PAŃSTWO JEST SŁABE.pdf

(106 KB) Pobierz
http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/aktualnosci/3239998,akt
Kaczyński: nie jest "byczo", państwo jest słabe
dzisiaj, 06:36
Źródło: Onet.pl
Jarosław Kaczyński, fot. PAP
O tym, że nigdy nie
miał planów
prezydenckich, a
wygrana Bronisława
Komorowskiego będzie
tylko poszerzeniem
władztwa Donalda
Tuska. O różnicach
poglądów i wizji
prezydentury z
kandydatem PO, do
której należy m.in.
walka z korupcją i o
tym, że chciałby
kontynuować politykę
Lecha Kaczyńskiego,
mówi w pierwszej
części wywiadu dla
portalu Onet.pl
Jarosław Kaczyński,
kandydat PiS na
prezydenta, były
premier, prezes PiS. Z
Jarosławem
Kaczyńskim rozmawia Jacek Nizinkiewicz.
Jacek Nizinkiewicz: Panie prezesie, jak się czuje pana mama?
Jarosław Kaczyński: Mama przechodzi rehabilitację. Bardzo powoli wraca do zdrowia. Oczywiście,
gdyby nie tragiczna wiadomość o moim bracie, wychodzenie z choroby byłoby prostsze.
Mama wsparła pana w wyborze dotyczącym startu w wyborach?
Moja mama, moja rodzina, ja sam jesteśmy w wyjątkowo trudnym momencie, a sytuacja wymagała
szybkich decyzji. Musiałem je podjąć, to była moja odpowiedzialność. Powiem szczerze, wolałbym już
na ten temat nie mówić.
A jak pan się czuje, panie prezesie? W jakiej jest pan formie psychicznej? Czy pan na
pewno jest w kondycji, która umożliwia panu kandydowanie?
Czuję się tak, jak zapewne czuje się każdy, kto stracił najbliższych. Dlatego bardzo proszę raz
jeszcze, nie kontynuujmy już tych osobistych wątków.
Decyzja o kandydowaniu na urząd prezydenta była pańską samodzielną decyzją, czy ktoś
panu doradzał, przekonywał pana do niej? Czytając pana wypowiedzi sprzed lat, nawet te
sprzed lat 20. i więcej, nie znalazłem wypowiedzi, w której wykazuje pan pragnienie
zostania prezydentem.
To prawda, nigdy nie miałem takich planów. To jednak jest sytuacja nadzwyczajna. Decyzje
podjąłem po konsultacjach, czego nie będę ukrywał, namowach moich politycznych przyjaciół oraz
309475622.003.png 309475622.004.png
osób, które dotąd nie były związane z moim ugrupowaniem. Bardzo liczę się z ich opiniami i w tym
przypadku przychyliłem się do nich.
Dlaczego przychylił się pan do decyzji o kandydowaniu w wyborach prezydenckich?
Bo Polska, w której władza troszczy się o obywatela i o państwo jako całość a nie jest tylko władzą
dla samej siebie jest dla mnie najważniejsza. Tak zawsze było. Tak zawsze myślałem. Dla mnie
rozwój Polski, jej modernizacja, pomyślność, są priorytetem – życiowym celem, który świadomie
wybrałem. Wygrana Bronisława Komorowski ma być tylko poszerzeniem władztwa Donalda Tuska. A
jak wiadomo, monopol władzy nie przynosi niczego dobrego.
O jakim monopolu pan mówi? PiS rządziło, gdy prezydentem był Lech Kaczyński,
podobnie jak sprawowało władzę SLD, gdy głową państwa był Aleksander Kwaśniewski.
Mówię o monopolu jednej formacji politycznej, która jest poza jakąkolwiek kontrolą. Mam tu na
myśli nie tylko instytucje państwa, ale także media. To jeden z członków komitetu honorowego
Bronisława Komorowskiego mówił o przyjaciołach w jednej i drugiej telewizji oraz nawoływał do
zdobycia "przyjaciół" jeszcze w trzeciej. PO nie pozostała głucha na te apele. Dziś widać, że bardzo
chce telewizji publicznej po swojej stronie. To, co grozi nam dzisiaj, to sytuacja, w której możemy
mieć całkowite wyłączenie mechanizmów kontroli nad władzą. A to nie jest sytuacja dobra.
Dlaczego prezydentura Komorowskiego i rządy Tuska niosą z sobą takie zagrożenia, a
pańskie rządy i prezydentura Lecha Kaczyńskiego była od tego wolna?
Dziś widać, że PO ulega pokusie władzy absolutnej, wyjętej spod kontroli, mogącej właściwie
wszystko.
A co mogą przynieść, według pana, monopolistyczne rządy, jak pan sugeruje, PO z
Bronisławem Komorowskim jako prezydentem?
Byłoby lepiej, żeby takich rządów nie było.
Ale dlaczego, bo wcześniejsza argumentacja jest mało przekonująca.
Dlatego, że władza niekontrolowana jest zawsze władzą złą. Władza totalna nie rozwija, nie
polepsza, nic nie robi, bo po prostu nie musi. Jedynym jej zadaniem jest utrzymanie status quo. A to
nie jest dobre. Polsce potrzebna jest modernizacja, a nie gra na przeczekanie. Kropka.
Interesujące byłoby rozwinięcie po kropce, ale zapytam inaczej. W czym pan, jako
prezydent, byłby lepszy i dlaczego Polska miałaby potrzebować akurat pana jako
prezydenta?
Dlatego, że ja jestem człowiekiem, który nie chce być od żyrandoli i ładnych wnętrz. Bronisław
Komorowski, godząc się na start w tych wyborach, zaakceptował wizję prezydentury jaką ma Donald
Tusk. To było widać, gdy Bronisław Komorowski asystował premierowi Tuskowi w wizytach na wałach
przeciwpowodziowych. Tusk grał pierwsze skrzypce, pan Komorowski był jego cieniem. Ja uważam, że
urząd prezydenta jest urzędem niezwykle ważnym. W dodatku o najsilniejszym mandacie
społecznym.
Słowa o żyrandolu są słowami Donalda Tuska, a nie Bronisława Komorowskiego, pod
którymi Komorowski się nie podpisał.
Ale można przyjąć, że akceptuje tę postawę i to nie jest dobre z punktu pełnienia funkcji
prezydenta, to po pierwsze. Kolejną rzeczą jest element kontroli, o którym mówiłem. Pan Komorowski
był zawsze przedstawicielem bardzo skrajnego skrzydła PO. To on był przeciwko koalicji PO z PiS, ale
też, jako jedyny z PO, był przeciwko rozwiązaniu WSI. Nigdy też nie zwalczał tego bardzo złego
politycznego języka, tej "palikotyzacji" polskiego języka, a wręcz bronił swojego przyjaciela,
politycznego druha pochodzącego z Biłgoraja. Stwierdził nawet, że wycofa się z wyborów, gdy jego
przyjaciela spotka ze strony Platformy jakaś kara. Komorowski jako marszałek Sejmu powinien ten
język powściągać, a broniąc swojego przyjaciela, de facto ten język wspierał. Jest też kwestia
respektowania dobrych obyczajów, jakie dotąd obowiązywały w Sejmie. Zanim pan Komorowski
został marszałkiem Sejmu, regułą było, że marszałek, mimo swojego partyjnego pochodzenia, starał
309475622.005.png
się, by wszystkie polityczne barwy były sprawiedliwie reprezentowane. Marszałek Komorowski tę
zasadę zakwestionował, powodując, że Sejm stał się faktycznie maszynką do głosowania działającą
na zamówienie rządu. To źle zapowiada jego ewentualną prezydenturę.
Ale przypomina pan sobie Ludwika Dorna, marszałka PiS, któremu również wiele można
było zarzucić?
Marszałek Komorowski, kierując obradami Sejmu, pokazał, że nie jest człowiekiem kompromisu. A
Polsce dla rozwiązania najważniejszych spraw kompromis jest potrzebny. Poza tym jest między nami
wiele różnic programowych. Ja jestem zwolennikiem publicznej służby zdrowia jako obowiązującego
modelu opieki zdrowotnej, tak, aby wszyscy, bez względu na zasobność portfela czy status społeczny,
mieli takie same szanse na ratowanie zdrowia czy życia. Marszałek jest za prywatyzacją szpitali, która
równy dostęp do opieki zdrowotne z pewnością ograniczy. Ja jestem zwolennikiem zrównoważonego
rozwoju kraju, tak, aby osoby mieszkające w miastach średniej wielkości i na wsi miały równe szanse
z mieszkańcami metropolii. Pan Komorowski reprezentuje koncepcję zwaną modelem lokomotyw, w
której chodzi o koncentrowanie się na metropoliach kosztem reszty kraju. To jest zły model i to jest
wielka różnica między nami. Pan Komorowski jest zdecydowanym zwolennikiem prywatyzacji prawie
wszystkiego, ja uważam, że są tzw. srebra rodowe, które z uwagi na interes państwa, powinny zostać
pod jego kontrolą.
Nie słyszałem o takich planach kandydata PO.
Różnią nas też takie rzeczy jak chociażby sytuacja, gdy Bronisław Komorowski był całkowicie bierny
wobec takich wydarzeń jak próby stosowania cenzury wobec prac magisterskich, które mogą się
podobać lub nie.
Uściślijmy, mówi pan o książce Pawła Zyzaka, autora książki "Lech Wałęsa. Idea i
historia", w której pisze o przywódcy Solidarności, że był współpracownikiem SB,
"obszczymurkiem" i był "miałki intelektualnie", za co sąd przyznał 20 tysięcy złotych
odszkodowania Annie Domińskiej, córce Lecha Wałęsy, w związku z naruszeniem dóbr
osobistych córki byłego prezydenta.
W całej tej sytuacji najbardziej dziwiło mnie to, że za recenzowanie pracy magisterskiej
niespodziewanie zabrali się politycy.
Ale w jaki sposób Bronisław Komorowski zajmował się cenzurowaniem pracy
magisterskiej?
On nigdy nie odciął się od takich działań. Nie protestował, gdy pani minister Kudrycka powiedziała,
że musi być przeprowadzona kontrola na jednym z wydziałów Uniwersytetu Jagiellońskiego – taka
kontrola byłaby rzeczą niezwykłą, prawda?
Wycofano się z tej kontroli.
Ale to był pomysł kompromitujący jego autorów. Tego typu przykłady można by mnożyć. Bronisław
Komorowski jest zwolennikiem bardzo nieasertywnej polityki zagranicznej, która jest prowadzona
przez rząd Donalda Tuska. Ostatnim przykładem tego jest to, że strona polska nie wystąpiła do władz
rosyjskich o przejęcie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Teraz śledztwo prowadzą Rosjanie,
ale mogli je prowadzić również Polacy. Tak mogłoby być, gdyby Polska zwróciła się do Rosji, a władze
rosyjskie wyraziłyby zgodę. A powinny wyrazić zgodę w sytuacji, gdy ginie prezydent innego państwa
i wielu bardzo ważnych ludzi.
Ale zdaje pan sobie sprawę, że w świetle przepisów konwencji chicagowskiej, to śledztwo
nie mogłoby zostać nam przekazane.
Panie redaktorze, ja świetnie wiem, że w ramach tej konwencji już abstrahuję czy ona powinna
być tutaj użyta, bo jest jeszcze porozumienie rosyjsko–polskie z 1993 r., do którego w ogóle się nie
odwołano Donald Tusk miał pełne prawo zwrócić się do Rosjan o przekazanie postępowania
wyjaśniającego. Rosjanie nie musieli się na to zgodzić, bo nie mają takiego obowiązku, ale mogli
wyrazić zgodę i byłby to gest dobrej woli, zrozumiały w obliczu tej wielkiej tragedii.
309475622.006.png
Zaraz wrócimy do katastrofy smoleńskiej. Ale proszę powiedzieć jeszcze o różnicach
między panem, a Bronisławem Komorowskim.
Gdy byłem premierem, duży nacisk kładłem i były tego efekty, na polepszenie sytuacji rolników i
polskiej wsi. Teraz na wsi sytuacja jest gorsza. Mam wrażenie, że w sprawach wsi mamy daleko
odmienne poglądy, choćby KRUS, system może niedoskonały, ale jednak bardzo korzystny dla tej
biedniejszej części społeczeństwa.
Wiemy, że marszałek Komorowski nie jest za likwidacją KRUS, tylko za jego gruntowną
reformą.
No może teraz nie jest, ale trzeba sprawdzić jak to było przedtem. Ja zawsze byłem przeciwnikiem
likwidacji KRUS. Dzieli nas też cała sfera polityki socjalnej, bo ja jestem za prowadzeniem jej w
sposób bardzo intensywny, prorozwojowy. Jestem przeciw wykluczaniu tych, którzy nie potrafią sobie
dać rady w nowoczesnym systemie gospodarczym. Niektórzy sądzą, że wobec tego niedostosowani
powinni odpaść z ekonomicznej gry. Dla mnie to droga do wykluczenia słabszych grup, które trzeba
po prostu wzmacniać, edukować, pomóc im się przystosować do konkurencyjnych warunków.
Wykluczenie rodzi koszty społeczne, jakie i tak zapłacą ci najsprawniejsi ekonomicznie. Im powiem,
że zawsze taniej zapobiegać niż leczyć, a z głębi własnych przekonań dodam, że zawsze byłem wierny
zasadzie solidarności społecznej.
Jakie jeszcze różnice jest pan w stanie wskazać?
Zasadniczo różni nas też kwestia podejścia do sfery związanej z szeroko pojętym bezpieczeństwem
energetycznym. Reasumując, są miedzy nami różnice w bardzo wielu kwestiach i często są to różnice
fundamentalne. Wizja Komorowskiego i wizja Kaczyńskiego, to dwie różne wizje. Moja zamyka się w
stwierdzeniu, że Polska jest najważniejsza. Marszałek, mówi, ze zgoda buduje. To jest twierdzenie
słuszne ja też się mogę pod tym podpisać. Tylko, że nie na wszystko zgadzać się należy.
A jaką pan ma wizję modernizacji kraju?
Mam bardzo jasny plan, jak pchnąć Polskę do przodu, czyli jak załatwić te sprawy, które dziś nasz
rozwój blokują takie jak np. brak autostrad, niewydolna służba zdrowia czy biurokracja, która jest
wrogiem przedsiębiorczości. Dziś jest czas na realizację tych planów. Bardzo liczę, że po katastrofie
smoleńskiej nastąpi zmiana języka i zostanie przywrócony dialog. Nie będzie słów o hienach
cmentarnych itd., a usłyszymy język merytoryczny. Na razie nie zauważyłem, żeby marszałek
Komorowski pokazał, że nie chce mieć już nic wspólnego z tamtym dyskursem politycznym, a jeśli
zauważę to będę się bardzo cieszył. To jest kwestia przyszłości i tego, czy Polska powinna pozostać
krajem, który nie zawsze daje sobie radę, czy też …
Polska nie daje sobie teraz rady?
Powódź i katastrofa…
Opady nie są winą rządu.
Oczywiście, że nie są. Ale już brak infrastruktury przeciwpowodziowej jest. To wszystko nie działa
"byczo", tak jak słyszę na obradach RBN.
Na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego słyszał pan, że rząd radzi sobie "byczo" w
związku z powodzią?
Słowo "byczo" nie padło, ale ja to tak podsumowałem.
Państwo nie poradziło sobie z powodzią?
Jest lepiej niż było w 1997 r., ale to żadne pocieszenie. Powódź znowu pokazała słabość państwa.
Jeszcze jedna różnica między mną a Komorowskim ja jestem za zdecydowaną walką z korupcją, a
nie za tym, żeby ją łagodzić.
Komorowski ogranicza walkę z korupcją?
309475622.001.png
Komorowski nigdy nie pokazał, że jest za zadekowaną walką z korupcją.
A jeśli pan zostanie prezydentem, to upubliczni pan aneks do raportu o WSI?
Najpierw będę musiał go przeczytać.
Nigdy nie zapoznał się pan z tym aneksem?
Nigdy.
A wie pan, co jest w tym aneksie?
Nie wiem. To były ostatnie dni mojego premierostwa, a ja miałem tyle rzeczy na głowie, że
naprawdę nie miałem czasu czytać aneksu. W chwili, kiedy przestałem być premierem, straciłem też
takie prawo. A ja prawa przestrzegam. Skoro nie miałem prawa czytać tego dokumentu, to go nie
czytałem.
Wracając do marszałka Komorowskiego, mówi pan, że łamał on dobre obyczaje sejmowe,
ale Ludwik Dorn, marszałek PiS do aniołów nie należał.
Być może nie był aniołem, bo w polityce aniołowie bardzo rzadko się pokazują.
Ale pamiętamy, że w panu jest czyste dobro.
Mam nadzieję, że w polskiej polityce któregoś dnia będzie można żartować, bo tylko jedna prof.
Jadwiga Staniszkis ucieszyła się, że żartuję i mam dystans do siebie. Wierzę, że ten poziom żartów
będzie w przyszłości przyjmowany również przez dziennikarzy. Wtedy to był oczywisty żart. Ludwik
Dorn, czy Marek Jurek aniołami nie byli, ale reguł przestrzegali.
A jak reaguje pan na ostatnie słowa prof. Władysława Bartoszewkiego, czy Andrzeja
Wajdy?
W ogóle nie reaguję, proszę zdjąć ten temat z porządku dziennego. Nie mam zamiaru o tym
rozmawiać.
Wracając do tematu prezydentury, czy pan chciałby żeby pańska prezydentura była
kontynuacją prezydentury Lecha Kaczyńskiego?
Oczywiście. Brat zrobił bardzo dużo dobrego dla Polski, zarówno jeśli chodzi o umacnianie pewności
siebie Polaków jak i o odbudowę ich świadomości historycznej. Ja przypomnę, że za prezydentury
Aleksandra Kwaśniewskiego Order Orała Białego dostawali ludzie, którzy nie zawsze służyli Polsce.
Prezydent Kwaśniewski odznaczył chociażby Barbarę Skargę, Jacka Kuronia, Jana
Karskiego, Leszka Balcerowicza, Zbigniewa Brzezińskiego, pośmiertnie Władysława
Andersa i wielu innych zasłużonych dla naszego kraju.
Zgoda, chylę czoła, ale wielu innych też dostawało. Mój brat słuchał ludzi, bardzo ożywił urząd
prezydenta pod względem intelektualnym, spotykając się regularnie z intelektualistami. Doradzał mu
m.in. prof. Michał Kleiber, który nie jest związany z naszym środowiskiem. Również bardzo
zaangażował się w sprawy społeczne, chciał sprawiedliwości socjalnej dla różnych grup obywateli.
Lech Kaczyński prowadził skuteczną, spójną politykę zagraniczną, w ramach której do dziś możemy
załatwiać swoje interesy. Wbrew temu, co mówili krytycy, potrafił również dobrze obronić polskie
sprawy w Unii Europejskiej.
Ale pamiętamy wynegocjowanie Traktatu Lizbońskiego, a później niepodpisywaniem go
przez długi czas, pamiętamy rezygnację na spotkaniu Trójkąta Weimarskiego.
Jeżeli ktoś chce prowadzić politykę zagraniczną na zasadzie, że jak go w "Le Monde", czy
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pochwalą, to jest dobrze, a jak go zganią, to jest źle, to lepiej, żeby
się czymś innym zajął.
Ale nie uważa pan, że Lech Kaczyński zaniedbał spotkanie na szycie w Weimarza?
309475622.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin