Westerfeld Scott - Lewiatan 02 - Behemot.pdf

(2688 KB) Pobierz
Sz.P. Scott Westerfeld
BEHEMOT
1
Alek uniósł szablę.
- En garde, sir!
Deryn dźwignęła swoją broń, przyglądając się pozie chło-
paka. Jego stopy były rozstawione pod kątem prostym, a lewe
ramię sterczało do tyłu jak uszko filiżanki. Strój do fechtunku
sprawiał, że wyglądał, jakby był zawinięty w gruby pled. Nawet
ta jego wycelowana prosto w nią szabla sprawiała, że
wyglądał cholernie głupio.
- Ja też mam tak stanąć? - zapytała.
- Jeśli chcesz być prawdziwym szermierzem, to tak.
- Raczej prawdziwym idiotą - mruknęła Deryn, ponownie
żałując, że ich pierwsza lekcja fechtunku nie odbywa się
w jakimś ustronniejszym miejscu. Przyglądał im się tuzin
lotników oraz para zaciekawionych wąchaczy wodoru.
Ale pan Rigby, bosman, zakazał zabaw z ostrzami
wewnątrz statku podniebnego.
Westchnęła i uniosła szablę, starając się przybrać taką
samą pozę jak Alek.
Przynajmniej na grzbiecie Lewiatana można było podzi-
wiać pogodny dzień.
Ubiegłej nocy statek zostawił za sobą Półwysep Apeniński
i płaskie morze rozciągało się teraz we wszystkich kierunkach,
a popołudniowe słońce skrzyło się na jego powierzchni. Nad
głowami krążyły mewy niesione przez chłodną bryzę.
Najlepsze ze wszystkiego było to, że na górnym pokładzie
nie było żadnych oficerów, którzy mogliby jej przypomnieć,
że ma wachtę. Podobno gdzieś w pobliżu czaiły się dwa nie-
mieckie okręty i Deryn miała wypatrywać sygnałów od kadeta
Newkirka, który zwisał przyczepiony do Huxleya sześćset
metrów nad ich głowami.
Ale przecież nie próżnowała. Ledwo dwa dni wcześniej ka-
pitan Hobbes nakazał jej mieć Alka na oku, żeby jak najwięcej
się o nim dowiedzieć. Z całą pewnością tajna misja od samego
kapitana była ważniejsza niż jej zwykłe obowiązki.
Może to i głupie, że oficerowie wciąż uważali Alka i jego
ludzi za wrogów, ale przynajmniej miała wymówkę, by spędzać
z nim jak najwięcej czasu.
- Czy ja wyglądam jak przygłup? - zapytała Alka.
- W rzeczy samej, panie Sharp.
- W takim razie ty też! Nawet nie wiem, jak się mówi na
przygłupa w chrzęstomowie.
- To słowo to Dummkopf - odparł. - Ale ja tak nie wy-
glądam, bo moja pozycja nie jest tak tragiczna.
Opuścił szablę i podszedł bliżej, po czym ułożył ramiona i
nogi Deryn we właściwej pozycji, jakby była manekinem w
witrynie sklepowej.
- Ciężar ciała na nogę zakroczną, proszę - powiedział,
996177316.001.png
rozstawiając szerzej jej stopy. - Żebyś mógł się odepchnąć przy
ataku.
Alek stał teraz za jej plecami. Przycisnął się do niej, popra-
wiając ramię z szablą. Nie zdawała sobie sprawy, że ten cały
fechtunek jest taki kontaktowy.
Chwycił ją w talii, aż poczuła ciarki na skórze.
Gdyby przesunął dłoń nieco wyżej, mógłby zauważyć, co
skrywa starannie uszyte ubranie.
- Zawsze stawaj bokiem do przeciwnika - powiedział, de-
likatnie ją naprowadzając. - W ten sposób klatka
piersiowa jest najmniej odsłonięta.
- Tak, jest najmniej odsłonięta - westchnęła Deryn. Jej ta-
jemnica była, jak się wydawało, bezpieczna.
Alek odsunął się od niej i stanął w pozycji wyjściowej, tak
że sztychy ich szabli niemal się stykały. Deryn wzięła głęboki
wdech, gotowa wreszcie do walki.
Jednak Alek pozostał w bezruchu. Mijały długie sekundy,
nowe silniki statku podniebnego huczały im pod stopami, a
chmury wolno przesuwały się nad głowami.
- Będziemy w końcu walczyć? - zapytała po jakimś czasie
Deryn. - A może mamy zamiar z a g a p i ć się na śmierć?
- Zanim szermierz skrzyżuje broń z przeciwnikiem, musi
się nauczyć tej podstawowej postawy. Ale nie martw się
-Alek uśmiechnął się okrutnie - nie potrwa to nawet
godzinki. W końcu to twoja pierwsza lekcja.
- Co? Cała cholerna godzina... w bezruchu?
Mięśnie już zaczynały doskwierać Deryn i widziała, jak
załoga dusi się ze śmiechu. Jeden z wąchaczy podpełznął do
niej, by powąchać jej but.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin