Brooks Patsy - Za jakie grzechy.pdf

(312 KB) Pobierz
Patsy Brooks
PATSY BROOKS
ZA JAKIE GRZECHY?
Tutuł oryginału MASQUERADE
ROZDZIAŁ 1
- Popatrz, spadł śnieg! - zawołała Mandy, wychodząc po ostatniej lekcji ze szkolnego
budynku. Do Bożego Narodzenia zostały zaledwie cztery dni i nikt już nie wierzył, że
prawdziwa zima zawita wreszcie do Nowego Jorku. - Nie cieszysz się? - zwróciła się do
przyjaciółki, na twarzy której nie dostrzegła żadnych oznak radości.
- A niby z czego?
- No jak to z czego? Z tego, że będziemy mieli białe święta. - Mandy zorientowała się,
że popełniła gafę, zanim wypowiedziała te słowa.
- Niektórzy będą mieli białe święta, a niektórzy nie będą ich mieć w ogóle - wycedziła
przez zęby Sara. - Albo tak jakby ich nie mieli.
- Nie przesadzaj - rzuciła Mandy, zerkając na nią ze złością. Szczerze mówiąc, miała
już trochę dość jej narzekań, zwłaszcza że, według niej, Sara naprawdę nie miała powodów,
żeby się uskarżać. - Oczywiście, że będziesz miała święta, i to takie, o jakich większość ludzi
może tylko pomarzyć. Mogę się założyć - ciągnęła, ignorując skwaszoną minę przyjaciółki -
że prawie wszystkie dziewczyny z naszej klasy zamieniłyby się z tobą bez wahania.
Ona w każdym razie zawsze marzyła o tym, żeby spędzić zimowe ferie gdzieś w
tropikach, i zupełnie nie przeszkadzałoby jej to, że spędza je w towarzystwie rodziców, ich
znajomych oraz syna tych znajomych. Nawet jeśli ten syn był rzeczywiście tak koszmarny,
jak jawił się w opowieściach Sary.
Mandy spojrzała na nią i zirytowała się jeszcze bardziej, Sara patrzyła bowiem
rozmarzonym wzrokiem za chłopakiem swoich marzeń, który właśnie wyszedł ze szkoły,
otoczony wianuszkiem wielbicielek. Nie było w tym nic dziwnego, bo gdziekolwiek Ross
Goodwin się pojawiał, zawsze natychmiast wyrastało przy nim kilka zapatrzonych w niego
dziewcząt. Nagle przyszło jej do głowy, że Sarze może nie tyle chodzi o to, że wyjeżdża na
ferie na Karaiby, ile o to, że nie będzie na sylwestrowej imprezie organizowanej przez
przyjaciela Rossa, Nicka, na którą została zaproszona.
Schyliła się, podniosła z chodnika garść sypkiego śniegu, który natychmiast topił się w
dłoni, po czym uważnie przyjrzała się przyjaciółce.
- Powiedz szczerze, Saro, czy gdyby Nick nie zaprosił cię na sylwestra, też byłabyś
taka nieszczęśliwa z powodu wyjazdu na Martynikę?
Wydawało się, że Sara, która wciąż śledziła wzrokiem Rossa, nie słyszy jej pytania,
ale po chwili rzuciła oburzonym głosem:
- Nie opowiadaj głupot! Mówiłam ci przecież, że nie uśmiecha mi się spędzanie ferii z
rozpieszczonym synalkiem przyjaciół rodziców.
- Wiem, wiem, z grubym i wrednym Bobem.
- Właśnie - powiedziała Sara i jej spojrzenie znów uciekło w kierunku Rossa i grona
jego wielbicielek.
Czy te idiotki nie widzą, że to zapatrzony w siebie palant? - pomyślała Mandy, ale
natychmiast uzmysłowiła sobie, że również jej najlepsza przyjaciółka, której bynajmniej za
idiotkę nie uważała, także tego nie widzi. Nie miała jednak okazji, żeby dłużej zastanowić się
nad inteligencją Sary, bo nagle poczuła na karku przeraźliwe zimno.
- Hej! - zawołała i odwróciła się na pięcie. Przed nią stał uśmiechnięty Nick Carter.
Zanim zdążyła sięgnąć za kołnierz kurtki, śnieg roztopił się i spłynął jej po plecach. - Kretyn!
Kompletny kretyn! - rzuciła ze złością.
Nick jeszcze bardziej wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu.
- Przyjdziecie na sylwestra? - zapytał.
- Mówiłam ci, że Sara wyjeżdża.
- A ty?
- A ja? - Mandy nie miała na razie innego pomysłu na przywitanie nowego roku,
mimo to powiedziała: - Ja to się chyba jeszcze zastanowię. Jeśli wszyscy twoi koledzy są
równie dowcipni jak ty - na plecach czuła wciąż nieprzyjemną chłodną wilgoć - to chyba
mogę sobie darować tę szampańską zabawę.
- Coś ty! Będzie pełna jazda, mówię ci, czadowo.
- Dobra, zobaczę, może przyjdę - rzuciła Nickowi na odczepnego, a kiedy się oddalił,
zwróciła się do przyjaciółki: - Mowy nie ma, nawet gdybym miała spędzić sylwestra z babcią
przed telewizorem.
- Żartujesz? - Sara wpatrywała się w nią błagalnym wzrokiem. - Nie zrobisz mi tego.
- Czego?
- Nie możesz mi tego zrobić. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Jeśli ty nie pójdziesz
na imprezę do Nicka, to kto mi potem opowie, co się tam działo?
- Właściwie to nie musze czekać do nowego roku, żeby wiedzieć, co się tam będzie
działo - odparła Mandy. - Będzie czadowo - dodała, krzywiąc się z niesmakiem.
- Przestań! Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Jeśli o to, że chcesz wiedzieć, co na imprezie będzie robił Ross, to również o tym
mogę ci powiedzieć już dzisiaj. Będzie - zerknęła w stronę chłopaka, który właśnie znikał za
rogiem, w towarzystwie dwóch najbardziej wytrwałych wielbicielek - dokładnie tak jak w tej
chwili - pławił się w swoim powodzeniu u dziewcząt. - Mandy spojrzała z politowaniem na
przyjaciółkę. - Mogę się domyślać, co one w nim widzą, ale ty?
Sara nie odpowiedziała na jej zaczepkę i w milczeniu ruszyły w kierunku przystanku.
Kiedy zobaczyły zatrzymujący się autobus, zaczęły biec, ale były na tyle daleko, że kierowca,
mimo że musiał je widzieć, odjechał.
- Świnia - rzuciła Mandy. - Czekamy na następny czy idziemy pieszo?
- Możemy się przejść.
Od trzech lat, to znaczy od chwili, kiedy zaczęły razem chodzić do liceum, widywały
się niemal codziennie - w ciągu tygodnia w szkole, w weekendy odwiedzały się nawzajem
pod byle pretekstem, a jeśli nie potrafiły go znaleźć, wpadały do siebie po prostu ot tak. Nic
więc dziwnego, że Sara, która miała nazajutrz wyjechać na dwa tygodnie, chciała odwlec
moment rozstania z przyjaciółką, zwłaszcza że wciąż nie wiedziała, czy Mandy spełni jej
prośbę.
- To jak, pójdziesz na tę imprezę u Nicka? - odezwała się, kiedy przystanek
autobusowy był już kilkadziesiąt metrów za nimi.
Spojrzała na przyjaciółkę tak błagalnie, że ta, choć wiedziała, że to wszystko nie ma
sensu, nie była w stanie odmówić. Trudno, babcia będzie musiała sama posiedzieć przed
telewizorem, pomyślała Mandy, albo zaprosi sobie którąś z koleżanek, albo tego miłego
starszego pana, który mieszkał dwa domy dalej i wyraźnie babcię podrywał. Właśnie! To
byłby pomysł.
- No dobra, pójdę.
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie?
- Dobrze sformułowane. Zrobię to wyłącznie dla ciebie. Ale uprzedzam cię, jeśli Nick
albo któryś z jego kolegów będzie miał równie udane pomysły jak ten z wrzucaniem śniegu
za kołnierz, to mogę wyjść, zanim impreza rozpocznie się na dobre.
- Nie, nie zrobisz mi tego.
- Nie, jasne, że nie zrobię. Dam sobie wrzucać śnieg, pozwolę strzelać do siebie
popcornem, a nawet gdyby któremuś z naszych superinteligentnych i dowcipnych kolegów
przyszło do głowy strzelanie z prawdziwej broni palnej, to dam się zabić. Czego się nie robi
dla najlepszej przyjaciółki! - zawołała Mandy, ale widząc zmartwioną twarz koleżanki,
uspokoiła ją: - Przecież powiedziałam, że pójdę. Czy zawiodłam cię kiedykolwiek?
Sara zdecydowanie potrząsnęła głową.
- Nie, nigdy - odparła i odetchnęła z ulgą.
- Ale ty oczywiście dalej twierdzisz, że nie cieszysz się z wyjazdu na Karaiby z
powodu tego okropnego Boba, - Mandy nie mogła sobie przypomnieć nazwiska, choć w ciągu
minionego miesiąca słyszała je setki razy. - Jak mu tam?
- Boba Dickinsona.
- No właśnie, Boba Dickinsona.
- Nie wiesz, jaki on jest koszmarny - rzuciła Sara i skrzywiła się tak, jakby ten
nieszczęśnik był Frankensteinem, Godzillą i Obcym w jednej osobie.
- Wiem i założę się, że wie o tym już cały Nowy Jork. No, może gdzieś na drugim
końcu Harlemu znalazłoby się kilka osób, które jeszcze nie zostały poinformowane, jak ten
okropny grubas zepsuł twoje szóste urodziny, najpierw zżerając, zanim zdążyłaś zdmuchnąć
świeczki, cały tort, a potem puszczając pawia na twoją śliczną białą sukienkę w różowe
kwiatuszki. - Mandy pokręciła głową i roześmiała się.
- Śmiej się, śmiej - powiedziała rozżalona Sara. - Poczekaj, aż ciebie ktoś obrzyga.
Jej przyjaciółka mimo to nie przestawała się śmiać.
- On jest naprawdę obrzydliwy - przekonywała ją Sara. Mandy nagle spoważniała.
Rozumiała, że sześcioletnie dziecko mogło mieć żal do swojego rówieśnika za to, że zepsuł
jej urodziny, ale żeby siedemnastoletnia dziewczyna nie znosiła z tego powodu chłopaka,
którego nie widziała na oczy od prawie jedenastu lat?
- Mówiłaś, że jego rodzice niedługo po tych twoich nieszczęsnych urodzinach
przeprowadzili się na Zachodnie Wybrzeże, prawda?
Sara nie wiedziała, do czego zmierza przyjaciółka, ale zgodnie z prawdą skinęła
głową.
- Więc skąd możesz wiedzieć, jaki ten chłopak jest teraz? Ludzie się zmieniają.
- Nie on.
Mandy zatrzymała się, bo nagle przypomniała sobie coś, o czym opowiadała jej jedna
z koleżanek.
- A jak myślisz? - Zerknęła na przyjaciółkę z wyrazem triumfu w oczach. - Jak
wyglądał Ross, kiedy miał sześć lat.
- Musiał być ślicznym dzieckiem - odparła Sara bez chwili wahania.
Mandy uśmiechnęła się i bez słowa ruszyła dalej.
- Dlaczego o to pytasz? - zaciekawiła się Sara.
Jej przyjaciółka wzruszyła tylko ramionami i przyspieszyła kroku. Śnieg zdążył się już
stopić i ulice, zamiast białego puszystego dywanu, pokrywało błoto.
- Ohyda! - zawołała, kiedy wdepnęła w szaroburą wstrętną breję i ochlapała sobie
nogawki dżinsów. - Białe Boże Narodzenie! - prychnęła ze złością. - Jak pomyślę, że ktoś, kto
za dwa dni będzie się wylegiwał w kostiumie kąpielowym pod palmami, jeszcze narzeka, to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin