Neels Betty - Ślub Matyldy.rtf

(899 KB) Pobierz

Betty Neels

 

Ślub Matyldy


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Doktor Henry Lovell przyglądał się swojej rozmówczyni, uważnym wzrokiem badając każdy szczegół jej wyglądu. Włosy bez określonego koloru splecione we francuski warkocz, delikatnie upudrowany mały nos, usta bez śladu szminki. Co do reszty, niewiele mógł powiedzieć, bo ani figura dziewczyny, ani jej strój nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Były, jak i ona sama, przeciętne i nie rzucające się w oczy.

Ta pospolitość ostatecznie przesądziła sprawę na jej korzyść. Doktor uznał, że taka spokojna, stonowana osoba nie wprowadzi niepotrzebnego zamętu do jego uporządkowanego świata, więc bez obaw może przyjąć ją do pracy. Co prawda nie była wymarzoną kandydatką na recepcjonistkę, ale też żadna z jej poprzedniczek nie wypadła lepiej. Zresztą, i tak nikt nie był w stanie zastąpić nieodżałowanej panny Brimble, która po latach sumiennej pracy zdecydowała się przejść na emeryturę.

Matylda Paige doskonale zdawała sobie sprawę, że jest oglądana i oceniana. Nie przeszkadzało jej to ani nie peszyło, bo sama również przyglądała się badawczo mężczyźnie za biurkiem. Na oko był dobrze po trzydziestce, ale jego potężna sylwetka zachowała jeszcze młodzieńczą gibkość. Twarz miał bardzo przystojną, choć surową. W twardym wyrazie głęboko osadzonych oczu, w zdecydowanej linii nosa nie dostrzegła śladu łagodności. Osoba lękliwa albo nazbyt wrażliwa mogła czuć przed nim respekt, jeśli nie wręcz obawę. Matylda niczego podobnego nie odczuwała. Może dlatego, że pół godziny wcześniej, gdy spojrzała na doktora pierwszy raz, natychmiast zakochała się po uszy.

Czy może pani zacząć już od poniedziałku?

Oczywiście!odparła tonem pilnej uczennicy. Bardzo żałowała, że ani razu się do niej nie uśmiechnął.

Wielkodusznie mu to wybaczyła. Przecież mógł być zmęczony albo nie zdążył zjeść śniadania. To drugie było mało prawdopodobne, bo Matylda wiedziała z pewnego źródła, że doktor Lovell ma bardzo dobrą gospodynię. I że, niestety, jest zaręczony.

A co to za niesympatyczna pannica, ta jego narzeczona!opowiadała Matyldzie sklepikarka, pani Simpkins.

Jakiś czas temu wybranka doktora bawiła u niego z dłuższą wizytą i bardzo niepochlebnie wyrażała się o miasteczku. Podobno miała nawet czelność nazwać je wiochą zabitą dechami.

Wyobraża sobie panienka coś podobnego?!Pani Simpkins nie kryła świętego oburzenia. – A jaka niegrzeczna, zarozumiała! Była u mnie ze dwa razy ze swoim bratem. Oboje narzekali, że nie mam jakiegoś tam francuskiego sera. O, jakich rarytasów się im zachciewa! Doktor tyle lat u mnie kupuje i nie kręci nosem. Porządny z niego człowiek, bo i cała rodzina porządna. Aż żal pomyśleć, że oczy utopił w takim byle czym!

Fakt, że żal. Patrząc na swojego przyszłego szefa, Matylda nie mogła nie zgodzić się z panią Simpkins. Kiedy spostrzegła, że lekarz ukradkiem zerka na zegarek, szybko wstała z krzesła. On również się podniósł, uścisnął jej rękę i nawet odprowadził do drzwi gabinetu.

Stojąc już na chodniku, Matylda jeszcze raz obejrzała dom Lovellów. Był to ładny, stary budynek w stylu królowej Anny, zbudowany z czerwonej cegły i oddzielony od głównej ulicy misternie kutym ogrodzeniem. Lovellowie mieszkali tu od pokoleń, niezmordowanie służąc obywatelom miasteczka swą wiedzą medyczną. Zawód lekarza przechodził bowiem w tej rodzinie z ojca na syna. Matylda musiała przyznać, że ostatni spadkobierca rodzinnej tradycji wyjątkowo się udał, i to nie tylko pod względem urody. Wszyscy, z którymi rozmawiała, wyrażali się z uznaniem o jego fachowości. Ludzie mówili, że swego czasu odrzucił intratne propozycje znanych londyńskich szpitali. Wolał zostać w miasteczku i przejąć praktykę po ojcu.

Matylda ruszyła główną ulicą. Co jakiś czas któryś z przechodniów kłaniał się jej, a ona odpowiadała na pozdrowienia z nieśmiałym uśmiechem, bowiem wciąż jeszcze czuła się obco w Much Winterlow.

Położone pośród pól miasteczko rzeczywiście mogło uchodzić za dużą wieś. Okolica jakimś cudem umknęła uwagi zachłannych przedsiębiorców budowlanych, więc sielski krajobraz nie został zeszpecony koloniami nowoczesnych domów. Być może inwestorzy przeoczyli miasteczko, gdyż leżało z dala od głównych dróg. Ta izolacja sprawiła, że mieszkańcy podchodzili z rezerwą do przyjezdnych. Nie zrobili wyjątku nawet dla rodziny wielebnego Paige’a, który przeniósł się do Much Winterlow po przejściu na emeryturę.

Któryś z przyjaciół zaproponował mu wynajęcie małego domu na skraju miasteczka, a wielebny bez wahania przyjął tę ofertę ze względu na niewygórowaną cenę. Po latach spędzonych w dużej, tętniącej życiem plebanii nowe lokum wydawało się pastorowi trochę ciasne, ale spokój i piękno okolicy rekompensowały mu tę niedogodność. Pastor znalazł tu idealne warunki, by poświęcić się pracy nad swoją książką...

Doszedłszy do końca ulicy, Matylda ujrzała swój nowy dom. Skromny, czworokątny budynek z cegły, niewart, by spojrzeć nań drugi raz. Jej matka, gdy stanęła przed nim po raz pierwszy, wybuchnęła łzami. Matylda zauważyła wtedy przytomnie, że powinni dziękować opatrzności, iż w ogóle udało się znaleźć dom, na który było ich stać.

Nie przeczę, że ten dom jest brzydki. Wygląda jak pudełko, ale ładny, wypielęgnowany ogródek na pewno doda mu urokupowiedziała pełna otuchy.

Matka przyjęła tę uwagę chłodno.

Ty zawsze jesteś taka rozważna, Matyldo!rzekła. Całe szczęście, że Matylda taka była. Jej matka co krok dawała do zrozumienia, że nie zamierza zaakceptować nowej sytuacji. Do niedawna wiodła wygodne i dostatnie życie małżonki kościelnego hierarchy zarządzającego kilkoma parafiami. Wprawdzie poprzednia plebania była za duża jak na potrzeby trzyosobowej rodziny, ale większość obowiązków domowych wzięła na siebie Matylda. Gdyby nie to, pani Paige nie miałaby czasu udzielać się towarzysko. Pozycja żony pastora zapewniała jej, prócz szacunku parafian, także liczne rozrywki. Teraz zaś, gdy przyszło jej żyć w prowincjonalnej mieścinie, i to w dodatku licząc każdy grosz, czuła się rozgoryczona. ..

Zanim Matylda weszła do domu, przez chwilę patrzyła na żałośnie zaniedbany ogródek. Postanowiła niezwłocznie go uporządkować, korzystając z ostatnich dłuższych dni.

Już jestem!zawołała, wchodząc do środka. Ponieważ nikt nie odpowiedział, poszła zapukać do gabinetu ojca.

Wielebny Paige pochylał się nad biurkiem, i choć był mocno pochłonięty pisaniem, podniósł głowę znad notatek.

Matyldo, czy to już pora na lunch?zapytał roztargniony. – Ja zaraz kończę...

Pochyliła się i czule pocałowała go w siwą głowę. Pastor był człowiekiem łagodnym, poczciwym i bardzo oddanym rodzinie. Potrafił cieszyć się tym, czym obdarzył go los, i nigdy nie przywiązywał nadmiernej wagi do kwestii materialnych. A zwłaszcza nie martwił się o pieniądze ani o to, jak je zdobyć. Wprawdzie nie planował tak wczesnej emerytury, gdy jednak zły stan zdrowia uniemożliwił mu dalszą pracę, przyjął to z pokorą.

Jako człowiek z natury uległy, szybko przystosował się do nowych warunków życia. Nie mógł jednak nie zauważyć, że żona, której był bardzo oddany, czuła się zagubiona i nieszczęśliwa. Miał wszakże nadzieję, że z czasem także i ona przywyknie do nowej sytuacji.

Zupełnie inaczej rzecz się miała z Matyldą, która nigdy nie przysparzała rodzicom zmartwień. Odmianę losu przyjęła bez sprzeciwu, zapowiedziała jedynie, że poszuka pracy, by w ten sposób zasilić ich domowy budżet. Po skończeniu szkoły zapisała się na kurs dla sekretarek. Nauczyła się tam maszynopisania, stenotypii, obsługi komputera oraz podstaw księgowości, ale nigdy dotąd nie miała okazji wykorzystać swoich umiejętności. Zamiast pójść do pracy, musiała zostać w domu, gdyż pani Paige bezustannie potrzebowała jej pomocy. Tak było do dnia, gdy pani Simpkins wspomniała mimochodem, że miejscowy lekarz szuka recepcjonistki...

Matylda obiecała ojcu, że za chwilę przyniesie mu filiżankę kawy. Idąc do kuchni, postanowiła poszukać matki.

Znalazła ją w sypialni, zajętą uważnym kontemplowaniem własnej urody. Swego czasu pani Paige była rzeczywiście ładna, jednak wyraz wiecznego niezadowolenia oraz pełne troski zmarszczenie brwi skutecznie szpeciły skądinąd przyjemne rysy twarzy. Widząc w lustrze wchodzącą córkę, odezwała się z wyrzutem:

Najbliższy fryzjer jest szmat drogi stąd! I co ja teraz zrobię?Po tym pytaniu zrobiła dramatyczną pauzę, a nie doczekawszy się reakcji ze strony Matyldy, dodała:No tak, ciebie to nie obchodzi. Ty jesteś taka... przeciętna!

Matylda przysiadła na brzegu łóżka i spojrzała na matkę. Oczywiście, kochała ją na swój sposób, jednak w takich chwilach wyraźnie widziała cały jej egoizm. Matka była okropnie rozpieszczona, co po części było winą ojca, a po części dziadków, którzy nieprzytomnie kochali swą jedynaczkę.

W dzieciństwie Matylda nie nawiązała z matką uczuciowego kontaktu, gdyż posyłano ją do szkól z internatem. Przyjmowała to bez protestu, uznając, że widocznie tak musi być. Akceptowała skąpo okazywaną miłość ojca, niemal całkowity brak zainteresowania ze strony matki oraz wszystkie blaski i cienie życia na plebanii. Pomagała w szkółce niedzielnej, udzielała się w Stowarzyszeniu Matek, przygotowywała doroczne kiermasze dobroczynne oraz loterie fantowe... Jednak tamto życie było już tylko wspomnieniem.

Dostałam pracę w gabinecie lekarskimpowiedziała po chwili milczenia. – Będę pracowała na pół etatu, rano albo wieczorem, więc nada! mogę pomagać mamie w domu.

A ile będziesz zarabiała?zainteresowała się pani Paige. Kiedy zaś usłyszała sumę, stwierdziła rozczarowana:Cóż, to niewiele.

Tyle dostanę na początek.

Lepsze to niż nic. Zresztą, tobie i tak niewiele potrzeba.

Zgadza się. Prawie wszystko, co zarobię, przeznaczę na utrzymanie domu. A jeśli coś zostanie, weźmiemy kogoś, kto pomógłby mamie trochę w domu.

To chyba oczywiste, skoro ty masz zamiar cały dzień siedzieć w pracy!Pani Paige sprawiała wrażenie urażonej. Zaraz jednak rozpogodziła się i zapytała przymilnie:A pomyślałaś o jakimś kieszonkowym dla mnie? Wiesz, chciałabym wyglądać jak żona pastora, a nie zapuszczona kura domowa.

Rozumiem, mamo, i obiecuję, że coś wymyślimy. Jednak wolałabym nie mieszać w to ojca.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin