Andrzej Pilipiuk Konrad T. Lewandowski ROSYJSKA RULETKARedaktor naczelny Obleśnych Nowinek wyjechał akurat na urlop, więc przybyły z ulicy młodzieniec o wyglądzie przeuczonego wiecznego studenta, z rodzaju tych, co to w kółko zmieniają wydziały i nie mogą poprzestać na jednym ani nawet trzech fakultetach, został skierowany do jego zastępcy. Z równym skutkiem mógłby zostać wysłany na rozmowę ze ślepym o kolorach. Zastępca, pucołowaty człowieczek w drucianych okularach, z bokobrodami, był bez wątpienia wytrawnym potakiwaczem, jakich wielu wyprodukowała świeżo miniona epoka PRL-u, jednak rozmowa z interesantem zdecydowanie przerastała jego możliwości intelektualne. Zwłaszcza że wisiało nad nim widmo podjęcia samodzielnej decyzji. - Może zaproponuje pan listę tematów, którymi chciałby się pan zająć? My rozpatrzymy i damy odpowiedź... - A jakich tekstów potrzebujecie? - Młody człowiek zdecydowanie odmawiał okazania zrozumienia dla kompetencyjnej męki zastępcy naczelnego. - Ma pan coś gotowego? - Nie. Napiszę artykuł na wskazany temat - tłumaczył cierpliwie młodzieniec. - Na każdy? - Tak. Pełniący obowiązki naczelnego ciągle nie rozumiał. - Ale o czym chciałby pan pisać? - A czego w tej chwili potrzebujecie? - No, ale co chciałby pan nam zaproponować, panie... - Tomaszewski. Radosław Tomaszewski... - Skoro nie wie pan, co pan chce napisać... - Zastępca zmarszczył niskie czółko, omal mu druciane bryle nie spadły. Powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że ma do czynienia z sabotażystą nasłanym przez konkurencję. - Szukam pracy. - Młodzieniec zaczął z innej beczki. - Aaa, to trzeba było tak od razu! Nie mamy wolnych etatów. - Dlatego chciałbym zacząć od stałej współpracy. Czy macie zapotrzebowanie na jakiś temat? - Nasi dziennikarze sami szukają tematów - odrzekł wyniośle zastępca naczelnego. - Myślałem, że je wymyślają... - Co proszę? W tym momencie postanowiła interweniować sekretarka, przysłuchująca się rozmowie przez szparę w uchylonych drzwiach. Weszła do gabinetu i zaczęła coś szeptać szefowi do ucha. Do Tomaszewskiego dotarły słowa "stażysta", "egzorcyzmy" i "lubelszczyzna". - Tak, ale przecież tamten nie wrócił... - zaoponował zastępca redaktora naczelnego Obleśnych Nowinek i w tym momencie w jego oczach zapłonął wreszcie błysk inteligencji. On i sekretarka jak na komendę spojrzeli na Tomaszewskiego i uśmiechnęli się czarująco... Drzwi ozdobione sugestywnym napisem WITAMY W KRAINIE, GDZIE OBCY ZGINIE otworzyły się ze zgrzytem nigdy nieoliwionych zawiasów. Jakub oderwał mętne spojrzenie od kufla z perłą i popatrzył w stronę wejścia. W drzwiach stanęła wysoka sylwetka odziana w mundur rosyjskiej kawalerii z pierwszej wojny światowej. Jakub rozpoznał we wchodzącym swojego druha Semena. Posunął się kawałek, robiąc miejsce na ukradzionej z parku ławce. Stary kozak zmrużył oczy podrażnione dymem papierosów najpośledniejszego gatunku. Wnętrze knajpy, jak zwykle w dzień targowy, wypełniał tłum ludzi. Jedni oblewali udane interesy, inni przepijali zarobione pieniądze. Ci, którym handel poszedł kiepsko, pili na zeszyt. Teraz, trochę po północy towarzystwo osiągnęło odpowiedni stopień napojenia. Ajent za ladą z zadowoleniem liczył zyski. Tego dnia naprawdę poszaleli. Z płynnego towaru został mu tylko denaturat i truskawkowa pryta na siarce. Semen z rozmachem klepnął koło Jakuba i wydobył zza pazuchy słoik po ogórkach. Przyjaciel ostrożnie przelał mu połowę zawartości swojego kufla. - Co cię sprowadza? - zapytał. - Ano, dwie sprawy. - Przybysz zdjął papachę i otarł rękawem czoło. - Duża i mała. - No to zacznij od dużej - uśmiechnął się egzorcysta, pociągając łyk piwa. Kozak też zwilżył gardło. - Kudłacz znowu wlazł w szkodę - powiedział. - Ludziska ze Starego Majdanu cię szukali w tej sprawie. - A ja, widzisz, tu na trochę zakotwiczyłem - powiedział Jakub. - Od czasu do czasu trzeba nerki popłukać... - Kotwiczysz w tej knajpie już trzeci dzień - mruknął kozak. - Co zamierzasz z tym zrobić? O kudłaczu mówię... - A co, beze mnie sobie nie poradzili? - Pogonili go pochodniami, ale zaszył się w lesie i pewnie jeszcze wróci. Egzorcysta kiwnął głową. - Przelazł sukinkot przez wąwóz. Małpy nie upilnowali. - Nie wiem, dawno nie zaniosło mnie do Dębinki - mruknął Semen. - Nie lubię tej krainy latających siekier. - A czego ode mnie chcą? - Jakub znowu stracił wą...
aseran