Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk
,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
PRZYGODY
SHERLOCKA
HOLMESA
Artur Conan – Doyle
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
PIES BASKERVILLE'ÓW
4
Rozdział l
Sherlock Holmes
Tego ranka mój przyjaciel siedział przy stole w jadalni. Ja oglądałem przy kominku laskę,
zostawioną poprzedniego wieczora przez nieznanego nam gościa. Była to ładna, mocna laska
z dużą gałką, okolona u dołu szeroką obrączką z napisem: „Jakubów Mortimerowi, MRCS,
od przyjaciół z C.C.H” oraz datą: 1884. Laska pełna godności, poważna, przypominała te,
jakie dawniej nosili lekarze domowi.
– I cóż, Watsonie – odezwał się do mnie Holmes – jakie wysnuwasz wnioski ze swoich
oględzin?
Holmes siedział obrócony do mnie plecami, nie widział, czym byłem zajęty.
– Skąd wiesz, co robię? Gotów jestem uwierzyć, że masz oczy z tyłu głowy.
– Nie, ale mam przed sobą srebrny imbryk, wypolerowany jak zwierciadło – odparł.
– Powiedz mi więc, jakie refleksje budzi w tobie laska naszego gościa? Skoro nie zastał
nas wczoraj i nie mamy pojęcia, jaki mógł być cel jego odwiedzin, ta przypadkowa pamiątka
nabiera znaczenia. Niechże się dowiem, co wnosisz z tego kawałka drewna o jego właścicie-
lu?
– Sądzę – odpowiedziałem, stosując w miarę możliwości metodę swego przyjaciela – że
doktor Mortimer jest starszym, wziętym i bardzo poważanym lekarzem, skoro znajomi obda-
rzyli go takim dowodem uznania.
– Dobrze – rzekł Holmes. – Wyśmienicie.
– Sądzę także, iż, według wszelkiego prawdopodobieństwa, doktor Mortimer jest lekarzem
wiejskim, odwiedzającym swoich chorych przeważnie pieszo.
– Dlaczego?
– Dlatego, że laska kiedyś była bardzo ładna, a teraz wydaje się zniszczona – nie wyobra-
żam jej sobie w rękach lekarza miejskiego. Żelazne okucie na końcu jest tak ścięte, że nie-
wątpliwie kij służy doktorowi do częstych przechadzek.
– Doskonale, zupełnie słusznie! – przytakiwał Holmes.
– Poza tym są tu jeszcze wyrazy: „Od przyjaciół z C.C.H.” Odgaduję, że chodzi tu o jakieś
miejscowe stowarzyszenie łowieckie... Doktor leczył pewnie członków tego stowarzyszenia,
a oni, w dowód wdzięczności, ofiarowali mu ten drobny upominek.
5
– Watsonie, przechodzisz samego siebie – rzekł Holmes, odsuwając krzesło i zapalając pa-
pierosa. – Muszę przyznać, że we wszystkich raportach, jakie przygotowałeś łaskawie z mo-
ich skromnych prac, nie doceniłeś własnych zdolności. Nie jesteś może sam przez się jaśnie-
jącą pochodnią, ale doskonały z ciebie przewodnik w poszukiwaniu światła. Są ludzie, którzy,
nie będąc obdarzeni geniuszem, posiadają jednak talent budzenia go u innych. Wyznaję, mój
drogi, jestem twoim dłużnikiem.
Holmes nigdy jeszcze nie przemawiał do mnie w ten sposób ł muszę przyznać, że jego
słowa sprawiły mi wielką przyjemność. Często bywałem dotknięty jego obojętnością zarówno
dla mego podziwu, jak i dla moich usiłowań, zmierzających do rozpowszechnienia jego me-
tody dedukcji. Teraz czułem dumę. Zdobyłem uznanie Holmesa.
Po chwili mój przyjaciel wziął mi z rąk laskę i zaczął ją pilnie oglądać. Nagle rzucił papie-
rosa, podszedł do okna i zabrał się do badania laski przez lupę.
– Ciekawe, chociaż proste – rzekł, powracając na kanapę, gdzie usiadł w ulubionym zagłę-
bieniu. – Dostrzegam na tej lasce parę wskazówek...
– Czyżby coś uszło mojej uwagi? – spytałem z pewnym niedowierzaniem. – Nie sądzę,
...
AllPrivate