Prus Bolesław Faraon.pdf

(2618 KB) Pobierz
Boles³aw Prus - Faraon
BOLESŁAW PRUS
[ALEKSANDER GŁOWACKI]
FARAON
Żonie mojej
Oktawii z Trembńskich Głowackiej
jako drobny dowód czci i przywiązania
poświęcam tę pracę
Autor
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
2
TOM PIERWSZY
3
WSTĘP
W północno-wschodnim kącie Afryki leży Egipt, ojczyzna najstarszej cywilizacji w świe-
cie. Przed trzema, czterema, a nawet pięcioma tysiącami lat, kiedy w środkowej Europie
odziani w surowe skóry barbarzyńcy kryli się po jaskiniach, Egipt - już posiadał wysoką
organizację społeczną, rolnictwo, rzemiosła i literaturę. Nade wszystko zaś wykonywał ol-
brzymie prace inżynierskie i wznosił kolosalne budowle, których szczątki budzą podziw w
technikach nowożytnych.
Egipt - jest to żyzny wąwóz między Pustynią Libijską i Arabską. Głębokość jego wynosi
kilkaset metrów, długość sto trzydzieści mil, średnia szerokość zaledwo milę. Od zachodu -
łagodne, ale nagie wzgórza libijskie, od wschodu strome i popękane skały arabskie są ściana-
mi tego korytarza, którego dnem płynie rzeka - Nil.
Z biegiem rzeki, na północ, ściany wąwozu zniżają się, a w odległości dwudziestu pięciu
mil od Morza Śródziemnego nagle rozchodzą się, i Nil zamiast płynąć ciasnym korytarzem,
rozlewa się kilkoma ramionami po obszernej równinie mającej kształt trójkąta. Trójkąt ten,
zwany Deltą Nilową, ma za podstawę brzeg Morza Śródziemnego, zaś u wierzchołka, przy
wyjściu rzeki z wąwozu, miasto Kair tudzież gruzy przedwiekowej stolicy, Memfisu.
Gdyby kto mógł wznieść się o dwadzieścia mil w górę i stamtąd spojrzeć na Egipt, zoba-
czyłby dziwną formę kraju i osobliwe zmiany jego koloru. Z tej wysokości, na tle białych i
pomarańczowych piasków, Egipt wyglądałby jak wąż, który w energicznych skrętach posuwa
się przez pustynię do Morza Śródziemnego i - już zanurzył w nim trójkątną głowę, ozdobioną
dwojgiem oczu: lewym - Aleksandrią, prawym - Damiettą.
Długi ten wąż w październiku, kiedy Nil zalewa cały Egipt, miałby błękitną barwę wody.
W lutym, kiedy miejsce opadających wód zajmuje wiosenna roślinność, wąż byłby zielony, z
błękitną pręgą wzdłuż ciała i mnóstwem błękitnych żyłek na głowie, z powodu kanałów, które
przecinają Deltę. W marcu błękitna pręga zwęziłaby się, a ciało węża, skutkiem dojrzewania
zbóż, przybrałoby kolor złoty. Wreszcie w początkach czerwca Nilowa pręga byłaby bardzo
cienka, a ciało węża zrobiłoby się stare, jakby przysłonięte krepą skutkiem suszy i pyłu.
Zasadniczą właściwością klimatu egipskiego jest upał: w styczniu bywa dziesięć stopni
ciepła, w sierpniu dwadzieścia siedem; niekiedy gorąco sięga czterdziestu siedmiu stopni, co
u nas odpowiada temperaturze rzymskiej łaźni. Nadto - w sąsiedztwie Morza Śródziemnego,
nad Deltą, deszcz pada ledwie dziesięć razy na rok, zaś w Górnym Egipcie raz na dziesięć lat.
W tych warunkach Egipt, zamiast kolebką cywilizacji, byłby pustynnym wąwozem, jakich
pełno wśród Sahary, gdyby co roku nie wskrzeszały go wody świętej rzeki Nilu. Od końca
czerwca do końca września Nil przybiera i zalewa prawie cały Egipt; od końca października
do końca maja roku następnego opada i stopniowo odsłania coraz niższe płaty gruntu. Wody
rzeki są tak przesycone mineralnymi i organicznymi szczątkami, że kolor ich staje się brunat-
nawym, więc w miarę opadania wód na zalanych gruntach osadza się mul żyzny, który zastę-
puje najlepsze nawozy. Ten muł i gorący klimat sprawia, że Egipcjanin, zamknięty między
pustyniami, może mieć trzy zbiory w ciągu roku i około trzystu ziarn z jednego ziarna zasie-
wu!
Ale Egipt nie jest jednostajną płaszczyzną, lecz krajem falistym; niektóre jego grunta tylko
przez dwa lub trzy miesiące piją błogosławione wody, inne nie widzą jej przez cały rok; wy-
lew bowiem nie dosięga pewnych punktów. Niezależnie od tego - trafiają się lata małych
przyborów, a wówczas część Egiptu nie otrzymuje zapładniającego mułu. Nareszcie, skut-
kiem upałów, ziemia prędko wysycha i trzeba ją zlewać jak w doniczkach.
Wszystkie te okoliczności sprawiły, że naród zamieszkujący dolinę Nilu musiał albo zgi-
nąć, jeżeli był słabym, albo uregulować wody, jeżeli posiadał geniusz. Starożytni Egipcjanie
mieli geniusz, więc stworzyli cywilizację.
4
Już przed sześcioma tysiącami lat spostrzegli, ze Nil przybiera, gdy słońce ukazuje się pod
gwiazdą Syriuszem, a zaczyna opadać, gdy słońce zbliża się do gwiazdozbioru Wagi. Spo-
strzeżenia te popchnęły ich do obserwacji astronomicznych i mierzenia czasu.
Aby zachować wodę przez cały rok, wykopali w swoim kraju długą na kilka tysięcy mil
sieć kanałów. Aby zaś ubezpieczyć się od nadmiernych wylewów, wznosili potężne tamy i
kopali zbiorniki, spomiędzy których sztuczne jezioro Moeris zajmowało trzysta kilometrów
kwadratowych powierzchni, przy dwunastu piętrach głębokości. Nareszcie wzdłuż Nilu i ka-
nałów pobudowali mnóstwo prostych, ale skutecznych machin hydraulicznych, za pomocą
których można było czerpać wodę i wylewać ją na pola położone o jedno lub dwa piętra wy-
żej. I jeszcze, jako dopełnienie wszystkiego, trzeba było co roku oczyszczać zamulone kanały,
poprawiać tamy i budować wysoko położone drogi dla wojsk, które w każdej porze musiały
odbywać marsze.
Te olbrzymie prace wymagały, obok wiadomości z astronomii, miernictwa, mechaniki i
budownictwa - jeszcze doskonałej organizacji. Czy to umocnienie grobli, czy oczyszczenie
kanałów musiało być robione i zrobione w pewnym czasie na wielkiej przestrzeni. Stąd po-
wstała konieczność utworzenia armii robotniczej, liczącej dziesiątki tysięcy głów, działającej
w oznaczonym celu i pod jednym kierunkiem. Armii, która musiała mieć mnóstwo małych i
wielkich dowódców, mnóstwo oddziałów wykonywających rozmaite prace, skierowane do
jednolitego rezultatu, armii, która potrzebowała wiele żywności, środków i sił pomocniczych.
Egipt zdobył się na taką armię pracowników i jej zawdzięcza swoje wiekopomne dzieła.
Zdaje się, że stworzyli ją, a następnie nakreślali jej plany - kapłani, czyli mędrcy egipscy;
rozkazywali zaś królowie, czyli faraonowie. Skutkiem tego naród egipski w czasach wielkości
tworzył jakby jedną osobę, w której stan kapłański odegrywał rolę myśli, faraon był wolą, lud
- ciałem, a posłuszeństwo - cementem.
Tym sposobem sama przyroda Egiptu, domagająca się wielkiej, ciągłej i porządnej roboty,
stworzyła szkielet społecznej organizacji tego kraju: lud pracował, faraon kierował, kapłani
układali plany. I jak długo te trzy czynniki dążyły zgodnie do celów wskazanych przez naturę,
tak długo społeczność mogła kwitnąć i dokonywać swoich dzieł wiecznotrwałych.
Łagodny i wesoły, a bynajmniej nie wojowniczy lud egipski dzielił się na dwie klasy: rol-
ników i rzemieślników. Między rolnikami musieli być jacyś właściciele drobnych kawałków
gruntu, przeważnie jednak byli dzierżawcy ziem należących do faraona, kapłanów i arysto-
kracji. Rzemieślnicy wyrabiający odzież, sprzęty, naczynia i narzędzia byli samodzielnymi;
pracujący zaś przy wielkich budowlach tworzyli jakby armię.
Każda z tych specjalności, a głównie budownictwo wymagało sił pociągowych i motorów:
ktoś musiał czerpać po całych dniach wodę z kanałów lub przenosić kamienie z kopalń tam,
gdzie były potrzebne. Te najcięższe mechaniczne zajęcia, a przede wszystkim - prace w ka-
mieniołomach, wykonywali przestępcy skazani przez sądy lub schwytani na wojnie niewolni-
cy.
Rodowici Egipcjanie mieli barwę skóry miedzianą, czym chełpili się gardząc jednocześnie
czarnymi Etiopami, żółtymi Semitami i białymi Europejczykami. Ten kolor skóry, pozwalają-
cy odróżnić swojego od obcego, przyczyniał się do utrzymania narodowej jedności silniej
aniżeli religia, którą można przyjąć, albo język, którego można się wyuczyć.
Z biegiem czasu jednak, kiedy państwowy gmach zaczął pękać, do kraju coraz liczniej na-
pływały obce pierwiastki. Osłabiały one spójność, rozsadzały społeczeństwo, a nareszcie za-
lały i rozpuściły w sobie pierwotnych mieszkańców kraju.
Faraon rządził państwem przy pomocy armii stałej i milicji czy policji tudzież mnóstwa
urzędników, z których powoli utworzyła się arystokracja rodowa. Tytularnie był on prawo-
dawcą, naczelnym wodzem, najbogatszym właścicielem, najwyższym sędzią, kapłanem, a
nawet synem bożym i bogiem. Cześć boską odbierał nie tylko od ludu i urzędników, ale nie-
kiedy sam sobie stawiał ołtarze i przed swymi własnymi wizerunkami palił kadzidła.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin