Epikur - Czyli o życiu szczęśliwym.pdf

(108 KB) Pobierz
Epikur, czyli o życiu szczęśliwym
Epikur, czyli o życiu szczęśliwym
W centrum Aten, na frontonie bramy prowadzącej do domu otoczonego ogrodem, widniał napis:
„Gościu, tutaj będzie ci dobrze, tutaj najwyższym dobrem jest przyjemność". Obietnica szczęścia miała
skłonić przechodnia do przekroczenia bramy, porzucenia świata, owego teatru krwawych wydarzeń—wojen,
przewrotów politycznych, wstrząsów społecznych... Bo tylko z dala od wojennego zamętu i politycznych
namiętności można osiągnąć prawdziwy spokój. I tylko wiodąc życie uporządkowane i rozumne, wśród
przyjaciół, na łonie natury, z dala od walk partyjnych, można zdobyć szczęście. Jest ono bowiem sprawą
indywidualnej świadomości człowieka i w nim samym się znajduje. Dlatego należy usunąć się ze świata
politycznego czynu i lathe biosas — żyć w ukryciu.
Taka była deklaracja nowej szkoły filozoficznej, założonej w 306 roku p.n.e. przez Epikura.
Charakteryzowała ją postawa rezygnacji ze społecznego i politycznego działania, będąca wynikiem tragicznych
doświadczeń: świadomości potęgującego się kryzysu, który zapowiadał nieuchronny zmierzch świata
greckiego.
Epikur żył w okresie szczególnie dramatycznym. Jako młodzieniec obserwował narodziny i rozkwit
imperium Aleksandra Wielkiego. Jako mąż dojrzały, był świadkiem jego rozkładu i zażartych walk diadochów
o sukcesję po Aleksandrze. Ojczyzna filozofa, Ateny, stała się areną wyniszczających wojen i przewrotów
politycznych. Pustoszony i podbijany przez obcych, kraj był jednocześnie osłabiany przez wewnętrzne waśnie
zwalczających się partii i nieustanne zmiany rządów, potęgujący się zaś opór niewolników coraz częściej
przeradzał się w otwarte bunty.
Epikur głęboko bolał nad nieszczęściami ojczyzny. Czuł się jednak bezradny, stronił więc programowo od
udziału w życiu politycznym. Odwracając się od polityki, cały swój wysiłek skierował ku jednostkom,
zabiegając o ich dobro i szczęście. W czasach wojennego zdziczenia i bezładu moralnego pracował nad
programem moralnej odnowy, w czasach cierpienia tworzył wizję życia szczęśliwego, zapowiadając jej
urzeczywist- nienie. To właśnie filozofia Epikura miała być czynnością, która za pomocą dociekań zapewni szczęście.
Wartość filozofii nie polega na czystej wiedzy, nie jest ona przecież mądrością dla samej mądrości, sztuką
dla sztuki. Tak jak nie cenimy wiedzy lekarskiej dla niej samej — powiadał Epikur — lecz ze względu na zdrowie, tak
jak nie chwalimy sztuki sterowania dla niej samej, lecz ze względu na jej poźyteczność, tak mądrość, ta sztuka życia,
gdyby nie służyła do niczego, nie byłaby godną pożądania.
Wartość filozofii polega przede wszystkim na tym, że pozwala nam ona rozumnie i skutecznie działać.
Wynikają z niej praktyczne reguły postępowania, czyli właściwa mądrość, która jest wiedzą o tym, czego
należy pragnąć, a czego unikać, aby osiągnąć szczęście. W każdym momencie naszej egzystencji
znajdujemy się na rozdrożu, mogąc wybrać najróżniejsze możliwości i kierunki, choć tylko jedna droga
prowadzi do szczęścia. Cóż więc robić, aby ją rozpoznać i wybrać? Epikur odpowiadał: filozofować, bo tylko
filozofia może uczynić nasze życie świadomym, postępowanie — rozumnym, wybór zaś — szczęśliwym.
Dlatego niech nie myśli młody, że ma czas na filozofię, i niech się do niej nie zniechęca stary. Nikt bowiem nie jest
ani za młody, ani za stary na to, aby mieć zdrową duszę.
Najwyższym dobrem jest dla człowieka szczęście. Ale nim człowiek o szczęście pocznie zabiegać, musi
uwolnić się od strachu, który go deprawuje i niweczy wartość jego życia, czyniąc zeń koszmar. Musi tedy
uwolnić się od obawy przed bogami. Albowiem ludzie przyznali bogom wszechmoc i uroili sobie, że to bogowie
kierują światem i losem ludzkim. To urojenie sprawiło, że pogrążyli się w otchłani nieszczęścia. Stało się ono
źródłem fałszywej religii, opartej na lęku przed wszechmocnymi i mściwymi bogami. Religia zmusza
człowieka do pokory, uprzytomnia mu jego nędzę i małość w obliczu bezmiaru potęgi bogów, odbierając
życiu ludzkiemu samoistną wartość i autonomię. Człowiek przestaje być panem własnego losu. Okazuje się
pionkiem w rękach przeznaczenia, dominującym zaś motywem jego działań staje się strach przed pośmiertną
karą, strach, który kazi prawdziwą radość życia. Tak oto podporządkowane religii życie ludzkie traci samoistny
sens, przestaje być dobrem najwyższym, stając się tylko środkiem, który służy uzyskaniu pośmiertnej nagrody i
uniknięciu straszliwej kary.
Uznanie wszechmocy bogów — konkludował Epikur —jest nie do pogodzenia z afirmacją życia, z pragnieniem
osiągnięcia szczęścia zgodnego z rzeczywistą naturą człowieka. Ale filozof nie negował istnienia bogów. Usunął
35199528.002.png
ich tylko poza obręb świata i odmówił im jakiegokolwiek wpływu na ludzkie losy. Bogowie wiodą życie
doskonałe, mądre, piękne i szczęśliwe, bez kłopotów, ale też kłopotów innym nie przysparzają. Nie rządzą
światem ani też dolą czy niedolą ludzką, lecz troszczą się tylko o siebie. Nie należy zatem bogów się obawiać,
nie trzeba podporządkowywać im własnej egzystencji. Nie wtrącają się do losów świata, nie kierują naszym
życiem, a za nasze uczynki ani nas nie karzą, ani nie nagradzają. Jesteśmy więc panami własnego życia i tylko z
nas samych wypływają motywy naszych działań, za właściwe postępowanie otrzymujemy zaś najlepszą
nagrodę — szczęśliwe życie.
Pragnąc wywyższyć człowieka, nadać jego bytowaniu samoistną wartość, Epikur odrzucił wiarę we
wszechmoc bogów. W ten sposób uwolnił człowieka od strachu przed potępieniem, ale tym samym zdjął też z
bogów odpowiedzialność za zło istniejące w świecie. Jakże bowiem pogodzić tezę o wszechmocy bogów z
istnieniem zła? Albo bogowie w swojej nieskończonej dobroci widzą zło i pragną świat od niego uwolnić, lecz
nie są w stanie tego uczynić — są tedy bezsilni, albo też w swojej wszechmocy mogą je ze świata usunąć, lecz
uczynić tego nie chcą i zło tolerują — nie są zatem dobrzy. Jeśli jednak pragną zło ze świata
wyeliminować i mogą tego dokonać, to dlaczego zło w dalszym ciągu w świecie istnieje? Oto pytanie, które
musi pozostać bez odpowiedzi, jeśli tylko bogom nie chcemy uwłaczać, odmawiając im siły bądź
dobroci. Lepiej więc dla bogów będzie — powiadał Epikur — jeżeli przyjmiemy, że nie wtrącają się do
świata i nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jego losy.
Bogowie nie są przeto twórcami naszego życia ani też jego sędziami. Są tylko pewnym wzorem etycznym
do naśladowania, wzorem pełnego i szczęśliwego życia.
Epikura wyobrażenie bogów pogrążonych w szczęśliwej bezczynności zdawało się bluźnierczą parodią bóstw
oficjalnych, a jego namiętna walka z ideą opatrzności i boskich rządów nad światem — zamachem na
religię. Epikur — twierdzi jeden z bohaterów Cycerońskiego dialogu — „pozbawiwszy bogów
nieśmiertelnych wszelkiej uczynności, wyplenił z dusz ludzkich doszczętnie religię [...] jakże bowiem może być
pobożność, jeżeli bogowie nie troszczą się o ludzi". Jego doktryna bogów jedynie „ocala w słowach, ale w
rzeczy samej obala". Stąd właśnie brały się gwałtowne sprzeciwy oraz krytyka Epikura, której głównymi
rzecznikami byli stoicy, a następnie chrześcijanie.
W życiu ludzkim nie powinno być strachu przed bogami. Od niego wyzwala człowieka filozofia,
pozwalając mu pojąć rzeczywistość i sens własnego istnienia. Poucza ona, że świat jest mechanizmem
poruszanym przez odwieczne prawa przyrody, w którym nie ma miejsca na ingerencję sił nadprzyrodzonych.
Interpretując świat, Epikur odwołał się do filozofii Demokryta, do jego koncepcji rzeczywistości jako
układu nieskończonej ilości materialnych elementów — atomów poruszających się w bezkresnej próżni. Ale
adaptując teorię Demokryta, Epikur dokonał w niej istotnej korekty, wprowadzając ideę parenklizy, czyli
koncepcję odchyleń.
Zdaniem Demokryta, w świecie wszystko dokonuje się na zasadzie konieczności. Tak jak tor atomu jest
w każdym momencie ruchu ściśle wyznaczony, tak też łączenie się atomów w poszczególne obiekty mate-
rialne oraz procesy wzrostu i rozkładu są określane przez żelazne prawa natury. Przypadek stanowi tylko
kategorię subiektywną, jest produktem naszej niewiedzy, wyrazem nieznajomości przyczyn. W istocie wszelkie
zdarzenia są przyczynowo uwarunkowane i konieczne, a w świecie nic się nie dzieje przypadkowo.
Otóż Epikur — wbrew Demokrytowi — założył pewną „spontaniczność" atomów. Tor, po którym się
poruszają, nie jest bez reszty wyznaczony przez przyczyny zewnętrzne. Istnieje bowiem możliwość odchyleń —
i dlatego niepodobna z absolutną dokładnością przewidzieć biegu atomu. Zawsze pozostaje pewien margines
dla dowolności i indywidualnej swobody. W ten sposób Epikurejska wizja świata uwolniona została od
bezwzględnej konieczności, od fatum, i pozostało w niej miejsce na spontaniczne działanie i wolną wolę.
Nauka o parenklizie atomów stała się uzasadnieniem wolności, argumentem w walce z fatalistycznie pojętym
determinizmem. Byłoby lepiej — powiadał nawet Epikur — uwierzyć w brednie o bogach, niż ugiąć się pod
jarzmem przeznaczenia przyrodników. Brednie pozostawiają przynajmniej jakąś' nadzieję, że bogów można czcią
przebłagać, natomiast przeznaczenie przyrodników głuche jest na wszystkie prośby.
Jeśli uznamy, że w świecie wszystko jest konieczne, to czy będziemy mogli człowieka pouczać, aby żył inaczej,
niż żyje, czy będziemy mogli jego postępowanie ganić albo chwalić? Przecież nie jest on panem własnego losu i
jego postępowanie nie od niego samego zależy. Człowiek w takim ujęciu byłby tylko bezwolnym pionkiem na
szachownicy świata, pionkiem wprawionym w ruch przez ślepą konieczność. Jak można żądać od pionka
odpowiedzialności za przegraną partię? Jakże chwalić go za udany ruch? Jakże wartościować moralnie jego
postępowanie i obarczać go winą za popełnione czyny? Przecież działa on zawsze tylko tak, jak musi, nie
mając żadnej możliwości wyboru.
Idea parenklizy otwierała — w ramach niewzruszonego systemu praw natury — szerokie pole dla działania
35199528.003.png
przypadku. Ani poszczególny atom, ani całe światy, ani wreszcie człowiek nie są jeńcami bezwzględnego
przymusu. Nie ma bowiem indywidualnego przeznaczenia. Znajdujemy się w rzeczywistości niczym pływacy
na rzece. Płyniemy wprawdzie z prądem, ale zawsze możemy obrać tor, po którym będziemy się
poruszać. Możemy płynąć środkiem nurtu bądź też bliżej jednego lub drugiego brzegu, możemy unikać
wirów i omijać mielizny. Każdy z nas ma swobodę poczynań, toteż drogi oraz style, jakimi płyniemy, mogą
się istotnie różnić. O tyle właśnie życie nasze jest terenem działania wolnej woli. Każdy sam określa
cele, do których realizacji będzie zmierzał, sarn też określa właściwe postępowanie, dokonując wyboru
spośród wielu różnych możliwości — i dlatego jest panem własnego losu. Stąd bierze się jego wydarta
przeznaczeniu rozkosz, radosne poczucie autonomii.
Uznanie wolności ludzkiej złączyło się w doktrynie Epikura z żądaniem odpowiedzialności. Jeśli jestem
twórcą swojego losu, to ponoszę tego konsekwencje; jeśli dokonuję wyboru, to mój wybór może być albo
dobry, albo zły. Dlatego warto człowieka pouczać, aby doskonalił swoje życie, gdyż będąc wolnym może
korzystać z przestróg. Jego postępowanie należy chwalić i nagradzać, gdy jest dobre, a ganić i karać, gdy jest złe,
albowiem jest ono efektem wolnej decyzji.
Odrzucenie wiary w opatrzność pozwala jednostce poczuć się panem własnego losu, odnaleźć radość
twórczego życia, jego właściwy sens moralny i poczucie odpowiedzialności. To oczywiście jest jednym z warun-
ków szczęścia, ale do samego szczęścia jeszcze nie wystarczy. Człowiek, uwolniwszy się od strachu przed bogami
i przestawszy żebrać u bogów o to, co zdobyć może sam, musi jeszcze przezwyciężyć strach przed śmiercią. Nic
śmierci do nas — powiadał filozof. Jesteśmy, jak długo żyjemy, a gdy przestajemy żyć, nie ma już nas.
Śmierć jest kresem ciała i kresem duszy. Dusza bowiem jest układem cielesnych elementów i nie istnieje
wcześniej niż ciało ani też nie posiada egzystencji pośmiertnej. Dlatego człowiek nie powinien obawiać się życia
pozagrobowego. Jego dusza nie może być nigdy skazana na katusze Tartaru. Cerber i Erynie — to tylko
gminne zabobony, a piekłem dla człowieka może być wyłącznie życie głupca. Jedyną obietnicę szczęścia daje
nam mądre życie tu, na ziemi. Nie poniżajmy tedy życia, poszukując nadziei na lepszy byt po śmierci. Uznajmy, że
raz się zrodziliśmy i dwa razy zrodzić się nie możemy, uznajmy, że mija życie i nigdy już więcej nie wraca. Dlatego
nie odkładajmy radości, lecz korzystajmy z nich, pamiętając że życie szczęśliwe jest najwyższą wartością.
Wobec śmierci mieszkamy my, wszyscy ludzie, w mieście bez wałów. Jest ona nieuchronna i stanowi
ostateczny kres. Pozostaje nam jednak życie. Musimy umieć z niego korzystać. A nasza ludzka tęsknota
do wieczności może się jedynie spełnić poprzez trwałość gatunku ludzkiego. Wtedy, gdy żyjemy sprawiedliwie i
mądrze, gdy tworzymy dzieło, które nas przeżyje, pozostajemy w pamięci potomnych i osiągamy jedyną dostępną
człowiekowi nieśmiertelność.
Człowiek wyzwolony od strachu staje w obliczu pytania: jak żyć i jak postępować, ku jakiemu celowi
zmierzać? Musimy dopiero nauczyć się sztuki właściwego życia. Tu najlepszym nauczycielem jest sama
natura. Należy jej tylko zaufać i żyć z nią w zgodzie. Wszelkim istotom właściwe jest przecież dążenie do
przyjemności i ucieczka przed cierpieniem. Zgodnie z nakazem natury przyjemność jest dla nas dobrem,
cierpienie zaś złem, jako że ból pomniejsza radość ustrojową organizmu i „roz-przęga go". Ale dążenie do
przyjemności nie polega na bezmyślnym i bezkrytycznym oddawaniu się wszelkiej rozkoszy, na realizacji
wszelkich potrzeb i pragnień. Bywają bowiem potrzeby różnego rodzaju. Jedne są naturalne i konieczne, jak
pragnienie zaspokojenia głodu czy zdobycia rzetelnej wiedzy. Inne są naturalne, lecz wcale niekonieczne;
mogą one, ale nie muszą być zaspokojone, jak na przykład potrzeba wykwintnego jadła czy strojnego
ubioru. Wreszcie istnieją i takie, które nie są ani naturalne, ani konieczne: są to potrzeby urojone i
sztuczne, będące nie nakazem natury, lecz płodem cywilizacji — jak dążenie do znaczenia, sławy,
bogactwa... Cywilizacja — twór wewnętrznie sprzeczny — daje człowiekowi olbrzymią szansę zdobycia
wiedzy i udoskonalenia życia, jednocześnie zaś rodzi przeróżne potrzeby i pragnienia, które ludzi
demoralizują, pozbawiają ich spokoju wewnętrznego i przeciwstawiają sobie wzajemnie. Dlatego z postępem
cywilizacji powinien iść w parze postęp etyczny. W przeciwnym razie potęga techniczna i żądza używania
staną się źródłem konfliktów międzyludzkich, niszczycielskich wojen, a nawet zagłady rodzaju ludzkiego.
Nie powinniśmy zatem — podkreślał Epikur — dążyć do realizacji wszelkich pragnień. Każdemu
pragnieniu trzeba zadać to pytanie: co będzie, jeśli mi się ziści moje pragnienie, i co, jeśli mi się nie ziści.
Powinniśmy dokonywać wyborów i panować nad własnymi namiętnościami. W przeciwnym razie staniemy się
niewolnikami zmysłów, a ulegając im całkowicie, narazimy się niejednokrotnie na większy ból i cierpienie od
tego, które by nam zagrażało z powodu niezaspokojenia owych zmysłowych pożądań. Chwilowa
przyjemność może wszak nas przyprawić o większy ból w przyszłości, w rezultacie nas unieszczęśliwiając.
35199528.004.png
Przecież określony ból może doprowadzić nas do większej przyjemności, podobnie jak skalpel chirurga
prowadzi do zdrowia. Dlatego człowiek dojrzały przenosi niekiedy doraźny ból nad doraźną przyjemność,
rozumiejąc że nie można żyć przyjemnie, nie żyjąc rozumnie, ani też żyć rozumnie, nie żyjąc przyjemnie.
Sprawny rozum w każdym wypadku poucza nas, czego się trzymać, i nigdy się nie myli, dokonując wyboru
zapewniającego szczęście. Powinniśmy tedy zaufać rozumowi i wysiłkiem woli zapanować nad pożądaniami. Jeśli
pozwolimy im rozwijać się i potęgować, to rychło wezmą nad nami górę i unieszczęśliwią nas. Nie uśmierza
zamętu duszy i nie darzy żadną wartościową uciechą ani majątek nawet największy, ani cześć i podziw tłumu, ani
w ogóle żadna z tych rzeczy, których domagają się rozpasane żądze.
Szczęście — zdaniem Epikura — polega na pogodzie duszy i bez-bolesności ciała. Jest ono rozkoszą
najwyższą, ale droga do niego wiedzie — rzecz paradoksalna — przez potępienie rozkoszy. Nikt chyba nie
przeciwstawiał się w sposób tak zdecydowany jak Epikur uleganiu zmysłowym pokusom i namiętnej pogoni
za przyjemnościami. Nikt chyba w świecie antycznym nie reprezentował postawy równie ascetycznej.
Pragniesz uczynić kogoś szczęśliwym i bogatym — pouczał filozof — nie dawaj mu pieniędzy, lecz raczej
ujmij mu potrzeb. Im mniej będzie miał pragnień, tym bardziej jego egzystencja będzie spokojna, bezbolesna,
szczęśliwa. Dlatego pożądaj jak najmniej. To jest najpewniejsza droga do niecierpienia, czyli do przyjemności
stałej, a więc do szczęścia.
Hegezjasz, którego nazwano Pejsithanatosem („Nawołującym do śmierci")^ doprowadził tę ideę do
skrajnej konkluzji: otóż jeśli najwyższym celem człowieka jest szczęście, ono zaś polega na wyzwoleniu od cierpie-
nia, to taką całkowitą wolność może nam zapewnić jedynie śmierć. Należy ją zatem świadomie wybrać. Kiedy
jego uczniowie zaczęli postępować w zgodzie z radami mistrza, władze były zmuszone zakazać mu nauczania.
Epikur łączył pojęcie szczęścia z ataraksją — niezmąconym spokojem duszy, i aponią—bezbolesnością ciała.
Ale Epikurejski postulat unikania bólu nie był tchórzliwą ucieczką przed cierpieniem, lecz odważną z nim
walką. Filozof żądał odwagi i wytrzymałości w obliczu cierpień fizycznych. Uważał wprawdzie, że ból jest złem,
lecz sądził, że jest on złem zawsze znośnym i wcale nie tak groźnym dla człowieka, gdyż można nad nim
zapanować. Człowiek mimo bólu może być szczęśliwy, jeśli tylko pokona go hartem i pogodą ducha. Co
prawda z życia ludzkiego nie da się wyeliminować cierpienia, ale cierpienie można i należy przezwyciężać.
Dopiero zwycięstwo nad bólem rodzi prawdziwą przyjemność, szczęście godne człowieka. Nie jest nim przecież
ani uganianie się za rozkoszą, ani też umartwianie się dla samego umartwiania w imię ascetycznie pojętej cnoty
i pogardy dla ciała. Jest i w ograniczaniu granica — dodawał Epikur — a kto ją przekracza, temu bodaj dzieje się
tak samo, jak temu, kto cierpi zpowodu braku ograniczenia.
Człowiek łaknący szczęścia nie jest pozostawiony samemu sobie. Żyje wśród innych ludzi i musi
rozumnie urządzić własną — i nie tylko własną — egzystencję. Nie wolno mu krzywdzić innych, aby
samemu od innych krzywd nie doznawać. Powinien żyć w zgodzie z otoczeniem i być pożyteczny, wspomagając
tych, którzy na to zasługują, podporządkowując się zasadom społecznego współżycia i zabiegając o wspólne
dobro. Potrzeba bezpieczeństwa skłania człowieka do panowania nad zaborczym samolubstwem, do walki z
krzywdą — a to stanowi warunek wzajemnej współpracy i sprawiedliwości. I dopiero we właściwie
zorganizowanym społeczeństwie możliwa jest wzajemna życzliwość, która usuwa przyczyny krzywd i cierpień:
zazdrość, nienawiść, pogardę... Możliwa jest również przyjaźń, będąca niewątpliwie najcenniejszym klejnotem.
Przyjaźń wymaga dobrej woli i wysiłku, dojrzewa zaś w pożyciu wzajemnym, uszczęśliwiając nas poczuciem
pewności pomocy.
Doktryna moralna Epikura zjednała mu „przyjaciół taką liczbę, że i miasta całe nie mogły ich
pomieścić" (Diogenes Laertios). Uznano go
za „wynalazcę etycznej mądrości", która rozpraszając „mroki cielesnego zaślepienia", umożliwia szczęście
człowiecze na ziemi. Dlatego uczniowie Epikura widzieli w nim dobroczyńcę rodzaju ludzkiego. Tworzyli oni
krąg przyjaciół pozostających pod urokiem życia i mądrości uwielbianego nauczyciela. Jego ogród stał się
miejscem żarliwej pracy nad doskonaleniem wewnętrznym. Uczniowie zachowali w pamięci orędzie mistrza i
zgodnie z jego nakazem przepowiadali sobie, że bóstwo nie jest straszne, że śmierć jest niezawodna, że to, co jest
dobre, jest łatwe do zdobycia, a to, co jest złe, jest łatwe do zniesienia. Był to sławny czwórmian leczniczy
Epikura, mający zapewnić cierpiącej ludzkości wyzwolenie od strachu oraz uczynić życie człowieka szczęśliwym.
Ale jego doktryna miała również licznych wrogów. Paradoksalnie, to właśnie Epikura pomawiano o
tchórzliwy kwietyzm, patronowanie rozpuście i wszelakim wszeteczeństwom. Hołdował jakoby obżarstwu
i nawet „wymiotował dwa razy dziennie z powodu przejedzenia", miał być rzecznikiem zniewieściałości i
wrogiem wszelkich szczytnych ideałów. Taką opinię o Epikurze i jego nauce rozpowszechniali myśliciele chrześ-
cijańscy. Nie bez powodu. Mógł on przecież powiadać o sobie słowami poematu Lukrecjusza:
35199528.005.png
Uczę o wielkich rzeczach i stromą idę drogą, Rwąc religijne więzy i kłam zadając
bogom.
35199528.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin