Robert Cleaver Chapman bogaty_biedny człowiek.rtf

(19 KB) Pobierz

Robert Cleaver Chapman

 

BOGATY, BIEDNY CZŁOWIEK

 

 

 

"Zostawcie w spokoju Roberta Chapmana; my mówimy o niebiańskich miejscach, a on w nich żyje". Takie byty słowa J. N. Darby'ego, żyjącego w czasach Georga Mullera, lidera Chrześcijańskiego Ruchu Braterskiego (Christian Brethren Movement) w Anglii, w czasie, gdy chmury kontrower­sji były naprawdę ciemne.

 

Prawdą jest, że R. C. Chapman, będąc mężem Bożym, błyszczał ponad wszelkie partie i różnice; miłujący, lecz bez kompromisów; łagodny, lecz wnikliwy; pokorny, jednak przemawiający z autorytetem; uzdolniony, lecz całkowicie podobny do dziecka; unikający rozgłosu, lecz nigdy nie zapo­mniany.

 

 

Co było jego tajemnicą? W nielicznych wzmiankach dotyczących po­czątków jego życia chrześcijańskiego, oprócz nawrócenia, brak jest osobi­stego świadectwa. Celowe zniszczenie swoich dokumentów pokazuje "owoc Ducha" kołyszący się apetycznie przed nami, lecz trzymający gałąź poza zasięgiem wzroku. Kluczem do tajemnicy jego wspaniałego życia było bi­blijne chrześcijaństwo, bez względu na cenę. A ceną tą był Krzyż Chrystusa.

 

 

Robert Cleaver Chapman był synem Thomasa Chapmana z Whitby na wybrzeżu Yorkshire. Ojciec był bogatym kupcem, którego rodzina szczyciła się posiadaniem starożytnego herbu. W czasie narodzin Roberta w 1803 roku rodzina mieszkała w Elsinore, w Danii. Chłopiec wzrastał w przepy­chu i nikt nie pomyślałby, że swoje dojrzałe lata spędzi w małym domku w dzielnicy biednych robotników oraz, że zaspokojenie jego doczesnych potrzeb będzie całkowicie zależało od Boga.

 

 

Po powrocie rodziny do Anglii, Robert kontynuował naukę w cieszącej się uznaniem szkole w Yorkshire. W wieku piętnastu lat udał się do Londy­nu, gdzie będąc czeladnikiem urzędnika, studiował prawo. Otoczenie i co­dzienne obowiązki były zupełnie inne od tych, które miał na północy, na wolnym powietrzu. Jednak młody Chapman był zdecydowany nauczyć się zawodu i poprzez długie godziny pilnego studiowania (cecha, którą później wykorzystał przy studiowaniu Bożego Słowa), stał się prawnikiem w wieku dwudziestu lat.

 

 

Znany jako Chapman z Whitby, przyjmowany był do wytwornych krę­gów i często zapraszany na uroczyste przyjęcia towarzyskie. Szybko nabie­rał znaczenia i zaufania, co wróżyło mu przyszłość popularnego i bardzo pożądanego w towarzystwie młodzieńca.

 

Nie był on jednak wolny od myśli na tematy religijne. Uważnie czytał Biblię i będąc przekonanym, że jest to Słowo Boże, starał się przestrzegać zakonu i zyskać zbawienie poprzez dobre uczynki.

 

 

W liście napisanym do pana Gladstone'a, dziewięćdziesięciojednoletni wówczas Chapman powiedział: "Niżej podpisany, w swej młodości starał się usilnie i z mocnym postanowieniem utrwalić swoją własną sprawiedliwość, mając nadzieję na osiągnięcie przez to życia wiecznego. W oczach wszyst­kich, którzy go znali, stał się nienagannym i pobożnym młodzieńcem".

 

 

Stopniowo zaczął zauważać beznadziejność szukania w taki sposób Bożego uznania. "Objąłem swoje łańcuchy", powiedział. "Nie słyszałem - nie mogłem słyszeć - głosu Jezusa. Mój kielich był gorzki od moich win i owo­ców moich uczynków. Miałem dosyć świata, nienawidziłem go, odczuwa­jąc niepokój, a jednocześnie nie mając siły, ani chęci wyrzucić go".

 

 

Będąc człowiekiem wierzącym, Robert przyjął zaproszenie od diakona kościoła na John Street, aby posłuchać kazania elokwentnego i pobożnego pastora, Jamesa Harringtona Evansa, byłego duchownego Kościoła Angli­kańskiego. Młody człowiek zgodził się niechętnie, zastanawiając się, jak wyglądają nabożeństwa u nonkonformistów.

 

 

"Co pomyślimy o kimś, kto buduje swoją nadzieję przebaczenia i przyję­cia zbawienia na swych własnych nędznych i pożałowania godnych uczyn­kach?" zapytywał Pastor Evans. "Co pomyślimy o kimś, kto zamiast budować na bezpiecznym i pewnym fundamencie ukrzyżowanego Zbawiciela, budu­je na łzach, modlitwach, rozdawaniu jałmużny, religii lub raczej niereligijnych posługach; kto buduje swoje oczekiwanie Nieba na ruinach śniętego Bożego prawa i myśli, że Bóg musi odmówić sobie boskości, aby go zbawić?

 

Wszystko to jest piaskiem - zdradzieckim, zapadającym się piaskiem; gdyby Bóg przestał być sprawiedliwy, równie dobrze mógłby przestać istnieć. 'Sprawiedliwy Bóg i Zbawiciel; nie ma nikogo poza mną'. Niesprawiedliwy Bóg nie jest Bogiem, a ten, kto depcze po Swoim własnym prawie, nie jest lepszy".

 

 

Kiedy młody prawnik słuchał kazania Pastora Evansa, czuł, jak rozpada się jego budowla z dobrych uczynków, a boska łaska pozwoliła mu zaufać jedynie zasługom Zbawiciela. Jaki pokój i radość wypełniły jego serce! Sam powiedział: "W dobrym i właściwym czasie przemówiłeś do mnie, mówiąc: 'To jest odpoczynek, dajcie odpoczynek zmęczonemu, i to jest wytch­nienie'. Jakże słodkie są Twe słowa: 'Ufaj, synu, odpuszczone są grze­chy twoje'! Jakże drogi widok Baranka Bożego i jakże cudowna szata sprawiedliwości, zakrywająca przed świętymi oczami mego Sędziego wszystkie moje grzechy i brudy!"

 

 

Patrząc na młodego człowieka, który pewnego niedzielnego poranka wchodził na podium, aby szczerze i prosto opowiedzieć, co wydarzyło się w jego życiu, niewielu mogło sobie wyobrazić przyszłego sługę Bożego. Jego błękitny frak z dużymi pozłacanymi guzikami, świadczący o tym, iż jego właściciel jest zwolennikiem najnowszej mody, był wstrząsającym wi­dokiem dla tego statecznego zgromadzenia. Jednak kiedy opowiedział o swoim na nowo odkrytym pokoju, zapanowała poważna cisza.

 

 

Ktoś powiedział, że pierwsze dwadzieścia cztery godziny po nawróce­niu człowieka mogą zdecydować o przyszłej jakości jego chrześcijaństwa. Chapman złożył natychmiastową obietnicę stania się szczerym naśladowcą Jezusa Chrystusa.

 

W jego "Medytacjach" czytamy:

 

"Zgorszenie krzyża nie ustało. Dopóki nie stałem się obcym dla synów Hagar, która rodzi się w niewolę i której dzieckiem byłem z natury, nie zna­łem Cię i nie wyznawałem. Twoja miłość sprowadziła mnie z drogi ludzi tego świata, zarówno złych jak i pobożnych. Stałem się zgorszeniem dla tych, których opuściłem, nawet dla tych, którzy są z mojego ciała i krwi. Dlaczego byli rozgniewani? Ponieważ, biorąc swój krzyż, stałem się świad­kiem przeciwko nim, chlubiąc się jedynie Tobą i poczytując wszystkich wy­konujących uczynki zakonu, za pozostających pod przekleństwem".

 

 

Pośród tej całej opozycji, pomocą dla Chapmana była miła, duchowa atmosfera Kościoła, żywe zainteresowanie i troska ze strony pastora, które­go miłował, a nawet nieświadomie próbował naśladować podczas mówie­nia kazań, jednak bez powodzenia. Szczególnie cenił sobie cotygodniowe łamanie chleba, dzięki któremu nabierał sił.

 

 

Pastor Evans wcześnie zauważył niebezpieczeństwo duchowej pychy w swoim życiu i teraz, dzięki łasce, stale i szczerze uważał siebie za "mniej­szego niż najmniejszy z wszystkich świętych". Dzięki niemu, młodego Chap­mana ogarnęło głębokie pragnienie bycia tak samo nieznaczącym, aby mógł "zdobyć Chrystusa". Dlatego też zaczął naśladował swego pokornego Mis­trza w niesieniu pomocy biedakom i grzesznikom. Zamiast uczęszczać na wesołe zabawy, jak to wcześniej miał w zwyczaju, wieczory spędzał nie na studiowaniu Biblii, lecz na docieraniu do ludzi cierpiących nędzę w okoli­cach Gray's Inn Lane. To tylko poszerzyło przepaść między nim, a jego dawnymi przyjaciółmi, jak również większością jego krewnych.

 

 

W ciągu trzech lat jego doczesne szansę na zrobienie kariery zwiększyły się; zaczął praktykować jako doradca prawny na swoje własne konto. Jego miły sposób bycia i inteligencja wróżyła mu sukces. Jednak mając dwadzie­ścia dziewięć lat, wiedział, że Bóg powołuje go, aby sprzedał wszystkie swoje posiadłości, rozdał swój majątek i poświęcił cały czas służbie dla Niego.

 

 

Chapman zgodził się zostać pastorem w Kościele Baptystycznym w Barnstable w hrabstwie Devon. Po przybyciu na miejsce zatrzymał się w wyna­jętym pokoju, w skromnym domu leżącym przy bocznej ulicy. Później wy­najął pokój w New Buildings, niedaleko kościoła. Za ścianą jego pokoju była garbarnia, z której wydobywały się najmniej pożądane zapachy.

 

Krewny Chapmana, jedyny, który zechciał odwiedzić go w tym miejscu, wynajął taksówkę, aby dostać się do jego domu. Kiedy dojechali do miesz­kania pod numerem 6, krewny zapewniał taksówkarza, że musiał się pomy­lić, gdyż niemożliwe jest, aby to był dom Roberta Chapmana!

 

 

Jednak Chapman po nawróceniu uświadomił sobie, że dręczącym go grzechem była pycha. Dlatego też, nienawidząc tej cechy, w tym samym mieście, w którym woził swych krewnych powozem z woźnicą i lokajami, teraz postanowił mieszkać w domku dla robotników przy bocznej ulicy. "Moja duma nigdy nie mogła tego przeboleć", wyznał kiedyś.

 

 

Pewnego razu z największą powagą stwierdził, że żałuje, iż tak niewielu jest D.D's (ang. doktor teologii, a także 'down in the dust' - przylgnięty do prochu).

 

"Z pewnością chciałeś powiedzieć, że nie żałujesz", odrzekł nieco zdzi­wiony brat.

 

<(Ależ tak", brzmiała odpowiedź, "Chcę, aby było więcej takich ludzi, których dusza, jak napisano w Psalmie 119:25 'przylgnęła do prochu'. Wtedy też mielibyśmy więcej ożywionych 'według słowa twego'."

 

 

Młody człowiek, w przekonaniu, że Bóg chce, aby jego mały dom był "domem gościnnym" dla chrześcijan, otwierał drzwi na oścież przed każdym, kto do niego przychodził. A kiedy przez jakiś czas nikt się nie poja­wiał, modlił się w tej intencji. Nigdy nie martwił się o to, czy wystarczy dla wszystkich miejsca, gdyż twierdził, że: "Pan zajmie się tym". Tak też było, nikt nigdy nie odszedł od drzwi.

 

 

Chapman miał zwyczaj polerować buty swoich gości. Kiedy niektórzy protestowali, nalegał, mówiąc, iż Jezus kazał nam umywać nogi świętych, a przy dzisiejszej cywilizacji, najbardziej podobną czynnością do tej jest czyszczenie butów.

 

 

Takie panowało przekonanie o obecności miłości w tym skromnym domku, że zagraniczny list z adresem R. C. Chapman, Uniwersytet Miłości, Anglia, doręczony został prosto do jego domu.

 

Pewien gość z Ameryki, który odbył krótki kurs w tej instytucji niebiań­skiego nauczania, opisał, jak Chapman wstawał o trzeciej trzydzieści rano, spędzał całe przedpołudnie na modlitwie i studiowaniu Słowa, przerywając to z konieczności przygotowaniem śniadania, rozpalaniem ognia i innymi domowymi obowiązkami.

 

 

Najbardziej zadziwiające w Chapmanie było to połączenie autorytetu i pokory; wydawało się, że jego interpretacja Pism stanowiła wyrocznię. Jednocześnie, kiedy towarzyszył swemu gościowi w drodze na stację, zwra­cał uwagę na każde jego słowo, tak jakby nie mógł sobie pozwolić na pominięcie czegokolwiek, co mogłoby przyczynić się do głębszego ducho­wego zrozumienia.

 

 

Społeczność Chapmana z Bogiem była bardzo intymna. "Kiedy skła­niam się przed Bogiem, Bóg nachyla się do mnie", twierdził. A także: "Tak jak ojciec i dziecko robią wszystko, aby przypodobać się sobie, tak ja robię wszystko, aby przypodobać się Bogu, a Bóg robi wszystko, aby zadowolić mnie".

 

 

Powiedziano mu o pewnym "perfekcjoniście", który twierdził, iż po­wrócił do stanu Adama, narodzonego bez grzechu i jedynie w chwilach, gdy nie strzeże swojej duszy, istnieje możliwość, że będzie czynił zło.

 

"Stan Adama/", Chapman wykrzyknął z zapałem. "Powrót do stanu Ada­ma! Za nic w świecie nie zamieniłbym się miejscem z Adamem przed Upad­kiem ".

 

 

Chapman pielęgnował braterską miłość. Jeden z jego krewnych, odwie­dzając go, zaglądnął do jego spiżarni i spytał, czy może kupić dla niego trochę żywności. Chapman zgodził się, pod warunkiem, że kupi je u pew­nego sklepikarza, którego wymienił po imieniu. Kiedy ów kupiec, zadowo­lony z wielkości zamówienia dowiedział się, iż ma to być dostarczone Chapmanowi, którego nie cierpiał, nie mógł w to uwierzyć i był całkiem zbity z tropu. Po dostarczeniu zakupów, człowiek, który wcześniej pogardzał Chapmanem, upadł na twarz przed tym mężem Bożym płacząc i prosząc o przebaczenie.

 

 

Kiedy mówiono mu o potknięciu jakiegoś człowieka, Chapman zwykł był mówić: "Chodźmy do naszego brata i powiedzmy mu o tym”. Pewnego dnia jedna z członkiń zboru przyszła do niego, wyrażając swoje zmartwie­nie z powodu postępowania pewnej siostry. Chapman posłuchał, a potem, kiedy ona kontynuowała swoją skargę, wyszedł na chwilę z pokoju. Wracając z płaszczem i Biblią, powiedział : "Wychodzę teraz".

 

"Ależ panie Chapman, ja przyszłam po twoją poradę".

 

"Dam ci ją", brzmiała odpowiedź, "kiedy pójdziesz ze mną do tej siostry. Widzisz, nigdy nie sądzę po pozorach, lecz zawsze muszę wysłuchać obu stron".

 

Z największą niechęcią zborowniczka poszła razem z nim. Po jakimś czasie wspólnej rozmowy całej trójki, z pokorą wyznała, że brakuje jej miłości.

 

 

Jeśli ktokolwiek w jego obecności krytykował kazanie mówcy, jego re­akcją było: "Chodźmy i powiedzmy mu o tym". Natychmiast też podnosił się z krzesła. Taka postawa bardzo skutecznie hamowała dalszą krytykę. W taki sposób jego parafianie zrozumieli, jak bardzo nienawidzi plotkarstwa.

 

 

W innej sytuacji, gdy razem z jednym zborownikiem chodził od domu do domu, spotkał kobietę, która poczuła się w obowiązku porządnie go zbesztać. Przez chwilę słuchał, nie odzywając się. Potem zawołał swego przyjaciela, znajdującego się po drugiej stronie ulicy: "Drogi bracie, posłu­chaj tej siostry; ona mówi mi wszystko, co leży jej na sercu". Nie trzeba chyba mówić, że jej strumień obelg od razu wysechł.

 

 

Bóg sprawił, że życie Jego sługi było długie i pożyteczne. Ostatnie kaza­nie wygłosił w przeddzień swych dziewięćdziesiątych ósmych urodzin. W wieku dziewięćdziesięciu dziewięciu lat Robert Chapman odszedł ze słowami na ustach: "Pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum".

 

 

Bez wątpienia skarbiec literatury chrześcijańskiej byłby bogatszy, gdyby Robert Chapman w duchu samozaparcia, nie zniszczył większości swoich prac. Jednak z pozostałych skromnych źródeł możemy poznać charakter tego człowieka.

 

 

Nasza potrzeba modlitwy jest tak częsta, jak chwile dnia; wraz ze wzrostem duchowości umysłu, nasza nieustanna potrzeba będzie odczuwana przez nas coraz mocniej.

 

 

Kiedy widzimy, że nasze modlitwy i nasza praca jest jak ziarno pszeni­cy, spadające na ziemię, jest to dla nas wielką pomocą.

 

 

Jeśli będziemy szu­kać najpierw śmierci i pogrzebu, będziemy w stanie trwać w cierpliwości; we właściwym czasie na pewno będziemy żąć obfite żniwo.

 

 

Jedną z najlepszych odpowiedzi na modlitwę jest ta, że możemy trwać w modlitwie.

 

 

Aby być mocnymi w wierze, potrzebne są dwie rzeczy - bardzo niskie mniemanie o sobie i bardzo wysokie mniemanie o Chrystusie.

 

 

To, co jest najcenniejsze w oczach Bożych, często nie jest nawet zauwa­żane przez ludzi.

 

 

Aby wznieść się ponad pierwszego Adama, musimy żyć w ostatnim Ada­mie. Wtedy będziemy mogli w duchu użyć słów z Psalmu 8 i mieć wszystkie rzeczy pod swoimi stopami.

 

 

Upadek królestwa jest w oczach Bożych niewielką rzeczą, w porównaniu z rozłamem wśród garstki grzeszników, odkupionych krwią Chrystusa.

 

 

Dobry pracownik nabywa umiejętności poprzez swoje błędy.

 

 

Chrystus dwukrotnie minął się z aniołami. W Swym poniżeniu upadł o wiele głębiej od nich; w Swym wywyższeniu wzniósł się wysoko ponad nich.

 

 

Nie mieć nic i być niczym, to jest bogactwo, uciszenie, odpocznienie.

 

- R. C. Chapman

 

 

 

 

            TO JEST BOGACTWO!

 

            Czy jesteś bogaty w odwieczne skarby?

 

            Kryształowe wazy, złote puchary,

 

            Alabaster - kość słoniową

 

            Kiedyś rzeźbione dla królów;

 

            Olejki panów, ramy wysadzane klejnotami,

 

            Opale, mieniące się barwami,

 

            Rubiny w platynowej oprawie,

 

            Szafiry na twych palcach,

 

            Brylanty, diamenty, które oślepiają,

 

            Tajemnicze szmaragdy koloru morskiej zieleni;

 

            Kute złoto dawnej korony,

 

            Sznury pereł, przekazywane

 

            Z królowej na królową, a teraz dla ciebie,

 

            Aby karmić oczy i zginać kolana.

 

            Napychaj swoje kufry, ile tylko mogą pomieścić

 

            Bezcennych zabawek, srebra, złota,

 

            Bogactwo ponad miarę - posiądź je trzykrotnie,

 

            Jesteś biedny - ja mam Chrystusa!

 

            - M. Snider

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin