TERRY BROOKS NAPAR CZAROWNIC W sk�ad cyklu MAGICZNE KR�LESTWO wchodz�: KR�LESTWO NA SPRZEDA� CZARNY JEDNORO�EC NADWORNY CZARODZIEJ KABA�OWA SZKATU�A NAPAR CZAROWNIC TERRY BROOKS NAPAR CZAROWNIC Prze�o�y� Robert Rogala Dla Lisy, za to, �e by�a zawsze przy mnie, i dla Jill, aby nigdy nie przesta�a wierzy� w sam� siebie. Wszystkie dzieci - poza jednym - dorastaj�. Szybko do- wiaduj� si�, �e b�d� kiedy� doros�e, a Wendy dowiedzia�a si� o tym tak: Kiedy mia�a dwa lata, bawi�a si� pewnego dnia w ogro- dzie: zerwa�a kwiatek i pobieg�a z nim do swojej mamy. Przy- puszczam, �e musia�a wygl�da� zachwycaj�co, bo pani Dar- ling po�o�y�a r�k� na sercu i zawo�a�a: - Ach, dlaczego nie mo�esz pozosta� taka na zawsze?! To by�o wszystko, co sobie powiedzia�y, ale od tej chwili Wendy wiedzia�a, �e musi dorosn��. Zawsze si� o tym wie, kiedy si� ma ju� dwa lata. Dwa lata to pocz�tek ko�ca. J. M. Barrie, Piotru� Pan w t�umaczeniu Macieja S�omczy�skiego, Nasza Ksi�garnia, Warszawa 1958. MISTAYA Na ga��zi starego, bia�ego d�bu, si�gaj�cego niemal same- go nieba, przysiad�a wrona o czerwonych oczach i patrzy�a przez g�ste listowie na zgromadzonych poni�ej ludzi. Na sk�- panej w s�o�cu polanie urz�dzali sobie piknik - takiej w�a�nie nazwy u�y� Holiday. Na bujnej wiosennej trawie rozci�gni�- to jaskrawy obrus i wyk�adano na� zawarto�� kilku koszy- k�w. Wrona przypuszcza�a, �e owo jedzenie mo�e by� dla cz�owieka �r�d�em niema�ej przyjemno�ci. By�y tam tace pe�- ne mi�sa i ser�w, miski wype�nione sur�wkami i owocami, bochny chleba, a tak�e oplecione wiklin� butle ciemnego piwa i sch�odzonej wody. Przed ka�dym po�o�ono talerz, serwetk� oraz kubki i sztu�ce. Po�rodku biesiadnego obrusa ustawio- no wazon polnych kwiat�w. Wi�kszo�� prac wykonywa�a Willow, sylfida o szmarag- dowych w�osach i drobnej, gibkiej figurze. Z o�ywieniem krz�- ta�a si� przez ca�y czas, weso�o zagaduj�c do wszystkich. Za pomocnik�w mia�a psa i kobolda. Ten pierwszy to Aberna- thy, nadworny skryba kr�lestwa Landover, drugi za� - Par- snip, kt�ry przygotowywa� wi�kszo�� posi�k�w na zamku. Qu- estor Thews, siwobrody czarodziej w wytartym i wymi�tym ubraniu, przechadza� si� doko�a i przygl�da� ze zdziwion� min� m�odym ga��zkom i nie znanym mu le�nym kwiatom. Bunion, drugi kobold, ten gro�ny, przed kt�rym prawie nic nie mog�o si� ukry�, gdy� by� w stanie niemal�e wszystko wy- �ledzi�, patrolowa� skraj polany, zachowuj�c nieustann� czuj- no��. Kr�l siedzia� samotnie przy skraju jasnego obrusa. Ben Ho- liday, w�adca Landover, patrzy� gdzie� na drzewa, pogr��o- ny we w�asnych my�lach. Piknik by� jego pomys�em, czym�, co urz�dzano w �wiecie, z kt�rego przyby�. Chcia�, aby inni mogli pozna� ten zwyczaj i do�wiadczy� czego� nowego. Wy- gl�da�o na to, �e maj� z tego wi�ksz� przyjemno�� ni� on sam. Wrona o czerwonych oczach siedzia�a zupe�nie nierucho- mo pod os�on� ga��zi starego d�bu, �wiadoma obecno�ci do- ros�ych, ale tak naprawd� zainteresowana jedynie dzieckiem. Inne ptaki - niekt�re o bardziej ol�niewaj�cym upierzeniu, niekt�re o s�odszym g�osie - fruwa�y po lesie, przeskakuj�c z drzewa na drzewo, beztroskie i swobodne. Ich �mia�o�� i nie- ostro�no�� kontrastowa�a z zachowaniem wrony, kt�ra sta- ra�a si� pozosta� niewidoczna. �adne oczy nie mog�y jej doj- rze� z wyj�tkiem oczu dziecka; poza tym nie mog�a zwr�ci� na siebie niczyjej uwagi. Wrona czeka�a ponad godzin�, a� ma�a j� zauwa�y, a� jej bezg�o�ne wezwania dotr� do niej, a� jej cichy rozkaz zostanie wys�uchany i l�ni�ce zielone oczy zwr�c� si� ku g�rze, w p�mrok listowia. Dziecko chodzi�o woko�o, bawi�c si� to tym, to tamtym, jakby bez celu, ale ju� by�o wi- da�, �e czego� szuka. Jeszcze troch� cierpliwo�ci, upomnia�a siebie czerwonooka wrona. Cierpliwo�� zostanie wynagrodzona. Wtem dziecko znalaz�o si� bezpo�rednio pod jej ga��zi�. Unios�o twarzyczk�, szukaj�c czego� l�ni�cymi zielonymi ocza- mi, i natychmiast to znalaz�o. Oczy ma�ej zatrzyma�y si� na oczach wrony, szmaragdowe na purpurowych, ludzkie na pta- sich. Dosz�o do wymiany s��w, kt�rych nie by�o potrzeby wy- powiada�; podzieli�y si� w ciszy my�lami o �yciu, o pragnie- niach i marzeniach, o pot�dze wiedzy i o dojmuj�cej potrze- bie rozwoju. Dziewczynka sta�a nieruchomo jak kamie�, ze wzrokiem skierowanym ku g�rze; wiedzia�a ju�, �e mo�e si� nauczy� wielu cudownych rzeczy, je�li tylko znajdzie w�a- �ciwego nauczyciela. Wrona o czerwonych oczach zamierza�a zosta� tym nau- czycielem. T� wron� by�a wied�ma Nocny Cie�. Ben Holiday odchyli� cia�o do ty�u, opar� si� na �okciach i pozwoli�, aby od zapachu piknikowych da� zacz�o mu bur- cze� w pustym brzuchu. Od �niadania min�o kilka godzin i przez ten czas powstrzymywa� si� przed zjedzeniem czego- 1 kolwiek. Ca�e szcz�cie, koniec czekania by� ju� bliski. Wil- low z pomoc� Abernathy'ego i Parsnipa rozpakowywa�a po- jemniki i ustawia�a ich zawarto�� na obrusie. Ju� wkr�tce b�d� mogli zacz�� je��. Dzie� by� wymarzony na piknik: niebo by�o czyste i b��kitne, s�o�ce grza�o ziemi� i m�od� traw�, kolejny raz odsuwaj�c w niepami�� wspomnienia o mro�nej zimie. Kwiaty rozkwit�y, a ga��zie drzew ponownie ugi�y si� pod ci�arem li�ci. Zbli�a� si� �rodek lata, dnia wci�� przybywa- �o, a kolorowe ksi�yce Landover goni�y si� po ciemnym nie- bie, coraz bardziej zmniejszaj�c odleg�o�ci mi�dzy sob�. Willow zauwa�y�a, �e na ni� patrzy, i u�miechn�a si� do�, co rozpali�o w nim natychmiast t� sam� mi�o��, jak� czu� za pierwszym razem, jak gdyby znowu spotkali si� o p�nocy w wodach jeziora Irrylyn i ona m�wi�a mu o przeznaczeniu, kt�re doprowadzi�o do ich spotkania. - Mo�e by� tak nam pom�g�, czarodzieju? - warkn�� Aber- nathy do Questora Thewsa, wyrywaj�c Bena z zamy�lenia. Skryba by� najwyra�niej rozdra�niony, �e tamten nie robi nic, aby im ul�y� w przygotowaniach do posi�ku. - Hmm? - Questor oderwa� wzrok od niesamowitego pur- purowo-��tego kwiatu, patrz�c na niego nieobecnym wzro- kiem. Czarodziej zawsze wygl�da� na zamy�lonego, bez wzgl�du na to, czy jego my�li by�y czym� zaj�te, czy nie. - Pom�g� nam! - powt�rzy� ostro Abernathy. - Kto nie pra- cuje, ten nie je, znasz to powiedzenie? - Nie ma potrzeby zaraz si� z�o�ci�! - Questor Thews zo- stawi� swoje badania na rzecz nagl�cej potrzeby uspokojenia przyjaciela. - Poczekaj. To nie tak si� robi! Pozw�l, �e ci po- ka��. Przymawiali sobie jeszcze przez jaki� czas, a� w ko�cu wkroczy�a mi�dzy nich Willow i za�agodzi�a sytuacj�. Ben pokr�ci� g�ow�. Ile� to ju� lat naskakuj� na siebie w ten spo- s�b? Od czasu, gdy czarodziej zamieni� skryb� w psa? Mo�e jeszcze wcze�niej? Ben nie by� tego pewien cz�ciowo dlate- go, �e by� tutaj stosunkowo kr�tko, a cz�ciowo dlatego, �e odk�d opu�ci� Ziemi�, czas straci� dla niego znaczenie. Przyj- muj�c, �e Landover i Ziemia istniej� jako dwa oddzielne �wia- ty, poprawi� si�. Za�o�enie to mia�o charakter raczej metafo- ryczny ni� rzeczywisty. Bo jak�e zdefiniowa� granic�, kt�rej nie wyznaczaj� s�upy graniczne b�d� stosowne pomiary na- niesione na mapy, lecz czarodziejskie mg�y? Jak mo�na od- dzieli� te ziemie, skoro z jednej na drug� przechodzi si�, sta- wiaj�c jeden krok, ale nie mo�na tego dokona� bez magicz- nych s��w b�d� talizmanu? Landover by�o tutaj, a Ziemia tam, po prawej i po lewej stronie, ale to w �aden spos�b nie wyja- �nia�o problemu odleg�o�ci mi�dzy nimi. Ben Holiday przyby� na Landover, gdy jego nadzieje i marzenia zwi�zane z �yciem w starym �wiecie rozsypa�y si� w proch, a rozs�dek ust�pi� miejsca rozpaczy. �Kup magicz- ne kr�lestwo, a odnajdziesz swoje nowe �ycie!" - obiecywa�o og�oszenie w bo�onarodzeniowym katalogu domu towarowe- go Rosen's. �Zosta� kr�lem krainy, w kt�rej bajki twego dzie- ci�stwa staj� si� rzeczywisto�ci�!" Pomys� wydawa� mu si� zupe�nie niewiarygodny, a jednocze�nie nie mia� si�y mu si� oprze�. Decyzja kupna wymaga�a najwy�szego aktu wiary i Ben zdoby� si� na niego. Dokona� zakupu i ruszy� w niezna- ne. Przyby� do miejsca, kt�re nie mia�o prawa istnie�, a jed- nak istnia�o. Landover mia�o w sobie wszystko, czego oczeki- wa�, i r�wnie du�o tego, czego nie m�g� przewidzie�. Posta- wi�o mu zadania, kt�rych nie m�g� sobie wcze�niej wyobrazi�. Ostatecznie da�o mu jednak to, czego pragn��: nowy pocz�- tek, nowe mo�liwo�ci, nowe �ycie. Zaw�adn�o jego wyobra- �ni�. Ca�kowicie go przekszta�ci�o. Wci�� jednak dzia�y si� rzeczy, kt�re go zaskakiwa�y i krzy- �owa�y mu plany. Nie rezygnowa� z pr�b zrozumienia wszyst- kich niuans�w oferowanych przez krain�. Na przyk�ad spra- wa pokonywania czasu. Czas tutejszy r�ni� si� od czasu w jego starym �wiecie; dowiedzia� si� o tym, gdy kilkakrot- nie przechodzi� tam i z powrotem i zorientowa� si�, �e pory roku nie s� z sob� zsynchronizowane. Wiedzia� o tym r�w- nie� st�d, �e w�a�ciwie pobyt tutaj nie mia� na niego wielkie- go wp�ywu. Co� si� r�ni�o w sposobie jego starzenia si� tu- taj. Nie by� to proces ci�g�y. Zmiany nie nast�powa�y w tym samym tempie, minuta po minucie, godzina po godzinie i tak dalej. Trudno by�o w to uwierzy�, ale czasami w og�le si� nie starza�. Wcze�niej si� tego tylko domy�la�, teraz mia� ju� zu- pe�n� pewno��. Wiedz� o tym zawdzi�cza� dedukcji, kt�ra jednak nie opiera�a si� na obserwacji w�asnego tempa starze- nia si�, gdy� nie�atwo by�o je zmierzy� z powodu braku obiek- tywizmu i dystansu. Nie. Pochodzi�a ona z obserwacji Mistai. Rozejrza� si� za ni�. Sta�a z zadart� do g�ry g��wk� przed pot�nym, wiekowym bia�ym d�bem, wpatruj�c si� intensyw- nie w jego ga��zie. Zmarszczy� brwi. Je�li istnia�o s�owo, kt�rym mia�by opisa� sw� c�rk�, prawdopodobnie by�oby nim w�a�nie to: intensywno��. Do wszystkiego podchodzi�a z de- terminacj� jastrz�bia szukaj�cego �upu. Nic nie by�o w stanie rozproszy� jej uwagi b�d� jej zdekoncentrowa�. Gdy skupi�a si� na czym�, oddawa�a temu ca�� dusz�. Mia�a fantastyczn� pami��, kt�ra prawdopodobnie ��da�a od niej, aby studiowa- �a ok...
Honakura