Norton Andre - ŚC 3.10 - Wielkie Poruszenie - Zamknięcie Bram.doc

(1170 KB) Pobierz
Zakmknięcie bram

Andre Norton

Zakmknięcie bram

 

Ingrid i Markowi, którzy bardzo dzielnie słuchali

Juanicie Coulson, bez której ta książka nie mogłaby powstać

 

 

 

Zakmknięcie bram              1

Rozdział pierwszy Świątynia Trójjedynej, Wielkie Pustkowie, góry na zachodzie              3

Rozdział drugi Spotkanie na Wielkim Pustkowiu              11

Rozdział trzeci Gniazdo Gryfa, Arbon. Zachodni Szlak, Ziemie Spustoszone              22

Rozdział czwarty Studina Zła, Wielkie Pustkowie, zachód              31

Rozdział piąty Kraina latających sieci, Wielkie Pustkowie, zachód.              41

Rozdział szósty Skrzydlaci ludzie, Wielkie Pustkowie, zachód              50

Rozdział siódmy Poszukiwania, Wielkie Pustkowie              59

Rozdział ósmy Podróż do Krainy Umarłych, Wielkie Pustkowie              69

Rozdział dziewiąty Koniec i początek, Ziemie Spustoszone              78

Interludium Port Es, Miasto Es, Estcarp              88

Rozdział dziesiąty Korinth, na północ od Alizonu              94

Rozdział jedenasty Korinth, Morze Północne              105

Rozdział dwunasty  Morze Północne              115

Rozdział trzynasty Podróż na Zachodnie Wybrzeże, północ              127

Rozdział czternasty Koniec Świata, północ              138

Rozdział piętnasty Czytanie z run              145

Rozdział szesnasty Ciemność gromadzi siły, północ              154

Rozdział siedemnasty Kraina Wiecznego Lodu. północ              163

Rozdział osiemnasty Gniazdo lodowych robaków, północ              173

Rozdział dziewiętnasty Lodowy pałac, północ              182

Rozdział dwudziesty Spotkanie Mocy, północ              190

Rozdział dwudziesty pierwszy W lodowym pałacu, północ              199

Rozdział dwudziesty drugi Przez mgły czasu, północ              208

Rozdział dwudziesty trzeci Statek spoza czasu, północ              217

Rozdział dwudziesty czwarty Zamknięcie bramy i świt nowego dnia, północ              226

Epilog Estcarp, miasto Es              235

 

Rozdział pierwszy

Świątynia Trójjedynej, Wielkie Pustkowie, góry na zachodzie

 

Gwałtowna fala energii, której przypływ umożliwił Kethanowi ucieczkę z gniazdowiska rusów, nagle opadła. Wyczerpany Zwierzołak opuścił głowę i zdał sobie sprawę, że ciągnie za sobą po ziemi wychudzoną kotkę. Zobaczył swoich przyjaciół, którzy przybyli im z pomocą, i zrozumiał, iż nie uda się do nich dotrzeć, gdyż uniemożliwiają to jakieś czary. Dotychczas sądził, że niewidzialna magiczna zapora miała służyć tylko do obrony przed napaścią z zewnątrz, teraz okazało się, że ma również przeszkadzać więźniom w ucieczce.

Opleciona księżycowymi kwiatami różdżka Aylinn stała się dla Kethana światłem przewodnim, mimo że po obu jej stronach dostrzegł dwa inne źródła blasku: dziwną, fioletową łunę otaczającą bransolety Elyshy i jasnoszarą poświatę pierścienia Ibycusa.

Słyszał za sobą głośne, chrapliwe wrzaski rusów, ale jak dotąd żadne ptaszysko nie zaatakowało zbiegów. Czy potworna kobieta—ptak z Wielkiego Pustkowia ma nad nimi tak ogromną władzę, że boją się szarżować bez jej rozkazów? Młodzieniec zrozumiał wreszcie, iż nie może dłużej wlec towarzyszki niedoli. Położył kotkę na ziemi i przykucnął obok niej. Jednakże czarna samiczka stanowczo zbyt długo leżała nieruchomo w miejscu, gdzie ją przedtem zostawił. Kethan zaczął wylizywać swoje rany, szukając jednocześnie myślowego kontaktu z umysłem kotki.

— Wspiąć się... z powrotem... — powtarzał bezgłośnie, aż jego towarzyszka poruszyła się lekko. Mając nadzieję, że go zrozumiała, Zwierzołak pochylił się najniżej jak mógł nad spieczoną słońcem, gliniastą ziemią. Zwinięta dotąd w kłębek kotka wyprostowała się powoli i po—pełzła do przodu. Widać było, że nie ma sił, by stanąć na nogi.

Szturchnęła nosem w bok lamparta, który teraz już zupełnie się rozpłaszczył. Poczuł ostry ból, gdy pazury towarzyszki niedoli przebiły mu skórę. Wreszcie kotka wgramoliła się na jego grzbiet. Miał nadzieję, że wyczerpane zwierzę dobrze się trzyma.

Kethan wstał, uważając, by brzemię nie zsunęło się na ziemię. Potem znowu skierował się w stronę skupiska kolorowych świateł. Tam będą bezpieczni. Nie biegł teraz skokami, lecz szedł powoli, ostrożnie stawiając łapy. Wydawało mu się, że minie noc, zanim dotrze do celu. Po raz drugi uświadomił sobie, iż magiczna bariera miała również uniemożliwić ucieczkę więźniom niewiasty—potwora. Omal nie zawył z ilustracji i zawodu.

Ledwie widoczna w półmroku postać oderwała się od źródeł światła. Zwierzołak nie mógł dojrzeć, co robi któreś z jego przyjaciół, domyślił się jednak, iż rzuca wyzwanie czarom ptakopodobnego stwora. Tak, to na pewno Firdun, który umie stawiać czarodziejskie zapory. Jeżeli ktoś może przebić tę niewidzialną ścianę, to tylko on!

Głowa coraz bardziej ciążyła lampartowi, niemal dotykała ziemi. Jeśli nawet Firdunowi się powiedzie, czy on, Kethan, zdoła zrobić o własnych siłach jeszcze kilka kroków, by uwolnić siebie i swoją towarzyszkę z pułapki? Później z boku dobiegło go przeciągłe miauknięcie i wyczuł, że gdzieś, w innym czasie, otworzyły się niewidzialne drzwi. Dodało mu to otuchy, ruszył więc w stronę uzdrawiającej energii, która płynęła od księżycowych kwiatów. Był jednak za słaby. Po chwili runął ciężko na gliniasty grunt i ledwie poczuł, że kotka głębiej wbiła pazury w jego grzbiet Pogrążył się w kojącej ciemności, gdzie nic już nie miało znaczenia.

Aylinn w jednej chwili padła na kolana, przyciągając do siebie lamparta. Przesunęła rękami po jego ciele, szukając czarodziejskiego pasa, który zaraz potem błyskawicznie rozpięła. Teraz u jej stóp leżał wyczerpany do ostatnich granic, zakrwawiony młody mężczyzna.

Elysha wstała w tym samym momencie, podniosła wygłodzoną kotkę i przytuliła ją do piersi.

— Uto, jaka zła moc zwabiła cię w to miejsce? — zapytała śpiewnie.

— Wynośmy się stąd! — rozkazał Firdun. — Możemy w każdej chwili spodziewać się odpływu magicznej energii, to był poczwórny czar.

Natychmiast pochylił się nad Kethanem, a Ibycus i Guret stanęli z drugiej strony. Zwierzołak zawisł bezwładnie na ich złączonych ramionach; nie zdołali go ocucić. Nieśli więc młodzieńca niezdarnie, wiedząc, iż może być ciężej ranny, niż im się wydaje. Później przybyli na pomoc Obred i Lero, którzy już zawiesili między dwoma końmi nosze podobne do hamaka. Zdenerwowane wierzchowce parskały i grzebały kopytami, ale Kiogowie łatwo zmusili je do posłuszeństwa i umieścili nieprzytomnego Zwierzołaka na noszach. Potem ruszyli w dalszą drogę. Aylinn szła obok przybranego brata. Czekała niecierpliwie, aż będzie mogła opatrzyć mu rany. Zdawała sobie jednak sprawę, że Ibycus, Firdun, a nawet Elysha uważają, iż przede wszystkim powinni jak najszybciej opuścić to niebezpieczne miejsce.

Kethan nie poruszył się od chwili, gdy bezsilnie osunął się na ziemię. Jednakże Aylinn, patrząc na jego zabłoconą i zakrwawioną twarz zrozumiała, że nie stracił przytomności, tylko zasnął twardym snem.

Jechali wciąż na południe. Od czasu do czasu Ibycus zarządzał postój i uważnie przyglądał się gwiazdom. Często też wpatrywał się w zamglone oko pierścienia, który nosił na palcu. Raz gwałtownie zmienił kierunek wędrówki. Elysha dźwigała kotkę. Na pewno rozmawiały sobą za pomocą myśli, gdyż Aylinn wychwytywała czasem strzępy zdań Na nalegania czarodziejki dano kotce porcję mięsa. Elysha co jakiś czas poiła też swoją podopieczną wodą z przewieszonej przez ramię butli.

Świt ponownie rozjaśnił niebo. Firdun zauważył, że okolica znów się zmieniła. Na popękanej, żółtej ziemi pojawiła się roślinność. Nie był to już czerwonawy mech, ale zielone krzewy. Mając w pamięci pułapkę, w którą omal nie wpadli, przez chwilę nieufnie badał wzrokiem krajobraz. Nie wątpił, że jadą teraz prosto na zachód. Oznacza to jednak, iż znajdują się daleko na południe od szlaku, którym podążyli wysłannicy Stanicy Howell.

Kiedy wędrowcy dotarli do pierwszej kępy drzew, Ibycus wreszcie pozwolił im się zatrzymać. Kethan nie obudził się nawet wtedy, gdy położono go na ziemi. Wprawdzie przełknął kilka łyków wody, kiedy Aylinn przyłożyła mu kubek do ust, ale nie otworzył oczu. Wydawało się, że robi to we śnie. Dziewczynie przemknęła przez głowę strasz myśl: może szpony rusów zawierały jakąś truciznę? Wyjęła z sakwy potrzebne lekarstwa. Elysha przyłączyła się do niej i razem zdjęły z Kethana porwaną odzież, by opatrzyć wszystkie rany i najdrobniejsze nawet zadrapania. Wtedy Kethan poruszył się po raz pierwszy i z cichym jękiem sięgnął po swój pas. Aylinn zacisnęła jego palce i złocistym rzemieniu, lecz nie przepasała nim młodzieńca.

W zagajniku biło niewielkie źródło. Zmęczone wierzchowce zarżały na widok trawy otaczającej drzewa wąskim kręgiem. Dwaj Kiogowie wyruszyli na polowanie. Niebawem wrócili, przywożąc zwierzę podobne do skoczka, ale dwukrotnie od niego większe. Firdun, kto zbadał okolicę, przyniósł dwie garście słodkich korzeni.

Kotka, która najwidoczniej czuła się teraz lepiej niż jej wybawca, usiadła obok niego. Wlepiła oczy w Aylinn, jakby chciała się upewnic, że Kethan jest pod dobrą opieką. Później przykucnęła, podwijając pod siebie łapy. Księżycowa Panna zauważyła, że uratowane zwierzę jest ranne. Wyjęła więc znów lekarstwa z torby i zaczęła opatrywać na wpół zagojone rany. Szczególnie starannie przemyła i namaściła naderwane ucho. Kotka pozwoliła zajmować się sobą, jakby tego właśnie oczekiwała.

— Jedną... trzy... — Aylinn drgnęła, gdy dotarła do niej myśl kotki, która zaraz potem wysunęła do przodu okaleczoną łapę, by zwrócić na nią uwagę dziewczyny.

Księżycowa Panna niewiele wiedziała o tych zwierzętach. Mając jednak w rodzinie śnieżnego kota i lamparta, orientowała się nieco, w jaki sposób można się z nimi porozumiewać.

— Księżyc — powiedziała głośno, przesyłając jednocześnie przekaz myślowy.

— Jedna... trzy... niewieścia moc—otrzymała szybką odpowiedź.

— To prawda — przyznała Aylinn. — Witaj, czworonożna siostro.

— Jestem Uta. — Kotka przedstawiła się tym samym imieniem, którym powitała ją Elysha. —Jedna. .. trzy... czekają.

Aylinn nakładała właśnie lekki opatrunek na łapę zwierzęcia.

— Gdzie czekają, Uto? — spytała. Oprócz niej w Arvonie było tylko kilka Księżycowych Panien i nie słyszała, by któraś z nich ośmieliła się zapuścić na Wielkie Pustkowie.

— Niedługo zobaczyć. On wkrótce się obudzić. — Kotka skinieniem głowy wskazała na Kethana. — Dzielny wojownik... koci władca...

— On jest także człowiekiem, jak sama widzisz — wyjaśniła Aylinn.

— Niewiele dostrzec okiem. Człowiek—lampart... wielki wojownik.

Powiedziawszy to, Uta zamknęła oczy na znak, że uważa rozmowę za skończoną. Jej zachowanie uraziło nieco Księżycową Pannę, która chciała zadać kotce wiele pytań. Wiedziała, że jej nowa znajoma nie należy do tego samego gatunku, co koty domowe. Nie jest też Zwierzołaczką! Tak, Ziemie Spustoszone kryją w sobie wiele tajemnic. Może nikt nigdy nie pozna wszystkich...

Aylinn za przykładem Uty zwinęła się w kłębek obok Kethana, a sen szybko wziął ją we władanie. Inaczej zachował się siedzący opodal Ibycus. Zmarszczka między jego brwiami bardzo się pogłębiła, odkąd opuścili Gniazdo Gryfa. Teraz nie raczył nawet spojrzeć na Elyshę, która uklękła obok niego, choć jej nie zaprosił.

— Nasza grupa stale się powiększa. — Przenikający szaty czarodziejki słodki zapach owionął ich oboje. Ibycus ostentacyjnie zakasłał, a Elysha wybuchnęła śmiechem.

— Starość nigdy ci dotąd nie ciążyła, Panie Magu. Nie udawaj ten że nosisz to brzemię. Chciałabym usłyszeć opowieść Uty, ale ty zamyślasz coś więcej. /

Jej bransolety zabłysły, kiedy wskazała na dłoń Ibycusa leżącą jego kolanach. Oko pierścienia pozostało matowe.

Mag westchnął głęboko z wyraźną przesadą. Zdawał sobie śpi we, że Elysha nie zostawi go w spokoju. Ale czy kiedykolwiek tak było? Przebiegł myślą minione lata — a upłynęło ich zbyt wiele, mógł je teraz zliczyć — i przypomniał sobie chwilę, w której po raz pierwszy zobaczył Elyshę. Była wtedy małą dziewczynką. Wrzucała do strumienia kwiaty i przyglądała się, jak wirują i odpływają z prądem.

Gdyby miał dar jasnowidzenia... Niestety, nie przewidział, co! stanie. Może był za młody? Rzucił się wtedy na trawę obok Elyshy. Nie zlękła się obcego przybysza. Odwróciła się i powitała go ciepłym spojrzeniem, jak bliskiego krewnego. Rozmawiali ze sobą tego dnia, i nie była to pogawędka z dzieckiem. Elysha okazała się bardzo inteligentna, a przebłyski jej wielkiego talentu magicznego zdumiały Ibycusa. Dlatego zatrzymał się wówczas nie tylko nad strumieniem, lecz także spędził czas pewien w zamku wielmoży z Klanu Srebrnych Płaszczy, który wziął siostrzenicę na wychowanie po śmierci jej matki. Później zaś, chcąc r chcąc, powracał rok po roku, aż Elysha dorosła i poprosiła, by zechciał być jej nauczycielem. Jednakże w miarę upływu czasu żądała coraz więcej, pragnęła poznać najtajniejsze myśli Ibycusa, jakby chciała stopić się z nim w jedną istotę. Zebrał wówczas wszystkie siły, stworzył ostatnią psychiczną zaporę, której zaciekle bronił. Zwyciężyli uczennica opuść go, rozwścieczona i głęboko urażona. Zastanawiał się czasami, czy...

Nie, nie pora teraz na wspomnienia. Obchodzi go tylko teraźniejszość. Jeśli jednak nie udzieli Elyshy wiarygodnych wyjaśnień, będzie drążyła temat, aż naruszy delikatną równowagę Mocy, którą musi utrzymać za wszelką cenę.

— —Powinienem porozmawiać z Domem Gryfa, najlepiej z Alonem, jeśli to możliwe—powiedział. — Ilu nas jest? Zaledwie garstka i nadal nie wiemy, co knują magowie ze Stanicy Howell i czy są w stanie j móc swym wysłannikom.

Pogładził palcem wskazującym drugiej ręki matowe oko pierścienia. Elysha dotknęła lekko jego ramienia.

— Weź ode mnie Moc, jeśli będziesz jej potrzebował, Panie Magu powiedziała cicho. Z jej głosu zniknęła ironiczna nuta.

Ibycus wbił wzrok w szary kamień. Dopiero po dłuższej chwili przemknęły po nim cienkie, różnobarwne nitki, połączyły się, zgrubiały. Utrzymanie ich i powiększenie kosztowało maga wiele wysiłku. Może Ziemie Spustoszone pokonają go w końcu, odbiorą mu siły.

Alonie! — wymówił w myśli to imię. Poczuł wtedy, że nić Mocy przenika do jego ciała, płynie jak krew. Elysha, tak jak obiecała, dzieliła się z nim swoją magiczną energią.

Alonie! —powtórzył. Kolorowe nici rozjarzyły się, znów pogrubiały. Miał wrażenie, że patrzy w zwierciadło, gdyż oko pierścienia rozszerzyło się, dając lepszy widok. Tak, to był Alon. Dostrzegł go za szarą smugą, która mogła być kiepską podobizną dziedzińca Kar Garudwyn. Młody Adept odwrócił głowę i podniósł oczy. Jego spojrzenie spotkało się z władczym wzrokiem Ibycusa.

— Co u ciebie?

Ibycus wiedział, że ma mało czasu.

— Znaleźliśmy jedną Bramę... została unieszkodliwiona. Masz wieści z Lormtu?

—Niewiele. Hilarion pracuje niezmordowanie. Myślę, że magowie ze Stanicy Howell również. Ciemność gęstnieje.

— Zagraża wam?

— Jeszcze nie. Gromadzi siły, czeka. Tropicie wysłanników Stanicy?

— Musieliśmy przeoczyć ich ślad. Szukamy go. Nadal podążają na zachód. Jak... — Ibycus nie dokończył, gdyż twarz Alona zniknęła. Zamiast niej w kamieniu pojawił się obraz ciemnej, kłębiącej się chmury. Mag natychmiast zdwoił czujność. W mroczną zasłonę strzeliła błyskawica, która przybrała fioletowy odcień. Dwa takie ogniste zygzaki przemknęły przez oko magicznego pierścienia. Potem wszystko znikneło. Kamień ponownie zszarzał i zmatowiał.

— To sprawka Stanicy Howell? — Elysha zdjęła rękę z ramienia Ibycusa. Oddychała szybciej niż przed kontaktem z Alonem.

— Kto wie, co może tam wędrować?—Mag wzruszył ramionami. — Potrzebujemy schronienia na jakiś czas.

— Jedna... trzy... czekają... — Uta wstała i kulejąc podeszła do Elyshy.

— Świątynia Księżyca! — zawołała z zaskoczeniem Elysha. — Pokażesz nam drogę?

— Szłam tam, ale złapał mnie ptasi demon — odparła w myśli kotka.

Uta wstając obudziła Kethana. Młodzieniec przez chwilę z niedowierzaniem wpatrywał się w żywy baldachim nad sobą, a potem zamrugał oczami. Aylinn również się ocknęła. Usiadła ziewając, gdyż wcale się nie wyspała. Odwróciła się szybko do przybranego brata i dotknęła jego obandażowanego czoła.

—Jak się czujesz?

— Jestem głodny, siostro. — Uśmiechnął się szeroko. — Pieczesz już owcę nad ogniskiem?

Nachyliła się, chcąc go podeprzeć, ale Kethan usiadł bez jej pomocy. Z jego ubrania pozostały tylko strzępy. Aylinn obcięła większość z nich, gdy opatrywała mu rany. Zwierzołak natychmiast zapiął pas, który ściskał w dłoniach podczas snu. Późnej wyjął z sakwy przy siodle czystą koszulę i kaftan.

Wędrowcy zgromadzili się przy ogniu, nad którym upieczono skoczka—olbrzyma, i zjedli z apetytem swoje porcje. Guret i pozostali Kiogowie spojrzeli z zaskoczeniem na Ibycusa, gdy ten oświadczy że mają nowego przewodnika i że jest nim kotka, którą Kethan wy niósł z gniazdowiska rusów. Zwierzołak podniósł Utę, wskoczył na swego ogiera i umieścił ją przed sobą na siodle tak wygodnie, jak t było możliwe.

Nadal przemierzali zieloną równinę. Wyruszyli w południe. Uta by pewna, że dotrą do świątyni przed nocą.

— Siostrzyczko. — Kethan próbował znaleźć właściwy sposób wzajemnego porozumienia. — Jak się czujesz?

—Dobrze... księżycowa moc uzdrawiać... brzuch mieć pełny... odparła.

Zwierzołak przesłał jej w myślach pytanie, które nie dawało mi spokoju od chwili przebudzenia. Wprawdzie nikt nie zauważył pościgu, ale Kethan przez cały czas czujnie zerkał na niebo i wytężał słuch. W obawie, że dojrzy czarne sylwetki i usłyszy ochrypłe wrzaski rusów Nie chciało mu się wierzyć, że zdołali uciec ze skalnego więzienia Zdumiewało go to coraz bardziej. To właśnie jego poleciła schwyta kobieta—ptak, ponieważ najlepiej ze wszystkich swych towarzysz; odnajdywał tropy. Był przeświadczony, że obezwładnił ją tylko na krótko. Czego Uta dowiedziała się o tym monstrum w czasie, gdy by przez nie uwięziona?

— Sassfang mieć mało sił — odebrał myśl kotki. — Silna tylko u siebie. Nikogo nie posłać naszym śladem.

Kethan, choć z oporami, uwierzył słowom Uty. Nadal jechał na przedzie, w ludzkiej postaci, gdyż opiekował się kotką. Nie przestawa jednak badać okolicy okiem zwiadowcy.

Spotykali coraz więcej zagajników takich jak ten, w którym rozbili obóz. I chociaż trawa miała szary odcień — może niedawno spadł na nią deszcz pyłu? — nie kryła w sobie groźby, jak tamta spieczona słońcem, żółta glina.

Dostrzegli z oddali samotną turnię. A im bardziej się do niej zbliżali, tym wyraźniej widzieli jaskrawe rozbłyski, jakby zbocza góry były wysadzane kryształami, które jednak nie tworzyły żadnych wzorów. Otaczały ją drzewa — ale jakie drzewa! Nie były wyższe od siedzącego na koniu człowieka, lecz ich szeroko rozłożone gałęzie stykały się, tworząc żywy dach. Zdawało się, że mają dwa rodzaje liści —jedne szerokie i mięsiste, drugie zaś ciasno zwinięte — chyba że te ostatnie były albo pąkami, albo niedojrzałymi owocami.

— Laran! — Aylinn pchnęła swoją klacz do przodu i zrównała się z Kethanem. — Laran! Och, tak, to błogosławiona kraina!

Pod baldachimem z gałęzi było dość miejsca, by wędrowcy mogli ruszyć w dalszą drogę. Musieli jednak zsiąść z koni i poprowadzić je za sobą wśród nagich pni, pod rozpościerającymi się wysoko rozłożystymi konarami.

Firdun, poganiając juczne kuce, wyczuwał coraz wyraźniej słodki zapach, silniejszy niż woń księżycowych kwiatów Aylinn lub szat Elyshy. A kiedy znalazł się pod zielonym dachem, ogarnął go błogi spokój, jakiego nigdy dotąd w życiu nie zaznał, jakby żywy mur odgrodził go tak szczelnie od wszystkich smutków, strachów i kłopotów całego świata, że mogły przezeń przeniknąć tylko szlachetne uczucia.

Zagajnik był nieduży. Niebawem wyszli na otwartą przestrzeń i znowu ujrzeli świetlne błyski. To, co przedtem uznali za samotną turnię, było olbrzymim tronem z białej skały, zdobnej wielkimi kryształami. Nie wyrzeźbiły go ludzkie ręce i nie mógł na nim zasiadać zwykły człowiek. Wędrowcy zatrzymali się, patrząc w górę ze zdumieniem i lękiem. Od skalnego siedziska dzieliło ich coś, co było albo okrągłą sadzawką, albo zwierciadłem z nierdzewnego metalu. Siedząca na ogromnym tronie postać była lekko nachylona, jakby wpatrywała się w błyszczącą powierzchnię u swych stóp.

Uta tak długo wierciła się w objęciach Kethana, aż postawił ją na ziemi. Kulejąc, nie okazując ani zdziwienia, ani strachu, kotka zbliżyła się do tronu.

Fałdzista szata lub kilka innych zasłon — naciągniętych nawet na głowę — tak szczelne otulało gigantyczną figurę, że przybysze nie mogli dostrzec, jak naprawdę wygląda. Ale na poręczach tronu spoczywały ludzkie ręce, choć dwukrotnie większe niż w naturze. Na czubkach długich palców połyskiwały kryształowe paznokcie.

Aylinn osunęła się na kolana. Wyciągnęła przed siebie różdżkę, jak wojownik podający miecz swemu panu w chwili gdy przysięga mu wierność.

— Jedna z Trzech, Trzy w Jednej — powiedziała takim tonem, j za chwilę miała się rozpłakać. — Pozwalając, by Twoja służka spotkała Cię tutaj, okazałaś mi łaskę większą niż... — Urwała i wybuchnęła płaczem. Łzy lśniły na jej ogorzałych policzkach.

Kethan także ukląkł. Usłyszał szelest szat, gdy inni wędrowcy poszli w jego ślady, składając cześć Trójjedynej. Stare legendy opowiadały o Wielkich Mocach. W przeszłości było ich wiele. Na całym świecie istniały miejsca, w których można było nawiązać z nimi takt. Uta przyprowadziła ich do jednego z takich sanktuariów. Większość ludzi zapomniała o Pradawnych Potęgach, ale Aylinn pamiętała, tak jak mnóstwo innych kobiet. Nawet jeśli był to tylko posąg, emanowała odeń aura boskiej mocy, przekształcając jego otoczenie w ziemię świętą dla wszystkich, którzy służyli Światłu.

Spokój, który ogarnął Firduna z chwilą wejścia do niezwykłego jak niewidzialna zbroja chronił go przed siłami Wiecznego Mroku, młodzieniec wyczuwał jednak, że niewidoczna Moc pyta, dlaczego zakłócili jej pokój swym przybyciem. Przez chwilę czuł się nieswojo, jak niedowiarek w świętym miejscu, ale to uczucie zaraz uleciało. Nikomu przecież nie zrobił nic złego. Zasady, którymi kierował się w życiu oraz talent magiczny rozkwitły niczym kwiat w promieniach słońca. Zosyał osądzony i uznano go za prawdziwego sługę Światła.

Elysha podeszła bliżej tronu, prawie zrównała się z Aylinn. Odchyliła do tyłu głowę, badając wzrokiem zawoalowaną twarz posągu.

— Gunnora w całej swej chwale! Matka Ziemi, Matka Nieba, Mieszkanka Głębin — wszystkie w Trójjedynej. To, co mi ofiarowałaś zawsze będzie Ci służyć.

Firdun ponownie wyczuł, że Wielka Moc bada ich i osądza, Możliwe, że w tej jednej chwili dowiedzieli się o sobie więcej, niż inni ludzie przez całe życie. Od początku złączył ich wspólny cel, a teraz boska siła nadała im odpowiedni kształt, uformowała ich, jak kowal wykuwający stalowy miecz.

Wtedy...

Zdali sobie sprawę, że Moc, która gościła w tym miejscu przez czas, odeszła. Pozostał tylko martwy posąg, w którym Trójjedyna miała przebywać, kiedy tylko tego chciała. Pozwoliła jednak wędrowcom spędzić noc w swoim sanktuarium, powitała ich jak gości, wyświadcz im tym większy zaszczyt, niż gdyby zasiedli na Wysokim Krześle w zamku najpotężniejszego na świecie wielmoży.

 

Rozdział drugi

Spotkanie na Wielkim Pustkowiu

Guret i jego dwaj współplemieńcy zbliżyli się do Ibycusa, okrążając z daleka ogromny tron i siedzącą na nim postać. Panie — odezwał się z szacunkiem Guret, mimo że w jego głosie zabrzmiała również wyzywająca nuta — chcemy zaprowadzić nasze wierzchowce i kuce na łąkę., by napasły się. do woli. Ta Czcigodna i — spojrzał przez ramię, na posąg — przypomina naszą Matkę. Klaczy, ale tak naprawdę my, Kiogowie, nie jesteśmy Jej dziećmi. To wspaniałe, że dała nam swoje błogosławieństwo, nie chcielibyśmy lak niepokoić Mocy, która nie jest częścią naszego dziedzictwa. Zrobisz jak zechcesz, Władco Koni. — Ibycus skinął głową. Pamiętaj wszakże, że Ta, która nas pobłogosławiła, sprzyja wszystkim sługom Światła, jest potężna i wieczna.

Kiogowie wyprowadzili więc zwierzęta ze świętego gaju, lecz żaden z wędrowców nie poszedł za nimi.

O zmroku stulone dotąd pąki rozchyliły się, gdyż niezwykłe kwiaty kwitły tylko w nocy. W powietrzu rozszedł się słodki zapach. Wprawdzie podróżni wyjęli z sakw prowiant, ale wszyscy przełknęli tylko po parę kawałków suchara, które popili kilkoma łykami wody. Opuścił bowiem głód wraz ze zmartwieniami i niepokojem. Aylinn stanęła pod konarem najbliższego drzewa. Pąki całkowicie się otworzyły. Z białych płatków bił blask znacznie silniejszy od wiaty sączącej się z jej różdżki. Księżycowa Panna leciutko dotknęła świecącego kwiatu. Niemal natychmiast cofnęła rękę z przerażeniem, gdyż kwiat uniósł się w powietrze, rozkładając płatki jak skrzydla. Nie upadł, choć Aylinn nie wyczuła najlżejszego powiewu.

Poszybował w lewo i osiadł na lśniącej tafli sadzawki u podnóża kamiennego tronu.

Kethan i Firdun obserwowali Aylinn, gdy zbliżała się do obsypanego kwiatami drzewa, a teraz podeszli do niej jak czujni gwardziści. Księżycowa Panna uklękła i nachyliła się nad lśniącą powierzchnią, której nie zmącił latający kwiat. Powoli wysunęła ku niemu rękę. Firdun zrobił krok w stronę Aylinn, jakby chciał ją powstrzymać, ale Kethan zagrodził mu drogę ramieniem. Dziewczyna niezwykle ostrożnie wsunęła palce pod najbliższy płatek i przyciągnęła kwiat do siebie.

Później cofnęła się o kilka kroków. Zapomniana różdżka leżała u jej boku, a cudowny kwiat spoczywał na dłoni. Aylinn zaczęła nucić pieśń bez słów, jakby nie mogła milczeć na widok tego niezwykłego zjawiska. Miękka sierść musnęła bok Kethana, kiedy usiadł obok swej przybranej siostry. W ow...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin