Boże wychowanie_ IX.doc

(602 KB) Pobierz

IX

ROK 1989

Matce możesz o wszystkim powiedzieć

l I 1989 r.

Mówi Pan:

 Chciałbym, Anno, abyś dzisiaj starała się rozmawiać z Matką moją i waszą, bo sama zaprosiłaś Ją do swego domu (w obrazie, który parafianie brali do domów).

Pytasz, dlaczego nie mówię „naszego", tak jak wczoraj. Dlatego, że Ja zawsze jestem z Maryją i tam, gdzie Ja jestem, jest i Ona. Ale teraz ty sama powinnaś Ją prosić o pozostanie z tobą.

Dziś, kiedy jako Królowa objęła już waszą Ojczyznę swoją opieką i rozpoczyna powoli swoje macierzyńskie zadanie wychowania was Mnie i przygotowania was do służby wedle moich zamierzeń dla was, teraz pragnę, abyś zwracała się do Niej i Ją o wstawiennictwo prosiła. Wraz z Nią zwracaj się dziś do Mnie we wszelkich swoich prośbach, bo Ona wyprosić ci może wszystko, a jest przecież Matką was, Polaków. Tych, którzy Mnie służą, ogarnia tym silniej swoim orędownictwem i pomocą.

Ucz się dziś, dziecko, od Niej, jak prosić i słuchaj uważnie. Wczoraj Matka moja zwracała się do twojego całego narodu, dzisiaj pragnie rozmawiać z tobą jak z córką.

Bałam się zacząć. Nie wiedziałam, jak zwracać się do Maryi jako do Matki. Skończyło się na tym, że siedziałam skulona i oddawałam Jej miłosierdziu wszystkich, o których sadziłam, że się „źle maja". Dowiedziałam się, że mogę zatrzymać obraz Maryi jeszcze przez trzy dni. Dopiero teraz mogę zacząć modlić się.

 

2 I 1989 r.

 Zapraszam Cię, Matko, do domu, aby stał się naprawdę naszym wspólnym domem. Bądź w nim Panią i gospodynią wraz z Jezusem i spraw, abym coraz mniej miała w nim do powiedzenia, a coraz więcej — Wy. Uczyń, Maryjo, ten dom Twoim domem opieki, pomocy i podtrzymania. Zapraszaj tu tych, których Ty chcesz spotkać, którym Ty chcesz udzielić łask, obrony i orędownictwa, a pierwszą, która Cię o to prosi, jestem ja, bo bardzo mi potrzeba matczynej troski i opieki. Strzeż mnie, Matko, od złego teraz i w godzinie mojej śmierci.

Matka Boża odpowiedziała mi:

 Moja córko, bądź spokojna. To nie ty się boisz, to nieprzyjaciel wasz lęka się i zżyma (odczuwałam niepokój). Pragnie napełnić cię niepokojem i nie dopuścić, abyś zaufała Mi i rozmawiała ze Mną. Lecz jeśli ty pragniesz rozmowy, on jest bezradny, bo na ciebie może tylko oddziaływać, a i to jedynie wtedy, kiedy dajesz mu swoją zgodę. Przeszkody stawia wyłącznie w twojej wyobraźni; one w rzeczywistości nie istnieją.

Prawda jest taka, że jesteś moją córką, a Ja Matką twoją — prawdziwą i na wieczność — obejmującą cię miłością. Z Matką możesz być zupełnie szczera. Matce powiedzieć możesz o wszystkim, co cię martwi, gniewa, niepokoi, o swoich smutkach i lękach, o bólu i o radościach. Matka płacze i cieszy się wraz ze swym dzieckiem i zawsze czyni, co tylko może, by zapewnić mu szczęście.

Potem Maryja Panna zapytała:

 Co jest twoim największym marzeniem?

 Aby Polska służyła Panu, wolna, niepodległa nikomu innemu, wedle swych najwspanialszych wartości, gorąco i żarliwie. Aby niosła Boga innym ludom i przygarniała je wielkodusznie i bezinteresownie. By nigdy nie zawiodła i nie zdradziła Chrystusa i Ciebie, a dla innych narodów stanowiła wzór i dowód możliwości współżycia narodu ze swym Bogiem w pokoju, wolności, prawdzie i sprawiedliwości, i abym ja mogła w tym dziele brać udział.

 A ty, osobiście, dla siebie czego byś pragnęła?

 Polepszenia zdrowia, żeby być bardziej użyteczną. Brak mi bardzo prawdziwej przyjaźni, serdeczności i dobroci ludzkiej. Znasz, Matko, moje Wigilie. Wtedy wszyscy moi znajomi okazują mi, że nie jestem ich krewną, że jestem „obca" i nikomu — w ich domu — niepotrzebna. A ja widzę, jak mało jest w nich miłości bliźniego i strasznie mi wstyd za nich i smutno. Ale to na pewno jest mój krzyż, bo inaczej dałby mi Bóg chociaż rodzeństwo. Chciałabym też, aby drugi pokój był przygotowany według woli Pana, ale sama nic zrobić nie mogę.

 O to teraz zadbam Ja, Matka. O zdrowie dla ciebie prosić będę, a przyjaciół prawdziwych przyprowadzę ci — według mojego upodobania. Pragnę twojej radości, a nie smutku i Syn mój tego również pragnie dla ciebie, córeczko.

Po przerwie zadzwoniłam do męża Grażyny A., zgodnie z życzeniem Pana. Dowiedziałam się, że Grażyna zmarła trzy miesiące temu. Ta wiadomość ścięła mnie, choć nie mam obawy o los Grażyny. Wiem, że ofiarowała swe życie za rodzinę narkomanów i Bóg najwyraźniej przyjął jej ofiarę. Wiem, że Pan chce, żebym z nią rozmawiała (bo skoro chciał, żebym zadzwoniła do jej męża...). Maryja uspokaja mnie:

 Córeczko, Grażyna jest w domu Boga. Mój Syn sam ją wprowadził. Dziękuj Mu i ciesz się razem z Jego ukochaną córką.

 

Czy dziwisz się, że nie mogłem się oprzeć takiej miłości?

3 I 1989 r.

Grażyna A., z którą modliłyśmy się wspólnie w roku 1987, była katoliczką, zwyczajną kobietą, słabego zdrowia. Miała rodzinę, pracowała, przeżywała trudności życia codziennego dotykające nas wszystkich. Wyróżniała ją jedynie miłość do Pana Jezusa, możliwa do dostrzeżenia chyba tylko przy bliskim poznaniu (kilka lat temu przeżyła nawrócenie — powrót do żywej wiary po 20 latach odrzucania Boga). Związała się w ostatnim czasie z grupą (katolicką) ukierunkowanią na rozważanie Męki Pana i wstawianie się za grzeszników przez moc i świętość przelanej za nich Krwi Chrystusowej. W tym czasie Grażyna zaopiekowała się rodzina narkomanów, których usiłowała wyciągnąć z tego straszliwego uzależnienia. Mówiła mi, że ich „kocha ponad wszystko", sama nie wie, dlaczego, lecz wie, iż gotowa jest „życie za nich oddać, aby stali się zdrowi". Zachorowała ciężko, miała silne bóle, została częściowo sparaliżowana. Swoją chorobę przeżywała w duchu ofiary za tę rodzinę; od kapłana prowadzacego jej grupę, który odwiedził ją w jednym z kolejnych szpitali, otrzymała wiadomość o uzdrowieniu ich z uzależnienia. A jednak gdy byłam u niej w szpitalu w sierpniu zeszłego roku, nie spodziewałam się jej śmierci, lecz raczej powrotu do zdrowia. Gdy już otrząsnęłam się z zaskoczenia, zapytałam Pana naszego, czy mogę rozmawiać z Grażyną. Pan mówi:

 Moje dziecko, to ona Mnie o to prosi. Zanim rozpoczniesz rozmowę, Ja sam chcę ci powiedzieć, że zabrałem córkę moją na jej życzenie, ponieważ jej miłość do Mnie tak ją pochłonęła, że wszystko poza Mną wydawało jej się smutne. Bo widzisz, kiedy ona oddała się Mi gorąco, z całego serca, pokochałem ją tak, że zaczęliśmy kochać wspólnie. Wtedy dałem jej swoją miłość do tej biednej, zagubionej, ginącej rodziny. Wiesz, że nie ma większej miłości, jak oddać życie za przyjaciół swoich. Kto tak czyni, jest prawdziwie bratem moim. Grażyna zrozumiała Mnie, a tak bardzo chciała okazać Mi swoją wdzięczność za dar nawrócenia... Czyż mogłem jej odmówić? Dałem jej szansę zbawienia, wyzwolenia, uratowania rodziny — właśnie obcych, aby w pełni ujawniła się jej miłość bliźniego — a moja ukochana pochwyciła tę okazję oddając Mi się całkowicie jako ofiara zadośćuczynienia za ich winy. Dlatego wykorzystałem jej miłość dla jej wiecznego szczęścia i nie przedłużałem już jej życia, aby mogła natychmiast cieszyć się szczęściem wieczności. Czy rozumiesz Mnie, dziecko?

 Tak, rozumiem, że dla Ciebie, Jezu, ważny jest każdy człowiek dla niego samego bez względu na jego zobowiązania na ziemi (jak u Grażyny jej własna rodzina), że każdego z nas zabierasz sobie w najkorzystniejszym dla niego momencie i że czasem nie możesz już powstrzymać swego oczekiwania, jeśli my bardzo cię pragniemy lub bardzo cierpimy.

 Tak. I dlatego także, że nie żądam od was osiągnięć ani dużego i żmudnego wysiłku, a tylko miłości. Jeżeli ktoś z was kocha Mnie naprawdę i pragnie obecności mojej nade wszystko, odpowiadam na jego pragnienie, chyba że przewidziałem dlań inne jeszcze służby. Lecz Grażyna słabła coraz bardziej. Dlatego zabrałem ją sobie obdarzając chwałą męczenników, najbliższych przyjaciół moich, którzy świadczyli o Mnie miłością aż do ofiarnej śmierci. W waszych czasach jest i zawsze będzie miejsce na śmierć za innych ludzi, jeśli się ich pokocha tak w pełni i bez względu na swoje osobiste dobro, jak to zrobiła Grażyna.

 Tak, Panie, ale to Tyś ją napełnił swoją miłością.

 Tak jest zawsze, ale trzeba tę daną wam miłość podjąć, uczynić swoją i nigdy nie żałować. Choroba Grażyny, ciężka i męcząca, była czasem sprawdzenia, czy nie cofnie się i nie będzie się żalić i litować nad sobą. Byłem przy niej i podtrzymywałem ją, lecz wybór był jej. Nadal była szczęśliwa, że zostali uratowani ci, którzy już byli zgubieni, i nadal kochała Mnie z jeszcze większą wdzięcznością, uchwyciwszy się Mnie jako jedynego Przyjaciela (jak niegdyś twoja matka). Czy dziwisz się, że nie mogłem się oprzeć takiej miłości?

 Nie, Panie, przecież dla Ciebie wszyscy jesteśmy biednymi dziećmi, a Ty tak jesteś wrażliwy na nasze cierpienia. Trzeba tylko wierzyć w Ciebie i ufać Ci; cała reszta idzie za tym.

 Tak, córko, „cała reszta" — szczęście wiecznego przebywania ze Mną w miłości wzajemnej, szczęście niewyobrażalne na ziemi mieści się w zawierzeniu Mnie. Teraz, pragnę, abyście rozmawiały ze sobą jak siostry. Ja daję umiłowanej mojej możność pomocy ludziom chorym, cierpiącym i uzależnionym. W każdym przypadku, kiedy będziesz modlić się za nich, zapraszaj do orędownictwa Grażynę. Proście razem. Pragnę, aby współpraca obu „światów" pogłębiała się.

 

W wasze ręce Jezus składa teraz ogromne dary

5 I 1989 r.

Mówi Maryja:

 To Ja wyprosiłam wam przodownictwo w służbie Bogu. Ufam waszej dobrej woli i waszemu pragnieniu odwrócenia się od zła. Wierzę też w wasze rzeczywiste oddanie Synowi mojemu, waszemu Zbawcy. Dlatego przekonana jestem, że nie skalacie imienia chrześcijan, sług Boga Najwyższego, a także dzieci moich — Polaków, ani zemstą, ani nienawiścią, lecz przeciwnie, staniecie się dla siebie wzajem i dla innych narodów, zwłaszcza tych najbardziej skrzywdzonych i poranionych, zwiastunami prawdziwej wolności.

Wierzę wam, iż potraficie odrzucić to, co bliskie naturze cielesnej (instynktom zwierzęcym), a wybierzecie działanie w imieniu Boga, a więc będziecie nieść braterstwo, przyjaźń, pomoc, nadzieję i dobroć we wszystkich potrzebach, z którymi spotykać was będę. (...)

Ja, Królowa wasza, ufam wam i wspomogę was wraz z całym moim królestwem niebieskim — jeżeli działać będziecie zgodnie z prawami Bożymi, które tak dawno Syn mój wam objawił, a które wciąż oczekują na wcielenie w życie społeczne narodu. Jeśli jednak oprzecie się na nich, obiecuję wam, iż naród wasz — mój naród — uczynię zwiastunem nowych praw, chrześcijańskich prawdziwie, dla wszystkich narodów świata, które naśladować was będą i błogosławić wam. Wspólnie przygotujemy ziemię na nadejście Pana.

 

Nie krępuję was, ale czuwam nad wami

13 I 1989 r.

 Chciałam Cię spytać, Panie, czy dobrze zrobiłam zapisując się do tego towarzystwa (mającego nawiązywać kontakty i nieść pomoc na Litwę). Wydawało mi się, że tego byś chciał.

 A czy czułaś niepokój lub niepewność, córko?

 Nie, zupełnie nic.

 W takim razie chciałem tego lub uważałem, że będzie to pożyteczne. Przecież dałbym ci poznać moją wolę. Czyż nie odczułaś tego w rozmowach (z dwoma osobami z zarządu)?

 Tak.

 Widzisz, Ja nigdy nie mówię wam „nie próbujcie", „nie starajcie się", lecz tak układam sprawy, abyście sami zobaczyli jasno, czy warto kontynuować sprawę, czy też należy jej zaniechać. Nie krępuję was, ale czuwam nad wami.

 

Chciałbym, aby niósł Mnie innym i dzielił się Mną

13 I 1989 r.

Modlimy się we dwoje z Grzegorzem. Pytamy o dwie osoby ze Związku Radzieckiego, z którymi możemy się spotkać w najbliższym czasie. Odpowiada Maryja:

 Moja córko, prosiłaś Mnie o pomoc w jasnym usłyszeniu woli mego Syna. Jego wolę znasz. Wiesz, że On chce iść do nieszczęśliwych i zniewolonych. Nie bój się i niech się Grzegorz nie obawia. (...) Jestem przy was. Nie obawiajcie się dawać słów Jezusa — one są pomocą i ratunkiem; reszta zależy od ich przyjęcia i dobrej woli obdarowanego.

Bądź dobrej myśli, córko. Ja czuwam nad wami. Pamiętajcie, że to już początek mojego panowania. Ja służę woli Syna, a wy, pragnę, abyście służyli wraz ze Mną.

 

17 I 1989 r.

Rozmawiamy o obu gościach ze Wschodu, z których jeden jest Polakiem, zastanawiając się, jak możemy im pomóc. Mówi Pan:

 Moje dziecko. Pragnę, abyście rozmawiali z Matką moją, pytając o sprawy waszej Ojczyzny, bo Jej powierzyłem władanie Polską. Tak się już dzieje. A opiekę Maryi ma każdy Polak wierny swojemu krajowi, który pod Jej opiekę się chroni. W tej jednak sprawie sam powiem ci, co zamierzam, bo pytać Mnie pragniesz o sprawy bezpieczeństwa obu waszych gości.

Gość Grzegorza (a właściwie Stanisława), pragnę, aby Mnie przyjął do serca, gdyż bardzo będę mu potrzebny. Jeśli zdecyduje się na to (chodzi o modlitwę nad nim z nałożeniem rak), pomogę mu w przedłużeniu pobytu, aby mógł przygotować się i więcej poznać, lecz jeśli nie, módlcie się nad nim już teraz, dary zaś otrzymywać będzie stopniowo. Chciałbym, aby niósł Mnie innym i dzielił się Mną, dlatego potrzebna mu bardzo moc Ducha Świętego, Jego rady i dary. Nie poskąpimy ich, lecz Jerzy musi wiedzieć, jak ich używać dla dobra bliźnich. Po wtóre zrozumieć musi, że otrzyma je nie dla swojej wartości (musi zachować pokorę), a jako mój wysłannik i jako dary ofiarowane przez wasz naród, z którego pochodzi — moje dary, które wam (Polakom) daję w wyniku waszego (w tym przypadku Anny i Grzegorza) aktu przebaczenia ciemięzcom i katom waszym. Bo to przecież wy pragniecie go obdarować tym, co za najcenniejsze uważacie, po to, aby mógł służyć sobą i ratować swoich współmieszkańców.

Zdziwiliśmy się nie wiedząc, o jakim akcie przebaczenia Pan mówi.

 O tym mówiłaś dzisiaj z Grzegorzem, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co stoi u podstaw waszych pragnień i zamiarów. Wszystko zależy od dobrej woli Jerzego, a Ja będę z wami. I Ja sam pragnę powiedzieć mu o tym, co im zagraża.

Lękaliśmy się o przyszłość naszych gości. Pan mówi:

 Moskwa (...) będzie sławiła Mnie i Matkę moją, lecz potrzebne jest powszechne nawrócenie serc. Ocaliłem Niniwę, gdyż żałowała swych zbrodni i prosiła Mnie o przebaczenie. Uratowałem Austrię, gdyż błagała Matkę moją o ratunek. Lecz nie jest wdzięczna, znów stała się pyszna i jest siedliskiem wielu zbrodniczych działań; dlatego ani jej, ani Wiednia bronić nie będę. Jeśli daję się przebłagać, to chcę polegać później na nawróconych ku Mnie dzieciach moich. Jeśli nie są wierni i stali, pozostawiam ich ich złu. Wiatry zasypały piaskiem Niniwę. Teraz krócej wam oczekiwać przypadnie. Tak więc niech nawracają się ku Mnie z głębi serc i zrozumienia, lecz niech nie udają przede Mną — ze strachu — bo prędzej uratuję grzesznika żałującego niż kłamcę i obłudnika; a w sercach waszych czytam.

To niech Zbyszek powie (swemu gościowi) wraz z ogólnym poinformowaniem, że już koniec zamysłów nieprzyjaciela. Teraz nadchodzę Ja. Lecz tam, na terenach, które on uznał za swoje, gdyż oddano mu się i gorliwie służono, tam nie ustąpi bez walki, aż przyjdzie silniejszy i zgniecie go. Nie Ja tam będę zwyciężał, a zło zetrze się ze złem, nienawiść z nienawiścią. Ofiarami zaś będą ludzie, moje biedne, bezbronne dzieci. Dlatego powtórz moje słowa, że: „jedno westchnienie, jedna myśl skruchy rozbraja sprawiedliwość moją". Tym zaś, którzy kochają Mnie, niech mówi, aby powierzali się Mnie i Matkę moją, Maryję, o ratunek prosili. Wtedy, jeśli zginą, to Ja ich w śmierci wspomogę i zabiorę sobie, a jeśli przeżyją, niech żyją w pokorze i wdzięczności — będąc sobie braćmi.

Ja przyjdę dopiero na powszechne wezwanie, bo wszyscy zbiorowo odrzucili Mnie i budowali przeciw Mnie królestwo nieprawości, zbrodni i kłamstwa. Pomimo to kocham każdego z nich i ich powrotu z radością oczekuję. To niech mówi. Czas pokoju i odrodzenia jest zawarty w wyborze ich serca i woli — i od nich zależy.

Wiesz o tym, córko, chociaż nigdy nie mówiłem ci tego szczegółowo, że każdy naród powołuję do swojej służby wedle jego umiejętności i darów, jakie w nim umieściłem. Rosja zawsze odmawiała Mi służby. Jej Kościół służył bardziej władzy ziemskiej niż Mnie, i to z własnego wyboru. Jest uległy sile i siłę ceni. Dlatego dopuszczę, aby przeszedł ciężką chłostę, tym bardziej że pora już powracać ku jedności i zrównywać góry i zasypywać doły.

Rosja, pragnę, aby była misjonarzem Azji, tym bardziej że ciężko zawiniła wobec wielu jej narodów. Dlatego dać im pragnę drogę wyrównania i naprawienia krzywd. To powinni wiedzieć, aby mieć przed sobą nadzieję — szansę powrotu ku Mnie nie tylko w worze pokutnym, lecz zagarniając po drodze inne ludy, jeszcze nie znające Mnie.

Daję im to dzieło, lecz w jedności Kościoła, bo nie rusyfikować ich mają, a odwrotnie — dawać wolność szerszą i pełną nadziei. Kościół prawosławny jako „rosyjski" będzie ich przerażał obrazem już znanych metod i nie zachęci do powrotu ku Mnie, przeciwnie, odstraszy, bo poznano już rosyjskie kłamstwo i zniewolenie, któremu poddawano każdy podbity naród. Lecz to, co wy im dacie, nie zagrozi ich wolności, gdyż zobaczą waszą własną wolność, którą wyniosę i ukażę światu.

 

Czy zgadzasz się współpracować ze Mną?

19 I 1989 r.

Jerzy z Kijowa, z którym spotkaliśmy się ja i Grzegorz, zaproponował, że przetłumaczy na rosyjski „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Gdy modlimy się wspólnie z nim, Pan mówi:

 Mój synu, to Ja cię chciałem tu mieć i oczekiwałem na ciebie. Przecież znam ciebie (wszystkie myśli, marzenia, dążenia, starania...). Sprawiłeś Mi wielką radość tym, że sam z własnej woli chciałeś przetłumaczyć moje słowa. Liczyłem na ciebie i nie zawiodłem się. Dziękuję ci, synu, za twoją dobrą wolę. Pamiętaj, że gdziekolwiek i cokolwiek czynisz dobrego, wszystko Ja „zaliczam na rachunek" Polski.

Chciałbym, aby życie twoje stało się bogatsze. Czy zgadzasz się współpracować ze Mną?

 Tak — Jerzy kiwa głowy.

 W takim razie będziemy pracowali wspólnie nad tym, aby uratować jak najwięcej dusz ludzkich (ze zrozumienia: nie chodzi o to, że mieliby zginąć, ale o to, żeby się przemienili i weszli do chwały Pana bez wstydu, a z radością). Czy chcesz Mnie o coś zapytać, synu?

 Czy nasza działalność przyniesie skutki i uda się odzyskać kościół w Kijowie?

 Synu, będziecie mieli wszystkie kościoły, jeżeli uprosicie uratowanie miasta — a to zależy od was. Wy, Polacy, możecie tu bardzo pomóc waszym współmieszkańcom, bo przecież możecie się zwracać z prośbą o wstawiennictwo i ratunek do swojej Królowej — a Maryja może wyprosić u Mnie wszystko. Czy masz jeszcze jakieś pytania?

Mój synu, swoją miłością obejmuję całą twoją rodzinę, wszystkich bliskich, bo chcę, żebyś wiedział, że nikt nie jest kochany mniej niż w pełni. Błogosławieństwo moje temu domowi i wszystkim obecnym w całej pełni mojego miłosierdzia. Pragnę obdarzyć was radością, moim pokojem i nadzieją. Pragnę, abyście przyjęli moje siły i moją miłość, aby rozwijała się w was i udzielała innym.

Gdy przychodzi Zbyszek ze znajomym księdzem, Pan mówi o gościu Zbyszka (Rosjaninie):

 Przekaż mu, że kocham go, że dla Mnie nie mają znaczenia odrębności, które was różnią pomiędzy sobą. Dla Mnie ważna jest miłość, jaką człowiek ma do swoich bliźnich — nie dzieląc ich wedle swoich przekonań lub uprzedzeń.

Do księdza, który pragnie jechać na Wschód, Pan mówi:

 Synu, znasz moją wolę co do służby waszego narodu. Nie ma ważniejszej sprawy niż pomoc dla najbardziej zaniedbanych i najbiedniejszych — tych, którym szczególnie jestem potrzebny i którzy tęsknią do Mnie. Nie obiecuję ci, synu, że uda ci się od razu, ale próbuj. Próbuj i bądź wytrwały; nie zrażaj się odmową, jeśli będzie. Wiedz, że Ja tego chcę, wobec czego nie tylko będę ci pomagał, ale pojadę z tobą i będę ci towarzyszył, żebyś nigdy nie poczuł się sam.

Chciałbym cię widzieć, synu, na terenie Białorusi, ale tej, która do 1939 roku stanowiła część Polski, bo od tych ziem powinniście zaczynać. Tam jest największa tęsknota, bo jeszcze pamiętają wolność, jakiej zaznali, i bezpieczeństwo, jakie stracili, a także dlatego, że Ja dbam o was i nie chcę, abyście zginęli. (...)

Synu, proszę cię o więcej zaufania. Polegaj na Mnie, przecież Ja znam twoje pragnienia, przecież wciąż powtarzam wam, że „żniwa wielkie, ale robotników za mało". Czy wyobrażasz sobie, że zechcę zrezygnować z któregoś z was, kapłanów? Raczej to Ja właśnie was pobudzam.

 

Masz podstawy do nadziei

25 I 1989 r.

Modlimy się we troje z Grzegorzem i Wojciechem. Długo przedkładamy troski dotyczące współpracy i współpracowników, jak również sprawę zwątpień wobec długiego czekania i niewiary w spełnienie zapowiedzi. Nasze troski oddajemy Maryi.

 Cieszę się, że oddaliście Mi nasze sprawy... (Maryja)

Wojciech wylicza sprawy, które go bolą, gdzie czuje się zawiedziony.

 Narzekasz na Mnie, dziecko? (Maryja)

 Ofiarowuję Tobie te moje „niedomagania"; przepraszam, proszę o umocnienie, o nadzieję... wobec triumfującego w Polsce zła. To mój niedostatek wiary...(Wojciech)

 Oddziałują na ciebie te same siły negacji, bezładu, beznadziei, które oddziałują na cały naród — nie jesteś wyłączony. Ale ty masz podstawy do nadziei.(Maryja)

 

Chcę stałej waszej troski i wstawiennictwa

27 I 1989 r.

Modlimy się we dwoje z Grzegorzem za księdza Niedzielaka (zamordowanego przez nieznanych sprawców) prosząc Pana, by go przyjął do swego domu bez względu na ewentualne „cienie" na nim (na jego duszy) i żeby Pan przyjął go tak, jak sam tego pragnął i do tego tęsknił. Pan odpowiada:

 Już to zrobiłem.

 Czy możemy się do niego modlić?

 Tak, zwłaszcza w chwili nagłego zagrożenia czynną napaścią.

Po chwili Pan dodaje:

 Moje dzieci, możecie to mówić, ale tylko swoim przyjaciołom. Przebywa w ogromnym kręgu przyjaciół i dziękuje Mi za dar takiej śmierci, która jest świadectwem. Ja zaś dałem mu ją jako ukoronowanie trudów całego życia i zaszczyt, który go w waszych oczach ujawnia i wynosi.

Dzwoni telefon. Zbyszek mówi, że w grupie „Maria" było dane słowo Pana, z którego zapamiętał fragment:

Ja jestem Bogiem mówiącym, a nie milczącym.

Ja jestem Tym, który przemawia do narodu swego."

Zbyszek mówi też o swoich problemach.

 Dziękujemy Ci, Panie, za twoje słowo. A problemy Zbyszka oddajemy Ci jak worek szmat...

 A któż mógłby przemienić szmaty, jeśli nie Ja?

Pan mówi, jak potrafi przemienić człowieka w chwili śmierci i oczyścić go, tak że ten jest w stanie wejść od razu do nieba (tekst ten zamieszczony jest w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia"). Pan mówi następnie, że życzy sobie, abyśmy oddali Mu wszystkich grzeszników, których pamiętamy. Robimy tak.

 Dzieci, przyjąłem od was wszystkich, których Mi oddaliście, ale przypomnijcie sobie następnych, bo Ja chcę stałej waszej troski i wstawiennictwa...

Moje dzieci, tulę was do serca, daję wam moje błogosławieństwo i moją miłość. Czy nie widzicie, że moja obecność daje wam więcej radości i pokoju? A teraz wstańcie i módlcie się słowami uwielbienia.

Wieczorem dziękuję Panu, poruszona Jego słowami:

 Dziękuję Ci za Twoje słowa, za to, żeś nas napełnił radością, zechciał wziąć udział w naszej rozmowie, a zwłaszcza za wytłumaczenie Twojej tajemnicy przemienienia i oczyszczenia człowieka, pozwalającej na bezpośrednie wejście po śmierci do nieba z ominięciem czyśćca. Ciągle zapominamy, że Ty jesteś samym Dobrem i chcesz darzyć nas dobrem wedle swojej mocy. Tak wiele narosło w nas głupich przekonań, chyba pogańskich, a przede wszystkim naszych, ludzkich: „jaka praca, taka płaca", „pracuj nad sobą", „zasługuj się", „Pan ci zapłaci", „uświęcaj się", „pracuj dla swego zbawienia", „umartwiaj wszystko: umysł, zmysły, serce, wolę, uczucia" itd. — które przenosimy na nasz stosunek do Boga, podczas gdy najważniejsza jest miłość („Kochaj i rób, co chcesz" św. Augustyna). Człowiek jest przybity tyloma wymaganiami. Wciąż widzi swoją niedoskonałość i zaczyna rozumieć, że nigdy doskonałym nie będzie, nie zdąży — więc załamuje się. A Ty nam mówisz, żeby cię kochać wedle naszej a nie innej możności i żeby chcieć Ciebie kochać ponad wszystko inne: czyli wybrać Cię jako najwyższe dobro, obiekt najbardziej godny naszej miłości, i być temu wyborowi wiernym. Nic więcej, tylko kochać, a kochać to znaczy wyrażać sobą tę miłość w sposób dla siebie możliwy: taką służbą, do jakiej jesteśmy zdolni — i nic więcej. Bo Ty pragniesz naszej miłości i odpłacasz nam swoją bezgraniczną miłością. I wedle jej mocy, a nie siły naszej miłości, osądzasz nas — źle powiedziałam — usprawiedliwiasz nas i oczyszczasz, jak tylko Ty możesz, czyli zupełnie, bezgranicznie i na zawsze. Jesteś Dobrocią i Miłowaniem! Dziękuję Ci za to mocne przypomnienie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin