Ewa wzywa 07 - 071 - Milicz Jerzy Romuald - Cena utraconego czasu.txt

(159 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... Ewa wzywa 07... 

Jerzy Romuald Milicz 
CENA UTRACONEGO CZASU 

71 

CZĘĆPIERWSZA 
SAMOTNA DZIEWCZYNA 

Ocalałych domw było tutaj niewiele, resztę stanowiły rumowiska, miejscami porosłe krzewami i 
mchem. W ruinach gniedziły sięwrony, żerowały rozpasane szczury, czasem przemykałzdziczały kot. 
Koczowali tu chętnie włczędzy i blada zabłškanym, ktrzy trafili w te strony. 

..Martwy rejon" ? tak nazywali milicjanci ten obszar, rozcišgajšcy sięwzdłuż wilanego brzegu, po-
między ulicami rdłowa, i Radnš. I tam włanie ? w ?martwym rejonie", miałpełnić służbęsierżant Ar-
kadiusz Bednarz. 

Sierżant wyszedłz komisariatu wkrtce po dziesištej. Kwietniowa noc była chłodna i mglista. ciskajšc 
pepeszę schodziłBednarskš w dł, w stronę Wybrzeża Kociuszkowskiego. V wylotu ulicy kręciła się jaka
kobieta, ale rychło stracił jš z oczu. Poza tym było pusto. Dotarłwreszcie do Wisły. Koryto rzeki we mgle 
ledwie sięrysowało. Gdzie w głębi szumiała wezbrana woda. Bednarz wsłuchiwałsięw jej miarowy rytm. 

Nagle odżyły wspomnienia. Przed trzema laty, w połowic stycznia 1943 roku. brałudziałw forsowaniu 
tej rzeki. 

Jeszcze chwilę trwałw zadumie, pniej powolnym krokiem ruszyłznowu przed siebie. Nic opodal 
limaka przy ulicy Karowej spostrzegłidšcš z przeciwka kobietę. Kiedy podeszła bliżej, owietlił jš. 

Ale dziewczyna! ? przemknęło mu przez głowę. 

Przystanęła, zagadnęła o ulicę Radnš. Skwapliwie wskazałjej drogę. 

? Czy mogę pana jeszcze o co prosić? ? zapytała z pewnš dozš kokieterii. 

? Jestem do usług! ? odparłszarmancko. 

?Tak tutaj ciemno i pusto... Zareagowałumiechem. 

? Dobrze panu sięmiać, skoro jest pan mężczyznš i ma broń! Ciekawa jestem jak by pan wyglšdałna 
moim miejscu: samotna dziewczyna, porodku nocy, wrd ruin... Wyobraża pan sobie, ile najadłam się
strachu?  

? Chętnie paniš odprowadzę! 

W odpowiedzi klasnęła w dłonie i zanim sięspostrzegł, pocałowała go w policzek. 

W sposobie zachowania siędziewczyny było jednak co nienaturalnego. Niecierpliwie rozglšdała się, 
jakby czego szukała. 

Muszę wybadać tęlicznotkę ? pomylałsierżant. 

? Przyjechałam w odwiedziny do kuzynki ? wyjaniała. ? Pocišg spniłsięażo dwie godziny. 
Miałam do wyboru: czekać do rana na dworcu albo samotnie wyruszyć na miasto. Wybrałam to drugie. 

Kiedy zapylał, dlaczego nie wzięła takswki ? nie bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć. Jeszcze bar-
dziej zaskoczyło jš pytanie o walizkę. 

? Walizka? Ach, tak!... Zostawiłam jš w przechowalni na dworcu. 

Sierżant wiedziałjuż, że dziewczyna co kręci, ale nie domylałsię. jakie sštego powody. Ponieważ
choršży Kwiatek ? dowdca plutonu ? stale przypominał, żeby zachowywaćrodki ostrożnoci, postano-
wiłjš wylegitymować. Dziewczyna miała dokumenty w porzšdku. Zrobiło mu siętrochę głupio. Dobrze, że 
znaleli się już włanie na Radnej. Miałteraz okazję, aby pożegnać się i odejć. 

Przy ulicy Radnej stały tylko trzy nie zniszczono domy. Spytałwięc, w ktrym z  nich mieszka kuzyn-
ka. Dziewczyna bez wahania wskazała dużš trzypiętrowš kamienicę oznaczonš numerem dwunastym. Przed 
bramš podałjej rękę na pożegnanie. 

? Już chce pan odejć? Nie możemy tak sięrozstać... Drobne nieporozumienie, jakie zaszło, wie pan, 
co mam na myli, to legitymowanie ? powiedziała nienaturalnie głono ? wybaczam... Zapraszam pana do 
mieszkania na filiżankę goršcej herbaty. Dobrze panu zrobi, zaręczam. 

Sierżant nie oparłsiętemu zaproszeniu. 

? Pjdę pierwsza! ? powiedziała rwnie głono jak poprzednio. 

Kiedy wszedłdo bramy, nagle gdzie Z tyłu błysnęło ostre wiatło. Rwnoczenie poczułuderzenie W 
tyłgłowy... 

Wiadomoć o wypadku na ulicy Radnej zaalarmowała władze bezpieczeństwa. Przed stołecznš komen-
dę milicji co parę minut podjeżdżały samochody, przywożšc zerwanych ze snu oficerw. Wkrtce po płno-
cy prawie cały sztab był już na miejscu. Zebrani z niecierpliwociš oczekiwali przybycia kapitana .lacka 
Zaremby ? naczelnika wydziału służby ledczej, ktry zdšżył już być na Radnej, a przed paroma minutami 
telefonowałze szpitala, że niebawem przyjedzie. 

I oto usłyszano jego kroki w sekretariacie komendanta. Kiedy tylko przekroczyłprg pokoju- ze 
wszystkich stron posypały siępytania: Co z Bednarzem, żyje? Jak go napadli? Czy wiesz już coo spraw-
cach? 

? Niestety, sierżant nie żyje ? rozpoczšłrelację Zaremba. ? Zmarłna stole operacyjnym jeszcze 
przed rozpoczęciem zabiegu. Doznałbiedak tylu obrażeńgłowy i kręgw szyjnych, że nie można go było 
uratować. 

Według opinii lekarzy obrażenia powstały od uderzeńtępym narzędziem. 

? Bandyta ? mwiłdalej Zaremba ? zrabowałBednarzowi automat, pistolet i notatnik służbowy. 
Reszty ekwipunku nie ruszył. Powstaje pytanie, dlaczego napastnik zadałażtyle ciosw, skoro do zdobycia 
broni wystarczało jedno ogłuszajšca uderzenie. Jest prawdopodobne, że sierżant mgłznać sprawcę lub 
wczeniej go legitymować. 

? Jak właciwie znaleziono naszego Bednarza? ? zapytałZarembę komendant. 

? Mieszkańcw zaalarmowałjaki facet, ktry pniej zbiegł. Widocznie obawiałsię, aby nie posš-
dzono go o wspłudziałw napadzie. Z ustaleniem jego tożsamoci może być trochę kłopotu. Mylę jednak, 

że znajdzie siętam jaka osoba, ktra widziała lub słyszała, kto przed płnocš przyszedłdo domu pod-
chmielony. 

? Z czego wnioskujecie, że ten kto byłpijany? ? podchwyciłzastępca komendanta. 

? W bramie, nie opodal miejsca, gdzie leżałzmasakrowany Bednarz, kto zwymiotował. Było tam 
rwnież parę wypalonych zapałek i nie zapalony papieros, lady te zdajš sięwiadczyć, że pijaka zemdliło 
dopiero w bramie. Pniej, kiedy doszedłjuż do siebie, zapragnšłbyć może zapalić papierosa i wtedy... 
Wyobrażam sobie, jak sięprzelškł. Ale, kierowany ludzkim odruchem, przed ucieczkš obudziłlokatorw, 
ktrzy troskliwie zaopiekowali sięrannym i zaraz zawiadomili komisariat. 

? Szczerze mi żal tego Bednarza ? powiedział poruszony komendant ? ale nie pora teraz na senty-
menty. Co zamierzacie, kapitanie? 

? Na razie wiemy bardzo mało, stanowczo za mało, żeby wskazać kierunek poszukiwania sprawcy. 
Zaczniemy od ustalenia, co Bednarz robiłpo wyjciu z komisariatu. Dalsza czynnoć to ustalenie osoby 
pijaka. A dalej zobaczymy... 

? A nie przyszło wam do głowy, że zamach spowodowany byłwzględami politycznymi? ? wtršciłsię
do rozmowy milczšcy dotšd szef Urzędu Bezpieczeństwa. 

? Nie sšdzę ? zareplikowałżywo Zaremba. ? Przecież obywatel pułkownik 

? 

wie najlepiej, że podziemie ma teraz broni pod dostatkiem! 

? Racja, kapitanie Zaremba ? powiedziałszef Urzędu. I zwracajšc siędo komendanta MO owiad-
czył: ? Wprawdzie lo Urzšd, jak wiemy, ma obowišzek prowadzenia ledztw w sprawach zabjstw mili-
cjantw, mylę jednak, że w tym przypadku możemy sprawę ze spokojem powierzyć kapitanowi Zarembie, 
ktry nawišże cisłšłšcznoć z moim wydziałem ledczym. 

INSPEKTOR W CIEMNYCH OKULARACH 

Postawnš brunetkę o nie przygasłej jeszcze urodzie znali wszyscy stali bywalcy popularnej kawiarni 
?Kopciuszek" w Alejach Jerozolimskich. Marię Cichockš, zwanš przez przyjaciłMajkš, tytułowano tutaj 
?pani kierowniczko", gdyż prowadziła duży sklep jubilerski na Nowym wiecie. 

Majka miała opinię Casanovy w spdnicy. Jej liczne flirty i romanse, często z żonatymi mężczyznami, 
wywoływały rozmaite komentarze. Wszelkie epitety i złoliwe uwagi pani Majka kwitowała umiechem lub 
po prostu machnięciem ręki i  - dalej robiła swoje. 

Od kilku miesięcy w stylu życia Cichockiej nastšpiły jednak nieoczekiwane zmiany: przestała uwodzić
mężczyzn, rzadko na jej twarzy zakwitałumiech. Tylko najbliżsi wiedzieli, jakie sšpowody tej nagłej me-

tamorfozy. Miała ona zwišzek z osobš Janka: był pierwszym chłopcem, ktrego naprawdę pokochała. Po-
znała go włanie tutaj ? w ?Kopciuszku" ? jesieniš ubiegłego roku. Wkrtce ? mimo znacznej rżnicy 
wieku ? zostali małżeństwem. Ich zwišzek trwałkrtko. Janka potršciła ciężarwka. Zmarłpo kilku 
dniach. 

Odtšd życie Majki straciło wszelki sens. Zachowywała siętak, jakby jedynš jej pociechš była ta kawia-
renka. ? miejsce poznania Janka. Odwiedzała jš codziennie, choć dobrze przecież wiedziała, że już nigdy 
go tutaj nie spotka. 

We wtorek, szstego kwietnia. Majka jak zwykle wstšpiła rano do ,,Kopciuszka". Dziwnym trafem 
?ich" stolik nie byłzajęty. Obok siedziała jasnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach, bardzo dobrze 
ubrana. Zwracały uwagę jej wypielęgnowane ręce, wystudiowane, pełne wdzięku ruchy. 

Dziewczyna najwidoczniej odczuła, że jest przez Majkę obserwowana. W kšcikach jej ust pojawiłsię
ledwie dostrzegalny umieszek zadowolenia. 

Majka słodzšc kawę zerknęła na zegarek, była dziesišta dwadziecia. Do otwarcia sklepu miała jeszcze 
trochę czasu. Rozejrzała sięwokoło. 

Do kawiarni wszedłwłanie elegancki, wysoki mężczyzna w popielatym ubraniu. Bystrym wzrokiem 
ogarnšłsalę. Zdecydowanym krokiem podszedłdo pięknej blondynki przy sšsiednim stoliku. Wymienili 
grzecznociowe zwroty. Byłczym wyranie podniecony. Mwiłszybko, żywo gestykulujšc. - Z pojedyn-
czych słw i fragmentw zdańMajka wywnioskowała, że opowiadajšcy wpadłw jakie poważne tarapaty. Z  
przejęciem mwiło kontroli w sklepie, ktrego jest kierownikiem, o nieprzejednanej postawie inspektora w 
ciemnych okularach. Blondynka słuchała w milczeniu. Majka natomiast coraz pilniej nadstawiała ucha. 
Przecież i ona była kierowniczkš sklepu... 

Nadejcie kelnerki wywołało chwilowe zamieszanie. Mężczyzna umilkł. Majka ponownie spojrzała na 
zegarek. Była wyranie Zaskoczona, że czas tak szybko minšł. Popiesznie uregulowała rachunek i niemal 
wybiegła na ulicę. 

Irena Krawczykwna zaczęła się już niepokoić. Majka była zawsze taka punktualna. ?Czyżby...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin