Rozdział II.doc

(120 KB) Pobierz
BIBLIOGRAFIA

43

Rozdział II Specyficzne aspekty wychowania religijnego

 

 

ROZDZIAŁ II

 

SPECYFICZNE ASPEKTY WYCHOWANIA RELIGIJNEGO

 

Cisza, wychowawca, przygotowane otoczenie i tak zwany materiał dydaktyczny są drogowskazami normalnego rozwoju dziecka. Stały się one trzema kamieniami węgielnymi w całej pedagogice Montessori, nawzajem warunkującymi i podtrzymującymi jej konstrukcję.

 

 

§ 1.CISZA JAKO JEDEN Z FILARÓW WYCHOWANIA RELIGIJNEGO.

 

Niektórzy ludzie boją się ciszy, dlatego wypełniają swoje otoczenie hałasem. Ale nie potrafią usłyszeć ani swoich myśli, ani tego, co czują w głębi serca (por. OL 16). Papież Paweł VI przemawiając w Nazarecie 05 I 1964r. stwierdził: „Jakże jest nam ona (cisza) konieczna w naszym współczesnym życiu, pełnym niepokoju i napięcia, wśród jego zamętu, zgiełku i wrzawy”[107].

Pierwszym i głównym „przedmiotem wykładowym” w szkole montessoriańskiej jest cisza[108]. Pierwsze zaobserwowanie ciszy przez Montessori nastąpiło u dzieci bardzo spontanicznie, w Casa dei Bambini: „Pewnego dnia weszłam do klasy niosąc na rękach czteromiesięczną dziewczynkę, którą na podwórzu wzięłam z ramion matki. Cichość tej istoty zrobiła na mnie duże wrażenie i próbowałam to odczucie przekazać dzieciom w klasie. «Żadne z was nie umiałoby być tak cicho». Ze zdumieniem obserwowałam, jak wśród zebranych dokoła dzieci zapanowało jakieś intensywne napięcie. Tak jakby zawisły na moich wargach i głęboko przeżywały to, co mówiłam. «Oddycha bardzo cichutko» - dodałam. «Żadne z was nie umiałoby tak cicho oddychać». Dzieci, zdumione, stanęły w bezruchu i wstrzymały oddech. Zapanowała uderzająca cisza. Dało się słyszeć tykanie zegara, nigdy dotąd nie słyszane. Zdawało się, jakby to niemowlę wniosło do klasy atmosferę ciszy, jaka w codziennym życiu nigdy się nie zdarza. Nikt nie zrobił nawet najcichszego ruchu. A kiedy później zachęcałam dzieci do powtórzenia ciszy, robiły to natychmiast. Nie chcę powiedzieć, że z zapałem, ponieważ zapał ma w sobie coś impulsywnego, co się objawia na zewnątrz - tu zaś do głosu doszła zgoda wewnętrzna, zrodzona z głębokiej duchowej potrzeby (...). W ten sposób powstało nasze ćwiczenie ciszy”[109]. Zobaczywszy zaabsorbowane dzieci, Montessori zaczyna systematycznie wprowadzać ćwiczenia ciszy w swój system wychowawczy. Twierdzi ona, że powinno się uczyć poznania ciszy, ponieważ stanowi ona jeden z warunków rozwoju osoby ludzkiej: „Teraz jeśli pragniemy pozostać w ciszy musimy się tego nauczyć, ale zanim się nauczy, powinniśmy coś jeszcze zrobić. Musimy to wziąć pod uwagę, że cisza powinna nam być zademonstrowana, poznana przez nas, ponieważ zazwyczaj jej nie znamy i utożsamiamy ją ze zmniejszeniem szmerów, które zwykle przynosi zmniejszenie hałasu. Pomimo to, wiadomo przede wszystkim z wychowawczego punktu widzenia, że cisza ma duże znaczenie dla naszego wnętrza i że ludzie poszukujący doskonałości (...) muszą mieć ciszę. To jest konieczność”[110]. Nie miała na uwadze ciszy zewnętrznej wypływającej z nakazów czy zakazów, ale ciszę wewnętrzną, która jest wynikiem wewnętrznej i zarazem zewnętrznej równowagi.

Katechizm Kościoła Katolickiego chcąc ukazać wartość ciszy, stwierdza: „Najpierw lekcja milczenia. Niech się odrodzi w nas szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy ducha”(KKK 533). W słowach tych powołuje się na wypowiedź Pawła VI w Przemówieniu w Nazarecie 05.01.1964r.[111].

„Poprzez ciszę dziecko, być może, po raz pierwszy spostrzega własne życie wewnętrzne (...). Cisza przygotowuje duszę na określone wewnętrzne doświadczenia (...). Po doświadczeniu ciszy nie jest się tym, kim było się wcześniej”[112]. Tym twierdzeniem Włoszka daje nam do zrozumienia, że cisza to nie tylko spokój wewnętrzny, ale coś większego, przemiana, która zachodzić musi we wnętrzu człowieka.

Pod wpływem ciszy zaszła taka przemiana u francuskiego intelektualisty Ernesta Psichariego, który stwierdził: „ta cisza zaprowadziła nas daleko, tak daleko, jak daleko mogą nas zaprowadzić środki, którym rozporządza natura. Jesteśmy na progu domu bożego (...)” i dodaje jeszcze, ta „ogromna cisza przygotowała drogi łaski”[113]. Na słowo Ojca mówiącego do nas (w ciszy) nie można przejść obojętnie. Nasze wnętrze nie będzie tym, czym było wcześniej, po przyjęciu tych słów (por. KKK 2717)[114].

Modlitwa samego dziecka jest w naturalny sposób kontemplacją, jak „modlitwa” kwiatów, zwierząt i gwiazd, jest ona hołdem istnienia, który prowadzi duszę do zachwytu[115]. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus uważa, że: „kontemplacja jest «skupieniem serca» milczeniem, (...) lub milczącą miłością” (por. KKK 2717). Założycielce Casa dei Bambini nie chodzi o milczenie dla samego milczenia, ponieważ ono nie miałoby sensu. Gdy „mały człowiek” jest wyciszony, staje się podatny na przyjęcie podawanych mu wiadomości, a zarazem na przyjęcie Boga. Przez milczenie moc Boża zamieszkuje w człowieku. Gdy człowiek jest wyciszony, staje się podatny na przyjęcie Boga. Montessori dodaje: „Jednak cisza nie jest celem sama w sobie. Jest ona ciszą w obliczu Boga”[116].

Zaznacza ona, że ciszy nie można nakazać: „Nikt się nie zastanawia nad sensem tego słowa, że w momencie, w którym osiąga się ciszę, nastąpić może znieruchomienie, niemal zatrzymanie funkcji życiowych. Cisza jest zaprzeczeniem wszelkiego ruchu, a nie zaś (...) ograniczeniem hałasu (...). „Cisza” oznacza (potocznie) (...) ”zaprzestanie hałasu”, zablokowanie określonych reakcji, stłumienie samowoli i nieporządku”[117]. Odkrycie przez Nią wewnętrznej gotowości dziecka do ciszy, zaabsorbowało kontynuatorki jej systemu wychowawczego, między innymi Helenę de Lenval, która twierdzi, że: „hałasowanie jest reakcją na przymusowy bezruch. Możemy to z łatwością stwierdzić, wchodząc w okresie przerwy do pierwszej z brzegu szkoły. Dzikie wrzaski, gwałtowne ruchy i szalone biegi dzieci po korytarzach szkolnych, przyprawiają nie zahartowanych o zawrót głowy i przerażenie, podczas kiedy w aktywnych szkołach Montessori, które pozwalają dziecku poruszać się swobodnie w klasie, a także mówić szeptem, nie przeszkadzając innym”[118].

Jak już Montessori stwierdziła: „ciszy trzeba się uczyć”(por. OL 16), to zarazem ukazuje etapy odkrywania ciszy. Początkowo tej zewnętrznej, ale zwraca uwagę na braki w rozmyślaniu na temat powstających szkolnych pomyłek, iż ciszę można przez rozkaz osiągnąć. W tej fazie dochodzi do przygotowania „własnej woli”, do milczenia przez spowodowanie jakiejś „pustki”. Do tego dochodzi przygotowanie uczuć przez szukanie wygodnego miejsca.

Cisza musi być wyuczona, aby dziecko mogło się z tym zjawiskiem zapoznać. Aby dziecko mogło się zapoznać z tymi etapami, wpierw nauczyciel musi sam to przeżyć: „Oto nauczycielka nie ogranicza się do powiedzenia «siedź cicho», lecz ona robi to sama i pokazuje innym, jak się całkowicie cicho siedzi”[119]. Na początku ważne jest, aby skierować uwagę na siebie, na swoją postawę od nóg przez ręce, głowę jak i na oddech, stojąc albo siedząc. Przez naśladowanie dziecko zdobywa doświadczenie, które jest przez nie samo kontrolowane.

Unikanie dostrzegalnych szmerów prowadzi do bezruchu i gdy do tego dołączona jest świadomość, to nawet mały ruch bierze ono pod uwagę, ażeby czyny kontrolować do najdrobniejszych szczegółów, jak również doprowadzić do absolutnego bezruchu, co w efekcie prowadzi do ciszy[120]. Montessori nazwała je „ćwiczeniami dla kontroli ruchu, gdzie bezwzględnej absolutnej ciszy odpowiada absolutny bezruch”[121].

Wrażliwość na szmery zostaje dostrzeżona dość szybko. Szumy, szmery działają silniej i pozwalają się ocenić. „Dzieci wydają się być rodzajem pochodzącym od czarów, oddającym się danemu problemowi; mówi się, one byłyby w rozmyślaniach zatopione. Jeśli dziecko stopniowo pod własną kontrolą ciszy zawsze zostaje, to automatycznie pogłębia się ta cisza”[122]. Faza ta tworzy zakończenie ćwiczeń nad ciszą. Przywołamy słowa jednego z ojców trapistów, który twierdził „milczenie (...) nie tylko nie nudzi ani nie męczy, ale może wywołać pragnienie jeszcze większego milczenia”[123].

Montessori przypisywała ogromne znaczenie wyciszeniu wewnętrznemu, które jako przeciwwaga hałasu i wielości bodźców zewnętrznych, pomaga w budowaniu osobowości. Autorka proponowała takie zajęcia, jak: wsłuchiwanie się w ciszy w odgłos z ulicy, ciche podchodzenie dziecka do nauczyciela wywołanego szeptem, chodzenie po elipsie przy kontemplacyjnej muzyce. Dziecko lepiej poznaje swoje ciało, a tym samym ducha.

Według autorki już najmłodsze dzieci w przedszkolu wrażliwe są na ciszę i na ćwiczenia odbywane w ciszy. Dzieci kochają ciszę i chętnie poddają się jej wpływowi.

„W ćwiczeniach ciszy wymaga się od dzieci 3-6 letnich – sądząc po ich wieku- właściwie nie powinny potrafić. Zamiast żywego ruchu cisza wymaga doskonałego opanowania ruchów i emocji aż do ściszenia oddechu. Włoszka stwierdziła ze zdumieniem, że nawet bardzo małe dzieci zdolne są do tego zdyscyplinowanego samoopanowania i chętnie je ćwiczą. Z ćwiczeń tych wychodzą rozluźnione i wypoczęte. Wysiłek z tym związany daje im poczucie szczęścia i intensywną radość, tak że nagrody z zewnątrz okazują się zbyteczne”[124]. Montessori przekonała się o tym podczas, ćwiczeń ciszy, gdzie dała dzieciom słodycze, a dzieci zamiast je zjeść, na jakiś czas odłożyły je na bok.

Ćwiczenia ciszy powinno się wprowadzać dopiero od momentu, kiedy dzieci osiągnęły już etap podstawowego zewnętrznego porządku, lecz również niezmiernie ważne jest przygotowanie otoczenia. To przygotowanie odnosi się do trzech aspektów zmierzających do tego, że cisza zostaje spowodowana przez same dzieci, a nie przez wychowawców.

Materiał powinien być cały dostępny dla dzieci w taki sposób, aby mogły one podjąć wysiłek, ażeby wszystko doprowadzić do porządku. Stoły powinny być puste, miejsca wygodne. Osoba zostaje jakby do początku doprowadzona. Wszystkie bodźce do poruszania się zostają zahamowane. Kontrola ruchu obejmuje siedzenie „z nogami, które się nie poruszają, tułowiem i ramionami, a także nieruchomą głową. Również ruch przy pobieraniu powietrza staje się bezszelestny”[125].

„Ja kieruję uwagę dziecka na mnie i milczę. Ja zajmuję różne pozycje – stoję, siedzę – nieruchomo milcząc”[126]. Autorka zwraca tutaj uwagę na konieczne somoprzygotowanie wychowawcy jeszcze przed spotkaniem z dziećmi, które wykonują ćwiczenia będąc w ciszy.

Do spokoju lub niepokoju potrafi doprowadzić samo urządzenie pomieszczenia: „Pomieszczenie podzielone na sektory, o przejrzyście uporządkowanym umeblowaniu, z regałami i kącikami, których funkcja i zawartość są dobrze znane, z poduszkami do siedzenia i obrazkami tworzącymi przyjemną atmosferę – takie pomieszczenie zachęca do długotrwałej aktywności, do cichej pracy. Nadaje ono strukturę i wymagania. Przyucza do powagi i odpowiedzialnego działania. Wiąże energię dziecka z konkretnymi zadaniami dla głowy, serca i dłoni”[127].

W ćwiczeniach ciszy chodzi o „dotknięcie swego wnętrza”. Uwrażliwieniu ulega siła spostrzegania. Dziecko zostaje pobudzone do dziwienia się. „Słowo wypowiadane z ciszy, w ciszę dźwięczy inaczej, niż słyszane na co dzień. W większości ćwiczeń stawiamy w kręgu jakiś przedmiot, który umożliwia ogląd i zaprasza do spotkania. Organizujemy wówczas wspólnie ład, idziemy ku sobie nawzajem i zwracamy się ku środkowi”[128].

Ćwiczenie powinno być atrakcyjne i dawać dzieciom szczególną podnietę. W miarę możliwości powinny je zaciekawić, ale nigdy nie powinny być traktowane, rozumiane lub przeżywane jako kara (bo jest głośno), ani nawet jako groźba. Jak wcześniej zostało wspomniane, warunkiem każdego ćwiczenia ciszy jest to, że jego istota odzwierciedla się w postawie i zachowaniu dorosłego – wychowawcy.

Słowa papieża Pawła VI odzwierciedlają pogląd Montessori na temat ciszy: „milczenie (...), naucza nas skupienia i wejścia w siebie, otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy; naucza nas potrzeby i wartości przygotowania studium, rozważania, osobistego życia wewnętrznego i modlitwy, której Bóg wysłuchuje w skrytości”[129].

 

 

§ 2. OSOBOWOŚĆ I POSTAWA WYCHOWAWCY W WYCHOWANIU RELIGIJNYM.

 

Szczególną uwagę poświęciła Montessori w swoim systemie wychowawczym roli wychowawcy w ścisłym tego słowa znaczeniu i tym się zajmiemy w tym paragrafie. Lecz ma Ona na uwadze również rodzinę oraz środowisko, w którym dziecko się wychowuje, jako komórkę wychowawczą.

U początku swojej działalności pedagogicznej, już w roku 1909, napisała odnośnie do nauczyciela: „Ale spróbujmy złączyć w jednej duszy umysł zdolny do poświęceń, człowieka nauki, ze wzniosłą ekstazą mistyka, a posiądziemy całkowicie umysł nauczyciela”[130]. Można powiedzieć, że w podobny sposób wyraża się Sobór Watykański II, a mianowicie: „nauczyciel to powołanie wymagające szczególnych przymiotów umysłu i serca, jak najstaranniejszego przygotowania i ciągłej gotowości do odnowy (...) ”(DWCH 5).

Wychowawca montessoriański to nie ten, który sądzi, że studia i lektury przygotują go do zawodu i potrzebne wykształcenie może zdobyć z za biurka. Zasadniczą kwestią odnośnie do wychowawcy jest to, jak on spostrzega dziecko. „Pierwszym krokiem przygotowania nauczyciela montessoriańskiego jest przygotowanie siebie”[131]. Papież Pius XI w swojej Encyklice o chrześcijańskim wychowaniu Divini illus magistri wypowiada się odnośnie do nauczyciela: „Dobry nauczyciel to taki, który zdobył gruntowne przygotowanie zawodowe, opanował przedmiot, który ma uczyć i posiada potrzebne kwalifikacje umysłowe i moralne (...) , pała czystą miłością ku powierzonej sobie młodzieży i dzieci, której źródłem jest Bóg”[132].

Nauczyciel, który jest przygotowany tylko zewnętrznie, jest tylko połowicznie przygotowany, ponieważ: „twierdzimy stanowczo, że wychowawca musi przygotować się również wewnętrznie, musi wejść w głąb siebie (...) po to, by odkryć ograniczenia i słabości, które mogłyby mu przeszkadzać w relacjach z dzieckiem”[133]. Same tylko słowa „wejść w głąb siebie”, „odkryć ograniczenia i słabości”, mogą napawać strachem, ponieważ to nie wyidealizowany „wzór wszelkich cnót”, ale realny człowiek[134]. „Nie trzeba być doskonałym aby podjąć pracę nauczyciela (...). Dlatego musimy się uczyć i trzeba go w ten proces wprowadzić. Znaczy to, że trzeba się przygotowywać do roli nauczyciela dzieci”[135].

W pierwszej kolejności nauczyciel musi usunąć przeszkody, które powodują, że nie rozumie dziecka. Poprzez „wejście w głąb siebie”, nauczycielowi ukazuje się stan swojej duszy oraz to, co w niej trzeba poddać korekcie.

Dyrektorka Casa dei Bambini uważa, że: „największym z błędów, które na nas ciążą (wychowawcach) i które przeszkadzają nam zrozumieć dziecko, jest gniew”[136]. Złe nawyki oraz wewnętrzny nieład prowadzi do tego, że „w pozornej ciszy ducha głos sumienia jeszcze przez pewien czas może wywierać na nas potajemny wpływ (...). Nauczyciel lub ktokolwiek, kto chce «wychowywać» dzieci, musi się wpierw oczyścić z wad, które stawiają go w fałszywej sytuacji wobec dziecka”[137]. Nauczyciel musi poznać siebie, ale najbardziej to swoje słabości. Nie jest to jedna wada, lecz „często cała plejada spokrewnionych wad, przede wszystkim oschłość, gniew i duma”[138]. Gniew wiedzie prymat a duma jest „maską”[139]. „Maską”, która zakrywa osobowość człowieka (nauczyciela). Również w człowieku dorosłym, nauczycielu, który poprzez swoje złe ambicje, gniew dochodzi do tego, że staje się tyranem w stosunku do dziecka: „niegdyś w społeczeństwie dorosłych uważano tyrana za wybrańca Bożego, ale dla dziecka dorosły jest sam jak Pan Bóg”[140]. Tylko jedna istota może się na ten temat wypowiedzieć i podjąć dyskusję - tą istotą jest dziecko, a ono milczy. Wszystkiemu się podporządkowuje, we wszystko wierzy i wszystko przebacza. „Nikt nie może zająć miejsca Boga, a kto próbuje, staje się demonem. To samo zjawisko zachodzi wówczas, gdy dorośli swą dumą i pychą tłumią twórczą energię osobowości człowieka (dziecka)[141]. Bardzo często przekonuje się dziecko, że dorosły musi być tyranem dla jego dobra. Poprzez gniew, a potem dumę, nauczyciel staje się tyranem, który przekonany w swej pysze, stwarza dziecku wszystko. Formuje jego inteligencję, daje mu wykształcenie, pobożność i cnotę. Zakłada maskę „stwórcy”, która jest uświęcona i uznana[142].

W wychowaniu montessoriańskim nauczyciel musi się zastanowić nad sobą i oczyścić się z wszelkich wad. Powinien on dążyć do skromności, a przede wszystkim do miłości, aby ją odnaleźć. Tak to charakteryzuje Włoszka: „Oto, postawa, którą musimy posiąść. Oto postawa równowagi wewnętrznej, bez której nie da się w żaden sposób pójść dalej. Na tym polega wewnętrzne przygotowanie, nasz punkt wyjścia i zarazem cel”[143].

W przygotowaniu zewnętrznym nauczycielki Montessori wyróżnia trzy aspekty. W pierwszym stadium wychowawczyni staje się strażnikiem i nadzorcą otoczenia. Koncentruje się na otoczeniu, ponieważ „stąd ma przyjść ozdrowienie i stąd będzie pochodzić siła atrakcyjna polaryzująca wolę dzieci”[144]. Przyrównuje nauczycielkę do gospodyni domowej, która porządkuje swoje mieszkanie, aby było atrakcyjne przez swą czystość i porządek. Również i wygląd zewnętrzny nauczycielki musi „przyciągać” dzieci poprzez swoją schludność, spokój, zadbanie: „dbałość nauczycielki o wygląd jest również elementem otoczenia. Nauczycielka jest najbardziej żywym jego składnikiem”[145]. Podstawowym zadaniem nauczycielki jest zatem troska o otoczenie. Ale kiedy otoczenie nie jest zadbane, wtedy nie przynosi skutecznych i trwałych efektów w żadnych dziedzinach intelektu, fizycznej czy duchowej.

Kolejnym etapem jest zachowanie się nauczycielki wobec dziecka. W początkowym stadium, gdy jeszcze dziecko nie doszło do pierwotnej koncentracji, nauczyciel „musi być jak płomień, którego ciepło aktywizuje, ożywia i zaprasza”[146]. Dopóki u dziecka nie zaobserwuje się koncentracji, nauczycielka może ingerować tam, gdzie to jest konieczne.

W ostatnim stadium nauczycielka „musi być bardzo uważna”, ponieważ panuje na tym etapie zasada nieingerencji. Bardzo często popełniane są na tym stadium błędy, na przykład: dziecko, które bardzo przeszkadzało, koncentruje się na jakiejś pracy, a nauczycielka, która przechodząc powie mu choćby jedno słowo „Dobrze”, to problemy zaczynają się od początku. Podobnie jest z nauczycielką, która widzi, że dziecko napotyka na jakąś trudność, podejmuje interwencję, ażeby mu pomóc, to dziecko zostawia ją z tą pracą i odchodzi. „Nauczycielka (powinna) zachowywać się w sposób nie narzucający się (...). Nikomu nie narzuca żadnej «nauki». Udziela wskazówek każdemu dziecku i pomaga mu zgodnie z jego potrzebami”[147]. Montessori zaznacza: „Myślą przewodnią wychowawcy ma być «czekaj i obserwuj». Czekaj więc i zawsze chętnie bierzmy udział w radościach i trudnościach, których doświadcza dziecko”[148].

Sama Montessori stwierdza, że umiejętność nieingerencji pojawia się, jak wiele innych, wraz z praktyką, ale to nie takie łatwe. Nauczycielka musi sama dojść, jak ma pomóc dziecku, musi „wznieść się na poziom duchowej wielkości”[149].

Postawa, jaka zachodzi pomiędzy dzieckiem a nauczycielem, jest postawą „sługi”. „Mamy bowiem na myśli tyle, że w dziecku istnieje Boska cząstka stwórcza i że jej powinniśmy służyć. Stajemy się sługami tego pierwiastka”[150]. W podobny sposób wypowiada się współczesny Montessori pedagog R. Guardini: „Nie można wywierać presji na żywe istnienie, bo je pomniejszymy: wszelkie życie wymaga czasu. Służyć życiu oznacza nade wszystko umieć czekać. Owszem, należy wiedzieć, kiedy jest moment podjęcia decyzji działania, gdyż dzisiaj owoc jest dojrzały i może być zebrany, jutro zaś może być zbyt późno”[151].

Montessori była zdania, że to nowa zasada w dziedzinie wychowania: „służyć umysłowi- i służyć dobrze! Jest to zasada nowa, zwłaszcza w dziedzinie wychowania”[152]. Wyższe cechy w dziecku są ukryte i trzeba postawy cierpliwego „sługi”, który wyczekuje aż się one objawią (por. Mt 20,26). „Pomagają sobie wzajemnie, każdy pomaga w spełnianiu się drugiego (...). Nauczyciel pomaga dziecku, a dziecko pomaga nauczycielowi – obydwoje się zmieniają”[153]. Zauważenie tych wyższych cech, to nie wszystko, ponieważ nie wystarczy wiedzieć, jak dziecko ma na imię, znać jego rodziców czy środowisko, w którym się wychowuje, lecz nauczycielka musi jeszcze poznać i przeżyć „tajemnicę dzieciństwa”. Kiedy wnika w nią, wchodzi równocześnie z głębszym poznaniem dziecka, w nowy rodzaj miłości. Miłości, „tej, która nie trzyma się jednostki jako takiej, lecz zwraca się ku czemuś, co kryje się w mrokach tej tajemnicy”[154]. Kiedy się miłość objawi w dziecku, wtedy ta miłość przemieni również nauczycielkę. „Człowiek, który nie kocha - twierdzi Montessori - widzi tylko błędy u innych. A przecież tylko ten, kto kocha, jest prawdziwym, widzącym obserwatorem i tylko on może dostrzec w dziecku to, czego ono samo nie jest jeszcze w stanie zobaczyć i zrozumieć. Tylko wtedy dziecko może przed wychowawcą odkryć swą prawdziwą naturę”[155].

Dyrektorka Casa dei Bambini wyróżnia dwa rodzaje miłości, które należy odnieść do dziecka. Pierwsza to ta, którą obdarzamy dziecko poprzez pieszczochy, które wywołują tkliwość w nas, natomiast druga miłość wyraża się poprzez kontakt duchowy i jest wyrazem tego, że uczymy je modlitwy[156]. Ale wpierw to nauczycielka musi poznać modlitwę i ja przyjąć oraz nią żyć.

Modlitwą, którą przytoczymy jest modlitwą nauczyciela. Modlą się nią nauczycielki wspólnie, zanim rozpoczną dzień z dziećmi. Została ona ułożona w Indiach w latach 1945 - 1952. Brzmi ona następująco: „Pomóż nam, o Panie, zgłębić tajemnicę dziecka, abyśmy je poznali, pokochali i mogli mu służyć według praw Twojej sprawiedliwości postępując z Twoją Boską wolą”[157]. W tej modlitwie wyraża się całe wychowanie religijne Montessori. Sformułowała „przykazania” dotyczące postawy wychowawcy odnośnie do dziecka i otoczenia:

1.     Nauczyciel ma przede wszystkim zadbać o ład i porządek wśród przedmiotów, dokładnie sprzątać otoczenie, troszczyć się o nie, aby wyglądało czysto i schludnie.

2.     Musi nauczyć dzieci korzystania z przedmiotów, dokładnie pokazać, jak przebiega ćwiczenie codziennych praktycznych umiejętności życiowych.

3.     Nauczyciel ma być aktywny, kiedy wprowadza dziecko w związki z otoczeniem. Ma być pasywny, kiedy relacja ta już się nawiązała.

4.     Musi obserwować dzieci i zważać, by ich siły nie rozpraszały się nadaremnie, gdy któreś nie może znaleźć potrzebnego przedmiotu albo potrzebuje pomocy.

5.     Musi spieszyć, tam gdzie dziecko wzywa.

6.     Musi słuchać i odpowiedzieć, kiedy go o to prosi.

7.     Musi okazać szacunek dziecku wykonującemu pracę i nie przerywać mu.

8.     Musi okazać szacunek dziecku, które popełnia błędy, i nie poprawiać go.

9.     Musi okazać szacunek dziecku, które odpoczywa i przygląda się, jak inni pracują.

10. Musi jednak niestrudzenie, które popełnia błędy, podsuwać przedmioty, które ono raz odrzuciło. A osiągnie ten cel, ożywiając otoczenie swoim milczeniem i swoją troskliwością: rozważnym milczeniem, łagodnym słowem, obecnością kogoś, kto kocha.

11. Nauczyciel musi dać odczuć swą obecność dziecku, które szuka, a skryć się przed tym, które znalazło.

12. Nauczyciel ma stanąć przy dziecku, które ukończyło wybraną pracę i twórczo wyczerpało swój zasób energii, i milcząc podać mu własną duszę jak duchowy przedmiot[158].

Montessori podaje również wskazania, które są przydatne nauczycielce: „Nie spodziewajcie się światła od metody, której się nauczyliście. Nie znajdziecie tego światła ani w tej metodzie, ani w całej waszej wiedzy. To, co studiowaliście i cz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin