Zamboch Mirosław - Sierżant.pdf
(
2811 KB
)
Pobierz
25900740 UNPDF
Sier
Ŝ
ant
M
IROSLAV
Ž
AMBOCH
Istota ludzka, która za spraw
ę
swej zło
Ŝ
ono
ś
ci pozostaje poni
Ŝ
ej progu
Chandrekosa, jest stabilna. Co oznacza,
Ŝ
e do jej zniszczenia potrzeba takiej samej
ilo
ś
ci energii w dowolnej magicznej formie, jak na przykład do zniszczenia zbli
Ŝ
onej
masy granitu. Produkty, przedmioty i rzeczy powy
Ŝ
ej progu Chandrekosa s
ą
niestabilne. Ka
Ŝ
dy byle czarownik łatwo okre
ś
li wła
ś
ciwe miejsce, punkt struktury, za
pomoce którego i dzi
ę
ki jednej jedynej my
ś
li oraz
ś
ladowej ilo
ś
ci siły mo
Ŝ
e
spowodowa
ć
totalne destrukcj
ę
, eksplozj
ę
o mocy kilkuset tysi
ę
cy ton dynamitu. U
przedmiotów z kombinacj
ą
technicznej zło
Ŝ
ono
ś
ci i magii próg Chandrekosa jest
ekstremalnie niski, zatem destrukcje s
ą
cz
ę
ste i samoistne. Oczywi
ś
cie zdarzaj
ą
si
ę
wyj
ą
tki potwierdzaj
ą
ce reguł
ę
, lecz jest ich raptem kilka. Przykładowo, wszelkiego
rodzaju tarcze szlifierskie, wiertarki, piły s
ą
nap
ę
dzane przez prymitywne, koncen-
truj
ą
ce energi
ę
zakl
ę
cie, wbudowane w drobne kryształki aktywnego morionu.
Spróbujcie jednak identycznego lub podobnego zakl
ę
cia u
Ŝ
y
ć
do nap
ę
du wiatraka czy
ku
ź
niczego młota, a wcze
ś
niej czy pó
ź
niej wszystko samoistnie wyleci wam w
powietrze. Mój ojciec my
ś
lał o tym cz
ę
sto i opracował własn
ą
obja
ś
niaj
ą
c
ą
teori
ę
.
Splun
ą
łem, ale i tak nie pozbyłem si
ę
nieprzyjemnego smaku ziemi,
a z j
ę
zyka ostrych ziarenek miałkiego piasku. Pewnie wła
ś
nie co
ś
takiego czuj
ą
wszyscy
Ŝ
ołnierze skuleni w okopach. Nasun
ą
wszy
hełm na czoło, wyjrzałem z transzei
1
. Ł
ą
ka z wysok
ą
traw
ą
,
gdzieniegdzie ciemniejsze k
ę
py wierzb i olch, kawałek dalej linia g
ę
-
stego mieszanego lasu. Przez
ś
rodek płytkiej dolinki płyn
ą
ł strumie
ń
. W rzadkiej mgle
wszystko wygl
ą
dało nierealnie i Bóg wie czemu niebezpiecznie. Zsun
ą
łem si
ę
z
powrotem. Dlaczego tutaj, w niezamieszkanej ziemi niczyjej, kto
ś
wydr
ąŜ
ył okopy?
Musiało to by
ć
bardzo dawno, poniewa
Ŝ
szalunek z grubych d
ę
bowych bali zaczynał si
ę
rozpada
ć
, a wej
ś
cia do podziemnych schronów były zasypane. Pi
ęć
dziesi
ą
t lat?
Siedemdziesi
ą
t? Mo
Ŝ
e i wi
ę
cej.
-
Kantujesz! Połami
ę
ci za to wszystkie paluchy!
Kampani zawsze si
ę
pieklił po przegranej partii pokera, ale tym razem tak
Ŝ
e
pozostali spogl
ą
dali wrogo na zwyci
ę
skiego Gasupureza. Wida
ć
chodziło o wi
ę
cej złota
ni
Ŝ
zwykle. Jednak oprócz kumpla olbrzyma, nikt nie odwa
Ŝ
ył si
ę
obwinie go bez
konkretnego dowodu. O Gasupurezie było wiadomo,
Ŝ
e został wcielony do batalionu z
powodu zabójstwa kobiety i dwóch m
ęŜ
czyzn. Zabił ich gołymi r
ę
kami. Kobieta była jego
Ŝ
on
ą
i dorabiała sobie w burdelu. A m
ęŜ
czy
ź
ni, jej klienci, po prostu mieli pecha. Bywa i
tak.
-
Pieprzenie! Popatrzcie no! Dałem to wła
ś
nie Kampaniemu,
Ŝ
eby
ś
cie mi tu nie
podskakiwali! - zaoponował wzgl
ę
dnie spokojnie Gasupurez.
1
transzeja -
wojsk.
rów ci
ą
gły ułatwiaj
ą
cy skryte manewry; ł
ą
czy w jednolity system ró
Ŝ
ne urz
ą
dzenia
obronne
Pi
ę
ciu facetów pochyliło si
ę
nad przewrócon
ą
mena
Ŝ
k
ą
, słu
Ŝą
c
ą
im za karciany stolik,
i wlepiło wzrok w obr
ę
bion
ą
srebrem płytk
ę
z łupanej miki. Chc
ą
c widzie
ć
dokładniej,
przysun
ą
łem si
ę
do nich. Na dnie rowu były woda i błoto, a w butach, których wodo-
szczelno
ść
handlarz wychwalał pod niebiosa, miałem mokro. Do diabła z nim. Mikowa
płytka wła
ś
nie odtwarzała przebieg całego rozdania. Obraz był wprawdzie czarno-biały i
mocno pomniejszony, lecz mo
Ŝ
na było wyra
ź
nie zobaczy
ć
, co robił ka
Ŝ
dy z graczy. Zmu-
siłem ich,
Ŝ
eby zrzucili si
ę
na t
ę
przegl
ą
dark
ę
, bo wysłuchiwanie ich wiecznych kłótni ju
Ŝ
mnie m
ę
czyło. Nie była tania, ale musieli j
ą
kupi
ć
. W przeciwnym razie zakazałbym im
pokera podczas akcji.
-
Sier
Ŝ
ancie! Chc
ę
panu co
ś
pokaza
ć
!
Ka
Ŝ
dy sier
Ŝ
ant w jednostce ma obserwatora. Ten mój, Hruzzi, był niezadowolony i
mrukliwy, zreszt
ą
jak zawsze. Jego zas
ę
piona twarz poprawiła mi nastrój. Ruszyłem za
nim, staraj
ą
c si
ę
brn
ąć
przez błoto dokładnie po jego
ś
ladach. Chyba wygl
ą
dałem
ś
miesznie.
-
O w mord
ę
, nie kantował! - powiedział kto
ś
za mn
ą
.
-
Tutaj! - Hruzzi pokazał
ś
cian
ę
w miejscu, gdzie odpadło oszalowanie. Z
przetkanej korzeniami traw ziemi wystawał kawałek czaszki.
Spojrzałem pytaj
ą
co, lecz s
ą
dz
ą
c po jego minie, na razie nie zamierzał powiedzie
ć
nic wi
ę
cej. Obserwatorzy to szczególne typki. Ich zdolno
ś
ci s
ą
niezwykle ró
Ŝ
norodne,
w magicznym i klasycznym rozumieniu nieprzewidywalne. Kiedy ostro
Ŝ
nie zacz
ą
łem
wygrzebywa
ć
ko
ść
, odniosłem wra
Ŝ
enie,
Ŝ
e wibruje.
-
To bardzo silne, ale nie wiem, co znaczy. – Skin
ą
ł głow
ą
Hruzzi.
Pod ko
ś
ci
ą
odkryłem jeszcze kawałek metalu. Wydostawszy go wreszcie,
rozpoznałem połówk
ę
stalowego hełmu, druga ju
Ŝ
dawno przerdzewiała.
-
Jak długo to tu le
Ŝ
y? Hruzzi wzruszył ramionami.
-
Ten typ usuni
ę
to z ekwipunku przed ponad dwoma wiekami.
-
Obro
ń
cy czy napastnicy?
-
Obro
ń
cy - odparł.
Transzeja została zrobiona na wypadek ataku z lasku pod nami. Z drugiej strony
wznosił si
ę
niewielki, ale stromy pagórek Clodik z jakby uci
ę
tym szczytem. Natura
czasem potrafi stworzy
ć
dziwaczne kształty. Według mapy, która jednak nie nale
Ŝ
ała do
szczególnie dokładnych, wła
ś
nie st
ą
d był najbardziej dost
ę
pny.
-
Gotowo
ść
bojowa dla wszystkich! - sykn
ą
łem,
Ŝ
eby nie by
ć
słyszanym zbyt
daleko. - Przygotowa
ć
si
ę
do obrony!
Mo
Ŝ
e przejmowanie si
ę
martwymi od niemal dwóch wieków
Ŝ
ołnierzami było głupot
ą
,
ale ju
Ŝ
dawno si
ę
nauczyłem,
Ŝ
e intuicja to w naszym fachu rzecz wa
Ŝ
na.
-
Ale dzi
ś
odpierałbym atak z przeciwnego kierunku - szepn
ą
ł Hruzzi.
Nie protestowałem. Je
ś
li si
ę
raz zaufało obserwatorowi, rozs
ą
dek nakazywał, by
słucha
ć
go we wszystkim. Kompromisy przynosiły pecha. Problem polegał jednak na
tym,
Ŝ
e w lasku, który niepokoił Hruzziego, operował trzeci pluton pod dowództwem
sier
Ŝ
anta Allego. Nie wolno nam go było pomyli
ć
z ewentualnym wrogiem.
W ci
ą
gu minuty byli
ś
my gotowi do odparcia ataku. Nasz jedyny mo
ź
dzierz
wycelowałem w najbli
Ŝ
sz
ą
kraw
ę
d
ź
lasu. Pofałdowany teren sprawiał,
Ŝ
e przed pierwszymi
drzewami znajdował si
ę
obszar niewidoczny dla naszych oczu. Kaem kontrolował dług
ą
ł
ą
k
ę
z prawej. Ci
ą
gn
ę
ła si
ę
pod gór
ę
, ale mogli
ś
my j
ą
łatwo pokry
ć
ogniem, poniewa
Ŝ
nie
miała nierówno
ś
ci. W moim lewym uchu zabrz
ę
czał kolczyk, co oznaczało,
Ŝ
e porucznik
Dekont chce ze mn
ą
rozmawia
ć
osobi
ś
cie. On lub jego obserwatorzy. Jako oficer miał
prawo do trzech, do tego lekarz oraz wojskowy czarownik pierwszej kategorii. Przeciskaj
ą
c
si
ę
przez okopy, wreszcie do niego dotarłem.
-
Co pan o tym my
ś
li? - wskazał na ukos w lewo. Podmuch powietrza odebrał mi
mow
ę
i rzucił na dno. Dolna połowa ciała porucznika jeszcze przez chwil
ę
stała w
miejscu. Kolejna eksplozja wyryła lej tu
Ŝ
za transzej
ą
, trzecia trafiła prosto w okopy. Byli
znakomicie wstrzeleni.
-
Nie wystawia
ć
głów, to działo! - krzykn
ą
łem, usiłuj
ą
c wyplu
ć
ziemi
ę
z ust.
Plik z chomika:
Limera
Inne pliki z tego folderu:
Zamboch Mirosław - Na ostrzu noża.rtf
(1294 KB)
Zamboch Mirosław - Sierżant.pdf
(2811 KB)
Zamboch Mirosław - RSBEHP. Rasistowsko-Szowinistyczna Bajka z Ekologiczno-Homoseksualnym Podtekstem.rtf
(12 KB)
Zamboch Miroslav - Mroczny Zbawiciel 01.jpg
(982 KB)
Zamboch Mirosław - Bez litości okładka2.jpg
(45 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zabieglik Stefan
Zabża Beata (Renata)
Zafon Carlos Ruiz
Zahn Timothy
Zahorski Władysław
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin