Garwood Julie - Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty - Wielka Wygrana.doc

(406 KB) Pobierz
Rozdział 1

Julie Garwood

Wielka wygrana

 

Rozdział 1

 

- Mamo, czy Michael musi stale nosić ten ręcznik? - wymamrotała Summer Matthews. Uklękła naprzeciw trzyletniego braciszka i patrząc mu prosto w oczy, zapięła agrafkę w taki sposób, by znajdowała się tuż pod jego brodą.

- Bez mojej peleryny nie mogę być Supermanem. - Chłopczyk zmarszczył nos i rozsiane na nim piegi połączyły się w brązową smugę. - Każdy głupi wie, że żeby być Supermanem, potrzebuje się nosić pelerynę - dodał tonem sugerującym, że jego starsza siostra jest całkiem nierozgarnięta.

- Ty oczywiście o tym wiesz, kochanie - powiedziała ich mama. - Tylko nie mówi się „potrzebuje się nosić", a „trzeba nosić".

Summer uniosła wzrok i stwierdziła, że matka grzebie w swojej ogromnej torbie. Znowu zgubiła klucze, pomyślała córka z rozpaczą.

- Niech przynajmniej zdejmie te dziwaczne buty, kiedy jest w domu. - Summer jęknęła i zwróciła się do brata, rozpościerając na jego wąskich ramionkach jaskrawoczerwony ręcznik. - Zimowe buty są świetne, kiedy chcesz się bawić na śniegu, Michael. Ale teraz mamy czerwiec.

Sądząc z naburmuszonego wyrazu twarzy chłopca, jej chłodna logika nie wywarła na nim najmniejszego wrażenia. Spróbowała dotrzeć do niego inaczej.

- Jeżeli nie pozwolisz swoim stopom oddychać, uschną ci i odpadną - ostrzegła go złowróżbnym tonem.

Groźba także nie odniosła skutku. Jej mały braciszek nie dawał się zastraszyć.

- Superman zawsze nosi czerwone buty - stwierdził. Wywrócił oczami, spojrzawszy w sufit, zupełnie tak samo jak dziadek, gdy chciał pokazać, że jest zirytowany, i wojowniczo skrzyżował ramiona na piersi. Najwyraźniej jest nie w humorze, uznała Summer i westchnęła, dając za wygraną.

- Summer, nie drażnij się z bratem - zwróciła jej uwagę matka, wyjmując z torby rozmaite przedmioty.

- Już nic nie mówię. A twoje klucze są w jadalni na stole - dodała Summer po namyśle. - Właśnie mi się przypomniało, że je tam widziałam.

- Ach, tak.  Oczywiście! - wykrzyknęła matka z uśmiechem. - Michael, bądź grzecznym chłopczykiem i słuchaj siostry. Summer, nie zapomnij podać dziadkowi o trzeciej lekarstwa. Stoi na lodówce.

- Powiedz jej, że muszę nosić buty - zażądał Michael.

- Oczywiście, że musisz nosić buty - zgodziła się mama. - Ale zdejmij je na czas drzemki.

- Twoje na wierzchu, maluchu - powiedziała Summer.

Uściskawszy syna i cmoknąwszy córkę w policzek, matka chwyciła klucze i wypadła z mieszkania. Gdy zostali sami, Summer zwróciła się do brata:

- Chodź, przygotuję ci lunch.

- Nie. - Była to automatyczna odpowiedź, którą chłopak ostatnio zbywał wszystkie propozycje. Summer, nie zwracając na to uwagi, weszła do kuchni. Michael podreptał za nią i stanął w drzwiach, przyglądając się, jak siostra szykuje kanapkę.

- Nie jestem głodny - zaprotestował z uporem, gdy postawiła na stole talerzyk.

- Owszem, jesteś. - Dziewczyna uniosła brata i zanim zdążył zareagować, posadziła na dziecinnym krzesełku. Następnie usiadła naprzeciw niego.

- Nie będę jadł.

Summer udała, że ziewa znudzona, i wzruszyła ramionami. Wiedziała, że chcąc skłonić Michaela, by coś zrobił, powinna zachowywać się tak, jakby jej na tym w ogóle nie zależało. Gdy się ma do czynienia z trzylatkiem, trzeba go umieć podejść psychologicznie.

- Przestań się krzywić - zbeształa go.

Mały spojrzał na siostrę.

- Dlaczego jesteś taka zła?

- Zła? Nie jestem zła, Michael. Niby czemu miałabym być zła? Mam kompletnie zmarnowane lato, ale nie powinnam się z tego powodu złościć, prawda?

Patrzyły na nią ogromne niebieskie oczy; dokładna kopia jej oczu. Chociaż łączyło ich wielkie rodzinne podobieństwo, Michael miał włosy koloru marchewki, zdobiącej jego kanapkę, podczas gdy włosy Summer były złociste.

- Przestań się na mnie gapić i jedz. - Nie była w radosnym nastroju. - Życie nie jest łatwe, Michael. Regina w końcu wymogła na ojcu, żeby nam załatwił pracę w Pizza Paddle, a ja muszę siedzieć w domu z tobą i z dziadkiem!

Dlaczego opowiadam o swoich kłopotach trzyletniemu smarkaczowi? - pomyślała. Dobry Boże, staję się taką samą dziwaczką jak pozostali członkowie rodziny! A jej najbliżsi rzeczywiście byli dziwakami. Doszła do takiego wniosku wiele lat temu, jeszcze zanim wprowadził się do nich dziadek. Kochała członków swej rodziny, ale czasami ich zachowanie ją krępowało.

Ojciec spędzał długie godziny w kwiaciarni i wydawał się bardzo zadowolony z pracy, ale ich dom wyglądał jak ogród botaniczny. Tata twierdził, że przynosi do domu tylko te rośliny, które wymagają „specjalnego traktowania", i Summer to rozumiała, czy musiał jednak do nich przemawiać? Codziennie, podlewając je i użyźniając ich ziemię, chwalił je i zachęcał, by pięknie rosły. Summer była przekonana, że ifudzie spoza rodziny, widząc go przy tym zajęciu, sądzą, że postradał zmysły.

Matka, usiłując pogodzić pracę w kwiaciarni z zajęciami domowymi, była tak bardzo zajęta, że stała się nieco roztargniona. Pewnego dnia pracowała do późna i wstąpiła do supermarketu, by kupić coś na kolację. przyjechawszy do domu, odwróciła się, by sięgnąć na tylne siedzenie po torby z zakupami i ze zdziwieniem i Stwierdziła ich brak. Później przyznała się, że była tak zamyślona, iż zostawiła je w wózku na parkingu.

No i wreszcie dziadek. Calutki czas spędzał w piwnicy, pracując nad swymi wynalazkami. Zamieszkał u syna niedawno, ale doskonale pasował do ekscentrycznej rodzinki. Wkrótce wszyscy przywykli do hałasów dochodzących z piwnicy i przestali na nie reagować.

- Jest ktoś w domu?! - Wołanie od drzwi wyrwało Summer z zamyślenia. A piskliwy głos Reginy Morgan, jej najbliższej przyjaciółki, wywołał na twarzy dziewczyny uśmiech.

- Wejdź! - krzyknęła Summer. - Jesteśmy tutaj.

Regina wpadła do kuchni i zatrzymała się dopiero przy lodówce.

- Głodna? - zażartowała Summer. Jej przyjaciółka była zawsze głodna.

Regina tylko wzruszyła ramionami. Podeszła do stołu, trzymając jabłko w jednej ręce i puszkę gazowanego soku winogronowego w drugiej. Opadła na krzesło z wdziękiem kościstej żyrafy.

- Cześć, Mike. Summer, właśnie wracam z badań i okazuje się, że znowu przybył mi cal wzrostu - wymamrotała z ustami pełnymi jabłka. - Będę wielka jak jakaś amazonka, zobaczysz.

- Wcale nie - odparła Summer ze szczerym współczuciem. Wiedziała, że Regina martwi się swoim wzrostem, i chciała ją podnieść na duchu. Przecież były najlepszymi przyjaciółkami. - Kiedy chłopcy cię dorosną...

- Summer, mam prawie metr osiemdziesiąt wzrostu. - Regina skrzywiła się. - Może powinnam się starać o przyjęcie do chłopięcej drużyny koszykówki.

- Nie bądź głupia. Zabiłabyś się. Masz nieskoordynowane ruchy - odparła jej przyjaciółka z bezbrzeżną szczerością. Wiedziała, że rani uczucia Reginy, ale były ze sobą tak blisko, a poza tym nie mijała się z prawdą. - A zresztą masz zamiar zostać modelką, i zapomniałaś? Modelka powinna być wysoka, chuda i...

- ...płaska jak decha. A taka jestem z całą pewnością. Zmieńmy temat. To przygnębiające. Gdzie są wszyscy? Tak tu cicho.

- Mama i tata pracują w kwiaciarni, a dziadek...

- ...jest w piwnicy - skończyła za przyjaciółkę Regina. Miała zwyczaj kończenia za nią zdań i czasami wyprowadzała ją tym z równowagi, ale nie dzisiaj. - Skończył ten zdalnie sterowany odkurzacz?

Doskonale rozumiała tego starszego pana i nigdy się z niego nie wyśmiewała. Był to jeden z powodów, dla których stała się najbliższą przyjaciółką Summer, a ta była jej za to wdzięczna.

- Chyba tak. Ale jeszcze nie wypróbował go na górze. Dziś pracuje nad łańcuchami do opon samochodowych.

Regina skinęła głową i obydwie się uśmiechnęły.

- Mogę pójść się pobawić z Andym? - zapytał Michael, beknąwszy głośno i z dumą.

Zazwyczaj zaraz po lunchu kładł się zdrzemnąć, ale Summer wolała nacieszyć się Reginą, zanim przyjdzie jej walczyć z bratem.

- Na małą chwilkę, jeżeli skończysz kanapkę - zaczęła, ale on już wybiegł kuchennymi drzwiami.

Spojrzała na przyjaciółkę.

- Ciężka sprawa - powiedziała. - Mama musi przez całe lato pomagać ojcu w kwiaciarni. Pani Nelson wkrótce urodzi dziecko i bierze sobie trzy miesiące urlopu.

- Nie żartuj! A co z pracą w Pizza Paddle?

- Nie będę mogła - wymamrotała Summer.

- Czy ty sobie zdajesz sprawę, ile czasu i wysiłku włożyłam w namawianie mego nieznośnego taty, żeby pozwolił nam tam pracować?

Summer siedziała w milczeniu, rozmyślając o ponurej przyszłości. Nie ma cienia nadziei, uznała. Czy inne piętnastolatki także przesiadują w domu przez calutkie lato? Chyba nie. A przysięgały sobie z Reginą, że właśnie w te wakacje nawiążą nowe przyjaźnie i poznają fajnych, starszych od siebie, chłopaków. Postanowiły zacząć od zmiany powierzchowności. Summer stwierdziła, że jej garderoba jest zbyt młodzieżowa. Pieniądze zarobione w Pizza Paddle miały jej umożliwić kupienie wspaniałych ciuchów. A teraz wszystko na nic. Mama i tata mogli jej płacić zaledwie kilka dolarów tygodniowo za opiekę nad młodszym bratem. Starczy tego na kupno jednej pary dżinsów!

- Będziesz tu kiblować całe lato?

Regina powiedziała to takim tonem, jakby jej przyjaciółka została zesłana na Sybir. I miała rację. Opieka nad Michaelem i dziadkiem z pewnością jest równie ciężka, pomyślała Summer i od razu poczuła się winna.

- A co z naszymi planami? - nie dawała za wygraną Regina. Słysząc, że przyjaciółka jest nie mniej rozczarowana od niej, Summer poczuła się nieco lepiej. - Nie wychodząc z domu, nigdy nikogo nie poznasz. Dlatego praca w Pizza Paddle jest taka obiecująca. W piątek wieczorem przychodzi tam mnóstwo ludzi! Przecież wiesz!

- Wiem, wiem. Ale nic nie mogę na to poradzić. Usiłowałam pogadać z tatą, ale kiedy zaczął ten swój wykład o obowiązkach rodzinnych, wiedziałam, że nic nie wskóram.

- W przyszłym tygodniu będzie zabawa na basenie u Ann Logan. - Regina postanowiła zmienić temat.

- Och, to znakomicie - odrzekła jej przyjaciółka sarkastycznym tonem. „Znakomicie" było ulubionym powiedzonkiem Ann, a Summer bardzo jej nie lubiła.

- Pokazujesz pazurki. - Regina zachichotała. -A wszystko dlatego, że Ann odbiła ci Erica...

- Nie zaczynaj. A poza tym, wcale mi go nie odbiła. Nie chodziłam z nim. Sama to sobie wymyśliłaś.

Ann Logan faktycznie zalazła Summer za skórę. Gdy tylko zorientowała się, że ta interesuje się Erikiem, natychmiast ruszyła do ataku. Chłopiec był całkowicie bezsilny wobec jej wprawnych posunięć. Nie miał szans.

- Myślisz, że ona robi coś z włosami? - zapytała Regina. - Zauważyłam, że ma coraz więcej jasnych pasemek.

- Kogo to obchodzi? Wygląda jak lalka Barbie i z tym swoim plastikowym uśmiechem. I trzepocze rzęsami, jakby miała jakiś nerwowy tik.

- Dla mnie musi być miła. Wciąż się wdzięczy do Gregga.

- Jak twój brat może z nią wytrzymać? Szczerze mówiąc, Michael ma bogatsze słownictwo niż ona. I jest taka... nienaturalna. Nie sądzę, by potrafiła się nad czymś skupić dłużej niż przez dziesięć sekund - powiedziała Summer z wyraźnym niesmakiem.

- Chłopcy lubią, kiedy dziewczyny o nich zabiegają. To nasz problem, Summer. Nie jesteśmy wystarczająco wylewne. W każdym razie jedno jest pewne, zostałam zaproszona na tę zabawę ze względu na Gregga. Obydwie wiemy, że Ann za mną nie przepada. Ona nie lubi żadnej dziewczyny. Może nie powinnam tam iść, skoro ciebie nie zaprosiła.

- Musisz iść. To wspaniała okazja, żeby poznać jakichś nowych chłopców. Z tego, co wiem, będzie tam mnóstwo...

- ...wspaniałych chłopaków - dokończyła Regina, a po chwili dodała: - Wokół niej. Mamy przyprowadzić partnerów. Myślę, że mogłabym zaprosić Carla Bensona. Jest wystarczająco wysoki. Szkoda tylko, że sepleni...

- Wcale nie sepleni - zaprotestowała Summer. -A jeśli czasem mu się zdarzy, to z powodu aparatu na zębach. A poza tym kiedy już tam wejdziesz, będziesz mogła...

- ...go zgubić - zakończyła Regina. - Masz rację. Zaproszę Carla. Szkoda, że ty nie idziesz. Ja... Poczekaj! Mam pomysł! Możesz przyjść z Greggiem.

- Sama nie wiem...

- Weźmie cię z sobą. Mój brat się na to zgodzi - przerwała przyjaciółce Regina z błyskiem w brązowych oczach. - Jest mi coś winien. Powiem mu dziś wieczorem.

- Daj mi się najpierw zastanowić - mitygowała ją Summer.

- Posłuchaj, zgodziłyśmy się co do tego, że należy korzystać z każdej nadarzającej się okazji, żeby zmienić nasz wizerunek. Pustelnicy nie poznają zbyt wielu ludzi. Pomyśl o tym.

- Dobrze już, dobrze.

- Muszę lecieć. Zadzwonię.

- Dobra. - Summer odprowadziła przyjaciółkę do drzwi frontowych, omijając porozrzucane samochodziki i ciężarówki. Większość popołudnia zajmie jej sprzątanie po Michaelu. A on na zrobienie tego bałaganu potrzebował niecałe dziesięć minut.

- Zobaczymy się wieczorem? - zapytała Regina.

- Nie mogę. To wieczór bingo.

- Nieszczęsna Summer... Może dziadek nie będzie miał dziś ochoty na bingo.

Prędzej wyrośnie mi kaktus, pomyślała Summer.

- Nie ma mowy. I nie mów „nieszczęsna Summer" - zażądała. - I bez tego czuję się wystarczająco podle.

 

 

 

Rozdział 2

 

- Summer, kochanie, mówię do ciebie - powiedział jej tata przy kolacji.

- Przepraszam. Rozmarzyłam się - skłamała Summer.

- Te marzenia nie były chyba zbyt miłe, skarbie. Nie chmurz się tak, bo dostaniesz zmarszczek! - ryknął dziadek z przeciwnego końca stołu. Nie dosłyszał i wydawało mu się, że inni mają takie same problemy.

- Zapisałem Michaela na naukę pływania - powiedział tata. - Lekcje zaczynają się jutro. Michael musi być w parku o dziesiątej rano, kochanie.

- Dobrze. Ile czasu trwa nauka? - Summer starała się, by w jej głosie zabrzmiała nuta entuzjazmu.

- Pół godziny dziennie przez dwa tygodnie. Prócz sobót i niedziel, oczywiście.

- A co z dziadkiem?

- Sam sobie poradzę, panienko - powiedział dziadek. - A teraz jedz kolację. Nie mogę się spóźnić na bingo!

To był rytuał. W każdy poniedziałkowy wieczór, bez względu na pogodę, Summer prowadziła dziadka do kościoła oddalonego o dwie przecznice. Podczas gdy on grał w bingo, ona pomagała panu Clancy'emu wprowadzeniu bufetu.

Prawdę powiedziawszy, nie mogła się doczekać owych wspólnych wypraw, chociaż nie przyznałaby się do tego nawet Reginie. A wszystko ze względu na dziadka, który wtedy odżywał. Summer była szczęśliwa, że sprawia mu taką przyjemność.

Skończyła kolację i podeszła do drzwi, gdzie stała cierpliwie dobre dziesięć minut, podczas gdy dziadek gromadził wszystkie niezbędne narzędzia: marker, taśmę klejącą i, oczywiście, dodatkową parę okularów, na wszelki wypadek. Grę w bingo traktował bardzo poważnie.

W końcu był gotowy. Summer wzięła go pod rękę i powoli ruszyli. Wieczór był przyjemny, ciepły, z lekkim wietrzykiem i zapachem kwiatów.

- Dobrze ci się z nami mieszka, dziadku? - spytała Summer.

- Nie nudzę się ani przez chwilę. - Starszy pan roześmiał się. - W całym tym zamieszaniu czuję się zupełnie jak w zoo. Ale to sto razy lepsze niż ten dom starców, od którego wybawił mnie twój tata.

- To przecież ty się upierałeś, żeby cię tam oddać - zaprotestowała Summer. - Tata mówi, że po śmierci babci chciałeś tam zamieszkać. Cieszę się, że ci się tam nie spodobało - wyznała. - I że wprowadziłeś się do nas. Twoje miejsce jest przy rodzinie. - Dziadek się uśmiechnął. Łączyły ich szczególne więzy. Summer mogła mu powiedzieć wszystko, a on nigdy się nie niecierpliwił, chociaż zdarzało mu się zasnąć w połowie zdania. Wcale nie z nudów, zapewniał potem wnuczkę. Po prostu potrzebował odpoczynku.

- Wciąż się dąsasz, bo nie mogłaś pojechać w podróż z tą twoją bogatą koleżanką? - zapytał, nie owijając w bawełnę.

- Dziadku, ja wcale... Dobrze, dąsałam się, ale już mi przeszło - powiedziała z zawstydzonym uśmiechem. - A Mary Lou nie jest bogatą koleżanką. Masz na myśli Reginę.

- Regina, ta wysoka dziewczyna, co ma basen przy domu? - zapytał dziadek. Wnuczka skinęła głową, a on mówił dalej: - Jest sympatyczna, chociaż nie jest Irlandką.

Summer się roześmiała. Dziadek rzeczywiście przywiązywał wielką wagę do pochodzenia.

- Fajnie byłoby być bogatym Irlandczykiem, prawda? - spytała.

- Ty jesteś bogata. Masz kochającą rodzinę i zdrowie. Czy można chcieć czegoś więcej?

Nie zdążyła odpowiedzieć. Dotarli do wejścia do kościoła. Dziadek położył dłoń na żelaznej klamce ciężkich drewnianych drzwi, wyprostował plecy i pełnym godności krokiem wmaszerował do holu, po czym skierował się ku kartom do bingo. Wybrał kilka i Summer pomogła mu zająć miejsce obok Johna Abramsa.

Przy bufecie już się zrobiło tłoczno, więc poszła pomóc panu Clancy'emu. Zbliżywszy się do kontuaru, stwierdziła, że nie jest sam. Obok niego stał najprzystojniejszy z chłopców, jakich dotychczas widziała.

Zamrugała. Właśnie ustawiał duży czajnik, do którego nalał wody, i nie dostrzegł stojącej w drzwiach Summer. Był wysoki i szczupły, ale mocno zbudowany. Zauważyła, że ma szerokie bary. Ciemne kręcone włosy opadały na kołnierz. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe, prosty nos i kwadratowy podbródek upodobniały go do klasycznej greckiej rzeźby, jakie widywała w muzeum.

Od ponad roku była tu jedyną osobą poniżej pięćdziesiątki, więc nic dziwnego, że widok chłopca ją zaskoczył. Kto to jest? - zastanawiała się. Czemu nie włożyłam porządnych spodni, tylko te spłowiałe szorty? I moje włosy! Zamiast je rozpuścić, uczesała się w koński ogon. Wyglądam okropnie!

Nagle zdała sobie sprawę, że stoi jak wryta z rozdziawionymi ustami. Usiłowała się opanować, co okazało się wcale niełatwe.

- Spóźniłam się, panie Clancy? - spytała głosem przypominającym skrzypienie krzesła.

- Wszystko w porządku - odparł rozpromieniony pan Clancy. - Summer, poznaj Davida, wnuka Franksa Marshalla. David, to jest Summer Matthews.

- Miło mi - powiedziała Summer tonem pełnym godności.

David spojrzał na nią i okazało się, te ma zadziwiające zielone oczy. Jest rewelacyjny, pomyślała, a ja wyglądam ohydnie.

- Cześć - powiedział David.

- Zajmijcie się klientami, a ja przygotuję więcej kawy - powiedział pan Clancy.

Na szczęście dla Summer przez następny kwadransa byli bardzo zajęci. Wszyscy chcieli coś przekąsić przed pierwszą turą gry w bingo.

O czym będę z nim rozmawiać? - zastanawiała się przerażona. Do głowy przychodziły jej niezliczone pytania, które mogłaby mu zadać, lecz wszystkie nadawały się raczej do wywiadu dla szkolnej gazetki, a nie do prywatnej rozmowy.

Czy inne dziewczyny też czują się takie niezręczne w obecności chłopców? - zastanawiała się. Ann Logan z pewnością wiedziałaby, co powiedzieć i jak się zachować.

- Do której szkoły chodzisz? - zapytał David, wybawiając ją z kłopotu.

Summer przestała wycierać kontuar ścierką do naczyń i zwróciła się do chłopca.

- Do Regis - wybąkała. Ściszyła głos, by nie przerywać graczom w bingo i spytała: - A ty?

- Do Chalmers.

Była pod wrażeniem. Chalmers był prywatną szkółką dla chłopców. Nic dziwnego, że nie widziała go nigdy przedtem.

- Zdałem do ostatniej klasy. A ty?

- Do drugiej - odparła z uśmiechem. Miała nadzieję, że w jej policzku pojawił się dołeczek. Regina często powtarzała, że to największa ozdoba Summer. - Możemy teraz usiąść i poczekać na przerwę - dodała, pokazując mały stolik do gry w karty, stojący przy ścianie.

Milcząc, usiedli naprzeciw siebie. Summer wciąż była zdenerwowana, dłonie miała wilgotne od potu i modliła się żarliwie, by David tego nie zauważył. Stwierdziwszy, że wciąż ściska ścierkę, położyła ją na stole.

Ale jestem głupia, pomyślała. Przede wszystkim nic go nie obchodzę. Chłopak z Chalmersa, taki przystojny i w dodatku z ostatniej klasy… Summer była pewna, że ma dziewczyn na pęczki. Po prostu starał się być dla niej grzeczny i uprzejmy, skoro razem pracowali. Trochę się odprężyła, bo jeśli i tak nie miała u niego szans, to po co się starać? Będzie naturalna i postara się, by wieczór był jak najprzyjemniejszy. A poza tym i tak nigdy nie potrafiła nadskakiwać chłopcom; to nie było w jej stylu.

Napięcie minęło. Summer zaczęła swobodnie rozmawiać z Davidem o koedukacyjnej szkole, do której uczęszczała. Omawiali plusy i minusy swoich szkół. On także był rozluźniony i wyglądało na to, że słucha jej z zainteresowaniem.

W pewnej chwili Summer zapytała:

- Czemu tu dziś jesteś? - Uznała jednak, że jej pytanie jest zbyt bezpośrednie, więc szybko dodała: - przychodzę tu w każdy poniedziałek i zastanawiam się, dlaczego nie widziałam cię nigdy dotąd.

- Jestem tu pierwszy raz. Mój dziadek ma kłopoty z sercem i nie może już sam prowadzić samochodu, zaproponowałem, że go przywiozę. On bardzo lubi bingo.

- Mój dziadek przepada za tą grą. Wybiera co najmniej dwadzieścia kart za jednym razem. - Oczywiście przesadziła.

- Mój tak samo - powiedział David i się roześmiał. - Czy twój wygrał kiedy główną nagrodę?

- Nie, ale zawsze twierdzi, że był tuż-tuż. Przychodzimy tu w każdy poniedziałek, niezależnie od pogody. Za nic nie zrezygnowałby z bingo.

- W przyszły poniedziałek też będziesz pomagała w bufecie? - zapytał David.

- Pewnie. A ty? Przyjdziesz tu jeszcze? - Starała się, by jej pytanie zabrzmiało niedbale.

- Jeśli ty przyjdziesz, to ja też.

Sprawiał wrażenie zakłopotanego; policzki wyraźnie mu się zaczerwieniły.

- Tak, przyjdę - odpowiedziała szybko. Po prostu piała z radości.

Reszta wieczoru pozostawiła niewyraźne wspomnienia. Szybko nadszedł czas powrotu do domu. David zaoferował się, że ich podwiezie, ale zanim Summer zdążyła przyjąć propozycję, dziadek stwierdził, że spacer jest jego jedyną gimnastyką. Starała się nie okazać rozczarowania. Ale i tak była w siódmym niebie... David poprosił ją o numer telefonu!

 

 

 

 

Rozdział 3

 

Następnego ranka Summer zaspała i musiała bardzo się spieszyć, by na czas zaprowadzić Michaela na lekcję pływania. Jej brat wyglądał strasznie głupio, idąc obok niej w cytrynowożołtych kąpielówkach i czerwonych zimowych butach. Ale nie miała czasu się z nim wykłócać. W końcu obiecał jej, że do basenu wejdzie bez butów i czerwonego ręcznika. Summer włożyła przeciwsłoneczne okulary matki, mając nadzieję, że nikt jej nie rozpozna.

Stali na rogu High Drive i Meyer Boulevard, gdy usłyszała, że ktoś wykrzykuje jej imię. Natychmiast rozpoznała ten śpiewny głos. Wszystko na nic, pomyślała z westchnieniem. Zdjęła okulary i z ukosa spojrzała na Ann.

- Cieszę się, że cię wypatrzyłam. - Ann wychyliła się z okna sportowego samochodu. - Chciałam cię zaprosić na małą imprezę przy basenie, którą urządzam w środę. - Zachichotała. - Oczywiście, musisz przyprowadzić chłopaka - dodała z głupim uśmieszkiem. - Ale gdybyś go nie miała skąd wziąć, zadzwoń, to zobaczę, co się da zrobić.

- Jestem pewna, że znajdę sobie chłopaka, Ann. I dziękuję za zaproszenie - odparła Summer słodko. Miała ochotę zapytać: dlaczego mnie zapraszasz? Pomyślała jednak, że i tak zna odpowiedź. Ann lubiła mieć publiczność.

Zmieniło się światło, Ann dramatycznie pomachała na pożegnanie i nacisnęła na gaz. Summer i jej brat patrzyli, jak znika. Ann Logan była jedną z niewielu szesnastolatek, które miały prawo jazdy. Sportowy samochód był prezentem od rodziców na urodziny ich słodkiej nastolatki. Summer uśmiechnęła się na myśl, że ta dziewczyna wcale nie jest słodka.

- Chodź, Michael. - Złapała brata za rękę, lepką od cukierka, którego właśnie zjadł, i pociągnęła na drugą stronę jezdni. Ann Logan miała talent do wprawiania ją w zły nastrój.

- Nie chcę biec - zaprotestował chłopczyk.

- Przepraszam - powiedziała, widząc, że brat się potyka, by za nią nadążyć. Zwolniła, przystosowując kroki do jego krótkich nóżek. Weszli do parku i uskakując przed biegnącą parą, skierowali się na basen.

Spodziewała się, że woda będzie zimna, ale pod dżinsami i koszulką miała na wszelki wypadek kostium. Pływanie doda jej animuszu i pozwoli pozbyć się sztywności karku, której nabawiła się po nieoczekiwanym spotkaniu z Ann Logan. Zirytowało ją to, że ta dziewczyna zaprosiła ją na przyjęcie tylko dlatego, że była pewna, że Summer nie znajdzie sobie chłopaka. Zirytowało, ale nie zraniło.

- Cześć. - Niski głos wyrwał ją z zamyślenia.

Przebiegł ją dreszcz zachwytu. To był David.

- Cześć! Co tutaj robisz? - spytała, przyglądając i się chłopcu. Miał na sobie granatowe, bardzo profesjonalne spodenki kąpielowe. - Jesteś instruktorem?

- Skąd wiesz?

- Mój brat będzie u ciebie brał lekcje - wyjąkała.

Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Przez dwa tygodnie będzie go widywała codziennie.

Michael stał, kryjąc się za jej nogami, i spoglądał podejrzliwie na Davida. Po jego wyrazie twarzy Summer od razu poznała, że zamierza zwiać.

Już miała go wypchnąć zza siebie, gdy David przykucnął, zbliżając się do jej małego braciszka.

- Cześć - powiedział. - Jesteś gotowy do nauki pływania, kolego?

- Nie.

- W takim razie usiądź koło mnie na brzegu basenu. Chyba nie masz nic przeciwko moczeniu nóg?

- A będę musiał zmoczyć twarz? - zapytał Michael, marszcząc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin