Cree Ann Elizabeth - Kochankowie z Wenecji.pdf

(1032 KB) Pobierz
An n Elizabet h Cree
Kochankowie z Wenecji
Rozdział pierwszy
W błękitnych, okolonych długimi rzęsami oczach lady
Thais Margate widniała szczera troska.
- Nie chciałam pani zdenerwować. Niepotrzebnie cokol­
wiek mówiłam. Zechce mi pani wybaczyć?
Cecily Renato odetchnęła głęboko, powtarzając sobie w du­
chu, że musi zachować spokój.
- Nie, postąpiła pani słusznie. Po prostu jestem nieco za­
skoczona. - Tak naprawdę była zszokowana, ale starannie
ukrywała swoje uczucia przed rozmówczynią. - Niezwłocz­
nie porozmawiam z Marianą.
- Proszę jednak nie traktować jej zbyt surowo. To nie był
bardzo, hm... nieprzyzwoity pocałunek. Wiem jednak, że nie
chciałaby pani, aby to się powtórzyło. Gdyby ujrzała ich nie­
właściwa osoba... - Lady Margate popatrzyła znacząco na
Cecily. - Rozumie pani, że nie obeszłoby się bez plotek.
- Naturalnie. Jeszcze raz ogromnie dziękuję.
Lady Margate wstała.
- Wkrótce muszę się udać na spotkanie, wcześniej jednak
koniecznie chciałam się z panią zobaczyć - wyjaśniła. - Może
być pani pewna, że nic nie zdradzę.
Cecily również wstała.
- Wiem, że nie muszę się tego obawiać.
Na to przynajmniej liczyła, gdyż prawie nie znała lady
Margate, która wynajęła dom w Avezzy zaledwie przed mie­
siącem. Piękna młoda wdowa zdążyła jednak oczarować nie­
mal wszystkich mieszkańców Avezzy, zarówno Włochów, jak
i Anglików, gdyż okazała się niezwykle hojna i nie skąpiła pie­
niędzy potrzebującym. Stanęła też na czele komitetu renowa­
cji kościoła Santa Sofia, który bardzo ucierpiał podczas fran­
cuskiej okupacji.
Lady Margate ujęła Cecily za rękę i uśmiechnęła się uroczo.
- Jest pani bardzo oddaną matką - oświadczyła. - Nie
wątpię, że postąpi pani, jak należy, proszę jednak ponow­
nie, by nie traktowała pani pasierbicy ani lorda Ballistera
zbyt surowo. Kiedy ujrzałam ich po raz pierwszy, od razu
wyczułam łączącą ich wyjątkową sympatię. Co za pech,
że książę Severin raczej nie wyrazi zgody na ich małżeń­
stwo. Słyszałam od niego, że jako żonę kuzyna najchętniej
widziałby córkę para. Słyszałam też o pewnej hrabiance....
Ale to tylko niepotwierdzone plotki. - Ze współczuciem
spojrzała na Cecily. - Zresztą pani pasierbicy nie byłoby
łatwo w Anglii. Towarzystwo jest tam całkiem inne niż
tutaj, jak doskonale pani wie.
- Owszem, zdaję sobie z tego sprawę. - Cecily postano­
wiła zignorować nagłą niechęć do lady Margate. Poczuła ją
w chwili, gdy dama zasugerowała, że Severin nie uważa Ma­
riany za godną swojego kuzyna. - Odprowadzę panią.
- To nie będzie konieczne. Proszę pozdrowić ode mnie
swoją uroczą córkę oraz signorę Zanetti. - Zaskakująco moc­
no uścisnęła rękę Cecily.
Cecily patrzyła za odchodzącą lady Margate. Miała mętlik
7
w głowie. Mariana, jej pasierbica, i lord Ballister? Jakim cudem
do tego doszło? Pilnowała, by zawsze spotykali się wyłącznie
w jej towarzystwie. Dlaczego uważniej nie strzegła Mariany tam­
tego wieczoru, gdy lady Margate wyprawiła conversazione?*
Była pewna, że słabość Mariany do lorda Ballistera minę­
ła, była też przekonana, że początkowe zainteresowanie ary­
stokraty jej pasierbicą również należy do przeszłości. Dlate­
go właśnie pozwoliła Marianie wybrać się do ogrodu tylko
w towarzystwie Teresy Carasco oraz jej brata. Nie przejęła się
również tym, że w drodze powrotnej do domu Mariana była
dziwnie spokojna i milcząca.
- Po co ta kobieta tutaj przyszła?
Cecily podskoczyła na dźwięk głosu szwagierki. Barbari-
na miała irytujący zwyczaj bezszelestnego wślizgiwania się do
pokoju.
- Z towarzyską wizytą, i tyle - odparła.
- Gdzie się pojawi, ściąga kłopoty.
-Z pewnością się mylisz. - Barbarina nie raczyła odpowie­
dzieć, więc Cecily dodała: - Przynajmniej dzisiaj nie ściągnę­
ła na nas żadnych kłopotów. Wybacz, ale muszę teraz poroz­
mawiać z Mariana.
- Przyszła ci powiedzieć, że angielski lord całował Marianę,
tak? Oby nikomu nie powtórzyła. Jego kuzyn, książę, nie mo­
że się o niczym dowiedzieć. Ani Rafaele.
- Niby po co miałaby rozgłaszać takie plotki? Proszę, Bar-
barino, przestań wreszcie podsłuchiwać.
- A co ja poradzę na to, że rozmawiasz w salonie, gdzie
wszystko słychać? - Barbarina demonstracyjnie wzruszyła ra­
mionami i wbiła ciemne oczy w bratową. - Musisz odesłać
* Tu: spotkanie towarzyskie, którego głównym celem jest rozmowa
8
Marianę, zanim Rafaele się o tym dowie. Nie będzie zadowo­
lony, że pozwoliłaś ją całować kuzynowi księcia.
- Nie zapominaj, że Rafaele przebywa teraz w Weronie,
więc raczej się o tym nie dowie. Zresztą to się więcej nie
powtórzy.
- Oby nie. Bo gdyby się dowiedział, wyzwałby lorda Bal-
listera na pojedynek. Na wieść o tym przybyłby tu książę
i znów doszłoby do walki. Zobaczysz, że w końcu Rafaele
wyśle Marianę do klasztoru, tak jak życzyła sobie Cateri-
na, jej matka, a wtedy nie trzeba się już będzie przejmować
pocałunkami.
Jak zwykle Cecily poczuła bolesne ukłucie w sercu na
wzmiankę o pierwszej żonie Marca i matce Mariany.
- A ja mam nadzieję, że wszyscy będą się zachowywali
w bardziej cywilizowany sposób - odpowiedziała. - Niby dla­
czego mieliby się pojedynkować? Czy coś się wydarzyło, kiedy
książę tutaj przebywał?
Nie pierwszy raz Barbarina robiła aluzje do kłótni między
opiekunem Mariany, Rafaele Vianolim, a księciem Severinem,
opiekunem lorda Ballistera.
- Lepiej nie zadawaj więcej pytań.
Cecily przygryzła wargę.
- Dobrze zatem, nie będę. A teraz idę porozmawiać
z Marianą.
Wyszła, zanim zdążyła dodać coś, czego mogłaby później
żałować. Starała się nie tracić cierpliwości, gdyż Marco bardzo
ją prosił, by zaopiekowała się jego owdowiałą starszą siostrą.
Przypomniała sobie, że Barbarina nigdy nie doszła do siebie
po tym, jak dowiedziała się, że jej ukochany mąż zginął pod­
czas ucieczki z inną kobietą.
Wszystko to zapewne do pewnego stopnia usprawiedliwia-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin