Paul Eddy - Mandragora.doc

(2032 KB) Pobierz

Paul Eddy

MANDRAGORA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

NOWY JORK

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Na tajnym posterunku obserwacyjnym amerykańskich służb celnych Grace Flint bezsilnie wpatruje się w ekran monitora, czując na sobie uważne spojrzenia mężczyzn szybko tracących wiarę w powodzenie operacji „Zielone Świątki". I nie bez podstawy.

Jesteś gotowa na każdą ewentualność? - zapytał Cutter, kiedy dzwonił z samochodu w drodze na La Guardię. - Wszystko idzie zgodnie z planem?

I tak, i nie, panie Cutter.

Już wtedy bluzka lepiła jej się do pleców jak posmarowana klejem, gdyż błyskawicznie mnożyły się dowody na to, że poniosła druzgocącą klęskę w zakresie przewidywania tego, czego przewidzieć się nie dało.

We wszystkich prognozach pogody mówiono jedynie o możliwości przelotnego kwietniowego deszczu i krótkich porywów wiatru. Nic nie zapowiadało dokuczliwego szkwału, który nadciągnął od strony Upper Bay, przygoniwszy ze sobą kłęby gęstej szarej mgły pokrywającej teraz całą Staten Island.

W przystani jachtowej na East River płaty piany latają nad falami, na rozległym terenie Centrum Rozrywki SeaWorld nie ma żywej duszy. Kamery nie pokazują tłumów ludzi spieszących na lunch, które powinny być doskonałą osłoną dla grupy wsparcia. Zresztą samej grupy wsparcia również nigdzie nie widać.

- Krabiku, odezwij się - mówi Flint do mikrofonu słuchawek. - Gdzie jesteś?

- W środku - odpowiada agent o nazwisku Crawford, a jego słowa wzmocnione przez system nagłaśniający rozbrzmiewają w pokoju dudniącym echem. - Nie da się wyjść na dwór. Namierzyliby nas w ciągu sekundy.

- Widzisz ich?

- Nie. Nie ma nikogo. Są na łodzi. - Crawford zawiesza na chwilę głos, po czym dodaje: - Tak sądzę.

Za jej plecami ciche „Chryste!" przypomina ledwie głośniejsze westchnienie.

- Tak sądzisz?! - pyta Flint z naciskiem.

Jarrett Crawford nawet nie próbuje tłumaczyć braku pewności.

- Straciliśmy kontakt wzrokowy, kiedy nadszedł sztorm i wszyscy uciekli z nabrzeża. Gdzie indziej mogliby teraz być, Grace?

- Odwołaj akcję - przekazuje szeptem Nathan Stark, były agent FBI, wicedyrektor do spraw operacji specjalnych, a więc równy jej w służbowej hierarchii Wydziału Ścigania Przestępstw Finansowych.

Ale Flint nie zamierzała panikować. Za dobrze wiedziała, że niemal każda tajna operacja musi się otrzeć o nieszczęście, że ten dokuczliwy głos odzywający się błagalnie w jej umyśle jest czymś zupełnie normalnym, zawsze rozbrzmiewającym w takich sytuacjach. Jak niestrudzenie powtarzał Aldus Cutter, nie ma planów doskonałych. Prowadząc tego typu akcje, zawsze jest się na krawędzi, zawsze trzeba się liczyć z tym, że obiektowi podpowie coś szósty zmysł, ktoś z zespołu coś sknoci albo zawiodą urządzenia techniczne. Przy każdej okazji przypominał: Pielgrzymi zawsze muszą mieć plan awaryjny.

Flint przenosi wzrok na ekran drugiego monitora stojącego na wprost niej i pyta do mikrofonu:

- Słyszysz mnie, Lily?

Na obudowanej estakadzie łączącej SeaWorld z Największym Imperium Świata (nazwanym tak bez fałszywej skromności) kobieta, podająca się za Lily Apanę, szybko unosi prawą rękę i poprawia fryzurę - to znak, że jej miniaturowy odbiornik w kształcie kolczyka działa bez zarzutu.

Naprawdę nazywa się Ruth Apple, lecz Flint już dawno wykasowała jej personalia z komputerowej bazy danych i teraz wszyscy bez wyjątku znają ją jako Lily.

- Będziesz tam osamotniona - mówi Flint. - Nie ma nikogo ze wsparcia w promieniu dwustu metrów. Muszę mieć pewność, że godzisz się na taką sytuację.

Apana nie może odpowiedzieć, gdyż nie pozwolono jej zabrać nadajnika i ukrytego mikrofonu. Pasywny odbiornik w kształcie kolczyka i tak stwarza duże ryzyko. Flint sama najlepiej wie, że nie istnieją nadajniki, których sygnałów nie dałoby się wykryć, ani tak małe mikrofony, których nie można by zidentyfikować. Głęboka rana pod jej lewą piersią jest tego wystarczającym dowodem. Jeszcze teraz, po pięciu latach, w sennych koszmarach powracają jak żywe tamte chwile, gdy Clayton Buller znalazł mikrofon ukryty w staniku i rozgniótł go na jej żebrach obcasem ręcznie robionego włoskiego buta, nim przystąpił do masakrowania twarzy.

- Jeżeli nie - ciągnie Flint - zatrzymaj się, zajrzyj do torebki, jakbyś czegoś zapomniała, a potem wracaj do bazy. Zrozumiałaś?

Agentka po raz drugi poprawia włosy, dając znak, że odebrała wiadomość, lecz nawet nie zwalnia kroku. W pantoflach bez obcasów i idealnie dopasowanej jedwabnej garsonce w ślicznym ciemnozielonym kolorze wygląda dokładnie tak, jak powinna: na urzędniczkę bankową średniego szczebla spieszącą na jakieś spotkanie.

Coraz bardziej podenerwowaną Flint mówi:

- To nie jest jednorazowa akcja, Lily... - W głębi ducha jednak czuje narastające obawy, że próbuje oszukiwać samą siebie. Chcąc je zamaskować, szybko mówi dalej, jakby tylko zawahała się na chwilę: - Bez trudu znajdziemy jakąś wiarygodną wymówkę. W końcu kto przy zdrowych zmysłach chciałby się dogadywać na wolnym powietrzu przy takiej pogodzie. Rozumiesz?

Apana ledwie zauważalnie kręci głową. Jest już przy końcu estakady i lada chwila musi przekroczyć swój Rubikon, zza którego nie będzie odwrotu.

- Uwaga! - dobiega z głośników meldunek Crawforda. - Ruch na łodzi. Ktoś wyszedł na pokład.

Flint odwraca się do siedzącego obok Rocca Moralesa, swego tymczasowego zastępcy oddelegowanego ze służb celnych.

- Muszę mieć obraz.

Ale Morales smutno kręci głową. To niewykonalne.

- Po tamtej stronie budynku mamy jedynie kamery przenośne - odpowiada, na co Flint krzywi się z niesmakiem, jakby nalegała, aby był bardziej pomocny. - Dobra, potrzebuję parę minut. Sprawdzę, czy da się umieścić człowieka z kamerą na dachu.

- Lily, zwolnij - rzuca Flint do mikrofonu. - Mamy drobne kłopoty.

Apana w pierwszej chwili nie reaguje, ale minąwszy obrotowe drzwi prowadzące z estakady na galerię Światowego Imperium, przystaje, sięga do torebki i po paru sekundach wyjmuje lusterko. Spogląda jeszcze na zegarek, jakby chciała się upewnić, że może poświęcić minutę na to, by zadbać o swój wygląd.

- Sprytnie - mruczy Flint pod nosem, po czym zwraca się do Crawforda: - Kto jest na pokładzie?

- Wygląda na Hustlera - odpowiada agent, posługując się kryptonimem, który w wydziale nadano Karlowi Groberowi, obecnie najważniejszemu obiektowi ich zainteresowania. - Nie widzę dobrze, bo ma na sobie sztormiak z kapturem na głowie, ale gotów jestem się założyć, że to on.

- Co robi?

- Rozgląda się. Pewnie wypatruje Lily.

Kątem oka Flint dostrzega wysoko uniesione brwi Nathana Starka, który przysuwa sobie krzesło i siada tuż obok niej.

- Krabiku - cedzi ze złością do mikrofonu. - Kto ma to wiedzieć, jak nie ty? Więc nie opowiadaj mi, co ci się zdaje, tylko mów, co widzisz.

- Obraz będzie za pięć minut - przekazuje Morales, odkładając słuchawkę.

Za długo. Apana już była spóźniona na spotkanie z Karlem Groberem alias Hustlerem i nie mogła dłużej zajmować się swoim wyglądem, mając tak wiele do stracenia i - jak należało podejrzewać - znajdując się pod wnikliwą obserwacją wrogo nastawionych i bardzo czujnych ludzi.

Flint obróciła się z krzesełkiem i popatrzyła na opartego o ścianę Hartmanna, stojącego z rękoma skrzyżowanymi na piersi.

- Feliksie, masz numer telefonu komórkowego? Przytaknął ruchem głowy.

- Chcesz, żebym zadzwonił?

- Za kilka minut, kiedy zejdzie do atrium. Tylko dzwoń z budki.

Hartmann znowu skinął głową Odkleił się od ściany i zamaszystym krokiem ruszył w kierunku przeszklonej dźwiękoszczelnej kabiny zajmującej róg pomieszczenia.

Jak można się było spodziewać, Nathan Stark mówi:

- Grace, musisz wyciągnąć wtyczkę.

Nie odpowiada. Ponownie włącza mikrofon.

- Lily, musisz dać nam trochę czasu. Gdy zejdziesz na dół, zadzwoni do ciebie Feliks. Odegra rolę twojego narzeczonego. Powiedz mu, że nie możesz teraz rozmawiać, bo już jesteś spóźniona na spotkanie. I masz to powiedzieć głośno i wyraźnie, żeby wszyscy dookoła słyszeli. Jasne?

Apana po raz kolejny szybko przygładza włosy i chowa lusterko do torebki.

- Ale Feliks będzie nalegał - ciągnie Flint, zerkając przez ramię, żeby się upewnić, że i on jej słucha. - Stało się coś poważnego, twoja matka miała wypadek samochodowy. Leży w szpitalu i dopytuje się o ciebie, chce się z tobą jak najszybciej zobaczyć. Rób wrażenie zdenerwowanej, jakbyś nie mogła się zdecydować. Twoja matka cię potrzebuje, ale nie możesz odwołać spotkania. Nie wiesz, co robić. Feliks będzie się z tobą spierał, iż żadne spotkanie nie może być ważniejsze od wizyty u matki w szpitalu. I tak dalej. Ruszaj.

Na ekranie monitora widać, jak Apana zaczyna schodzić po schodach.

- Potem zacznij go prosić: „Feliks, jedź do szpitala i posiedź przy niej do czasu mojego przyjazdu. Feliks, kochany, zrobisz to dla mnie?". Wiesz, o co mi chodzi, więc improwizuj. Daj jasno do zrozumienia wszystkim, którzy będą w pobliżu, że serce ci pęka, ale za wszelką cenę pragniesz się stawić na umówionym spotkaniu. Powiem wam, kiedy skończyć przedstawienie.

Apana znika z pola widzenia kamery. Flint będzie ją mogła znów zobaczyć dopiero wtedy, gdy Morales podłączy kamerę nakierowaną na duszne atrium, w którym szesnaście wysokich palm tworzyło swoistą kolumnadę.

- Hustler rozmawia przez telefon - melduje Crawford w chwili, gdy Flint obrzuca Rocca spojrzeniem mówiącym, że naprawdę jest jej potrzebny obraz. Ten jednak odpowiada lekkim wzruszeniem ramion: Robię wszystko, co w mojej mocy.

Stark przysuwa się z krzesłem jeszcze bliżej i pochyla się, aż Flint czuje na szyi jego oddech. Cierpi na zaburzenia jelitowe, od których zawsze cuchnie mu z ust, i próbuje to maskować płynem dezynfekującym, jego zapach kojarzy jej się z cierpką wonią owoców pigwy.

- Posłuchaj, Grace. Przez tę pogodę będą mieli świetną wymówkę, żeby zaciągnąć ją na pokład. Stamtąd nie dotrze do nas ani jedno słowo i nie zdołamy jej obserwować. Zrobią z nią, co zechcą a my nie będziemy mieli najmniejszego pojęcia o tym, co się dzieje. Musisz odwołać akcję.

- Zejdź mi z oczu, Nathan.

Odwraca się gwałtownie i odpycha go z taką siłą że Stark aż marszczy brwi.

- Lily - mówi do mikrofonu. - Kiedy stamtąd wyjdziesz, musisz nakłonić Hustlera, żeby przyszedł do ciebie. Bez względu na wszystko nie wolno ci się zbliżać do jego łodzi. Rozumiesz? Za chwilę Feliks do ciebie zadzwoni i pierwsza rzecz, jaką chcę usłyszeć, to „Tak, rozumiem". Inaczej przerywam operację. Jasne? Cokolwiek się wydarzy, nie wchodź na pokład łodzi.

Skinieniem głowy daje znak Hartmannowi, który czeka już w kabinie ze słuchawką w ręku, po czym rozkazuje Moralesowi:

- Przełącz rozmowę na głośnik.

Kiedy Feliks nakręca numer, Flint wciska klawisze na konsoli, żeby przekaz dotarł do wszystkich dwunastu agentów wchodzących w skład grupy wsparcia poza Apaną.

- Uwaga, panowie. Postawmy sprawę jasno. Zamierzam właśnie narazić na olbrzymie ryzyko agentkę federalną jedną z nas, waszą koleżankę. Na pewno zasługuje na chwilę waszego skupienia.

- Grace - mówi Stark, podnosząc się z krzesła. - Lily jest za mało doświadczona, żeby sama dać sobie radę. Ty byś to zrobiła, ale nie ona.

- Słucham - rozlega się z głośników wzmocniony głos Apany.

- Lily? Tu Feliks.

Flint odwraca się i patrzy na Hartmanna obserwującego ją przez szklaną ściankę kabiny.

- Tak, rozumiem - mówi agentka.

Stark otwiera już usta, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale Flint przerywa mu ostro:

- Nathan, to nie twoja operacja.

- Nie mogę teraz rozmawiać, Feliks. Spóźnię się na spotkanie.

- Lily, posłuchaj. Twoja matka miała wypadek.

- Co?

- Byłem jeszcze w domu, kiedy nadeszła wiadomość. Uderzył ją...

- W jakim jest stanie? - przerywa mu Lily podniesionym głosem.

- Uspokój się. Dzwonię ze szpitala. Właśnie rozmawiałem z lekarką. Życiu twojej matki nic nie zagraża, ale...

- O mój Boże! A więc jest ciężko ranna?

- Powiedziałem, że nic jej nie zagraża, Lily. Ale jesteś jej potrzebna. Musisz tu jak najszybciej przyjechać.

Hartmann umiejętnie improwizuje dalej na temat podsunięty przez Grace, a i Apana nieźle wciela się w rolę na użytek osób znajdujących się w pobliżu. Stark jednak kręci głową i mruczy posępnie:

- Dzwonię do Cuttera.

- Śmiało - odpowiada Flint, odwracając się od niego i znów spoglądając błagalnie na Moralesa.

- Kamera jest już na stanowisku - oznajmia Rocco. - Zaraz będziesz ją widziała.

Na pierwszym monitorze pojawia się obraz tak mglisty jak niebo nad Staten Island. „O dzień za późno i dolara za mało", jak często mawia Cutter.

- Zrób coś z tym, Rocco - mówi z naciskiem Grace, usilnie się powstrzymując, żeby nie dodać: Natychmiast!

Jej myśli uparcie wracają do Starka, który na uboczu rozmawia cicho przez telefon, ale odsuwa je od siebie i koncentruje się na rozmowie między Hartmannem i Apaną - nawet nie na jej treści, lecz na tonie. Musi zakładać, że któryś ze zbirów Hustlera kręci się w tłumie zapełniającym atrium i obserwuje Lily, wypatrując uważnie śladów zastawionej pułapki. Jeśli zna się na swojej robocie, co jest prawie pewne, nie spuszcza agentki z oka i pewnie lada chwila powiadomi swojego mocodawcę, że kobieta rozmawia przez telefon komórkowy. Co więcej, doskonale wiadomo, że połączenia komórkowe łatwo jest przechwycić, można więc śmiało zakładać, że Hustler ma na swoim jachcie specjalistyczny sprzęt i błyskawicznie dostroi się do odpowiedniej częstotliwości. Zatem nie jest wykluczone, że i on - a raczej któryś z jego apostołów, posługując się nazewnictwem Cuttera - również wyłowi każde słowo.

- Nie mogę uwierzyć swoim uszom, Lily! - mówi Hartmann, doszedłszy do tego miejsca wymyślonej historyjki, w której Apana odmawia natychmiastowego przyjazdu do szpitala. - Przecież tu idzie o twoją matkę!

Feliks jest Niemcem oddelegowanym z Bundesnachrichtendienst i chociaż mówi płynnie po angielsku, ma trochę kłopotów z potocznymi zwrotami. Poza tym oburzenie w jego głosie jest trochę nazbyt teatralne, wymuszone.

- Proszę, Feliks - odpowiada Apana. - Naprawdę muszę być na tym spotkaniu. Myślisz, że godzina w tę czy w tamtą stanowi aż taką różnicę?

- A co ja powiem twojej matce?

- Sama nie wiem... Powiedz, że się nie dodzwoniłeś, że miałam wyłączony telefon. Albo że utknęłam w korku. Wszystko jedno. Potrzymaj ją za rękę do czasu mojego przyjazdu. Proszę.

Hartmann milczy, jakby wyczerpał wszystkie argumenty. Za szklaną ścianką podnosi rękę w oczywistym geście: Co dalej?

W dźwiękoszczelnej kabinie nie może jej słyszeć, więc Flint bezgłośnie przekazuje mu wyraźnymi ruchami warg: Który szpital? Zapytaj ją!

Pojmuje błyskawicznie.

- Dokąd chcesz przyjechać, Lily? Przecież nawet nie wiesz, do cholery, skąd dzwonię.

- No dobrze - mówi Apana spiętym głosem, jakby jej cierpliwość rzeczywiście była na wyczerpaniu. - Więc gdzie jesteś? Który to szpital?

- Teraz to już nieważne - odpowiada Hartmann, chcąc zyskać kolejne cenne sekundy. - Powinnaś o to zapytać na samym początku.

- Do diabła, Feliks, nie mam czasu na twoje wygłupy. Chcesz kłótni? Proszę bardzo. Ale nie teraz. Więc lepiej powiedz...

- Co cię ugryzło? To naprawdę niewiarygodne!

Na drugim monitorze pojawia się agentka nerwowo drepcząca w kółko po atrium, przyciskająca aparat komórkowy do ucha i niecierpliwie wymachująca wolną ręką w powietrzu.

Miniaturowy odbiornik ma w drugim uchu, więc Flint włącza mikrofon i przekazuje półgłosem:

- Świetna robota.

W kierunku Hartmanna wyciąga rękę z kciukiem wyprostowanym ku górze, po czym zaczyna nią kręcić młynka: Mów dalej.

Tylko jak długo można to jeszcze ciągnąć, skoro nerwowe poczynania Moralesa, strzelanie przełącznikami i kręcenie gałkami wciąż nie przynoszą rezultatu? Tymczasem Nathan Stark rusza w jej kierunku i z posępną miną wyciąga do niej aparat komórkowy.

- Cutter chce z tobą rozmawiać - mówi oschle, nie pozwalając jej niczego wywnioskować ze swego tonu.

Czuje bolesne ściskanie w dołku, biorąc od niego telefon, ale odzywa się całkiem spokojnie, żeby nie zdradzić napięcia.

- Słucham.

- Nathan mówi, że wszystko się popieprzyło - zaczyna szef, jak zwykle nie bawiąc się w uprzejmości. - Wsparcie utknęło i nie masz żadnego planu awaryjnego.

- To nieprawda, panie Cutter.

- Wspaniale. Miło mi to słyszeć. Więc co to za plan? Zechcesz mnie z nim zapoznać, Flint?

Wyczuwalny teksaski akcent zdradzą że i Cutter się denerwuje.

Dostrzegłszy, że Stark świdruje ją spojrzeniem, odwraca się do niego plecami i zamyka oczy, chcąc się odciąć od coraz ostrzejszej wymiany zdań padającej z głośnika.

- To prawda, że wsparcie nie jest tak blisko, jak bym sobie tego życzyła, ale czuwa w gotowości. Dotrze do Apany najdalej w ciągu pół minuty, jeśli zajdzie taka konieczność. Już jej przykazałam, żeby pod żadnym pozorem nie wchodziła na pokład jachtu, i zaraz przypomnę jeszcze, że gdyby Hustler podjął jakąś akcję, ma natychmiast paść na ziemię i zacząć wrzeszczeć, ile sił w płucach.

- Ustawiłaś snajpera na pozycji?

- Nie - odpowiada, chociaż wcześniej już to wyjaśniała. - Powinien pan pamiętać, że zrezygnowaliśmy ze snajpera, ponieważ kręcą się tu setki cywilów i w razie strzelaniny ktoś mógłby ucierpieć. Zresztą, teraz na to za późno.

Cutter wydaje z siebie nieartykułowany pomruk mający zapewne oznaczać: „Jasne". W tle słychać zapowiedź rozlegającą się w hali lotniska. Widocznie szef dopiero co wylądował.

- Więc Hustler będzie miał pod dostatkiem czasu, żeby zrobić z Lily, co mu się żywnie podoba?

- Jak i na to, żeby się zastanowić nad swoją przyszłością, panie Cutter. Jeśli podejmie jakieś wrogie działania, w jednej chwili będzie miał na karku dwunastu uzbrojonych agentów federalnych. To powinno przyciągnąć jego uwagę.

- Czy Lily jest uzbrojona?

- Oczywiście, że nie - rzuca ostro Flint i od razu zaczyna tego żałować. Bierze głęboki oddech i dodaje znacznie łagodniejszym tonem: - Przecież występuje w roli urzędniczki bankowej.

- Czyżby? Ma niespełna metr sześćdziesiąt wzrostu i waży pięćdziesiąt pięć kilo. Do tego ze strachu na pewno poci się jak mysz. Co zmusi Hustlera, żeby nie dał jej po głowie i nie zaciągnął siłą na pokład jachtu?

- Nie sądzę, żeby próbował czegoś takiego, chyba że ostatnio nabrał skłonności samobójczych.

- Nie rozśmieszaj mnie, Flint. Ma na pokładzie swoich apostołów?

- Tak.

- Uzbrojonych?

- Pewnie tak.

- Więc może użyć Lily jako żywej tarczy i wycofywać się pod osłoną ognia zaporowego? Załóżmy najgorsze, że zaciągnie ją siłą na jacht i podniesie kotwicę. Jaki masz plan awaryjny na taką okoliczność?

Flint była na to przygotowana.

- Nie odpłynie nawet mili - mówi stanowczo. - Po obu stronach wyjścia z przystani czekają na mój rozkaz dwa ścigacze nowojorskiej policji wodnej. Jeśli im się nie uda zatrzym...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin