Ultimatum Bourne'a (3) - Robert Landlum.pdf

(2258 KB) Pobierz
60550902 UNPDF
Z CHOMIKA VALINOR
ROBERT LUDLUM
ULTIMATUM BOURNE'A
PRZEKŁAD: ARKADIUSZ NAKONIECZNIK
60550902.001.png
SPIS TREŚCI
Spis treści
......................................................................................................................................
Rozdział 1
.....................................................................................................................................
Rozdział 2
.....................................................................................................................................
Rozdział 3
.....................................................................................................................................
Rozdział 4
.....................................................................................................................................
Rozdział 5
.....................................................................................................................................
Rozdział 6
.....................................................................................................................................
Rozdział 7
.....................................................................................................................................
Rozdział 8
.....................................................................................................................................
Rozdział 9
.....................................................................................................................................
Rozdział 10
...................................................................................................................................
Rozdział 11
...................................................................................................................................
Rozdział 12
...................................................................................................................................
Rozdział 13
...................................................................................................................................
Rozdział 14
...................................................................................................................................
Rozdział 15
...................................................................................................................................
Rozdział 16
...................................................................................................................................
Rozdział 17
...................................................................................................................................
Rozdział 18
...................................................................................................................................
Rozdział 19
...................................................................................................................................
Rozdział 20
...................................................................................................................................
Rozdział 21
...................................................................................................................................
Rozdział 22
...................................................................................................................................
Rozdział 23
...................................................................................................................................
Rozdział 24
...................................................................................................................................
Rozdział 25
...................................................................................................................................
Rozdział 26
...................................................................................................................................
Rozdział 27
...................................................................................................................................
Rozdział 28
...................................................................................................................................
Rozdział 29
...................................................................................................................................
Rozdział 30
...................................................................................................................................
Rozdział 31
...................................................................................................................................
Rozdział 32
...................................................................................................................................
Rozdział 33
...................................................................................................................................
Rozdział 34
...................................................................................................................................
Rozdział 35
...................................................................................................................................
Rozdział 36
...................................................................................................................................
Rozdział 37
...................................................................................................................................
Rozdział 38
...................................................................................................................................
Rozdział 39
...................................................................................................................................
Rozdział 40
...................................................................................................................................
Rozdział 41
...................................................................................................................................
Rozdział 42
...................................................................................................................................
Epilog
Prolog
60550902.002.png
PROLOG
Ciemność spłynęła na Manassas w stanie Wirginia. Bourne skradał się przez
rozbrzmiewający nocnymi odgłosami las, który otaczał posiadłość generała Normana
Swayne'a. Wystraszone ptaki uciekały z furkotem skrzydeł ze swoich pogrążonych w mroku
kryjówek; wrony budziły się na gałęziach drzew i krakały na alarm, lecz zaraz cichły, jakby
również wciągnięte do spisku.
Manassas! Właśnie tutaj należało szukać klucza do ukrytych drzwi, przez które można
było dotrzeć do Carlosa, mordercy opętanego pragnieniem zniszczenia Davida Webba i jego
rodziny. Webb... Odejdź ode mnie, Davidzie! - krzyknął rozpaczliwie Jason Bourne w ciszy
swego umysłu. - Pozwól mi stać się zabójcą, którym ty nigdy nie mógłbyś być!
Wraz z każdym kolejnym cięciem nożyc prujących grubą drucianą siatkę ogrodzenia
kapiący mu z czoła pot i coraz cięższy oddech potwierdzały to, czemu nie sposób było
zapobiec: miał już pięćdziesiąt lat i chociaż bardzo starał się utrzymać swoje ciało w
przyzwoitej kondycji, nie był w stanie działać z taką łatwością, jak przed trzynastu laty w
Paryżu, kiedy udało mu się osaczyć Szakala. Należało liczyć się z tym faktem, ale
niekoniecznie bez końca roztrząsać. Teraz chodziło o Marie i dzieci - o żonę i dzieci Davida -
i nie istniało nic, czego nie mógłby osiągnąć, gdyby naprawdę tego chciał. David Webb znikał
bez śladu z jego psychiki, ustępując przed Jasonem Bourne'em, drapieżcą.
Udało się! Przepełznął przez ogrodzenie i zerwał się na nogi, instynktownie
sprawdzając dotknięciem obu dłoni swoje wyposażenie: dwa pistole- ty, maszynowy i
pneumatyczny, lornetkę Zeiss- Ikon, nóż myśliwski o zakrzywionym ostrzu. Było to
wszystko, czego drapieżca potrzebował na terytorium nieprzyjaciela, który miał go
ostatecznie zaprowadzić do Carlosa.
"Meduza". Działający w Wietnamie, nie figurujący w żadnych oficjalnych wykazach
batalion złożony z wyrzutków, degeneratów i morderców, podlegający bezpośrednio
Dowództwu Sajgonu i dostarczający mu więcej informacji na temat wroga niż wszystkie
wywiadowcze jednostki razem wzięte. Jason Bourne opuścił "Meduzę", prawie nie pamiętając
Davida Webba - uczonego, który miał kiedyś inną żonę i inne dzieci; wszystkich bestialsko
zamordowano.
Generał Norman Swayne sprawował ważną funkcję w Dowództwie Sajgonu, będąc
jednocześnie głównym zaopatrzeniowcem dawnej "Meduzy". Teraz pojawiła się nowa
"Meduza" - zupełnie inna, potężna, uosobienie zła przebrane w strój budzący dziś szacunek,
niszcząca wybrane fragmenty światowej gospodarki po to tylko, by nielicznym wybrańcom
przysporzyć ogromnych korzyści finansowych. Taką działalność umożliwiały nigdzie nie
zarejestrowane, niemożliwe do oszacowania profity pozostałe po batalionie zabójców. Nowa
"Meduza" stanowiła jednocześnie pomost wiodący do Carlosa. Morderca z pewnością
przyjmie od jej członków ofertę współpracy, równie mocno jak oni pragnąc śmierci Jasona
Bourne'a. Musi się tak stać! Ale żeby tak się stało, Bourne musi poznać wszystkie tajemnice
ukryte na terenie posiadłości generała Swayne'a, urzędnika odpowiedzialnego za dostawy dla
Pentagonu, ogarniętego paniką człowieka z niewielkim tatuażem na wewnętrznej stronie
przedramienia. Członka "Meduzy".
W całkowitej ciszy, bez żadnego ostrzeżenia, zza zasłony liści wypadł rozpędzony
czarny doberman i rzucił się na intruza, mierząc wyszczerzonymi, ociekającymi śliną kłami w
jego brzuch. Jason wyszarpnął z nylonowej kabury pneumatyczny pistolet i strzelił, starając
się trafić w łeb. Zawarty w pocisku silny narkotyk zaczął działać niemal natychmiast. Bourne
położył ostrożnie na ziemi ciało nieprzytomnego zwierzęcia,
Poderżnij mu gardło! - ryknął w ciszy Jason Bourne.
Nie - zaprotestował David Webb. - Trzeba ukarać tresera, nie psa.
Odejdź, Davidzie!
ROZDZIAŁ 1
W zatłoczonym wesołym miasteczku, położonym na przedmieściach Baltimore,
panował nieopisany harmider. Letni wieczór był bardzo ciepły, twarze i karki ludzi błyszczały
od potu. Wyjątkiem byli tu ci spośród gości, którzy akurat wrzeszczeli przeraźliwie, wpadając
z ogromną prędkością w kolejne zakręty kolejki górskiej lub zsuwając się w
przypominających torpedy saniach z krętych, kipiących od wzburzonej wody pochylni
Wściekłemu migotaniu okalających główny pasaż różnokolorowych świateł towarzyszyły
ogłuszające dźwięki muzyki wydobywającej się z niezliczonych głośników - organy presto
marsze prestissimo. Ponad zgiełk wybijały się nosowe, monotonne głosy zachwalających
swoje towary sprzedawców, a ciemne niebo rozświetlały nieregularne eksplozje sztucznych
ogni, rozkwitających oślepiającymi pióropuszami i spadających następnie kaskadami do
niewielkiego czarnego jeziorka.
Przy mierzących siłę uderzenia maszynach tłoczyli się mężczyźni o zawziętych
twarzach i nabrzmiałych karkach, starając się z zapałem, choć często nieskutecznie, dowieść
swej męskości; posyłane w górę ciosami ogromnych drewnianych młotów czerwone piłeczki
z reguły nie docierały do będących celem dzwonków. Po drugiej stronie alejki dawali
głośnymi wrzaskami upust swemu agresywnemu entuzjazmowi ci, co uderzając kierowanymi
przez siebie samochodzikami w inne, krążące po parkiecie, czuli się przez chwilę niczym
bohaterscy gwiazdorzy, pokonujący wszelkie piętrzące się ma ich drodze przeciwności.
Pojedynek rewolwerowców o 9.27 wieczorem wywołany byle pretekstem.
Nieco dalej wznosiło się mauzoleum gwałtownej śmierci - strzelnica nie
przypominająca w niczym poczciwych przybytków, jakich mnóstwo można spotkać podczas
wszelkiego rodzaju zabaw i festynów. Był to miniaturowy
wszechświat wypełniony najbardziej śmiercionośną bronią, jaka znajdowała się we
współczesnych arsenałach. Jedna obok drugiej leżały dokładne kopie pistoletów
maszynowych MAC- 10 i uzi, wyrzutni przeciwpancernych pocisków, a także budząca grozę
replika miotacza płomieni, wyrzucająca snopy jaskrawego światła i kłęby ciemnego dymu.
Również i tutaj roiło się od spoconych twarzy; krople potu ściekały koło błyszczących
szaleństwem oczu, docierając aż do wyprężonych karków. Mężowie, żony i dzieci tłoczyli się
obok siebie, wszyscy ze szkaradnie wykrzywionymi twarzami, jakby każde ż nich
rozkoszowało się zabijaniem swoich największych wrogów - właśnie mężów, żon, rodziców i
dzieci - wszyscy uczestniczący w nie mającej końca ani znaczenia wojnie. W wesołym
miasteczku, którego główną atrakcję stanowiła przemoc, była 9.29 wieczorem. Bez żadnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin