Nasz Pan powiedział: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody i nawracajcie je". Ale On nie powiedział: "Dyskutujcie z nimi nie po to, aby ich nawrócić, tylko po to, aby spróbować stanąć z nimi na tej samej płaszczyźnie". Nie da się połączyć ze sobą błędu i prawdy. Trzeba dokładać starań, aby ćwiczyć miłość bliźniego, o której właśnie była mowa w Ewangelii. Ten ma miłość bliźniego, kto służy innym. Ci zatem, którzy mają miłość bliźniego, muszą innym przynosić Naszego Pana Jezusa Chrystusa, muszą innym dawać bogactwo, które posiadają, ale nie pertraktować z nimi, nie dyskutować z nimi na tej samej płaszczyźnie. Prawda i błąd nie leżą bowiem na tej samej płaszczyźnie. To znaczyłoby postawić Boga i szatana na jednym poziomie, a szatan jest ojcem kłamstwa, ojcem błędu.

Dlatego musimy być misjonarzami, musimy głosić Ewangelię, nawracać dusze do Jezusa Chrystusa, ale nie dyskutować z nimi i nie próbować przyjmować przy tym ich zasad. Tę nieprawidłową Mszę, te nieprawidłowe ryty przyniosła nam chęć dialogu z protestantami. Protestanci oświadczyli nam: "Niee chcemy waszej Mszy, ponieważ zawiera ona rzeczy, które nie zgadzają się z naszą protestancką wiarą. A więc zmieńcie tę Mszę, a wówczas będziemy mogli z wami modlić, będziemy mogli odbywać z wami interkomunię. Będziemy mogli przyjmować wasze sakramenty, wy będziecie mogli chodzić do naszych kościołów, a my będziemy chodzić do waszych, i wszystko się skończy, i będziemy mieli jedność". Owszem, mielibyśmy jedność, ale opartą na fałszu. Czegoś takiego nie chcemy. Kościół nigdy nie pragnął czegoś takiego. My kochamy protestantów, chcemy ich nawracać. Ale sprawiać, aby wierzyli, że ich religia jest taka sama jak katolicka, to wcale nie znaczy ich kochać.

Podobnie jest z wolnomularzami. Obecnie dąży się do dialogu z wolnomularzami, i nie tylko do dialogu z nimi, chce się także katolikom zezwolić na to, aby mogli należeć do wolnomularstwa. Czy to nie jest ze wszech miar odrażający dialog? Wiemy bardzo dobrze, że osoby, które kierują wolnomularstwem, przynajmniej ci odpowiedzialni, są najzacieklejszymi wrogami Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Te czarne msze, które odprawiają, te okropne, bluźniące Bogu msze, są naigrawaniem się z Mszy świętej Naszego Pana. I oni chcą konsekrowanych hostii, aby odprawiać swoje czarne msze. Oni wiedzą, że Nasz Pan Jezus Chrystus jest obecny w Najświętszej Eucharystii, ponieważ szatan wie, że Nasz Pan Jezus Chrystus jest obecny w Najświętszej Eucharystii! Oni nie chcą hostii, które pochodzą z mszy, o których nie wiedzą, czy obecne jest Ciało Naszego Pana, czy też nie. Dialog z takimi ludźmi, którzy pragną śmierci Naszego Pana po raz drugi w osobie Jego członków, w osobie Kościoła - na taki dialog nie możemy pozwolić. Wiemy, do czego doprowadził pierwszy dialog Ewy z szatanem. Ona nas wszystkich pogrążyła w nieszczęściu, ona popchnęła nas wszystkich w stan grzechu, ponieważ rozmawiała z szatanem. Nie można sobie pozwolić na rozmowę z szatanem, raczej należy głosić nauki tym wszystkim, którzy pozostają pod wpływem szatana, po to, aby się nawrócili, aby przyszli do Naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Ale dlaczego jesteśmy, mówiąc ściśle, tak mocno i tak stanowczo zdecydowani nie zgadzać się na ten cudzołożny związek Kościoła z rewolucją? Dlatego, że uznajemy boskość Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dlaczego Piotr został Piotrem? Przypomnijcie sobie Ewangelię. Piotr został Piotrem, ponieważ uznał boskość Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Również wszyscy inni Apostołowie uznali ją publicznie po wydarzeniu Zielonych Swiątek, i natychmiast zaczęto ich prześladować. Najwyżsi kapłani mówili do nich: "Nie wspominajcie więcej tego imienia. Nie chcemy więcej słyszeć tego imienia (Naszego Pana Jezusa Chrystusa)". A Apostołowie mówili: Non possumus. To dla nas niemożliwe, abyśmy nie mówili o Naszym Panu Jezusie Chrystusie, o naszym Królu. Powiecie mi: "No tak, a czy to możliwe, żeby arcybiskup oskarżał Rzym, jak się wydaje, o to, że nie wierzy w boskość Naszego Pana Jezusa Chrystusa?" Liberalizm ma zawsze dwa oblicza. Potwierdza on prawdę i utrzymuje, że jest ona jego hipotezą, zgodnie jednak ze swoją tezą, a następnie w rzeczywistości, w praktyce, jak powiada, działa on jak wrogowie, wedle zasad wrogów Kościoła i w taki sposób, że wszystko pozostaje zawsze w bezładzie.

Co oznacza boskość Naszego Pana Jezusa Chrystusa? Oznacza ona, że Nasz Pan jest jedyną osobą na świecie, jedyną ludzką istotą na świecie, która mogła powiedzieć: "Jestem Bogiem". I właśnie przez ten fakt, że mógł On powiedzieć, Ja jestem Bogiem, był On ze swej natury jedynym Zbawicielem ludzkości, był jedynym Kapłanem ludzkości, jedynym Królem ludzkości. Ze Swej natury, nie na podstawie przywileju albo tytułu, z właściwej Sobie natury, ponieważ był Synem Boga. A co mówi się dziś? "Zbawienie przychodzi nie tylko przez Jezusa Chrystusa. Zbawienie jest także poza Naszym Panem Jezusem Chrystusem. Nie istnieje wyłącznie kapłaństwo Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wszyscy wierni są kapłanami, każdy jest kapłanem". Mimo iż musi się przecież uczestniczyć sakramentalnie w kapłaństwie Naszego Pana Jezusa Chrystusa, aby móc składać ofiarę Mszy świętej. Jest to drugi błąd.

I wreszcie nie pragnie się już Królestwa Naszego Pana Jezusa Chrystusa, tłumacząc się, że jest to niemożliwe. Usłyszałem to od nuncjusza w Bernie, usłyszałem to od wysłannika Watykanu, ojca Edouarda Dhanisa, od byłego rektora Uniwersytetu Gregoriańskiego i eksperta w sprawach soborowych, który przybył do mnie, aby w imieniu Ojca świętego nakazać mi, bym nie udzielał święceń kapłańskich 29 czerwca. Było to 27 czerwca we Flavigny, kiedy prowadziłem rekolekcje dla seminarzystów. Kiedy mnie zapytał: dlaczego ksiądz arcybiskup jest przeciwko Soborowi?", powiedziałem: "Czy to możliwe, żeby akceptować Sobór, skoro w imieniu tegoż Soboru mówi mi się, że trzeba zniszczyć wszystkie państwa katolickie, że państwa katolickie, a więc państwa, w których panuje Nasz Pan Jezus Chrystus, nie są już potrzebne? To niemożliwe!" Ale to jest jedna sprawa, to, że coś takiego nie powinno być więcej możliwe, ale jest też i inna, mianowicie taka, że podniesiono to do rangi zasady i dlatego też nie szuka się już tego królestwa Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Co mówimy każdego dnia w Ojcze Nasz: "Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi". Co to jest to królestwo? Dopiero co śpiewaliśmy w Gloria: Tu solus Dominus, Tu solus Altissimus, Jesu Christe. "Tylko Tyś jest Panem, tylko Tyś Najwyższy, Jezu Chryste". Czy powinniśmy to śpiewać, a jak tylko wyjdziemy w kościoła mówić: "Nie, wcale nie jest konieczne, aby Nasz Pan Jezus Chrystus panował nad nami"? Czy powinniśmy żyć nielogicznie? Jesteśmy katolikami czy też nie? Jesteśmy chrześcijanami czy też nie? I tylko wówczas na tej ziemi będzie pokój, kiedy będzie panował Nasz Pan Jezus Chrystus. Ale państwa żyją w konflikcie. Oglądacie to codziennie w gazetach, na każdej stronie, w telewizji, mówi się o tym w radiu. A teraz, wraz ze zmianą premiera, mówi się: "Co mamy robić, żeby poprawiła się znów sytuacja gospodarcza? Co mamy robić, żeby pieniądze znów popłynęły obficie? Co mamy robić, żeby przemysł znów rozkwitł?" itd. Wszystkie gazety na całym świecie pełne są tego. Ale nawet w odniesieniu do gospodarki konieczne jest, żrby panował Nasz Pan Jezus Chrystus. Panowanie bowiem Naszego Pana Jezusa Chrystusa oznacza właśnie panowanie tych zasad miłości, które przedstawiają dziesięć przykazań Boga. Wnoszą one również do społeczeństwa równowagę i pozwalają zapanować porządkowi, sprawiedliwości i pokojowi. Tylko w porządku, sprawiedliwości i pokoju społecznym może panować gospodarność, gospodarka może znów rozkwitać.

Widać to bardzo dobrze. Weźcie na przykład Republikę Argentyny. W jakim stanie była ona jeszcze przed dwoma, trzema miesiącami: całkowita anarchia, bandyci mordowali na lewo i prawo, przemysł był całkowicie zrujnowany, właściciele fabryk byli pozamykani i wzięci jako zakładnicy, nieprawdopodobna rewolucja, i to wszystko w takim pięknym, w takim rozważnym, w takim sympatycznym kraju, jakim była Republika Argentyny. Republika, która mogła przeżywać niezwykłą pomyślność, z niesłychanymi bogactwami. I oto przychodzi rząd porządku, który ma zasady, który ma autorytet, który wprowadza trochę porządku do gospodarki i nie pozwala bandytom zabijać innych ludzi, i patrzcie, gospodarka się dźwiga, robotnicy znajdują pracę, mogą iść do domu ze świadomością, ze nie zostaną pobici przez nikogo, kto chciałby ich zmusić do strajkowania wbrew ich woli.

Chcemy panowania Naszego Pana Jezusa Chrystusa i wyznajemy naszą wiarę, kiedy mówimy, że Nasz Pan Jezus Chrystus jest Bogiem. Dlatego chcemy także Mszy świętej świętego Piusa V! Ponieważ ta Msza święta jest zapowiedzią Królestwa Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Nowa Msza jest rodzajem Mszy mieszanej, która nie jest już hierarchiczna, która jest demokratyczna, podczas której zgromadzony lud odgrywa większą rolę niż kapłan, i która wskutek tego nie jest już prawdziwą Mszą, zwiastującą Królestwo Naszego Pana Jezusa Chrystusa. W jaki sposób Nasz Pan Jezus Chrystus stał się królem? Stworzył On swoje królestwo przez Krzyż. Regnavit a ligno Deus. Jezus Chrystus ugruntował swoje panowanie przez drzewo Krzyża, ponieważ przez Swój Krzyż zwyciężył grzech, zwyciężył szatana, zwyciężył śmierć. Są to trzy wspaniałe zwycięstwa Naszego Pana Jezusa Chrystusa! Ale wówczas ktoś mi powie: "To jest triumfalizm". Owszem, naturalnie, my chcemy triumfalizmu Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Właśnie dlatego nasi przodkowie zbudowali te wspaniałe katedry. Dlaczego ci ludzie, którzy byli znacznie biedniejsi niż my, wydawali tyle pieniędzy? Dlaczego zużywali tak wiele czasu, aby budować te wspaniałe katedry, które jeszcze dziś podziwiamy, nawet ci, którzy nie wierzą? Dlaczego? Z powodu ołtarza, z powodu Naszego Pana Jezusa Chrystusa, po to, aby wyrazić triumf Krzyża Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Również my chcemy wyrażać triumf Naszego Pana Jezusa Chrystusa w naszej Mszy świętej. I dlatego klękamy, chcemy klęczeć przed Najświętszą Eucharystią. Gdybyśmy mieli na to czas, gdybyśmy mogli was tu dłużej zatrzymać, przeszlibyśmy z Przenajświętszym Sakramentem przez wasze szeregi, abyście mogli udowodnić Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi, Jego Najświętszej Eucharystii, że się do Niego modlicie słowami: "Panie, jesteś naszym Bogiem. O Jezu, modlimy się do Ciebie. Wiemy, że z Ciebie zostaliśmy zrodzeni, że przez Ciebie staliśmy się chrześcijanami, że przez Ciebie zostaliśmy odkupieni, że Ty nas osądzisz w godzinie naszej śmierci. Ty obdarzysz nas chwałą niebios, jeśli na nią zasłużymy". Albowiem Nasz Pan Jezus Chrystus jest obecny w Najświętszej Eucharystii, tak jak był obecny na krzyżu. To zatem powinniśmy czynić, tego powinniśmy pragnąć.

Nie jesteśmy przeciwko nikomu. Nie jesteśmy komandosami. Nie chcemy nikomu robić krzywdy. Chcemy tylko, aby pozwolono nam wyznawać naszą wiarę w Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Ale właśnie to wypędza nas z naszego Kościoła. Wypędza się tych biednych kapłanów odprawiających tradycyjną Mszę świętą, przez którą zostali uświęceni wszyscy nasi święci, święta Joanna d'Arc, święty Proboszcz z Ars, święta Teresa od Dzieciątka Jezus. Widzicie też, jak kapłani brutalnie i okrutnie zostają wypędzani ze swoich parafii, dlatego że odprawiają tę Mszę świętą, która przez stulecia uświęcała świętych! To absurd. Chciałbym niemal powiedzieć, że jest to historia wymyślona przez szaleńca. Zadajemy sobie pytanie, czy nam się to wszystko śni. To przecież niemożliwe, że ta Msza święta stała się dla naszych biskupów czymś strasznym, dla tych, którzy powinni przecież strzec naszej wiary. Ale my będziemy strzegli Mszy świętej świętego Piusa V. A dlaczego? Dlatego że Msza świętego Piusa V jest Mszą świętą od dwudziestu stuleci, jest Mszą po wszystkie czasy. Jest ona nie tylko Mszą świętą świętego Piusa V., ona uosabia naszą wiarę, potrzebujemy tej ostoi dla naszej wiary,

Mówi się nam, że robimy z tego problem łaciny i sutanny. Oczywiście łatwo jest w ten sposób zdyskredytować tych, z którymi się nie zgadza. Z pewnością łacina ma swoje znaczenie. Kiedy przebywałem w Afryce, było to dla mnie czymś wspaniałym widzieć tyle ludów afrykańskich mówiących różnymi językami. Mieliśmy niekiedy w naszych Kościołach na jednej Mszy pięć, sześć różnych plemion, które nie mogły się ze sobą porozumieć, i wszyscy śpiewali te same pieśni po łacinie ze szczególnym nabożeństwem. Pójdźcie tam teraz i popatrzcie: ci ludzie spierają się w kościołach, ponieważ Msza jest odprawiana w języku, który nie jest ich językiem, i żądają, aby odprawiano Mszę świętą w ich języku. Panuje całkowite zamieszanie, podczas gdy dawniej panowała całkowita zgoda. To tylko jeden przykład. Z pewnością słyszeliście, jak czytaliśmy Lekcję i Ewangelię po francusku. Nie widzimy w tym absolutnie nic złego, i nawet gdyby wprowadzono kilka wspólnych modlitw po francusku, me mielibyśmy nic przeciwko temu. Ale uważamy, że główna część Mszy świętej, istota Mszy świętej, która obejmuje część od Offertorium do Komunii Kapłańskiej, powinna pozostać w jednym języku, aby ludzie wszystkich narodów mogli wspólnie uczestniczyć we Mszy świętej i aby mogli się czuć połączeni w tej jedności wiary, w tej jedności modlitwy. Poza tym żądamy z całą powagą i kierujemy z tego miejsca nasz apel do biskupów i apelujemy również do Rzymu: Uwzględnijcie nasze gorące życzenie, abyśmy się mogli modlić tak juk nasi przodkowie, życzenie, abyśmy mogli strzec wiary katolickiej, życzenie, abyśmy mogli się modlić do Naszego Pana Jezusa Chrystusa i budować Jego Królestw

Napisałem to także w moim ostatnim liście do Ojca świętego i rzeczywiście sądziłem, że będzie to ostatni list, albowiem nie myślałem, że Ojciec święty wystosuje do mnie jeszcze dalsze listy. Napisałem mu: Ojcze święty, przywróć nam publiczne prawo Kościoła, to znaczy Królestwo Naszego Pana Jezusa Chrystusa Przywróć nam prawdziwą Biblię, Wulgatę, która tyle razy była potwierdzana przez sobory i papieży. Przywróć nam prawdziwą Mszę świętą, hierarchiczną Mszę świętą, dogmatyczną Mszę świętą, która strzeże naszej wiary i która była Mszą świętą przez tyle stuleci i uświęciła tak wielu katolików. Przywróć nam nasz katechizm na wzór katechizmu Soboru Trydenckiego, cóż bowiem wyrośnie jutro z naszych dzieci, co wyrośnie z przyszłych pokoleń bez dokładnie określonego katechizmu? Nie będą oni znali wiary katolickiej, jak to możemy stwierdzić już dzisiaj.

Niestety nie otrzymałem innej odpowiedzi prócz suspensy a divinis. I dlatego nie uważam tej kary za obowiązującą, ani z punktu widzenia prawa kościelnego, ani teologicznego. Uważam w swej uczciwości, w spokoju i w pokoju, że nie wolno mi się przyczyniać do burzenia Kościoła przez uznanie suspensy, przez uznanie nałożonych na mnie kar, przez uznanie zamknięcia mojego seminarium, przez uznanie zakazu udzielania święceń kapłańskich. Nie chcę, abym w godzinie śmierci, kiedy Nasz Pan mnie zapyta: "Coś zrobił z tą łaską biskupią i kapłańską?", usłyszał z ust Pana: "Przyczyniłeś się do burzenia wraz z innymi Kościoła!". (Oklaski)

Umiłowani bracia! Kończąc, zapytuję was: "Co robić?" Wiem, że wiele grup nas prosi: "Ekscelencjo, dajcie nam prawdziwych kapłanów, potrzebujemy prawdziwych kapłanów! Mamy miejsce, aby ich zakwaterować, zbudujemy niewielką kaplicę, będzie się u nas czuł jak w domu, będzie uczył nasze dzieci prawdziwego katechizmu, zgodnie z prawdziwą wiarą. Pragniemy zachowywać prawdziwą wiarę, tak jak to czynili Japończycy przez trzysta lat, kiedy nie mieli kapłanów. Dajcie nam kapłanów!" Tak, umiłowani bracia, uczynię wszystko, co możliwe, aby wykształcić dla was kapłanów, i muszę przyznać, iż jest dla mnie wielką pociechą to, że dostrzegam w tych seminarzystach głęboką wiarę i przyszłych prawdziwych kapłanów. Oni zrozumieli, kim jest Nasz Pan Jezus Chrystus. Oni zrozumieli, czym jest ofiara Mszy świętej i sakramenty. Mają oni w swych sercach głęboko zakorzenioną wiarę. Są oni, jeśli mogę tak powiedzieć, lepsi, niż my byliśmy przed pięćdziesięcioma laty w naszych seminariach, właśnie dlatego, że żyją w trudnej sytuacji. Poza tym wielu z nich ma za sobą studia uniwersyteckie. Wytyka się nam, że ci młodzi ludzie nie są przystosowani do obecnych czasów i nie są zdolni przemawiać do nowoczesnego pokolenia. Ale to są młodzi ludzie, którzy trzy, cztery, pięć lat spędzili na uniwersytecie; czyż mogą oni nie znać swojego pokolenia? Dlaczego przyszli do Econe, aby zostać kapłanami? Właśnie dlatego, że pragną się zwrócić do swojego pokolenia. Znają je dobrze, lepiej niż my, znacznie lepiej niż ci, którzy nas krytykują. Będą zatem w stanie mówić językiem, który jest konieczny, aby nawracać dusze. I dlatego jestem bardzo szczęśliwy, że mogę wam zakomunikować, iż również w tym roku będziemy mieli w seminarium 25 nowych seminarzystów, mimo wszelkich trudności. 10 nowych seminarzystów będziemy mieli w naszym seminarium w Armadzie w Stanach Zjednoczonych i 4 w seminarium niemieckojęzycznym w niemieckiej Szwajcarii. Widzicie więc, że młodzi ludzie mimo trudności, które się nam stwarza, rozumieją bardzo dobrze, że kształcimy prawdziwych katolickich kapłanów. I dlatego nie jesteśmy schizmatykami, a tylko troszczymy się o zachowanie Kościoła katolickiego. To ci, którzy wprowadzają nowości, są bliscy schizmy. My kontynuujemy Tradycję, dlatego musimy mieć ufność; nie wolno nam wątpić, także w obecnej sytuacji. Musimy się mocno trzymać razem, trwać w naszej wierze, trwać w naszych sakramentach, wspierani dwudziestowiekową Tradycją Kościoła, wiarą Kościoła. Nie mamy się czego obawiać. Dziennikarze pytali mnie niejednokrotnie: "Ekscelencjo, czy nie czuje się Ekscelencja izolowany?" "Nie, nawet w najmniejszym stopniu, nawet w najmniejszym stopniu! Nie czuję się izolowany, jestem związany z dwudziestoma wiekami Kościoła, ze wszystkimi świętymi w niebie i w raju". (Oklaski) Dlaczego? Dlatego że oni modlili się tak jak my, dlatego że uświęcali się tak jak my, próbujemy to czynić tymi samymi środkami. Jestem więc przekonany, że cieszycie się z tego dzisiejszego spotkania. Powiedźcie sobie: "Przynajmniej tu są katolicy, którzy się modlą, którzy się naprawdę modlą, którzy w swoich sercach mają rzeczywiste pragnienie modlitwy, to pragnienie wielbienia Naszego Pana Jezusa Chrystusa". święci niebios cieszą się. A więc nie ustępujmy, tylko módlmy się, módlmy się i uświęcajmy.

A teraz chciałbym wam jeszcze udzielić rady. Nie można mówić, że między nami katolikami istnieją rozłamy. Ja osobiście nie lubię szczególnie określenia "tradycjonalistyczni katolicy", ponieważ nie rozumiem, jak może być katolikiem ktoś, kto nie jest tradycjonalistą, skoro Kościół jest Tradycją. I kimże staliby się w ogóle ludzie, którzy nie byliby w Tradycji? Nie mogliby w ogóle żyć. Otrzymaliśmy życie od naszych rodziców, otrzymaliśmy wychowanie od tych, którzy byli przed nami, jesteśmy Tradycją. Najlepszy Bóg tak chciał. Najlepszy Bóg chciał, abyśmy Tradycję pokoleń przekazywali z pokolenia na pokolenie, zarówno w sprawach ludzkich, jak i Boskich. W rezultacie nie być tradycyjnym, nie być tradycjonalistycznym oznacza niszczyć samego siebie, oznacza samobójstwo. Dlatego jesteśmy katolikami i nadal pozostaniemy katolikami. Chciałem wam więc powiedzieć, że między nami nie powinno być żadnych rozłamów. Właśnie dlatego, że jesteśmy katolikami, jesteśmy w jedności Kościoła, który trwa w wierze. Mówi się nam: "Powinniście być z papieżem, papież jest znakiem wiary w Kościele". Oczywiście że jesteśmy, o ile papież jest w swym charakterze następcą świętego Piotra, o ile stanowi echo niezłomnej wiary, o ile dalej przekazuje skarb, który ma do przekazania. Albowiem, jeszcze raz, kimże jest papież, jeśli nie tym, który daje nam skarby Tradycji, zarówno skarb powierzonej mu wiary jak i skarb życia nadprzyrodzonego przez sakramenty i przez ofiarę Mszy świętej? Biskup nie jest nikim innym, również kapłan nie jest nikim innym jak tylko tym, który dalej przekazuje prawdę, który dalej przekazuje życie, życie nie należące do niego. Właśnie słyszeliśmy w Lekcji: "Prawda nie należy do nas". Należy ona do papieża nie bardziej niż do mnie. On jest sługą prawdy, tak jak ja muszę być sługą prawdy. Jeśli zdarzy się, że papież przestanie być sługą prawdy, przestaje być nieomylnym papieżem. Nie mówię, że on "nie jest już papieżem", zwróćcie na to uwagę, nie przypisujcie mi słów, których nie powiedziałem. Ale gdyby tak się zdarzyło, wówczas nie moglibyśmy podążać za tym, kto nas wprowadza w błąd. To jest jasne jak na dłoni. Powiada się nam: "Osądzacie papieża!" Ale gdzie jest probierz prawdy? Jego Ekscelencja Benelli powiedział mi prosto w twarz: "To nie wy stanowicie prawdę". Oczywiście to nie ja jestem tym, który stanowi prawdę, ale nie jest to również papież. To Nasz Pan Jezus Chrystus jest Prawdą, i dlatego musimy się trzymać tego wszystkiego, czego nauczył nas Nasz Pan Jezus Chrystus, tego, czego nauczyli nas Ojcowie Kościoła i cały Kościół, aby wiedzieć, gdzie jest prawda. Nie ja osądzam Ojca świętego, to Tradycja go osądza. Pięcioletnie dziecko może na podstawie swojego katechizmu bardzo dobrze odpowiedzieć swojemu biskupowi, gdyby biskup rzekł do niego: "Nasz Pan nie jest obecny w Najświętszej Eucharystii, to ja jestem świadkiem Prawdy, i powiadam ci, że Nasz Pan nie jest obecny w Najświętszym Sakramencie!" Wówczas dziecko, które ma swój katechizm, pomimo pięciu lat odpowiedziałoby: "Ale mój katechizm mówi coś przeciwnego!" Kto ma rację, biskup czy katechizm? Oczywiście że katechizm, ponieważ on uczy wiary, takiej, jaka zawsze istniała. Jako rozważanie jest to proste, dziecięco łatwe. Ale zaszliśmy już tak daleko, że mówi się nam dzisiaj, iż dozwolona jest interkomunia z protestantami, że między nami a protestantami nie ma już różnicy. Ale to nie jest prawda. Istnieje niezmierzalna różnica. Dlatego jesteśmy naprawdę wzburzeni, kiedy myślimy o tym, że pozwala się udzielać błogosławieństwa arcybiskupowi Canterbury, który nie jest kapłanem i jest heretykiem tak jak wszyscy anglikanie. Anglikańskie święcenia kapłańskie są nieważne, papież Leon XIII oświadczył to oficjalnie i ostatecznie. Żałuję bardzo, że nie lubi się tego wyrażenia, ale to jest prawda. Używanie tego wyrażenia nie oznacza, że chce się kogoś obrazić, a ja sam pragnę tylko jego nawrócenia. Jeśli się jednak pomyśli, że jest on heretykiem, ale poproszono go, aby wraz z Ojcem świętym pobłogosławił kardynałów i biskupów, licznie zgromadzonych w Bazylice świętego Pawła, jest to rzecz wprost nie do pojęcia! Nie do pojęcia!

Na zakończenie pragnę wam podziękować za to, że tak licznie przybyliście. Dziękuję wam również za to, że pragniecie to święto kontynuować do głębi pobożnie, do głębi po katolicku. Prośmy wspólnie najlepszego Boga, aby nam pomógł rozwiązać nasze trudności. Jakie by to było proste, gdyby każdy biskup dał nam do dyspozycji jeden kościół w swojej diecezji, mówiąc: "To jest wasz kościół!" Jeśli się pomyśli, że biskup Lilie dał kościół mahometanom, nie rozumiem, dlaczego nie mógłby on dać kościoła katolikom Tradycji. (Oklaski) Problem byłby wówczas rozwiązany. I o to będę prosił Ojca świętego, jeśli zechce mnie przyjąć: "Ojcze święty, pozwól nam przeprowadzić eksperyment Tradycji. Pośród Wszystkich eksperymentów, które się obecnie przeprowadza, powinien być przecież także co najmniej jeden, który zawiera to, co czyniono przez dwadzieścia stuleci!" (Oklaski).

W Imię Ojca i Syna, i Ducha świętego. Amen.

Abp Marcel Lefebvre

Kazanie J. E. arcybiskupa Marcela Lefebvre'a wygłoszone dnia 29 sierpnia 1976 r. w Lilie podczas uroczystej Mszy świętej w hali pałacu Międzynarodowych Targów do 11 000 wiernych.

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin