seven.doc

(94 KB) Pobierz

SEVEN

Eve obudziła ich gdy zeskakiwała po schodach o 10 rano.

Shane jęknął, przewrócił się na drugi bok, i spadł z kanapy z hukiem, zaplątany w kocu. Ewa zatrzymała się  na schodach i przechyliła przez poręcz.

-Wow, to było imponujące. Naprawdę dobre lądowanie... Claire?- zamrugała i praktycznie przeleciała resztę schodów. -Claire wróciłaś! Jesteś cała!

Ominęła Shane, który nadal próbował wyplątać się z koca, podniosła Claire i przytuliła jak szmacianą lalkę.

-Tak się baliśmy; nie wiedzieliśmy jak cię wydostać, każdy szukał- zatrzymała się i przytrzymała Claire na długości ramienia. - Ew

-Taa- Claire powiedziała- Potrzebuję prysznica.

-Nie myślałam o prysznicu, raczej o wężach strażackich i szczotkach jak do szorowania słonia.

Eve odsunęła się i zaoferowała Shanowi dłoń więc w końcu się rozplątał.

-Apropos słoni, brzmiałaś jak stado czegoś schodzące po schodach- powiedział- Co do cholery masz za buty? Kopyta?

-I tobie też dzień dobry, panie zrzędliwy.- gwałtownie ją obrócił.- Nie dostaniesz kawy- Eve obróciła się na powrót do Claire i przytuliła ją jeszcze raz.- Jesteś pewna, że wszystko w porządku?

-Dobrze- powiedziała Claire i ziewnęła- Będę jak tylko się domyję.

-Taa, masz moją dużą aprobatę na to, zrobię ci śniadanie.

Shane chwycił Claire za rękę. Uśmiechnęła się do niego, trochę nieśmiało, ponieważ blask w jego oczach oznaczał, że szykował coś, albo myślał o szykowaniu czegoś.

Ale ostatecznie potrząsnął głową i powiedział:

-Idź, zanim zrobię coś czego prawdopodobnie nie powinienem.

To brzmiało interesująco. Nie była aż tak zmęczona. Ale bycie czystą brzmiało lepiej. Więc pocałowała go szybko i pobiegła po schodach do łazienki.

-Widzisz- usłyszała ryk Shane z kuchni- Ona nie tupie tak głośno jak spłoszone bydło.

-Ugryź mnie Collins. Nie ma bekonu dla ciebie, żadnego.

Wszystko wróciło do normy. Claire wydała z siebie olbrzymie westchnienie ulgi, i zaczęła się odprężać. Prysznic był dobry, trudno było jej wyjść, ale koniec ciepłej wody i płynąca zimna przekonało ją do wyjścia. Łazienka wyglądała jak sauna, Claire cieszyła się uczuciem, posiadania swojej skóry, ogolonymi nogami i balsamem rozprowadzonym na ciele, generalnie czuła się znów jak człowiek.

Ktoś zapukał do drzwi.

-Jeszcze minuta- zawołała- Prawie skończyłam.

-Mama?-Calire zatrzymała się przeczesując rękom włosy i obracając się do drzwi. Nagle ciepło z łazienki uciekło i zawiązał jej się węzeł w żołądku.

-Co? Michale to ty?

Cokolwiek to było, odgłos się nie powtórzył i kiedy podeszła do drzwi i nastawiła ucho nic nie słyszała. Dziwne. „naprawdę dziwne”

Claire włożyła swoje nowe dżinsy i pomarańczową halkę na ramiączkach, top w kwiaty, które zdobyła w komisie.

Odblokowała drzwi i przedarła się do pokoju jak tchórz. Otworzyła drzwi na całą szerokość i pozwoliła wyjść całej parze. Wszystkie drzwi były zamknięte, wliczając w to drzwi pokoju Michaela.

Nie dostrzegła żadnego znaku życia tutaj, ale Eve i Shane, którzy wciąż krzyczeli.

Dziwne”

Claire weszła do swojego pokoju po buty. Kiedy otworzyła drzwi znalazła Michaela stojącego plecami do niej.

-Michael?- znalezienie go w jej pokoju było bardziej niż lekko szokujące. Był naprawdę dobry a dawaniu jej prywatności, nawet jeśli to technicznie jego dom; zawsze pukał i czekał na zaproszenie przed wejściem, w każdym razie robił to rzadko.

-Coś chciałeś?

Odwrócił się powoli twarzą do niej. Przez oka mgnienie obawiała się, że coś mu się przytrafiły, ale wyglądał … normalnie.

-Co tu się stało?-zapytał ją-Nie powinno być tak. Dlaczego tak jest?

 

-Nie rozumiem, dla mnie jest ok. Znaczy, przepraszam za łóżko. Znaczy miałam posprzątać. Co z tobą?

-Kim jesteś?- Michael przerwał jej i zrobił krok w tył gdy podeszła.

-Stój tam. Kim do diabła jesteś i co robisz w moim domu?

Claire otworzyła i zamknęła usta, ponieważ nie miała pomysłu co powiedzieć. Czy on żartuje? Nie, nie uważała tak, był naprawdę zmieszany, a w jego niebieskich oczach była panika.

-Jestem Claire- powiedziała w końcu- Claire, pamiętasz? Co jest z tobą nie tak?

-Ja nie.- wziął głęboki oddech, zamknął oczy i mocno zacisnął pięści. Zobaczyła coś dziwnego przebiegającego po jego twarzy i spojrzał znów na nią i wrócił do bycia Michaelem, którego znała.

-Claire, och, Claire przepraszam. To było dziwne, Myślę... myślę, że lunatykowałem. Śniłem, to było 3 lata temu i moi rodzice wciąż tu byli. Używali tego pokoju. Myślałem, że to dziwne, że nie było ich tu.

Śmiał się drżącym głosem i jego czoło było spocone więc je wytarł pomimo to Claire tak nie myślała.

-Wow. Nie lubię tego aż tak. To naprawdę złe uczucie.

Dalej czuła uczucie obawy z jakiegoś powodu.

-Ale ty teraz … jest dobrze?

-Taa, Dobrze.-powiedział i posłał jej oślepiający uśmiech Michaela Glassa, który kładzie dziewczęta na podłogę z miejsca.

-Przepraszam, że cię wystraszyłem, Nie lunatykowałem od wieków. Tak dziwnie.

-Zapukałeś do drzwi od łazienki- powiedziała Claire- Ty.. zapytałeś czy jestem twoją mamą.

-Tak? Przepraszam; to przyprawia o gęsią skórkę. Jesteś niższa niż moja mama.

-Dzieciak- odpowiedziała zaskoczona z chichotem.

-Niepodobna tak mówić do wampira.

-Krwiopijczy dzieciak.

-Lepiej-powiedział- Nie mogę uwierzyć, że właśnie tu się znalazłem. Naprawdę mi przykro. To się nie powtórzy więcej.

-Jest ok, nie mogłeś temu zapobiec-Ale nadal na niego patrzyła gdy szedł do holu aż do schodów.

Bycie wampirem było dziwne, nawet jeśli to był Michael.

W kuchni, gdy byli nadal razem, wszystko wydawało się być dobrze.

Michael był ten sam, Eve i Shane warczeli na siebie z takim samym kochającym okrucieństwem wobec siebie, jakie zawsze mieli.

Claire przyłapała siebie na patrzeniu na nich i szukaniu czegokolwiek dziwnego. Nie na miejscu.

-Hej- powiedziała Eve, ponieważ postawiła talerz jajek na bekonie przed Claire na stole.

-Jesteś gdzieś tam?

Claire zamrugała i skupiła się na niej. Dobrze, Eve nigdy nie wkurzyłaby jej, ponieważ Eve była zawsze ...Eve. Dzisiaj miała eyelliner w kolorze ciemno niebieskim i ciężki makijaż z jasnym pudrem i niebieską szminką, prawdopodobnie powinna wyglądać dziwnie, ale zamiast to wyglądali słodko. I normalnie.

-Przepraszam- powiedziała Claire

-I wciąż zmęczona- zgaduję. To było bardzo, bardzo ciężkie.

-Wylej to. Powiedz mi wszystko- Eve przechodziła przez etap gdzie wszystko próbowała jeść pałeczkami. Claire przyjrzała się i rozpakowała  bambusowe pałeczki, złączyła razem i zaczęła wcinać jajka.

-Czy musiałaś robić coś makabrycznego?

-Nie, pomijając spanie z Myrninem, och- zdała sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało, nie powinna tego mówić, ponieważ Michael i Shane  obrócili się i popatrzyli na nią- uh w laboratorium.

Eve zaczęła:- Byłaś blisko powiedzenia w „łóżku”

-Nie- Claire  poczuła, jak jej policzki płonęły -W każdym razie musiałam coś naprawić a potem mogłam iść spać. Nie ma sprawy.

-Nie ma sprawy? Przepadłaś na prawie 5 dni bez żadnego słowa, Claire! Zostałaś aresztowana!

Nawet na naszym stałym byłym więźniu robi to wrażenie.

Miała na myśli Shane oczywiście,który spędził sporo czasu za kratami w Morganville. Ledwie zatrzymał się podczas siekania cebuli by dodać ją do jajek i zatrzymał ją

-Gdyby to nie było dla Michaela i Myrnina...

-Michael- powiedziała Claire i spojrzała na niego. Podgrzewał swoją poranną butelkę 0-- Pomyślałam, że możesz pomagać przytrzymywać Shane przed zrobieniem czegoś niebezpiecznego.

-To nie było łatwe- powiedział Michael.

Eve pokiwała głową-Został z Amelie do czasu gdy nie powiedziała mu co  ci się przydarzyło , a następnie powstrzymywał Shane przed udawaniem, że jest ninja i pójściem i ratowaniem ciebie.

-hej, ciebie też!- Shane zaprotestował.

-Dobra, ok, mnie też- powiedziała Eve- Myrnin zadzwonił, również. Zgaduję, że pomyślał, że to doda nam otuchy albo co, powiedział nam, że stałaś przez 40 godzin i nie upadłaś.

-Co za grzmotnięta praca, och on nosił kapcie króliczki? Powiedz mi czy nosił kapcie króliczki!

-Czasami- powiedziała Claire i zabrała się za śniadanie. Było dobre, naprawdę dobre. Eve rozwijała swój talent do jajek na bekonie.

-Wy naprawdę zamierzaliście przyjść po mnie?

-Powiedzmy, że chłopcy stoczyli o to bój- powiedziała Eve i puściła oko.- Powiedz mi,że to nie sprawia, że czujesz się przez wszystkich kochana.

Claire czuła się kochana i to zawstydziło ją. Skoncentrowała się na jedzeniu jak Michael, Shane i Eve wpadła w poślizg uderzając w krzesło. W pewnym momencie Eve nazwała Shana młotkiem, on ją skank(?). Normalny poranek.

Michael jednak był cicho. Sączył swoją butelkę i patrzył na nich wszystkich mówiących dużo.

Było w nim nadal coś dziwnego, wyciągnął się na krześle i obserwował. Claire miała to uczucie jeszcze raz,  supeł w żołądku. „Coś jest nie tak”. Ale wyglądał dobrze, gdy wrzucał naczynia do zlewu i gdy rzucał monetą. Tak naprawdę gwizdał, gdy mył naczynia i je podrzucał a potem łapał z biegłością wampira. Wyłączony.

-Ej, ej gdzie ty się wybierasz?- Shane zapytał Claire, gdy była przy drzwiach- Dopiero co przyszłaś!

-Muszę porozmawiać z Myninem- powiedziała

-Nie teraz dobrze. Musisz wrócić do łóżka.

-Dzięki tatuśku- co wywołało u niej okropne poczucie winy, ponieważ nawet nie zadzwoniła do mamy i taty, ani się z nimi nie widziała jeszcze- A propos.

-Taa wiem musisz zobaczyć. Ale idę z tobą

-Shane wiesz co to spowoduje.

Zamrugał- Naprawdę wiem- powiedział-Ale nie pozwolę ci biegać po Morganville całkiem samej.

Zatrzymała się i obróciła do niego. Byli sami w salonie, wzięła jego rękę.

-Wiesz o tym facecie Kyle?

Twarz Shane nie wyrażała żadnych emocji, ale jego oczy zrobiły się gorące.

-Ta wiem. Trzymali go w klatce na Placu Założycielki. Ludzie są wściekli. To było złe, Claire. Nie myślę, że Amelie rozumie jak złe.

-Myślisz, że ktoś mógłby próbować go wydostać ?

-Jestem prawie pewny, że ktoś spróbuje. Do diabła, zrobił bym to sam, gdybym się tak nie martwił o ciebie.

-Shane, słyszałam co się stało. On i jego kumple napadli na wampira i wtedy on zabił swojego Opiekuna, kiedy przyszedł po niego.

-Taa, dobrze, Zabiłbym któregokolwiek z nich gdyby zatopił swoje kły w mojej twarzy, również

-Ale nie pozwoliłbyś swoim przyjaciołom dokopać jakiemuś nieznajomemu i okraść go, wiem, że nie mógł byś. I Kyle był przywódcą, taka jest prawda, Nie myślę, że to  było ważne dla niego, że ktoś został pobity czy zabity. I nie jestem pewna czy to nie było morderstwo z zimną krwią jego Opiekuna.

-Skoro nie jesteś pewna, że tak było, to on nie powinien być w klatce- powiedział- Ona posunęła się za daleko. Ludzie w tym mieście skosztowali wolności i nie oddadzą jej teraz tak łatwo.

-Wampiry nie zamierzają przestać zarządzić, nigdy. Ludzie zamierzają  ich skrzywdzić jeśli obie strony będą to ciągnąć.

Shane przytaknął powoli. Jego wyraz twarzy się nie zmienił.

-Wszyscy ludzie doznają krzywdy tutaj codziennie.

 

Nie można było z nim o tym rozmawiać, uświadomiła to sobie. Shane zrozumiał wiele rzeczy ale nigdy, że wampiry miały prawo do sądzenia ludzi. I nie mogła go za to obwiniać. Pamiętała jak źle się czuła, jak strasznie kiedy Shane siedział w klatce czekając na śmierć. Teraz Kyle był tam i jego rodzina, ludzie, których kochał, czuli to samo, ten sam okropny horror. Nawet gdyby był całkowitym młotkiem, to było gorsze od kary. To było okrucieństwo.

-Może powinniśmy spróbować go uwolnić- Claire powiedziała- To nie brzmi jak szaleństwo?

-Wszytko jedno. Wiesz jaka jest kara dla kogoś za rozbicie tej klatki?

-Wejście do środka?

-Bingo. Przepraszam, ale nie będę tego ryzykował. Nie jesteś sztukmistrzowskim materiałem do tego.

Poczuła ulgę, trochę, w rzeczywistości.

-Może mogła bym porozmawiać z Amelie. Dać jej szanse zmiany zdania.

-Widzisz to za dużo dla ciebie, dziewczyno- powiedział- Rodzice?

Kiwnęła głową i złapała swój plecak z kąta - siła przyzwyczajenia; nie miała szkoły dzisiaj,

ale waga książek wszystko razem mieszanka tandety, którą trzymała w nim sprawiła, że  czuła się bardziej stabilna.

Shane obrócił się w kierunku zamkniętych drzwi do kuchni.

-Yo, idziemy do domu Danversów.

-Słyszałem- odwrzasnął Michael.

-Cały punkt, brat.-Shane zaoferował Claire swoje ramię, i wzięła je, i poszli do domu jej rodziców.

 

To był miły dzień na spacer, zwłaszcza, że Shane był obok niej.  Dobrze, zgodnie z prawdą, gdyby  było czterdzieści stopni poniżej zera i zamieć, to wciąż wyglądałoby jak ładny dzień ze Shanem, ale było naprawdę ślicznie, słonecznie, nie za gorąco, bez chmurne niebieskie jak jasne jeansy niebo,które wydawało się rozciągać przez milion mil od horyzontu do horyzontu.

Wiało oczywiście jak zwykle w Morganville, ale to była bardziej bryza niż podmuch. To wciąż smakowało jak piasek, jednak.

-Chcesz kawę?- zapytała. Shane potrząsnął swoją głową i usunął zardzewiałą puszkę z ich drogi.

-Jeśli zobaczę Olivera, uderzę go w twarz- powiedział- Więc nie, odpuszczam kawę.

-Racja żadnej kofeiny dla ciebie.- nie było nic więcej do robienia w Morganville oprócz kawiarni. Filmy nie były tu już wyświetlane a na bary mieli za mało lat, choć i one były zamknięte już. Miała nadzieję, na opóźnienie spotkania Shane z rodzicami, ale naprawdę nie było jak.

Wciąż pracowała nad tym co miała zamiar  powiedzieć swojemu tacie gdy Shane powiedział :

-Huh to dziwne.

Było coś w jego głosie co sprawiło, że podniosła głowę. Nie zobaczyła nic w tym miejscu przez sekundę, ale wtedy zobaczyła kogoś siedzącego na krawężniku ze spuszczoną głową potrząsającego ramionami. Płacząc.

-Czy powinniśmy... ?- zapytała. Shane wzruszył ramionami.

-Prawdopodobnie nie powinien cierpieć. Może potrzebuje pomocy.

To był on, dzieciak noszący bluzę collegu i jeansy. Claire widziała go już gdzieś wcześniej. To był chłopak z Budynku Naukowego. Alex? Przypomniało jej się, że ma na imię Alex.

Podeszli bliżej, poczuła jakby pchnięcie nożem. Alex nie był typem faceta płaczącego publicznie, z drugiej strony wyglądał bardzo,bardzo smutno.

-Alex?- Claire puściła rękę Shane, który nie ruszał się gdy ona podeszła do niego.- Hej Alex, w porządku?

Przełknął, zamrugał z wściekłością i spiorunował ją wzrokiem.

-Zostaw mnie w spokoju.

Było tak dużo wściekłości w jego głosie, że Claire uniosła ręce w górę i cofnęła się o krok.

-OK, w porządku, przepraszam. Jestem Claire pamiętasz? Z budynku naukowego? Chciałam tylko pomóc.

Spojrzał skonsternowany, jak również zły. Poruszył stopami i rozejrzał się, wtem złapał Claire za ramię. Jego oczy były dzikie.

-Kim jesteś? Gdzie jestem?

-Hej, o rany, puszczaj!" Shane wkroczył i odbił rękę Aleksa daleko. -Spokojnie. Próbowała pomóc, ok?

To spowodowało jeszcze większą złość, Alex wykrzyknął prosto im w twarz.

-Gdzie jestem? Jak się tu znalazłem?

Shane spojrzał na Claire i odegrał bez słów picie, wtedy potrząsnął swoją głową.

-Musiał być na piekielnej imprezie- szepnął- Kim jest ten koleś?

-Tylko ktoś ze szkoły.

-Hej. -Alex krzyknął ponownie i poczerwieniał- Powiedzcie mi jak się tu znalazłem albo dzwonię po gliny!

-Umm-Claire wskazała na punkt za nim. Jeden z bloków w oddali był bramą Texas Prairie University. -Niezupełnie się zgubiłeś. Nie wiem jak się tu znalazłeś, ale musisz się obrócić i iść tam do akademika.

Alex zaglądał mu przez ramię, ale szybko odwrócił się i skoncentrował na niej.

-Nie wiem jaki rodzaj chorego żaru na mnie gracie, ale lepiej powiedzcie mi co tu się dzieje natychmiast.

-Hej, wystarczy. Odsuń się.- powiedział Shane i odciągnął Claire.- idź wytrzeźwiej. I znajdź jakiś sposób rehabilitacji, cholera.

-Nie jestem pijany.

Shane skierował Claire na drugą stronę ulicy. Alex stał tam i krzyczał jak szalony człowiek. Shane potrząsną głową.

-Człowieku. Frat guys. Oni mogą naprawdę namącić w twoim życiu.

-Nie myślę, że on był pijany.- Claire powiedziała- On nie wyglądał na pijanego.

-Jasne, bo jesteś od tego ekspertem.- Shane posłał jej ironiczne spojrzenie i przypomniała sobie z przypływem wstydu, że on jest specjalistą; jego ojciec pił. Shane też święty nie był.

-Ok, może on nie pił, ale był definitywnie rozbity. Może coś brał?

Cóż, Claire naprawdę nie wiedziała za dużo o narkotykach. To nie dlatego, że była pruderyjna;

to po prostu strach przed wszystkim co mogło by zepsuć jej przyszłość.

-To jest twój mózg na lekach- i to wszystko- On prawdopodobnie potrzebował pomocy- zdecydowała i wyciągnęła telefon by zadzwonić do szeryf Moses.

Powiedziała Hannah o chłopaku, czując trochę bardziej, że nie jest to jej sprawa, ale jednak. To nie był ten Alex, którego poznała w szkole. Kiedy schowała telefon przypomniał się jej głos Michaela przed drzwiami do łazienki. Mama? Zadrżała ponieważ chłodnawy wiaterek przepłynął przez nią. Naprawdę to był piękny dzień, i nie wiedziała dlaczego czuła się dziwnie.

Jej  mama otworzyła drzwi, zagościła radości na jej twarzy ponieważ zobaczyła Claire, a następnie natychmiast przygasła  gdy spostrzegła, że Shane stał za nią.

-Claire skarbie, tak się cieszę, że jesteś. I Shane oczywiście.- jakoś tak ostatnia część zabrzmiała na kłamstwo.- Wejdźcie, właśnie sprzątałam w kuchni, mam grilowanego kurczaka na lunch, zostaniecie?

To była w końcu mama, oferując jedzenie na drugim oddechu. To sprawiło, że Claire poczuła się jak w domu. Szybko spojrzała na Shane.

-Właśnie mamy plany, mamo, ale dzięki.

-och, oczywiście.- Jej mam wyglądała lepiej, nie taka szczupła i nawiedzona jak, gdy przyjechali pierwszy raz do Morganville. Faktycznie wyglądała jakby lekko przytyła, co było dobre, i ubierała się lepiej, w miarę normalnie. Claire w rzeczywistości lubiła jej koszulę. Mamy ciuchy.

-Jak tata?- zapytała i podążyli do kuchni.

To był dokładnie taki sam układ jako Dom Glassów , odkąd oba były domami Założycielki, ale dom Danversów  miał otwarte wejście do kuchni, i jej matka pomalowała pokój w słonecznych żółtych kolorach, które ożywiły to miejsce. Ugh ona wciąż lubiła kaczki, dużo ceramicznych kaczek. Tak więc, przynajmniej to nie były serowe ceramiczne koguty; to było okropne wspomnienie.

Claire i Shane zajęli miejsca przy małym kuchennym stole i mama kręciła się ze spodkami i filiżankami by nalać im kawę,

-Mamo? Jak tata?

Jej mama nalała kawę bez popatrzenia jej w oczy.

-On robi co trzeba, kochanie. Chcę byś przychodziła częściej.

-Wiem, przepraszam. To był... byłam bardzo zajęta przez ostatnie kilka dni.

 

Jej mama wyprostowała się, marszcząc brwi.

 

-Czy coś się stało?
-Nie

Claire spróbowała kawy, która była zbyt gorąca, a jej mama nigdy nie robiła wystarczająco mocnej. Smakuje jak mleko o smaku kawy.

-Nie teraz. Pewne problem w mieście, to wszystko.
-Claire zabiła wampira,- powiedział Shane.

-Musiała, ale może pójść jej gorzej z Amelie. To było tak, musiała zrobić to zadanie dla wampirów, prawie ją zabili.

Nie mogła uwierzyć, że on wyrzucił to z siebie tak po prostu. Shane uniósł brwi na nią ponownie w cichym, co? Podobnie jak nie mógł uwierzyć, że nie powie tego wszystkiego sama .

Jej matka po prostu stała tam z otwartymi ustami, trzymając garnek kawy na parze.


-To nie jest tak źle,-Claire powiedziała w pośpiechu.

-Naprawdę. Starałam się po prostu pomóc niektórym ludziom którzy byli w tarapatach, w tym Eve. To po prostu stało się... Wszystko skończyło się dobrze".


Najgorsze. Mowa. Nawet. Nie uspokoiła matki w ogóle.

-Pani Danvers, -powiedział Shane, i wyciągnął filiżankę na kawę, z uśmiechem, w taki sposób że Claire pomyślała, że pewnie nauczył się tego od Michael, nawet jej
matka zwracała się ciepło do niego.

-Chodzi o to, Claire zrobiła coś naprawdę odważnego i chyba bardzo ważnego, więc powinniśmy być z niej dumni."
-Zawsze jestem dumna z Claire-. A to, było prawdą, jej matka zawsze była z niej dumna. Może z wyjątkiem, kiedy szło o Shane, oczywiście.

-Ale brzmi to bardzo niebezpieczne.
-Shane był ze mną", powiedziała Claire, zanim zdążył otworzyć usta ponownie.

-Patrzymy na siebie nawzajem.
-Jestem pewna, że nie Oh, pozwól mi iść zobaczyć, co zatrzymało twojego ojca, nie mogę uwierzyć, że nie zszedł jeszcze w dół na kawę;.. To jest naruszenie praw fizyki. Wiem, że już nie śpi.


Jej matka odstawiła czajnik z powrotem na ekspres do kawy i wyszła z kuchni, kierując się do schodów. Shane pochylił się do Claire i powiedział:

-Czy to deja vu?
-To jest deja vu, Nienawidzę cię teraz.
-Poczekaj co powiem twojemu ojcu.

Miał chytry uśmiech na twarzy, wiedziała, co myślał.
-Nie, nawet o tym myśl.
-Mogę powiedzieć mu o tym że
-Do diabła, nie


Rozmawiali szeptem, prawie chichocząc, kiedy krzyk przeciął dom jak dźwięk rozbicia szyby. Claire i upuściła filiżankę skoczyła na równe nogi, wbiegła po schodach; Shane był zaledwie kilka kroków za nią i chwycił ją szybko jak wyskoczyła na schody. Matki Claire nigdzie nie było widać, ale drzwi do biura jej ojca - co było sypialnią Shane w domu Glassów - była otwarta. Claire  wpadała w poślizg i zatrzymała się w otworze.
Jej matka była na kolanach. Jej ojciec leżał na dywanie, wyglądając słabo i krucho,  a ona czuła absolutny strach. Jej kolana się ugięły.
i czuła Shane ręce blisko wokół ramion.
-Mamo?- zapytała mała, trzęsącym się głosem. Następnie podbiegła i usiadła obok swoich rodziców.
Jej mama miała rękę na szyi taty, sprawdzając puls, ale jej ręka drżała. Claire była pewna, że nie może pomóc, nawet jeśli wyczułaby tętno. Spojrzała marnie na Shane, który skinął głową, i przyklęknął obok jej matki.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin