Naja Snake - Dziecko Czarnej Magii.doc

(312 KB) Pobierz
"Dziecko Czarnej Magii"

 

"Dziecko Czarnej Magii"

 

Harry popatrzył z przerażeniem na Lastrange'a i Ciphera. "Koniec ze mną!" - pomyślał. Richard Lastrange patrzył na niego z triumfem w oczach. ""Czarny Lord będzie zadowolony" - powiedział. Podniósł powoli różdżkę... Harry obudził się, przerażony. "To tylko sen" - pomyślał. "Oni nie żyją. Snape ich zabił. Gdyby się spóźnił o te głupie pięć sekund, byłoby po mnie." Przypomniał sobie tamten dzień. Drzwi lochu rozleciały się w drzazgi. "Avada Kedavra!" - ryknął rozwścieczony męski głos. "Avada Kedavra!" - równocześnie krzyknął ktoś drugi, dziewczyna. Zielone światło wypełniło loch. Lastrange i Cipher upadli na ziemię. Snape wszedł do środka. "Potter!" - warknął. "Mógłbyś uważać, z kim chodzisz na randki!" Popatrzył na Lastrange'a. "A byliśmy kumplami. Ale gdybyś to ty mnie dopadł, to byś się lepiej zabawił, co? Powolutku." Złośliwy i okrutny uśmiech wykrzywił mu twarz. "Cipher, sukinsynu".- wysyczał- "Byłeś tym, czym ja jestem - szpiegiem i zdrajcą. A swoją drogą, Profesor Dumbledore mógłby WRESZCIE zatrudnić kogoś pewnego na stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. To już trzeci, który próbował cię wykończyć, Potter." Rozwiązał Harry'emu ręce jednym zaklęciem. "Nic ci nie jest?" - zapytał łagodnie. "Nie, ale pan, Profesorze..." Snape wyglądał okropnie. Droga do lochów musiała być naprawdę długa i męcząca, długie włosy Snape'a były zlepione potem i krwią. Wyraźnie tracił siły, oparł się ręką o ścianę. Harry zauważył, że Snape ma pierścień z czerwonym kamieniem. "Mój eliksir przestaje działać." - wyszeptał Snape. "Musiałem złamać wiele Czarnych zaklęć, żeby tu wejść, to straszna praca. Nawet dla mnie... Muszę... Ale jak?" Rozejrzał się po lochu. "Harry, pomóż mi, bo nie wyjdziemy stąd, ani ty, ani ja." Był już bardzo blady, ledwo trzymał się na nogach. "W komnacie obok jest nakryty stół, przynieś mi jeden kielich, proszę." Harry, zdziwiony, wykonał polecenie. Snape wziął naczynie i wyciągnął długi, cienki nóż. Powoli podszedł do Lastrange'a i ukląkł przy nim. Jedno głębokie cięcie i krew Śmierciożercy zaczęła spływać do kielicha. Snape poczekał cierpliwie, aż wypełni cały kielich, a potem powoli wypił zawartość. "On jest wampirem! Dzięki krwi odzyskuje moc." - pomyślał z przerażeniem Harry. Krew najwyraźniej pomogła Mistrzowi Eliksirów. "Nie patrz tak na mnie." - powiedział. "To tylko bardzo stara Czarna sztuczka, "krew wroga, zabrana siłą", znasz to przecież. Genialne w swojej prostocie." Harry przestraszył się jeszcze bardziej, bo przypomniał sobie swoje spotkanie z Voldemortem. "Nic ci nie zrobię" - odparł łagodnie Snape. "Jestem po tej samej stronie, inaczej bym tu nie przyszedł. Chodź, musimy się stąd wynosić, Czarny Lord może tu przybyć, a ani ja, ani ty nie mielibyśmy z nim żadnych szans, on jest niemal nieśmiertelny." Szli krętymi korytarzami. Harry zobaczył, że Lastrange i Cipher nie byli jedynymi Śmiercożercami, było ich chyba kilkunastu. Wszyscy martwi, niektórzy zginęli od Zabijającego Zaklęcia, inni od ciosu noża, jeszcze inni chyba... od kuli. Harry patrzył, nic nie rozumiejąc. "Zużyłem prawie całą moc, żeby tu wejść" - wyjaśnił Snape. "To dobrze strzeżone miejsce, nie można się aportować na dwadzieścia mil naokoło, nie można bez haseł, potwory jako strażnicy... A musieliśmy się spieszyć, trzeba był wszystko łamać siłą. Ja i Pazurek musieliśmy użyć innych sposobów, żeby pozbyć się świadków, nie mieliśmy mocy na tyle magii, żeby jej użyć wobec wszystkich. Gdyby choć jeden ze Śmierciożerców przeżył i doniósł, Czarny Lord by mnie.." - Snape zatrząsł się na samą myśl. Wyszli z bocznego korytarza. Harry krzyknął. Ciała kilku ghuli tarasowały przejście. Zwierzęta były dosłownie rozszarpane na kawałki. "Nie bój się, są martwe." - uspokoił go Snape. "To wszystko pana robota, Profesorze?" - wyszeptał Harry. "Moja i Pazurka." "Nie chciałbym z panem walczyć." "Obyś mnie nigdy do tego nie zmusił." - mruknął Snape. "Podobno chcesz być Aurorem, może kiedyś mnie zaatakujesz?" Harry nie rozumiał, przecież byli po tej samej stronie, więc czemu mieliby ze sobą walczyć na śmierć i życie?

 

"Chyba nie będę się więcej ubiegał o to stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią." - mruknął do siebie Snape. "Od dawna nikt nie wytrzymał na nim dłużej niż rok. Aha! Tylko Profesor Dumbledore może wiedzieć o wszystkim. Nikomu nie wypaplaj, że to my... Czarny Lord mógłby to z nich wyciągnąć magią albo i siłą. Im mniej będą wiedzieć, tym lepiej dla nas wszystkich. Nie chciałbym, żeby Lord się o tym dowiedział, chyba rozumiesz? Przyrzekasz?" "Tak" - wyszeptał Harry. Wyszli wreszcie z na zewnątrz. Z ciemności bezszelestnie wynurzył się wielki nietoperz "Pazurku" - mruknął Snape, kiedy zwierzę wylądowało mu na ręce. "Zamek czysty? Na pewno nikt nie uciekł?" Nietoperz pisnął w odpowiedzi. "To powiedz co trzeba komu trzeba". Nietoperz rozpłynął się w mroku... Snape wyciągnął z kieszeni buteleczkę z jakimś eliksirem. "Wypij to" - powiedział. "Dobrze ci to zrobi." Harry posłuchał i poczuł, że chce mu się spać. To musiał być nasenny eliksir. "Dlaczego?" - pomyślał. "Czyżby Snape nie chciał, żebym coś zobaczył?" I usnął... Obudził się dopiero w Hogwarcie.

 

"Dursleyowie byliby wdzięczni Snape'owi, gdyby nie zdążył." - Harry pomyślał cynicznie. "Wolałbym już spędzać wakacje z nim, niż tutaj." Nagle na parapecie pojawiła się sowa, mała i czarna. Harry odwiązał kopertę od jej nóżki i otworzył list. Był pisany czerwonym atramentem. "Drako Malfoy!" - pomyślał Harry. "Dlaczego tak ryzykuje?". Drako był po ich stronie, odkąd zobaczył Śmierciożerców "w akcji". Harry zaczął czytać. "Harry! Uważaj na siebie. Czarny Lord jest wyraźnie zadowolony. Podsłuchałem, że ma jakieś plany w związku z ME. ME jest bardzo zaniepokojony". Co planuje Voldemort? I kim jest ME? No tak, jasne - Mistrz Eliksirów, Snape! Snape od dwóch lat szpiegował dla Dumbledora. Jakoś zdołał przekonać Voldemorta o swojej lojalności. "Ciekawe jak się wyłgał? Cholerny Śmierciożerca! Ale trzeba mu przyznać, że jest odważny. I bardzo przebiegły." Harry zastanawiał się, jak to jest być szpiegiem... Uważać na każdy gest, każde słowo... A jeżeli się wpadnie?! Snape potrafił być okrutny, złośliwy i niesprawiedliwy i Harry nienawidził go z całego serca. Ale na samą myśl, co czekałoby Mistrza Eliksirów, gdyby Voldemort dowiedział się o zdradzie, Harry'emu zrobiło się niedobrze. Przypomniał sobie, jak w zeszłym roku niechcący usłyszał, jak Snape rozmawia z dyrektorem. "Niech się pan nie martwi" -mówił Snape -Mam odpowiedni eliksir na wypadek, gdyby..." "Usypiacz Bólu?" - zapytał Dumbledore. Snape zaczął się śmiać. To był zimny, okrutny, ironiczny śmiech. "Pan żartuje. Przecież pan wie, że można się komuś włamać do pamięci, zmusić do wyjawienia wszystkiego... Bez bólu. Imperio albo moje Veritaserum wystarczy, choć wątpię, żeby ktoś z nas, oprócz mnie, umiał je zrobić... Ale jest jedna bariera, której nikt nie pokona. NIKT. NAWET CZARNY LORD. Jak mnie złapie, będzie miał minutę, żeby coś ze mnie wyciągnąć. A potem... Reszta jest milczeniem, dyrektorze...Ciszą..." Snape znów się roześmiał.

 

Na parapecie pojawił się następny listonosz. Malutki, czarny i niezgrabny. Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem. To nie była sowa, to nie był w ogóle ptak. To był nietoperz! Mały przybysz zaczął krążyć wokół Harry'ego. Harry wyciągnął rękę, żeby go złapać i nietoperz sam usiadł mu na dłoni. Harry odwiązał maleńką paczuszkę i otworzył ją. W środku była buteleczka z jakimś płynem i kartka. "Harry! Noś ten eliksir zawsze przy sobie. To Ultimus - przywróci zdrowie i siłę każdemu, nawet jeśli ten ktoś jest ciężko ranny albo wyczerpany. Ultimus powstrzyma nadchodzącą śmierć. To potężny eliksir. Bardzo trudno go zrobić, więc mogę nie zdążyć na czas, gdy będzie potrzebny. Użyj go tylko w ostateczności. Perseus Evans PS. Pozwól Malutkiemu odpocząć kilka dni. Długo musiał lecieć do Privet Drive. Potem odeślij go do mnie. NIKOMU NIE MÓW O ELIKSIRZE I SPAL TEN LIST NATYCHMIAST."

"Malutki? Ty jesteś Malutki?" Nietoperz, słysząc swoje imię, radośnie zatrzepotał skrzydełkami. "No dobra, ale w dzień musisz się gdzieś schować." Ciotka Petunia chyba by zemdlała na widok nietoperza... Harry nie chciał następnych kłopotów. Perseus Evans... Czy można mu zaufać? A jeżeli kłamał? Harry postanowił, że porozmawia z Dumbledorem. Perseus Evans... Harry aż podskoczył. On nosił takie samo nazwisko jak matka Harry'ego. Kim był? Harry nie znał nikogo ze swojej rodziny (poza Dursleyami, niestety.) Jeżeli Perseus był jego krewnym, dlaczego się z nim wcześniej nie skontaktował? A może to tylko przypadek, że nosi to samo nazwisko? Jeżeli eliksir był prawdziwy, to Evans musiał być bardzo dobrym Mistrzem Eliksirów. "Mógłby nas uczyć zamiast Snape'a". Ciekawe, czy jest tak dobry jak on. Snape naprawdę zasługiwał na tytuł Mistrza. Dumbledore mówił, że ze Snape'em mogłaby się równać tylko Akonita Wolfsbane - słynna alchemiczka sprzed siedmiu stuleci. I nietoperz jako listonosz. Czemu Evans nie użył sowy? Malutki musiał tu długo lecieć... Ciekawe skąd? Harry przeczytał oba listy jeszcze raz, wyciągnął różdżkę i dotknął kartek "Tibi et igni". Litery błysnęły niebieskim płomieniem i listy zamieniły się w popiół.

 

Reszta wakacji minęła spokojnie. Harry nie dostał żadnego listu, ani od Malfoya, ani od Evansa. I znów peron 9 i 3/4. Harry rozpoczynał ostatni, siódmy rok nauki. Ostatnie dwa lata były okropne. Lord Voldemort co prawda nie rozpoczął jeszcze otwartej wojny, ale wiadomo było, że wciąż zbiera armię potworów. Zastanawiano się, na co właściwie jeszcze czeka... Czyżby spodziewał się nowych wspólników? No i te podstępne ataki jego ludzi. Harry nie uszedłby z życiem gdyby nie Dumbledore ...i Snape. Snape po raz kolejny wyciągnął go z kłopotów, ale wciąż tak samo nienawidził.

"Harry!" Ron i Hermiona biegli w jego kierunku. "Dobrze cię widzieć." Wsiedli do pociągu. Ekspres ruszył. "Wiecie?" - odezwała się Hermiona "Snape wywęszył szpiega w Ministerstwie.""Ryzykuje" - mruknął Ron. Hermiona wyciągnęla opasła ksiązkę o eliksirach. "Nie przesadzasz z nauką?" - spytał Harry. "Wyobraźcie sobie," - powiedziała Hermiona - "Ledwo wróciłam do domu, jestem tam może tydzień. Siedzę u siebie w pokoju i czytam podręczniki na następny rok, żeby potem nadążać (Ron uśmiechnął się ironicznie) a tu wchodzi moja mama i mówi, że mam gościa. Schodzę do salonu, na przy stole siedzi jakiś facet. Garnitur od Armaniego, jedwabny krawat, Rolex na ręce, sygnet z wielkim rubinem, woda kolońska chyba za tysiąc funtów. I czarne okulary. Jak mafioso na filmie. ("Późnej wyjaśnię Ron." Ron oczywiście nie miał pojęcia o Mugolach i zastanawiał się, czy mafioso to imię czy nazwisko.) Gapię się na niego i nic nie łapię, on patrzy na mnie zza tych okularów, widzi moją głupią minę i wybucha śmiechem. Wstaje, podchodzi do mnie, a ja dalej go nie poznaję. On się uśmiecha i rzuca "A może bym tak odebrał z dziesięć punktów Gryfindorowi?" i zdejmuje te okulary". "Snape?" - spytał Ron. "No przecież nie Hagrid. Patrzę na niego i nie wiem co powiedzieć, a on mówi, że potrzebuje pomocnika do eliksirów. Zajmuje się Protektorami, Eliksirami Obronnymi i chciałby, żeby ktoś inny się ich nauczył, na wypadek gdyby jego..." Hermionę przeszedł dreszcz na samą myśl. "No to się spakowałam, wychodzę przed dom, a tam mercedes. Czarny, skórzane fotele, elektroniczne bajery. Wysadził mnie pod dworcem, a sam gdzieś pojechał. Całe wakacje z nim pracowałam. Puścił mnie do domu dopiero tydzień temu. Zresztą, potem znowu będę mu pomagać." Ron pokręcił głową. "Snape w przebraniu Mugola? I skąd ma tyle forsy? Ciekawe, gdzie dorabia po godzinach? Ja już drugie wakacje pomagam znajomemu taty, a ciągle nie mogę uzbierać na Nimbusa 2001. Sądzicie, że jak poproszę Snape'a to załatwi mi tam robotę?" "Prędzej da ci miesiąc szlabanu" - mruknął Harry. Wybuchnęli śmiechem.

 

POCZĄTEK ROKU

 

Zbliżali się do bram zamku. Lało jak z cebra i wiał silny wiatr. Wszyscy byli przemoczeni, zanim zdążyli wejść do środka. Tłum uczniów powoli wypełniał Wielki Hol. Nauczyciele już siedzieli przy swoim stole, ale nie było nikogo na miejscu Ciphera. Harry zastanawiał się kogo Dumbledore zatrudni na jego miejsce. Kto będzie nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią? "Już trzech próbowało cię wykończyć" zabrzmiały mu w głowie słowa Snape'a. Odruchowo popatrzył na sąsiednie krzesło. Miejsce Snape'a tez było puste! Czyżby Snape wpadł?

Ceremonia rozdziału powoli dobiegła końca. Kiedy tiara przydzieliła ostatniego z pierwszorocznych (RAVENCLAW!) Dumbledore wstał, żeby coś powiedzieć.

Nagle drzwi otwarły się z trzaskiem. Harry zobaczył sylwetki dwóch ludzi w podróżnych pelerynach. Snape wszedł do środka. Sala jęknęła. Snape przystanął. "Mieliście nadzieję, że jakiś smok odgryzł mi głowę? Jeszcze nie..." - wysyczał. "Przepraszam za spóźnienie, Dyrektorze. Mieliśmy malutki kłopocik po drodze." - dodał normalnym głosem. Zwykle elegancki Snape tym razem wyglądał fatalnie. Był brudny, nieogolony i rozczochrany. Lewy rękaw miał całkiem podarty. Harry zauważył, że Snape ma obandażowaną rękę. Snape popatrzył na Gryfonów. Zobaczyli, że pół twarzy miał spuchnięte. "Dobrze mu tak" - pisnął jeden z młodszych uczniów. Hermiona spiorunowała go wzrokiem. "Dobrze, że jesteście, Severusie" - powiedział Dumbledore. "A już myślałem..." "My też już myśleliśmy" - mruknął Snape. Jego towarzyszka, wysoka, silna blondynka wyglądała nie lepiej niż Snape. Pani McGonagall wstała z krzesła. "Szybko, skrzydło szpitalne!" "Jakie tam skrzydło szpitalne?" - nieznajoma zadudniła ochrypłym altem. "Tylko się przebierzemy i wracamy. Zjadłabym hipogryfa i to na surowo, i mam nie być na uczcie?"

"Hermiona, znasz ją?" - zapytał Ron. "Nie, w życiu jej nie widziałam." - odparła.

"Ty, a co to nowa Ślizgonka?" Harry popatrzył w stronę stołu Slitherinu. "Nie mam pojęcia" - powiedział Ron. Nagle dziewczyna odwróciła się, tak jakby poczuła, że o niej mówią. Spojrzała na nich uważnie zza zasłony czarnych włosów i wbiła w nich swoje skośne oczy. Ron o mało nie spadł z krzesła. Dziewczyna miała tęczówki koloru krwi i źrenice jak kot - wąskie i pionowe, a nie okrągłe. Na dłoni miała pierścionek z czerwonym kamieniem. "Skąd się tu wzięła?" - zapytał Ron. "Ma spojrzenie jeszcze gorsze niż Snape". "Charlotta Magne"- powiedziała Hermiona - "Zaczyna czwarty rok. Drako mi powiedział. Podoba mu się." Harry popatrzył na Drakona i zobaczył, że Malfoy ma zapuchnięte oczy jakby płakał. "A jemu co?" - zapytał. "Nie wiesz?" - szepnął Ron "Jego stary nie żyje." "Aurorzy?" - spytał Harry. "Nie, mój ojciec mówił, że Lucius Malfoy chciał się nauczyć jakiegoś paskudnego czaru dla Sami-Wiecie-Kogo. Jakieś stare Czarne zaklęcie, nikt go już nie używa, bo trudno je kontrolować, ale jest bardzo mocne i Malfoy chciał spróbować. Sami-Wiecie-Kto byłby z niego bardzo zadowolony, rozumiecie sami. No i mu nie wyszło. Podobno wyleciały wszystkie szyby na dwie mile naokoło."

Snape i jego towarzyszka, umyci i przebrani dołączyli do reszty. Blondynka usiadła obok Snape'a. Dumbledore wstał. "Chciałbym przedstawić nową nauczycielkę Obrony przed Czarną Magią, panią Jane Wolf."

 

AMICUS

 

Harry i Ron długo ze sobą rozmawiali tej nocy. Kim była Charlotta? "Pewnie jej starzy mają kłopoty z Sam-Wiesz -Kim" stwierdził Ron. "Wielu ludzi przeniosło swoje rodziny do Hogwartu dla bezpieczeństwa." Harry myślał tez o Evansie. Kim on był? Było już dobrze po północy, kiedy do dormitorium weszła Hermiona. Pod pachą niosła chyba z dziesięć dużych książek o eliksirach. "Snape chce, żebyś to wszystko przeczytała?" - spytał z niedowierzaniem Ron. "On każdy eliksir z tych książek potrafi zrobić z pamięci. I nie tylko z tych." - powiedziała Hermiona - "Niesamowite. I widziałam jakąś jego znajomą. Przyniosła mu coś, chyba jakieś składniki na eliksiry. Prawdopodobnie kradzione, bo mówiła, że mało jej nie złapali na gorącym uczynku. Dziwna kobieta, wysoka, wzrostu Snape'a, długie włosy, jeszcze jaśniejsze niż ma Drako. I spiczaste uszy." "Spiczaste?" - zdziwił się Ron. "No, podobne do kocich."

Lekcje Eliksirów były teraz łatwiejsze do zniesienia. Co prawda mikstury były niezwykle skomplikowane a Snape piłował ich ostrzej niż dotąd, ale o wiele mniej się czepiał Gryfonów, to znaczy obrywali nie częściej niż trzy razy na lekcję. Często nie zwracał uwagi na ich wpadki, które kiedyś kosztowałyby 10 punktów i szlaban "Może Hermiona zrobiła mu jakąś miksturę na poprawę charakteru." .- śmiał się Ron.

Pani Wolf okazała się być świetnym profesorem. Mimo że, tak jak Snape, prawie nigdy nie podnosiła głosu na lekcji, wszyscy słuchali jej z zapartym tchem. Nikt nie narzekał, chociaż zawsze zadawała mnóstwo zadania. Ostatecznie, w czasach Lorda Voldermorta dobrze było znać jak najwięcej przeciwzaklęć. Z każdej lekcji ktoś wychodził poobijany albo z przypalonymi włosami. Pani Wolf prowadziła też Klub Pojedynków. Pomagał jej Snape ("Chcecie igrzysk, to sprowadźcie gladiatorów" - Wolf skomentowała to swoim ochrypłym, dudniącym altem. O dziwo, Snape i pani Wolf najwyraźniej się lubili.) Pani Wolf zgodziła się, żeby Snape używał Crucio... "Lepiej wiedzieć, co was może spotkać." - ucięła protesty. "Zresztą wam też wolno stosować to zaklęcie w Klubie Pojedynków, jeśli potraficie. Ministerstwo się zgodziło, że względu na wyjątkową sytuację... Sami rozumiecie. Lepiej jest umieć się przed tym bronić." Charlotta wygrywała wszystkie swoje pojedynki, z wyjątkiem tych, w których jej przeciwnikiem był Snape. Cała szkoła przychodziła na nich popatrzeć (a Drako, żeby popatrzeć na nią...) Charlotta walczyła ostro i potrafiła zastosować naprawdę trudne zaklęcia, chociaż była dopiero na czwartym roku. Szkoła, do której chodziła poprzednio musiała być naprawdę dobra. Nikt jednak nie zdołał jej namówić na opowiedzenie o swojej przeszłości... Ślizgonka miała niezwykły refleks. "Ta Charlotta jest niesamowita. Jak strzeliła w Snape'a z Inflamare, to gdyby nie się nie uchylił, byłyby z niego frytki. On jest szybki jak kot!" - stwierdziła Hermiona. "I oddał jej z Crucio" - Harry mruknął ponuro. "Łajdak." "A widzieliście, jak się obroniła? Zrobiła salto do tyłu, żeby jej nie dosięgło. Ciekawe, gdzie się tego nauczyła." -powiedział z podziwem Ron. "To ją dopadł następnym Crucio." - powiedział Harry. "Ale nie dała mu satysfakcji, nawet nie pisnęła." "Dziwne" - stwierdziła Hermiona "zupełnie jakby była maszyną." "Jak to maszyną?" - spytał Ron. "No, tak jakby nie czuła bólu."

 

Tego dnia pani Wolf zaprowadziła klasę Harry'ego do wielkiej, pustej sali na piątym piętrze. "To, co chcę wam pokazać jest zbyt niebezpieczne, żeby tego uczyć w małej sali. Bez paniki, dziś nikt nie ucierpi. Dobrze jest umieć odbić albo zneutralizować czyjeś zaklęcie, ale jeśli przeciwników będzie kilku? Wtedy dobrze jest zwiększyć swoją moc. Chcę was nauczyć czaru, który należy stosować bardzo rozważnie. To jedno z najpiękniejszych zaklęć, jakie istnieją. Nie uda się wam od razu. Większości w ogóle nie wyjdzie ale warto, żeby choć kilku umiało go użyć. Amicus. Jeżeli wycelujecie w kogoś różdżką i wypowiecie to słowo, to dacie temu komuś całą swoją moc. Będzie silniejszy, o wiele silniejszy. Ale nie ma nic za darmo. SŁUCHAĆ MNIE!" - ryknęła, choć i tak wszyscy słuchali bardzo uważnie. Po pierwsze, moc można dać na bardzo krótko. Minutę, nie więcej. Po drugie, Amicus zabierze wam całą moc. Nie będziecie w stanie wykonać najprostszego zaklęcia, dobrze będzie, jak ustoicie na nogach. Będziecie musieli odczekać parę godzin zanim wszystko wróci do normy. I po trzecie, nie przesadzajcie z mocą. Jeżeli jedna osoba otrzyma jednocześnie moc od dwóch lub więcej magów, jej moc wzrośnie tak bardzo, że będzie to niebezpieczne dla niej samej. Jeden z moich znajomych tak skończył. Paskudna sprawa. ZROZUMIANO? A teraz dobierzcie się w pary. Hermiono, pozwól. Zademonstrujemy wszystkim jak to działa. Użyj Deletrix, Burzącego Zaklęcia, proszę. Pamiętajcie, Deletrix to niebezpieczna magia. Jeśli staniecie jej na drodze, to może się to dla was źle skończyć. No, ale do rzeczy. Amicus. Trzeba się porządnie skoncentrować. Myślcie o tym, po co to robicie! Jeżeli uwierzycie, że warto zapłacić tak dużo, to się wam uda. A teraz, wszyscy na bok." Uczniowie odsunęli się pod ściany, zostawiając puste miejsce na środku. Hermiona i pani Wolf stanęły naprzeciwko siebie. Chwilę obie stały nieruchomo, aż nagle Wolf wyszeptała "Amicus", a Hermiona obróciła się gwałtownie, wycelowała różdżką w ścianę i krzyknęła "Deletrix". Ściana rozleciała się na kawałki. W powietrze wzbiły się tumany pyłu. Kiedy wreszcie opadł, wszyscy zobaczyli wielką wyrwę w murze. Kamienie leżały porozrzucane naokoło. "Przydatna rzecz, jeśli się jest w pułapce" - skomentowała z niezmąconym spokojem pani Wolf. "Teraz wasza kolej. Biorców proszę o rozwagę przy wyborze zaklęcia. Żadnego Inflamare i tym podobnych." Wszyscy się przekonali, że zaklęcie jest naprawdę trudne. Harry załapał dopiero po trzech tygodniach, i to jako jeden z nielicznych. "Brawo, Harry" powiedziała nauczycielka. Amicus był też bardzo wyczerpującym zaklęciem i Harry musiał na chwilę zostać w sali po lekcji, żeby ochłonąć. "Nie idź dziś już na żadne lekcje, Harry" - stwierdziła Wolf. "Marsz do dormitorium, do łóżka." Harry powoli wlókł się ciemnym korytarzem. Kiedy był na czwartym piętrze, usłyszał, że ktoś biegnie. "Kto biega po czwartym piętrze?" Wiedziony ciekawością szybko schował się za wielką rzeźbą, stojącą w rogu. Był całkowicie niewidoczny. Zobaczył pędzącego Goyle'a. "Połam nogi" - pomyślał ze złością. Nagle drzwi jednej z sal gwałtownie się otworzyły i Goyle uderzył w nie tak mocno, że aż się przewrócił. Z sali wyszła Charlotta. "Uważaj, szlamie, co robisz" wysyczał wściekły Goyle. "Ty uważaj, durna góro mięśni, jak nie chcesz oberwać." Goyle stracił panowanie nad sobą i zamachnął się, żeby ją uderzyć. Charlotta zblokowała cios i szybkim ruchem podcięła mu nogi. Goyle runął na ziemię. "Czyżby potomek starego magicznego rodu dał się pobić dziewczynie o połowę mniejszej od siebie i to szlamowi?" - powiedział ktoś miękkim, cichym głosem. Snape wynurzył się z tajemnego przejścia. Kamienna płyta powoli zamknęła się za nim. "I ty chcesz MU służyć? Wstawaj i walcz, półgłówku." Goyle ponownie zaatakował. Po chwili znów zwijał się na ziemi, z rozbitego nosa pociekła mu krew. "I czego kwiczysz, tchórzu?" - syknął Snape. "I ty chcesz nosić JEGO znak? Nie jesteś godny lizać JEGO butów." Po piątym ataku, kiedy Goyle miał już złamany nos, połamane kilka kości w nadgarstku (Charlotta zrobiła unik i Goyle uderzył z całej siły pięścią w kamienną ścianę), podbite oko i sporo siniaków, Snape powiedział. "Dość tego żałosnego przedstawienia. Goyle, do pani Pomfrey. Powiedz, że wygłupiłeś się z zaklęciem. Każdy w to uwierzy, wszyscy wiedzą, że jesteś kompletnym idiotą. A okazuje się, że i mięczakiem" - dodał szyderczo. "I nie waż się pisnąć nikomu ani słowa. Jeśli Czarny Lord się dowie, że twój ojciec popierał takie zero, nie będzie z niego zadowolony i z pewnością ukarze go za głupotę. A twój ojciec to sobie odbije na tobie. A ma ciężką rękę, jak sam dobrze wiesz." - uśmiechnął się złośliwie. "O ile Czarny Lord zamiast jego nie ukarze ciebie. Za bezczelność. A wierz mi, to będzie bolało... A może cię od razu zabije, żeby się rozerwać, kto wie? Byłaby niezła zabawa. On nie znosi tchórzy, zwłaszcza głupich tchórzy, zapewniam cię." - syczał Snape. Tego szeptu wszyscy się bali o wiele bardziej niż krzyku. "No, zejdź mi wreszcie z oczu!" - warknął. Czerwony ze wstydu Goyle podniósł się z ziemi. Powoli ruszył w stronę schodów. Nagle, bez ostrzeżenia, obrócił się, wyciągnął różdżkę i wycelował prosto w Charlottę. "Inflamare!" - wrzasnął. Charlotta zgrabnie odskoczyła, chwyciła swoją różdżkę i wycelowała w swojego przeciwnika. "Crucio!" - powiedziała. "Silentia!" - dodał od siebie Snape. Goyle wił się z bólu na podłodze, ale przez zaklęcie Snape'a nie mógł nawet pisnąć. "Nie uczyli cię uchylać się przed ciosem?" - zaśmiał się szyderczo Snape. "I ty chciałbyś walczyć w NASZYCH szeregach? Nosić Mroczny Znak? Być Śmierciożercą? Aha!" - dodał, kiedy zaklęcie Ślizgonki przestało działać. "Wypaliłeś mi dziurę w pelerynie, a była bardzo droga. Co zrobiłby z tobą Czarny Lord, gdyby twoje durne zaklęcie go uderzyło? Jak sądzisz?" Goyle patrzył na Snape'a wzrokiem nieprzytomnym ze strachu. "Dam ci malutką lekcję. Crucio!" Patrzył na Goyle'a z dziką satysfakcją w oczach. W końcu podniósł go jedną ręką za koszulę i przytrzymał w powietrzu. ("Skąd on ma tyle siły?" - zdziwił się Harry. "Goyle waży ze 200 funtów, Snape jest silny jak zwierzę. Nawet jeśli rzeczywiście jest wampirem, to nie powinien dać rady.") "Do pani Pomfrey i nikomu ani słowa! Twój ojciec by się ośmieszył. ZROZUMIANO?" "Tak" - ledwo wydusił z siebie przerażony Goyle. "Tak, Profesorze Snape" - powiedział z naciskiem Snape. "Manier też mam cię uczyć?" - podniósł różdżkę. "Litości, Generale! To się już więcej nie powtórzy! Błagam!" Goyle płakał. Snape popatrzył na niego z najwyższą pogardą. "Masz szczęście, durniu, że jestem dziś w dobrym humorze. Nikomu nic nie powiem, o ile sam tego nie wypaplesz. Twój ojciec byłby pod wrażeniem..." - Snape wyraźnie świetnie się bawił, patrząc na chlipiącego Goyle'a. Wreszcie upuścił go na ziemię. "No, na co jeszcze czekasz? Zejdź mi z oczu, zanim się zdenerwuję, bekso! I nie nazywaj mnie Generałem, chcesz, żebyśmy wpadli?" Kiedy Goyle był już daleko Snape rozejrzał się dookoła. Na szczęście nie mógł zauważyć Harry'ego. "Pierwszorzędnie, Charlotto. Robisz postępy. Gratulacje." Uścisnęli sobie dłonie. "Przyjdź dziś tam gdzie zwykle, o dziesiątej. I jeszcze jedno. Nie stosuj więcej naszych technik przy ludziach." "Ale dlaczego, Sev? Robiliśmy trudniejsze rzeczy". "Nie przy LUDZIACH, dla nich to coś niezwykłego." Harry siedział za posągiem jeszcze długo po tym, jak Charlotta i Snape odeszli. To, że Snape znał Niewybaczalne Zaklęcia i nie wahał się ich użyć, nie dziwiło go. Ale ta mała? Czy to Snape ją tego nauczył? Harry nigdy nie słyszał, żeby ktoś z czwartego roku umiał je wykonać. Do tego była potrzebna duża moc. Nie przy ludziach? Może rzeczywiście Snape jest wampirem? Ale przecież wampiry tak nie walczą! Może ta krew to tylko Czarna Magia, w końcu Voldemort też jej użył, a przecież jest człowiekiem? A może Snape nauczył się walki wręcz u jakiegoś mugolskiego mistrza? Dudley nieraz oglądał takie filmy akcji, gdzie Mugole popisywali się kocią wręcz zręcznością .Dzięki temu Snape mógł walczyć w mugolskim świecie bez pomocy magii, nie zdradzając, że jest czarodziejem. Przecież Hermiona widziała go w przebraniu Mugola, świetnie sobie radził. Harry powoli wszedł na trzecie piętro. Nagle zobaczył panią Wolf. Rozmawiała z bardzo wysoką dziewczyną o długich, bardzo jasnych włosach. "Morrigan, jesteś pewna?" "Tak, Profesor Wolf. Cortez poprze Czarnego Lorda. Nie zrobił tego wcześniej tylko dlatego, że nie był pewien wygranej. Teraz myśli, że działa na pewniaka. Lord obiecał, że da nam równe prawa... Ale wielu nie zgadza się z Cortezem. Uważają, że potem Lord nas wykończy. Lord nie będzie tolerował niebezpiecznych wspólników, kiedy nie będą mu już potrzebni." "Co planujecie?" - spytała pani Wolf. "Wiele rodów już się ze sobą skontaktowało. Sądzę, że przynajmniej trzy czwarte z nas stanie przeciwko Cortezowi, jeśli będzie nas zmuszał do współpracy z Voldemortem. Powstrzymamy Corteza, musimy. Butcher nawet wspominał o Trójkrotnym Pojedynku, a on jest taki jak jego matka, zdolny do wszystkiego. Przepraszam ale muszę natychmiast z nim się skontaktować". Morrigan owinęła się peleryną, gwałtownie obróciła i przemieniła w malutkiego nietoperza. Bezszelestnie wyleciała przez okno. Harry zdążył zauważyć, że nieznajoma ma niesamowicie niebieskie oczy i spiczaste uszy, podobne do kocich. Przypomniał sobie kobietę, o której mówiła Hermiona. "Pewnie to ona." - pomyślał.

 

MORRIGAN

 

Wieczorem Harry opowiedział o Morrigan Ronowi i Hermionie. Nie wspomniał o Charlotcie i swoim podejrzeniu co do wampiryzmu Snape'a. Ostatecznie obiecał, że nikomu nie powie o tym, co się zdarzyło, gdy Snape przybył go ratować. "Animag" - powiedział Ron. "Ale nie ma legalnego Animaga, który by się zmieniał w nietoperza" - powiedziała Hermiona. "O ile wiem, nielegalnych jest więcej, niż legalnych" - stwierdziła Ron. "Ale te spiczaste uszy" - powiedziała Hermiona. "To się nie zgadza. Szukałam czegoś na ten temat w bibliotece. Takie rzeczy to ślad po nieudanej próbie zostania Animagiem. Jeśli transformacja nie wyjdzie, to zostaje ci na zawsze coś ze zwierzęcia, którym chciałeś się stać! Poza tym nie można potem próbować się transformować w inne zwierzę! A te uszy są kocie. Morrigan, jeśli za pierwszym razem jej nie wyszło, może się przemienić tylko w kota. Coś tu nie gra."

Potem odwiedzili Syriusza. Od czasu, gdy złapano Glizdoogona, Syriusz nie musiał się już ukrywać. Harry zapytał go o Snape'a. "Jaki on był, kiedy chodził do Hogwartu?" "Severus zawsze był dziwakiem do potęgi. Zawsze sam. Nikt z nas tak naprawdę go nie znał. Nawet Ślizgoni go nie lubili, tylko go szanowali, bo znał tyle ciemnych sztuczek. Bali się go obrazić, podlizywali się mu nawet. A on nimi pogardzał. Zawsze sam." - powtórzył. - "Tylko książki, eliksiry i nietoperze. Miał kiedyś jednego. Uwielbiał go. Aż kiedyś ktoś mu go zabił. Zniknął wtedy na dwa tygodnie. Kiedy go znaleźli, w Zakazanym Lesie, to wyglądał koszmarnie, jakby nie jadł i nie spał przez cały ten czas. Wszyscy się z niego śmialiśmy, że przesadza, a on tylko patrzył na nas z nieprzytomną nienawiścią w oczach. Nigdy nie widziałem u niego takiego spojrzenia, nawet wtedy kiedy przyszedł zapolować na mnie cztery lata temu." Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Harry myślał o nietoperzu Snape'a. "Stracił jedynego przyjaciela.". NIETOPERZ! PERSEUS EVANS! Harry opowiedział o liście. "Nie mam pojęcia co jest grane." - stwierdził Syriusz. "Jest wielu Mistrzów Eliksirów, choć Snape jest najlepszy. Ale gdyby to był on, to po co używałby nieprawdziwego nazwiska? Nie słyszałem o tym facecie, chociaż dobrze znałem twoich rodziców. Może to tylko zbieżność nazwisk. I nie wiem, kto używa nietoperzy jako listonoszy. Idź do Dumbledora i opowiedz o wszystkim." Harry nie poszedł jednak od razu do Dyrektora. Wolał jeszcze raz przemyśleć, o co w tym wszystkim chodzi. Postanowił sprawdzić, dokąd wybiera się Charlotta. Ubrał pelerynę-niewidkę i czekał. Kilka minut przed dziesiątą Charlotta wyszła z biblioteki i poszła do lochów. Weszła do jednej z sal zostawiając lekko uchylone drzwi. Harry ostrożnie podszedł pod same drzwi. Charlotta rozmawiała ze Snape'em i jeszcze kimś. "Oszalałaś, Morrigan. Gdzie ją tu schowam? Przecież ona jest ogromna." - mówił Snape. "Może być potrzebna, Sev. Guerra szybka jak wiatr, w razie kłopotów zdążycie uciec." Harry usłyszał jakiś dziwny dźwięk, jakby kopyta wielkiego hipogryfa uderzające o kamienną podłogę i przysunął się jeszcze bliżej, żeby zajrzeć przez szparę w drzwiach. Co Snape miał schować w swoim lochu? Nagle drzwi się otwarły. Snape rozejrzał się po korytarzu. "Pusto" - szepnął. "Niemożliwe" - Morrigan stanęła przy nim. "Tu ktoś jest." Harry wstrzymał oddech. Morrigan patrzyła prosto w jego stronę. Czy mogła widzieć przez pelerynę-niewidkę? "Animag, który zmienia się w coś małego?" - zapytał Snape. "Nie to coś innego." - odpowiedziała Morrigan. "Nie wiem co to, ale coś tu jest, bardzo blisko." Wciąż patrzyła prosto na Harry'ego. "Coś niewidzialnego." Snape w milczeniu wpatrywał się w to samo miejsce co Morrigan. Harry'emu zdawało się, że trwa to całą wieczność. Snape i Morrigan stali na wyciągnięcie ręki. Nagle Snape uśmiechnął się triumfalnie. "Chyba wiem, kto nas odwiedził. Ktoś, kto lubi się włóczyć po nocy..." - wycedził przez zęby. "To będzie kosztowało Gryfonów sto punktów, a ciebie miesiąc szlabanu, Potter." Jeden niesamowicie szybki ruch i Snape ściągnął z niego pelerynę-niewidkę. "Miło cię widzieć, Potter" - syknął. Harry dawno nie widział go tak wściekłego. "Kiedy wreszcie przestaniesz się wtrącać do cudzych spraw? Ktoś wreszcie powinien dać ci nauczkę..." Snape wyciągnął różdżkę tak szybko, że Harry nawet tego nie zauważył. Usłyszał tylko "Crucio" i zaklęcie zwaliło go z nóg. Krzyk Harry'ego odbijał się echem od kamiennych ścian lochu. "Severusie, przestań natychmiast!" - Dumbledore wyłonił się zza rogu. Patrzył na Snape'a ze złością. "Zawsze dokuczałeś Harry'emu ale żeby używać Niewybaczalnych Zaklęć..." "Sam się o to prosił" - warknęła Morrigan. "Nie lubimy, gdy ktoś nas podsłuchuje, zwłaszcza gdy używa tego" - pokazała Dumbledorowi pelerynę-niewidkę. "Zabieram to, może mi się przydać." Dumbledore milczał przez chwilę. "Severusie, przypominam, że to nie jest zbyt miłe zaklęcie." - Dumbledore jeszcze raz zwrócił się do Snape'a. "Niech mi pan uwierzy, dopiero za piątym razem z rzędu naprawdę boli" - szepnął Snape. "Czarny Lord jest ostatnio w złym humorze. Niedawno dał mi niezłą nauczkę za spóźnienie, więc wiem coś na ten temat." Dumbledore patrzył na niego przez chwilę. "Idziemy stąd, Harry" powiedział w końcu. Harry posłusznie poszedł za nim, ale wolałby już znosić zaklęcia Snape'a niż rozzłościć Dumbledora. Było mu strasznie głupio. "Harry" - zapytał Dumbledore, kiedy tylko weszli do jego gabinetu - "Co robiłeś w środku nocy w lochach, w dodatku w pelerynie-niewidce?" Harry milczał. "A gdyby Profesor Snape nie domyślił się, że to ty? Mógł cię zabić. Lord Voldemort nie jest z niego zadowolony, sam słyszałeś, co mówił. On wie, że Voldemort w końcu się domyśli, że ma w swoich szeregach zdrajcę. Nie dziw mu się, że się wściekł na ciebie, pewnie myślał, że ktoś go szpieguje. Wiem, że się nie znosicie ale to nie powód, żeby go śledzić. Uratował cię już dwa razy. Samo to jest już wystarczającym dowodem na to, że jest po naszej stronie." "Ale czemu on mnie tak nienawidzi?!" - wrzasnął Harry. Dumbledore westchnął. "Powiem ci, ale nie mów nikomu. Profesor Snape stracił kiedyś bliską mu osobę. Wyrzuca sobie do dziś, że nie zdążył z pomocą. A kiedy patrzy na ciebie, wszystko mu się przypomina, jesteś podobny do tamtego, nic dziwnego. No i wpada w złość, to u nich normalna reakcja, każdą złą emocję: ból, strach, smutek szybko przemieniają w agresję. To nie ich wina, Harry. Taka już jest ich natura, na szczęście mogą nad tym zapanować." "Nie byłbym tego taki pewien" - mruknął Harry, przypominając sobie Niewybaczalne Zaklęcie.("Oni? Więc Snape rzeczywiście jest wampirem!" - pomyślał) "Gdyby nie potrafił panować nad sobą, mnie by tu już pewnie nie było, Harry. Hogwartu pewnie też nie." Harry popatrzył na niego ze zdziwieniem. Dumbledore milczał przez chwilę. "Dość tego kazania. Sto punktów kary, niewybaczalne zaklęcie i miesiąc szlabanu w lochu Profesora Snape'a są chyba wystarczającą nauczką." - stwierdził w końcu. Harry szybko przekonał się, że to prawda... Snape nie omieszkał wspomnieć następnego dnia, przez kogo Gryffindor stracił tyle punktów ("Paskudny wampir" - pomyślał ze złością Harry.). Gryfoni byli wściekli. Nawet Hermiona i Ron nie odzywali się do Harry'ego przez tydzień. Szlaban też był koszmarny. Harry zastanawiał się dlaczego Eliksiry Obronne robi się wyłącznie z obślizgłych, parzących i śmierdzących składników. Przez całą sobotę ucierał jakieś dziwne kryształy i kości na drobniutki proszek. "Jak Snape i Hermiona mają do tego cierpliwość?"

 

PREDATOR'S LAIR

 

Hermiona w kółko przypominała Harry'emu o Evansie i Harry w końcu zdecydował się porozmawiać z Dumbledorem. Poszedł do jego gabinetu. Już miał zapukać, kiedy nagle usłyszał znajomy głos. Bill Weasley! Bill i Charlie, oczywiście, byli zaufanymi współpracownikami Dumbledora. Charlie jeździł po całym świecie, poszukując przeróżnych składników do eliksirów obronnych. Ostatnio Snape'owi znowu skończyła się smocza krew "Pije ją, czy co?" - mruczał niezadowolony Ron. "Czy Charlie musi tak ryzykować?"

"Panie Ministrze, z całym szacunkiem, ale Severus już tyle razy udowodnił swoją lojalność, niech pan nie przesadza." - powiedział Bill. "Ale ci jego współpracownicy!" - wściekał się Knot. "Młody Malfoy i ta Shadowfax!" "Są sprawdzeni. Veritaserum" - przerwał Bill. "Niech pan ich nie oskarża tylko za pochodzenie." "Korneliuszu" - powiedział spokojnie Dumbledore. "Najpierw nie wierzyłeś w powrót Voldemorta. Uwierzyłeś dopiero gdy pół ministerstwa wyleciało w powietrze. Uwierz mi teraz. Wiem, co robię". "Słuchajcie obaj" - powiedział Knot - "Przecież ona pochodzi z Locksleyów. Oni wszyscy to złodzieje i fałszerze od pokoleń. Ona sama pierwszy raz wylądowała w więzieniu, gdy miała 14 lat! Dostała rok, a byłoby więcej ale sprytnie zacierała ślady. Ciężko jej było coś udowodnić. A potem? Znowu za to samo. Wtedy się wyłgała. Wszyscy wiedzieli, że to ona ale... Brak dowodów. I wreszcie ją złapano na gorącym uczynku. W lipcu tego roku. I co? I pod koniec lata ktoś pomógł jej uciec z więzienia. Zaraz potem widziano ją w Londynie, a dziś sam ją spotkałem w tych murach. Nie mogę jej aresztować w Anglii, ale niech tylko się dowiem o jednym sfałszowanym galeonie, o jednej kradzieży!" "Mnie wczoraj zginęła chusteczka do nosa" - stwierdził spokojnie Dumbledore - "ale nie podejrzewam o to Morri. Korneliuszu, Morrigan Shadowfax jest po naszej stronie. Wiem, że ona i Profesor Snape nie mają kryształowej przeszłości, ale to najlepsi szpiedzy, jakich mamy." "Róbcie, jak chcecie! Ale to się źle skończy. Śmierciożerca, półolbrzym, a teraz złodziejka! Morri!" - prychnął ze złością Knot. Harry usłyszał, że Knot zbliża się do drzwi. Przezornie się odsunął, ale Minister chyba go nawet nie zauważył.

Po chwili Harry zastukał do drzwi. Bill otworzył. "Witaj Harry. O co chodzi?" Harry opowiedział o liście i nietoperzu. "Nie znam tego Evansa" - powiedział powoli Dumbledore. "Bill, skocz proszę do lochów i zapytaj Severusa. Może on coś wie". Po chwili Bill wrócił. "Severus twierdzi, ze ufa Evansowi, jak samemu sobie, ale nie chciał nic powiedzieć o jego rodzinie. Im mniej wiesz, tym mniej z ciebie wyciągną, jak zwykle mówi to samo. Powiedział tylko, że to TEN Evans." "Ten Evans?" - szepnął Dumbledore. "Ten Evans... Jasne, czemu od razu na to nie wpadłem. Możesz mu zaufać, Harry. Lepszego Mistrza Eliksirów ciężko by było znaleźć."

 

Od dwóch dni sypał śnieg. Harry jak zwykle został na Boże Narodzenie. Hermiona i Ron także. Tu było najbezpieczniej. W tym roku bardzo wiele osób zostawało w zamku. Niektórzy nie chcieli ryzykować, kilku nie miało już dokąd jechać... Harry zauważył, że Charlotta też wpisała się na listę.

Wyglądało na to, że, mimo wszystko, nic nie zepsuje mu radości rozpakowywania prezentów. Ale mylił się. Harry poczuł, że ktoś szarpie go za ramię. Zerwał się z łóżka i rozejrzał nieprzytomnie dookoła. "Co się stało? Charlie, co ty tu robisz? Która godzina?" "Druga w nocy. Ubieraj się, szybko, i do Dumbledora." W gabinecie byli już Dumbledore i Wolf. Wyglądali na bardzo zaniepokojonych. Dumbledore gestem wskazał im krzesła. Usiedli i rozejrzeli się zdziwieni. Bill siedział skulony w fotelu, z twarzą ukrytą w dłoniach. Fred i George stali obok niego. Morrigan Shadowfax ("O nie, znowu ona" pomyślał Harry) rysowała coś na kartce. Charlotta patrzyła na wszystkich swoimi czerwonymi oczami. Nikt nic nie mówił. Po chwili usłyszeli szybkie kroki na korytarzu. Drzwi się otwarły i do środka wpadli Charlie i Snape. "Siadajcie. Morrigan ma dla nas coś ważnego" - powiedział Dumbledore. "Miałam sen" - powiedziała Shadowfax. "Ale nie taki zwykły. Jak część z was wie, potrafię nawiązać kontakt z kimś, kto potrzebuje pomocy. Ktoś z nas jest w potwornych tarapatach. Niestety, zobaczyłam tylko kilka obrazów. Musicie mi pomóc." Bill jęknął. "Tylko nie Fleur! Dlaczego to musiało przytrafić się mojej żonie? To moja wina!" "Spokojnie" - powiedział łagodnie Snape. "Obwinianie się nic nie pomoże. Co się stało, Morri?" "Dziewczyna o srebrnych włosach, ćwierć-Wila, jak sądzę, właśnie nawiązała ze mną kontakt. Bill myśli, że to Fleur. Przesłała mi ten obraz" - Morrigan pokazała wszystkim kartkę, na której były naszkicowane dwa portrety. "Znacie te dwie?" Harry popatrzył na rysunek. Jedna z kobiet musiała mieć ze czterdzieści lat. Była brunetką o mocnych rysach twarzy. Druga, blondynka, nie była chyba starsza od niego samego. Nigdy ich nie widział ale zauważył w ich oczach coś, co mówiło mu, ze lepiej ich nie spotkać. "Pokażcie" - warknął Snape i wyrwał Harry'emu kartkę z ręki. "O nie..." "Znasz je, Severusie?" - zapytał zaniepokojony Dumbledore. "Tak. Ta młodsza to jeden z naszych Kapitanów. Fanatyczka. Aha! Kapitan to nowy Śmierciożerca, który już zdążył się WYKAZAĆ." - wyjaśnił. Ci NAJLEPSI to Generałowie, tak jak ja." - uśmiechnął się ironicznie. "A ta starsza to..." - urwał. "Mów!" - ryknął Bill. "Generał Amanda Lestrange. Jest jeszcze bardziej zaciekła niż przedtem. Azkaban ją zmienił na gorsze, o ile to jeszcze możliwe. Pewnie usiłują coś wyciągnąć z Fleur." "Te bestie ją rozszarpią!" - szepnął Bill. Snape popatrzył mu prosto w oczy. "Chcą czegoś od niej" - powiedział. "Jak długo nic nie powie, będzie żyć. Gorzej, jeśli coś z niej wyciągną i nie będzie im już potrzebna. Musimy się spieszyć. Morri, gdzie ona jest?" "Nie wiem, zobaczyłam tylko parę obrazów. To jakieś ruiny na wrzosowiskach. Loch, wielka sala z kamiennym wężem." Snape drgnął. "Jesteś pewna?" - szepnął. Skinęła głową. "Wiem gdzie to jest" - powiedział Snape. "Ale nie wiem ilu moich kolegów po fachu" - skrzywił się - "trzeba będzie stamtąd wyprosić. Mogli też sprowadzić potwory... Musimy iść sporą grupą, żeby zaatakować wszystkich jednocześnie. Zrobimy tak. Pójdzie nas ośmioro. Myślę, ze przyda nam się Amicus. Charlotto, będziesz moim dawcą?" "Oczywiście". "Charlie i Bill, będziecie drugą parą. George i Fred?" "Idziemy." Pani Wolf i ...a niech to, nie mamy nikogo do pary." "Harry może iść" - powiedziała Jane Wolf. "Dlatego chciałem, żeby tu przyszedł. Jest świetnym dawcą." Snape wbił w niego swoje czarne oczy. Harry'emy wydawało się, przez moment, że widzi w jego oczach coś, jakby błysk zrozumienia. Jakby Snape nagle coś sobie uświadomił... "Człowiek, który przeżył, może być dawcą..." - szepnął Snape do siebie. Popatrzyli na niego ze zdumieniem. Snape udał, że nie zauważył ich zdziwienia. "Dobrze. Morri, ostrzeż wszystkich związanych z Fleur." Morrigan skinęła głową i bez słowa wyszła. Snape odwrócił się w kierunku Dumbledora. "Po dwie porcje proszku dla każdego z nas" - poprosił. "Słuchajcie adresu: Loch Predator's Lair". "Żartujesz, Severusie! Wiesz, co się stało z Aurorami, którzy tam poszli? Przecież to była kryjówka Noiry Butcher." - Charlie niemal krzyknął. Snape rzucił mu spojrzenie tak pełne nienawiści, że Charlie aż się cofnął. Harry nieraz widział rozzłoszczonego Snape'a ale teraz wydawało mu się, że ma przed sobą rozwścieczone zwierzę. "Śmierciożercy znają hasła" - odparł po chwili Snape, wyraźnie siląc się na spokój. Głos mu drżał od tłumionych emocji. Harry zauważył, że Snape z całej siły zacisnął pięści. Oczy wciąż mu błyszczały nieprzytomną wściekłością. "Noira Butcher dała je ojcu Amandy." "Zaufaj mu" - powiedział Spokojnie Dumbledore. "On wie, co robi." Snape wrzucił swoją porcję proszku do ognia. "Loch Predator's Lair!" Reszta grupy podążyła za nim. Wylądowali w wielkim lochu, zbudowanym z szarego kamienia. "Witam w Predator's Lair" - powiedział Snape. "Chodźcie!" Podeszli do dużych, ciężkich drzwi. "Zwierzę wraca do swojej kryjówki." - wyszeptał Snape. Drzwi otwarły się bezgłośnie. Weszli do wysokiej ogromnej sali. Świeczniki zapaliły się, gdy tylko przeszli przez próg. Poszli na wyższe piętro. Weszli do następnej, ogromnej sali. Tym razem przejścia broniła ogromna kamienna kobra. Leżała nieruchomo, zwinięta w kłębek. Wielkie, diamentowe kły błyszczały w świetle świec. "Ostrze zatrute? Więc działaj, trucizno!" - wrzasnął Snape. Kobra gwałtownie się rozwinęła. "Witaj!" - syknęła. "Masz tylko pięciu wrogów: trolla, ghula, Dementora i dwóch ludzi, ale pamiętaj, oni albo wy." "Dziękuję, Naju" - odparł Snape. "Wiesz, gdzie są?" - spytała kobra. "Tak, znają tylko hasła na najwyższym piętrze. Naju, proszę, powiedz Sentinelowi, Strażnikowi Bram, żeby zablokował wszystkie wejścia. Odbieram Śmierciożercom prawo wstępu do Predator's Lair." Szli długim korytarzem. "Rozdzielmy się". - powiedział Snape. Za tamtymi drzwiami są ghul i troll, słychać ich nawet tutaj.. Zróbcie z nimi porządek. Jane, idziesz ze mną." "Amicus!" -powiedziała czwórka dawców. Fred i Charlie zni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin