Nabiałek Arcydzieło przywrócone kulturze.txt

(9 KB) Pobierz
Micha� Nabia�ek

Arcydzie�o przywr�cone kulturze

Czytelnicy prasy literackiej odgadli zapewne, �e mowa b�dzie 
o archeologicznej sensacji roku - "Komiksie z Los Angeles". 
Nielicznym dzie�om sztuki, powsta�ym w epoce 
wewn�trzgatunkowej agresywno�ci cz�owieka, dane by�o 
przetrwa� do naszych czas�w; "Komiks z Los Angeles" zaj�� 
w�r�d nich poczesn� pozycj� ze wzgl�du na urokliwy klimat 
narracji i formalne rozwi�zania literackie, kt�re - bez 
przesady - wolno nazwa� genialnymi.
Znaczenie s�owa "komiks" pozostaje dla nas zagadk�, 
chocia� wysuni�to na ten temat wiele rozmaitych hipotez. 
Zatrzymajmy si� przy jednej tylko - traktowanej jako �art 
przez samego autora. Ot� miano "komiks�w" nosi� mia�y 
wydawane w masowych nak�adach ksi��eczki dla p�analfabet�w, 
niezdolnych do lektury prawdziwej prozy. Oczywisty to 
nonsens, bo arcydzie�a nie powstaj� stadami - ale z 
naukowego, tzn. popartego dowodem punktu widzenia, hipotezy 
obali� nie mo�na. Tw�rca paradoksu u�wiadomi� nam gorzk� 
prawd�: o kulturze dawnych lud�w militarnych wiemy zbyt 
ma�o, aby na podstawie analizy materia�u rzeczowego 
wykluczy� intuicyjnie absurdalne koncepcje.
Im dzie�o doskonalsze, tym �a�o�niej wygl�daj� pr�by jego 
streszczenia; regu�a ta potwierdza si� w przypadku banalnej 
a� do przewrotnego wyrafinowania fabu�y "Komiksu". Uboga, 
pi�kna i cnotliwa Elizabeth kocha si� w gwiazdorze filmowym 
- bez nadziei na wzajemno��, poniewa� widuje go wy��cznie na 
ekranie. Pewnego dnia gwiazdora uprowadzaj� gangsterzy. 
Elizabeth przypadkiem dowiaduje si� o porwaniu, 
unieszkodliwia ich i zwraca ukochanemu wolno�� - na kr�tko 
zreszt�, jako �e zaraz wst�puje z nim w zwi�zek ma��e�ski.
Jak widzimy, charakterystyczn� cech� akcji "Komiksu" jest 
znikome prawdopodobie�stwo zdarze�, co - zdaniem profesora 
Trapa - stanowi wyzwanie rzucone schematowi bajki. Magiczne 
lampy i czarodziejskie pier�cienie s� zb�dne; Kopciuszek 
mo�e po�lubi� kr�lewicza bez pomocy dobrej wr�ki, je�li 
tylko sprzyja mu �lepy przypadek. Elizabeth post�puje 
idiotycznie od pocz�tku do ko�ca utworu: pensjonarsk� 
naiwno�ci� nazwa� trzeba wielk� mi�o��, zrodzon� za 
po�rednictwem filmu, g�upot� jest pr�ba samodzielnego 
uwolnienia ukochanego z opresji, bo lepiej by�o zawiadomi� 
policj�, kompletnym brakiem wyobra�ni - uwodzenie 
gangster�w, skoro nie tylko zachowanie ca�o�ci hymenu, ale i 
absolutnej �wie�o�ci usteczek by�o dla bohaterki psychiczn� 
konieczno�ci�. Elizabeth nie zwyci�a ani cnot�, kt�rej 
utrat� ryzykuje zupe�nie zbytecznie, ani przebieg�o�ci�, ani 
po�wi�ceniem, ani mr�wcz� prac� - otrzymuje po prostu sukces 
w prezencie od losu. Ten sam los kieruje gangster�w na �aw� 
oskar�onych, a zblazowanemu cokolwiek gwiazdorowi - r�wnie� 
"za darmo" - przywraca wiar� w wielk� mi�o��. Kr�tko m�wi�c: 
powodzenie lub kl�sk� ludzkich poczyna� w minimalnym stopniu 
determinuj� zdolno�ci, wola i ambicja jednostki. Na �wiecie 
nie ma nic pewnego i zarazem wszystko jest mo�liwe - 
wszelako nie z uwagi na jak�� przedustawn� harmoni�, ale ot, 
tak sobie. Wbrew aforyzmowi �redniowiecznego mistyka i 
filozofa, Alberta z Einsteinu, Stw�rca gra ze �wiatem w 
ko�ci; nie jest S�dzi�, kt�ry za dobro wynagradza, a za z�o 
karze, lecz Krupierem, kt�ry z beznami�tnym spokojem wyp�aca 
wygrane i zgarnia przegrane stawki.
Przeciwko nihilistycznej interpretacji "Komiksu" rozleg�y 
si� liczne protesty. Docent Klisa zwr�ci� uwag� na fakt, �e 
Elizabeth - mimo ewidentnej g�upoty - ma lepszy charakter 
ni� porywacze. Triumf jej oznacza zatem zwyci�stwo si� 
pozytywnych, za� intencj� autora "Komiksu" by�o skrajnie 
optymistyczne stwierdzenie: �wiat jest dobry z natury; 
dobro, na poz�r s�abe i u�omne, pokonuje z�o wbrew ch�odnemu 
racjonalizmowi. Profesor Trap, w moim mniemaniu trafnie
zareplikowa�, �e gdyby autor dzie�a istotnie chcia� 
wyposa�y� dobro w nadprzyrodzon� moc zwalczania 
przeciwie�stw, Elizabeth powinna raczej nawr�ci� ni� 
przechytrzy� gangster�w. My�l docenta Klisy by�aby w�wczas 
przeprowadzona konsekwentnie, a eskalacja 
nieprawdopodobie�stw mie�ci si� znakomicie w konwencji 
utworu.
Czytelnikom zainteresowanym "Komiksem" polecam lektur� 
dw�ch napisanych pod kierunkiem profesora Trapa prac 
doktorskich, do�� specjalistycznych wprawdzie, ale 
uprzyst�pnionych narracyjn� swad� m�odych naukowc�w. 
Pierwsza z nich poddaje wnikliwej analizie charaktery 
bohater�w "Komiksu". Zaraz na wst�pie doktorantka zwraca 
uwag�, �e podany ex cathedra podzia� na "bia�e" i "czarne" 
wykazuje zdumiewaj�cy brak koherencji: cnotliwa Elizabeth 
mizdrzy si� jak ulicznica, "wielki aktor" to miernota pod 
ka�dym wzgl�dem, "straszni gangsterzy" s� po dzieci�cemu 
naiwni, w obliczu uwodzicielki za� przypominaj� idealnych 
rycerzy z romansu. Trudno chyba o elegantsze i bardziej 
przekonuj�ce wyja�nienie owych pozornych sprzeczno�ci ni� 
to, kt�rego udziela doktorantka, wykazuj�ca - opr�cz 
rzetelnej wiedzy historycznej i literackiej - sporo kobiecej 
wra�liwo�ci oraz subtelnej intuicji. Ot� postacie "Komiksu" 
odgrywaj� po prostu zadane role - nieudolnie, po amatorsku, 
ze szczerym wzruszeniem i trem� - jak prostaczkowie tragedi� 
Tyzbe w "�nie nocy letniej". Nawiasem m�wi�c, precyzyjna 
analiza pozwala doktorantce na wyci�gni�cie wniosku, i� 
autor "Snu" (zachowanego wy��cznie w wydaniu z roku 2087) 
musia� zna� tre�� "Komiksu", co przesuwa dat� powstania 
dramatu do prze�omu XIX i XX w. i k�adzie kres sporom o 
w�tpliwy od dawna autentyzm postaci Williama Szekspira.
Je�li podzia� kar i nagr�d podlega indeterministycznym 
regu�om, je�li zarazem tyle mamy swobody, co aktorzy na 
scenie, pytanie o cel �ycia brzmi �miesznie. We 
wsp�czesnych kategoriach rozumowania zaliczyliby�my autora 
"Komiksu" do typ�w s�abo zr�wnowa�onych nerwowo - nie 
zapominajmy jednak, w jak ponurych czasach tworzy� on swoje 
dzie�o. Zachowane egzemplarze gazet m�wi� o zagro�eniu 
wojn�, przest�pczo�ci� i narkomani�, o wszechw�adzy machiny 
biurokratyczno-policyjnej - nic zatem dziwnego, �e cz�owiek 
czu� si� zagubiony. Nastroje te "Komiks" ukazuje w spos�b 
bezkompromisowo jaskrawy, a przecie� daleki od wulgarnego 
ekshibicjonizmu. Tak powinien wygl�da� artystyczny dokument 
epoki; takiego dzie�a oczekujemy - wci�� na pr�no - od 
wsp�czesnych pisarzy, nazbyt cz�sto uwik�anych w 
akcydentalne, ja�owe spory.
Przedmiotem drugiej pracy s� formalne walory dzie�a. 
Integralne po��czenie rysunku i tekstu - nie w postaci 
podpis�w, lecz "dymku" wydobywaj�cego si� z ust bohater�w - 
jest zapewne oryginalnym wynalazkiem autora "Komiksu", 
wynalazkiem doprowadzonym od razu do perfekcji. Gdy 
spr�bujemy opowiedzie� tre�� ilustracji, monolityczna 
j�drno�� utworu rozpe�za si� natychmiast w m�tn� gadanin�. 
Pewnych my�li nie da�oby si� zreszt� w og�le odda� za pomoc� 
samego druku, skoro metod� przekazu bywa sprzeczno�� 
informacji niesionych przez tekst i obrazek.
Uwag� doktoranta zaprz�ta kra�cowa oszcz�dno�� �rodk�w 
artystycznej ekspresji - �wiadomie prymityzowany rysunek i 
zredukowanie s�ownictwa bohater�w do Basic English z 
domieszk� slangu. Jeszcze jeden krok ku uproszczeniom - i 
"Komiks" przesta�by cokolwiek znaczy�; autor z gracj� 
linoskoczka zatrzyma� si� na kraw�dzi bana�u. Nie chodzi tu 
jednak o "sztuk� dla sztuki", o popis panowania nad 
artystycznym tworzywem. W czasach, gdy nachalna reklama 
czyni�a rzeczy zb�dne niezb�dnymi, gdy uto�samiano prostot� 
z ub�stwem, ascetyczna forma tej drobnej ksi��eczki musia�a 
mie� rang� wyzwania, kt�rego si�y i spo�ecznego rezonansu 
mo�emy si� dzi� zaledwie w przybli�eniu domy�la�. Hinduski 
matematyk, Baskhara, opatrywa� swoje rysunkowe dowody 
twierdzie� geometrycznych jednym s�owem "patrz!"; pod koniec 
XX wieku to w�a�nie s�owo by�o zapewne najlepszym 
komentarzem do "Komiksu".
Ka�demu odkryciu naukowemu towarzyszy - wt�rna i 
zdeformowana niczym obraz w krzywym zwierciadle - 
pseudonaukowa wrzawa maniak�w. Najcz�ciej us�ysze� mo�na 
bzdur� o pozaziemskim pochodzeniu "Komiksu"; zwolennicy idei 
"kosmicznego prezentu" kilkakrotnie pisali o "znamiennym 
milczeniu uczonych" w tej sprawie. C�, poni�ej pewnego 
poziomu dyskusja jest wykluczona; je�li kto� oznajmi, �e 
osobi�cie wyci�� gwiazdy z cynfolii i poprzypina� na 
niebosk�onie, na pewno �aden astronom nie wystosuje 
oficjalnego sprostowania - wszyscy zachowaj� "znamienne 
milczenie".
Wspomnijmy na koniec "m�odych gniewnych", kt�rzy nazywaj� 
"Komiks" tandet�, a brak koherencji i niedom�wienia 
wyprowadzaj� z intelektualnego prymitywizmu autora. Nie 
pot�piam takiego stanowiska - bo navigare necesse est, a 
podr�owa� i szuka� znaczy zar�wno "odkrywa�", jak i 
"b��dzi�". Daleki od arbitralnego stwierdzenia, i� uznanie 
wybitnych walor�w "Komiksu" stanowi probierz inteligencji 
czytelnika, przypomn� jednak aforyzm: najwi�kszym sukcesem 
autora jest mie� wrog�w jeszcze w sto lat po �mierci. 
Anonimowy tw�rca "Komiksu z Los Angeles" zmar� pi�� wiek�w 
temu - nic zatem od "antykomiksowych" g�os�w nie potwierdza 
dobitniej, �e jego dzie�o jest ponadczasowe, przynajmniej w 
skali znikomo kr�tkiego ludzkiego �ycia.
Micha� Nabia�ek
Zgłoś jeśli naruszono regulamin