Park Anna - Randka z wrogiem.rtf

(314 KB) Pobierz
ANNA PARK

Anna Park

Randka z wrogiem

Rozdział 1

Kiedy po powrocie ze szkoły otworzyłam drzwi, usłyszałam dźwięk włączonego telewizora, chociaż o tak wczesnej porze mama nie mogła być jeszcze w domu. Gdy otworzyłam szafę, by powiesić palto, na wieszaku tuż przy moim kombinezonie zauważyłam ciepłą chłopięcą kurtkę. Pomyślałam, że z pewnością należy do jakiegoś dziecka, wziętego przez moją mamę pod opiekuńcze skrzydła. Pewnie do chłopca, który pojawił się w ośrodku. Rzuciłam torbę z książkami na krzesło stojące w przedpokoju i pomaszerowałam do salonu.

Zgadłam. Chłopak, przypuszczalnie trochę starszy ode mnie, siedział rozciągnięty na niebieskiej sofie, a jego stopy w sportowych butach spoczywały na stojącym tuż obok stoliku. Oglądał telewizję, naszą telewizję, tak jakby robił to każdego dnia. Co gorsza, Jonesy, mój brązowo - biały kot, leżał tuż przy nim i domagał się pieszczot. Jonesy nie był kotem, który przepadał za obcymi, tak naprawdę do tej pory tylko mnie wolno go było drapać za uszami. Poczułam się zdradzona.

- Jak się tutaj dostałeś? - zapytałam ostro. Ku mojemu zdziwieniu chłopak zerwał się na równe nogi.

- Pewnie jesteś Juliet - odrzekł pośpiesznie. - Nazywam się Neil Evans. Twoja mama przywiozła mnie do was, ale zadzwoniono z ośrodka, żeby natychmiast przyjechała, więc, poprosiła mnie, żebym tutaj poczekał. - Uśmiechnął się. - Powiedziała, że mogę czuć się jak u siebie w domu i mam czekać na ciebie, a ty się mną zajmiesz, dopóki ona nie wróci.

Zaniemówiłam. Mama spodziewała się najwyraźniej, że będę zachwycona, porzucając ewentualne własne plany i zajmując się tym jej chłopakiem. Przed rozwodem zachowywała się jak normalna matka, później jednak znalazła sobie pracę w organizacji zwanej Telefonem Pomocy. Stała się nagle wielką przyjaciółką wszystkich, którzy potrzebują jej wsparcia. Spędza w pracy dużo więcej czasu niż przepisowe osiem godzin i nie mam pewności, czy w ogóle zwraca na mnie jeszcze uwagę, czy jestem dla niej ważniejsza od tych jej zabłąkanych. A teraz najwyraźniej oczekiwała, że podskoczę z radości i przejmę jej obowiązki.

Zawahałam się. Neil był niewątpliwie zabłąkany, a większość podopiecznych mamy przychodziła zziębnięta i głodna. Zwyczajna grzeczność - oraz mój pusty żołądek - nakazywała zaproponować coś do jedzenia. Ale nie byłam pewna, I czy potrafię być uprzejma.

- Jeżeli ściszysz telewizor przygotuję dla nas herbatę i pączki - powiedziałam oschle.

Zrobił to natychmiast.

- Podoba mi się ten pokój - stwierdził pogodnie, ponownie moszcząc się na sofie.

- Jest w porządku. - Powiodłam wzrokiem po pustych białych ścianach, bladoniebieskich meblach, jasnym dywanie i nowoczesnym abstrakcyjnym obrazie wiszącym nad kominkiem.

Kochałam ten dom wcześniej, kiedy jeszcze był staromodny i pełen ciepła, wypełniony starymi meblami, wśród których było nawet kilka antyków, w tym mahoniowa toaletka, należąca niegdyś do prababci Adams. Ale po rozwodzie mama pozbyła się tych wszystkich uroczych staroci. Wedle jej słów, za bardzo przypominały o życiu z tatą, więc urządziła salon zupełnie na nowo w bardzo nowoczesnym stylu, który mnie się wydawał zdecydowanie zbyt surowy.

Zostawiłam rozłożonego przed telewizorem Neila i poszłam do kuchni, gdzie nalałam wody do czajnika. Mama na ogół starannie wybiera to, co jemy, ale zeszłego wieczoru w chwili słabości kupiła tuzin pączków w Dunkin' Donuts. Wyłożyłam kilka na talerz, a po chwili wahania zaparzyłam herbatę w porcelanowym dzbanku. Nie spytałam niespodziewanego gościa, czy ma ochotę na herbatę, po prostu dostanie ją i już. Lubiłam herbatę i nie miałam zamiaru dostosowywać się do kogoś, kogo nawet nie zapraszałam.

Kiedy znalazłam się znowu w salonie, Neil zerwał się z sofy i wziął ode mnie tacę.

- Wygląda fantastycznie - ocenił i wyłączył telewizor. Nalałam herbaty do filiżanek i posunęłam talerz z pączkami w stronę gościa. Gdy jedliśmy, przyglądałam mu się kątem oka. Uznałam, że jest zbyt przystojny i uprzejmy. Większość podopiecznych mamy była ponura, zaniedbana i po prostu trudna w bezpośrednim kontakcie. Ten chłopak był przystojny i pewny siebie, co w pewien sposób sprawiało, że stałam się jeszcze bardziej podejrzliwa. Ale z drugiej strony był całkiem niezły!

Zdawałam sobie sprawę, że powinnam zacząć jakąś uprzejmą pogawędkę, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Kiedy w czerwcu skończyłam szesnaście lat, sądziłam, że dużo łatwiej będzie mi się rozmawiało z chłopcami, a tu nic z tego. Nieustannie się bałam, że nie jestem zbyt ładna ani interesująca. Jedynie Greg Tilman, kilka miesięcy młodszy i pół głowy ode mnie niższy, zwracał na mnie uwagę.

- Mieszkasz w Simmonsville? - zapytałam wreszcie. Neil przełknął kęs pączka.

- Nie. Jestem z Buffalo. Pewnie się teraz zastanawiasz, co robię w waszym salonie ponad dwieście kilometrów od domu.

Utkwiłam wzrok w filiżance z herbatą, starając się wymyślić odpowiedź, która nie zabrzmiałaby nieuprzejmie.

- No cóż, pewnie spotkałeś moją mamę w ośrodku, zadzwoniłeś do niej lub coś w tym rodzaju.

Przez jego twarz przebiegł nagły cień, ale tak krótki, iż przypuszczałam, że mogłam go sobie tylko wyobrazić.

- Tak naprawdę to porządnie pokłóciłem się z ojczymem, a nawet się trochę poszturchaliśmy. Kazał mi się wynosić. Matka nie wzięła mnie w obronę, więc spakowałem trochę ubrań, wsiadłem do samochodu i ruszyłem przed siebie. Znalazłem się w Simmonsville, bo tylko do tego miejsca starczyło mi benzyny. Uznałem, że nie stać mnie na więcej, dopóki nie znajdę jakiejś pracy. - Popatrzył na mnie. Jego oczy były intensywnie niebieskie. - Trzeba przyznać, że dwie ostatnie noce były dość zimne. Zacząłem się więc poważnie martwić. Kiedy jadłem przy budce hamburgera, zauważyłem szyld Telefonu Pomocy. Zadzwoniłem i tak poznałem twoją mamę.

Kochana, dobrotliwa mama, pomyślałam z sarkazmem i czekałam na ciąg dalszy.

Chłopiec uśmiechnął się zamyślony.

- Twoja mama jest wspaniała, o czym pewnie nie muszę ci mówić. Gdy tylko się dowiedziała, że dwie noce spędziłem w samochodzie, przywiozła mnie tutaj i powiedziała, że pomoże mi znaleźć pracę i w ogóle się mną zajmie.

Wtedy do mnie dotarło. Spał w samochodzie w lutym! Ale jedyne, co zrobiłam, to wstałam i powiedziałam:

- Przepraszam, muszę wstawić do piekarnika zapiekankę na obiad i przygotować sałatę.

Neil ponownie zerwał się z sofy.

- Pomogę ci - zaproponował. - Jestem mistrzem w przygotowywaniu sosu do sałaty. To właściwie jedyne, co potrafię upichcić, z wyjątkiem może jeszcze jajecznicy i mrożonej pizzy.

Jest zbyt pewny, że zostanie poproszony o pozostanie, pomyślałam z niechęcią, ale nie mogłam mu przecież zabronić pójścia za mną do kuchni. Usiadł na taborecie i przypatrywał się, jak wyjmuję z lodówki przygotowaną wcześniej zapiekankę i posypuję ją frytkami. Tuńczyk z makaronem. Może nie będzie mu smakowało to, co mama nazywa oszczędnym daniem? Ale on wyciągnął rękę, poczęstował się frytką i stwierdził:

- Moja ulubiona zapiekanka. Nigdy jednak nie próbowałem jej z frytkami.

Jak może być taki pogodny, taki radosny, kiedy został wyrzucony z domu, nie miał gdzie spać i nie znał w tym mieście nikogo poza moją mamą? Ja na jego miejscu dawno wpadłabym w panikę i, prawdę mówiąc, byłaby to reakcja bardziej normalna niż jego zachowanie. Ale Neil był oczywiście taki jak moja mama: obowiązkowo radosny. Właśnie wtedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych, a po chwili głos mamy:

- Cześć! Jest ktoś w domu?

- Tutaj! - odkrzyknęłam.

Mama weszła do kuchni. Jest niższa ode mnie, drobniejsza i ładniejsza. Ma krótkie, jasne, kręcone włosy, które nigdy nie odstają i zawsze da się z nich ułożyć przyzwoitą fryzurę. Moje włosy są ciemniejsze, proste i mają w zwyczaju sterczeć na wszystkie strony. Stojąc przy niej, czuję się wysoka i niezdarna. Charaktery także mamy zupełnie odmienne. Nie wiem, jak ona to robi, ale wydaje się, jakby zawsze miała nad wszystkim kontrolę, podczas gdy ja zazwyczaj jestem niezorganizowana i brak mi pewności siebie. To zabawne. Zawsze czułam się bliżej związana z tatą, ponieważ jestem do niego podobna, ale przekonałam się, że w głębi duszy pragnęłam być tak towarzyska, radosna i szczodra jak mama.

- Hej, Neil - powiedziała. - Widzę, że ty i moja córka zdążyliście się już zapoznać. Mam nadzieję, że Juliet zaprosiła cię na obiad. To tylko nasze oszczędne danie, ale bardzo je lubimy.

Nasz gość uśmiechnął się do niej w taki sposób, że dotarło do mnie, iż nie tylko ma ochotę na obiad, ale także na towarzystwo mojej mamy. Najwyraźniej naprawdę ją lubił. Stężałam w środku. Pewnie jest jakimś domorosłym artystą, tak jak połowa przyjaciół mamy.

- Nakryję do stołu - powiedziałam ostrym tonem. - Jeżeli Neil chce, to może przygotować sos do sałaty. Mówi, że to potrafi.

Zazwyczaj jadamy w kuchni, ale wiedziałam, że mając gościa na obiedzie, mama będzie wolała jeść w jadalni. Podobnie jak salon jest ona urządzona w bieli, błękicie i także bardzo nowocześnie. Nawet stół ma surowy szklany blat. Na jednej ze ścian mama powiesiła moje cztery małe obrazki z drzewami i żółtymi kwiatami, więc i dzięki nim czułam, że ten pokój w pewnym sensie jest mój. Właśnie jadalnia, moja sypialnia i kuchnia, która jest wciąż wyłożona jasnym drewnem oraz pomalowana na żółto, tak jak w czasach, kiedy mieszkał z nami tata, były jedynymi pomieszczeniami w domu, które w dalszym ciągu lubiłam.

Kiedy rozkładałam na stole obrus w kratkę i ustawiałam na nim talerze i sztućce, słyszałam, że mama i Neil gawędzą w kuchni niczym starzy przyjaciele. Po raz setny, odkąd zaczęła pracować dla Telefonu Pomocy, poczułam ukłucie zazdrości. Szkoda, że my nie rozmawiałyśmy ze sobą w taki właśnie sposób. To tata zawsze był moim powiernikiem. Teraz jednak go nie było, potrzebowałam, więc mamy, ale wyglądało na to, że ona tego nie dostrzega.

Na środku stołu ustawiłam wazon z suszonymi kwiatami. Zapaliłam dwie białe świece, po czym wyłączyłam górne jaskrawe: światło. Pokój wyglądał odświętnie i romantycznie. Odsuwałam od siebie pytanie, dlaczego zadaję sobie tyle trudu, przygotowując zwykły obiad dla gościa, którego w ogóle nie zapraszałam.

W tym momencie do pokoju weszła mama, niosąc dymiącą zapiekankę. Za nią dreptał Neil z dużą miską sałaty. Mama uśmiechała się, twarz miała zaczerwienioną od ciepła piekarnika, a Neil wyglądał tak, jakby nie miał żadnych zmartwień. Kłaniając się, postawił miskę na stole.

- Poczekaj, aż posmakujesz mojego sosu - zwrócił się do mnie. - Dzięki niemu jestem sławny w całym Buffalo.

Odsunął krzesło dla mamy i odwrócił się w moją stronę, ale zdążyłam już pośpiesznie usiąść. Nie miałam zamiaru zmięknąć tylko, dlatego, że miał dobre maniery i kręcone blond włosy!

Nałożyliśmy sobie na talerze porcje gorącej zapiekanki, sałatę i gorące tosty, a Neil jadł tak, jakby od tygodni nie miał nic w ustach. Sos był przepyszny i nasz gość był naprawdę zadowolony, kiedy mu o tym powiedziałam. Musiałam przyznać, że bardzo zajmująco opowiadał o szkolnym przedstawieniu sprzed kilku miesięcy i o panu Nelsonie, reżyserze, który traktował swoich podopiecznych tak, jakby byli prawdziwymi aktorami. Im dłużej opowiadał, tym bardziej rosła moja ciekawość.

- Nie tęsknisz za tym? Zdaje się, że byłeś naprawdę znany w swojej szkole.

Na chwilę przestał jeść.

- Pewnie, że mi jej brak. W Buffalo mam mnóstwo przyjaciół, ale uznałem, że czas stamtąd wyjechać. Jeżeli uda mi się znaleźć pracę, dokończę liceum tutaj. Wszystkie moje oceny mogą zostać przesłane ze starej szkoły.

Mama spojrzała na nas z uśmiechem.

- Zaproponowałam Neilowi, by pozostał u nas, dopóki nie znajdzie pracy i jakiegoś mieszkania. Może zamieszkać w tym pustym pokoju na górze.

Poczułam, jak zaczynają mi płonąć policzki. Jakkolwiek czarujący i przystojny był Neil Evans, nie powinien tutaj mieszkać: jeść z nami posiłków i spać w pokoju, który przed rozwodem był sypialnią rodziców. Wszystko było nie tak. Mama była moją mamą, ale nie zachowywała się stosownie do swojej roli. Z drugiej strony była tylko opiekunką Neila, a traktowała go jak syna. Chciałam znienawidzić nieproszonego gościa, ale to nie było takie proste.

Rozdział 2

Po oświadczeniu mamy zapanowała, jak to się pisze w powieściach, złowróżbna cisza. Najwyraźniej oczekiwała, że będę podskakiwać z radości, usłyszawszy, iż Neil Evans wprowadza się do naszego domu. Powinna przewidzieć, że moja reakcja będzie krańcowo odmienna. Czy nie mówiłam wielokrotnie, że czuję niechęć do jej podopiecznych i tego, jak wiele poświęca im czasu? Jedyne, czego pragnęłam, to powrotu dawnych czasów, kiedy to mama, tata i ja stanowiliśmy normalną kochającą się rodzinę.

- Może to nie jest najlepszy pomysł, pani Adams. - Neil był blady. - Przecież pani mnie nie zna. Będę wdzięczny za pomoc w znalezieniu pracy, ale nie widzę przeciwwskazań do przespania w samochodzie jeszcze kilku nocy.

Mama rzuciła mi ostre spojrzenie, starając się, by nie zauważył go Neil.

- Bzdura - oświadczyła energicznie. - Jest zdecydowanie za zimno na coś takiego. Nie ma sensu, byś spał w lutym w samochodzie, skoro u nas jest ciepły wolny pokój. Nie chcę już słyszeć żadnego sprzeciwu.

- Wyniosę z tego pokoju moje rzeczy - odezwałam się posępnie.

- Nie sądzę, by twoje obrazy nie pozwoliły Neilowi zasnąć. Dlaczego ich tam po prostu nie zostawisz?

Ponieważ są moje! To była pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy. Dlaczego to do niej nie dociera? Tata zrozumiałby mnie. Wiedziałby, że te obrazy są tak osobiste że nie chciałabym, by oglądał je ktokolwiek obcy.

Nagle zauważyłam, że Neil uważnie mi się przygląda, ta jakby wiedział, o czym myślę. Utkwiłam wzrok w talerz z resztkami zapiekanki.

- Są tam też farby i sztalugi. Zabiorę je, żeby nie przeszkadzały.

- Masz zamiar zostać malarką? - zapytał Neil. Potrząsnęłam głową.

- Raczej nie. Nie jestem wystarczająco utalentowana. Po prostu lubię malować. Najprawdopodobniej będę inżynierem, tak jak mój tata.

Mama nagle wstała.

- Zaparzę kawę - oznajmiła. - Lubisz kawę, Neil?

- Pewnie, ale ja lubię wszystko. - Herbatę, wodę, sok. Mama uśmiechnęła się do niego.

- Cieszę się więc, że będę miała z kim napić się kawy Juliet zdecydowanie woli herbatę.

Po chwili jej nie było, a ja znowu nie wiedziałam, co powiedzieć. Ten chłopak był przystojny, światowy i wygadany, i przedstawiał sobą typ, któremu w szkole przyglądałabym się z daleka, ale nigdy nie byłabym jego znajomą. Bądź szczera, Juliet, pomyślałam. Jedynym chłopakiem, u którego miałabyś jakiekolwiek szanse, jest Greg Tilman, a ten jest tak skomplikowany jak gra w bierki. Neila za to można porównać z kostką Rubika.

- Bardzo chciałbym, byś nie zabierała swoich obrazów z pokoju, w którym mam spać, Juliet - powiedział miękko. - Podziwiam artystów. - Wskazał głową obrazki na ścianie. - Twoje?

- Tak. - Ponownie się zaczerwieniłam. Cóż za zdradliwy nawyk.

- Są świetne! - zawołał z entuzjazmem. Jego uśmiech był zniewalający, więc odwróciłam się, zdecydowana nie dać się nabrać na jego pochwały. Byłam przekonana, że to sposób, w jaki Neil Evans zjednuje sobie ludzi.

- Naprawdę mi przykro, że zabieram ci pracownię - . kontynuował. - Ale nie będę u was długo, obiecuję.

- W porządku. - Cóż mogłam powiedzieć innego? Poza tym spodobało mi się słowo pracownia. Dzięki niemu poczułam się jak prawdziwa artystka, mimo pewności, że byłam szczera, mówiąc, że nie jestem wystarczająco utalentowana, by zostać malarką.

Przyglądał mi się przez chwilę, po czym zerwał się z krzesła i zaczął zbierać talerze.

- Włożę wszystko do zmywarki. Muszę przecież jakoś zarobić na utrzymanie, no nie?

Pchnął ruchome drzwi z jadalni do kuchni, lecz w tym samym momencie mama zrobiła to samo. Uskoczył w bok na tyle szybko, że uniknął złamania nosa. Nawet ja się roześmiałam, widząc zdumienie na ich twarzach.

- Hej - rzekł do mnie Neil. - Nie śmiej się! To mój jedyny nos. Nie mogę sobie pozwolić na zmiażdżenie go. Chyba nie chciałabyś, bym wyglądał jak jakiś emerytowany bokser?

- Nie, chyba nie. - Miał bardzo ładny nos, ale wolałam nie mówić mu niczego miłego.

Posprzątaliśmy na stole. Mama wniosła kawę, a ja zrobiłam sobie herbatę. Posiedzieliśmy jeszcze trochę w jadalni i zjedliśmy wspólnie resztę pączków. Neil i mama rozmawiali o wszystkim i o niczym. Ja się przysłuchiwałam i obserwowałam ich. Oboje wydawali się silni, tak jakby byli w stanie poradzić sobie ze wszystkimi trudnościami. Dlaczego w takim razie Neil został wyrzucony z domu, a mama i tata się rozstali?

- Jutro Juliet zabierze cię do szkoły i przedstawi panu Baileyowi, dyrektorowi - oznajmiła mama. - Jestem przekonana, że nie będzie żadnych kłopotów z przyjęciem cię. Poproszą szkołę w Buffalo o przesłanie twoich ocen. - Dopiła kawę, po czym dodała stanowczo: - Ale teraz, Neil, zadzwonisz do mamy i powiesz, że z tobą wszystko w porządku. Nie musisz mówić o wszystkim, ale powiedz jej przynajmniej, w jakim mieście jesteś i że od czasu do czasu do niej zadzwonisz.

Z twarzy gościa zniknął nagle jego chłopięcy urok. Wyglądał teraz na starszego i albo rozgniewanego, albo zranionego. Nie byłam tego do końca pewna.

- Nie mogę tego zrobić, pani Adams. Oni mnie wyrzucili z domu.

Ale nie znał jeszcze mojej mamy. Gdy coś sobie postanowiła, nie było możliwości jakiegokolwiek sprzeciwu. Wiedziałam, że Neil zadzwoni bez względu na to, czy będzie tego chciał, czy nie.

- Przykro mi, ale tak właśnie musisz to załatwić - oświadczyła zdecydowanie. - Jesteś tu mile widziany, lecz musisz przecież uspokoić mamę. Telefon jest w salonie.

Przez chwilę myślałam, że odmówi i wybiegnie z domu, ale on tylko wzruszył ramionami i wstał z krzesła.

- Zadzwonię na koszt abonenta - rzucił, idąc do salonu. - Może mój ojczym nie zgodzi się przyjąć rozmowy.

- Nie! - zawołała za nim mama. - Zadzwoń bezpośrednio do domu. Jeżeli zechcesz, to zapłacisz za tę rozmowę, kiedy już znajdziesz pracę.

Neil usiadł na wielkim krześle w kolorze kości słoniowej, które stało tuż przy stoliku z telefonem, i wykręcił numer. Mama go obserwowała. Nie miała zamiaru pozwolić mu udawać tylko, że dzwoni. Jeżeli okazałoby się to konieczne, zadzwoniłaby osobiście. Widziałam już nieraz, jak sobie radzi z klientami...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin