Michaels Leigh - Miodowy miesiąc.pdf

(512 KB) Pobierz
192904766 UNPDF
Leigh Michaels
Miodowy Miesiąc
(A Singular Honeymoon )
192904766.002.png
Rozdział 1
Coś nagle zaszeleściło. Sharley podniosła oczy znad wypracowania,
które poprawiała. Był piątek, popołudnie, już tylko dziesięć minut do końca
lekcji, więc nic by nie było dziwnego, gdyby jej uczniowie nie siedzieli
spokojnie. Ale zobaczyła dwadzieścia główek pochylonych nad zadaniami z
matematyki.
Ale, nie, Sharley się pomyliła. Wprawdzie dziewiętnaścioro dzieci
rozwiązywało zadania, lecz jeden chłopiec robił ze swego arkusza
papierowy samolot. Westchnęła więc i wezwała go do siebie.
– Jeśli skończyłeś, Josh – powiedziała – możesz cichutko zająć się
czymś innym.
Josh wyszczerzył do niej zęby, po czym rozprostował kartkę z zadaniami
i przeszedł obok jej biurka do okna.
– Panno Collins, niech pani zobaczy, jaki ładny czerwony ptak –
wyszeptał dosyć głośno.
Sharley zerknęła na karmnik za oknem. Dzieci napełniały go każdego
ranka przez całą zimę. Jaskrawopurpurowy ptak na przemian to czyścił sobie
pióra, to chwytał w dziób ziarenka.
– A pamiętasz, jak się ten ptak nazywa? – spytała.
Josh zmarszczył brwi, a potem pokręcił przecząco głową.
– To kardynał – powiedziała Sharley. – Możesz go rozpoznać po
pomarańczowym dziobie i zabawnym czubie na łebku. A czy czerwony
kardynał jest rodzaju męskiego, czy żeńskiego? – zapytała.
– Żeńskiego – oświadczył Josh – bo to dziewczyny lubią ubierać się
kolorowo.
Podszedł do biurka i dotknął rękawa jej szafirowego swetra.
– I lubią świecidełka – dodał, wskazując na pierścionek z brylantem na
palcu jej lewej dłoni.
Sharley poruszyła ręką tak, że brylant chwycił światło. Rzucał błyski
nawet przy jarzeniówkowym oświetleniu klasy. Ale oczy Spena, tego
wieczoru, kiedy wsuwał pierścionek na jej palec, błyszczały jeszcze
promienniej...
Nie czas na marzenia, upomniała się w myślach.
– No cóż, Josh, twoja teoria o kolorach nie jest prawdziwa, przynajmniej
192904766.003.png
jeśli chodzi o ptaki. Ten kardynał jest rodzaju męskiego.
– Naprawdę? To chłopak? O kurczę! – Oczy mu rozbłysły i znów
popatrzył w okno.
Sharley skrupulatnie sprawdziła jego pracę. Nie opuścił nawet
najbardziej podchwytliwych pytań. Cóż, w czasie weekendu będzie musiała
wymyślić dla Josha z pół tuzina nowych, znacznie trudniejszych zadań.
Arkusze zaczęły spadać na jej biurko jeden za drugim i w klasie zrobił
się gwar. Za chwilę dzwonek ogłosił pauzę. Ale dwóch chłopców nie
skończyło jeszcze rozwiązywania zadań i Sharley musiała poprosić ich o
oddanie prac. Sama była trochę spóźniona, bo powinna już być na boisku i
nadzorować bawiące się dzieci. Więc szybko zamknęła drzwi klasy za sobą,
po drodze zapinając płaszcz.
Na korytarzu spotkała Amy Howell, nauczycielkę, z którą się
przyjaźniła.
– Nareszcie cię mam! – roześmiała się Amy. – Próbować coś ci
przemycić jest jeszcze trudniej, niż oszukać moje dzieciaki.
Wyciągnęła pudełko. Niewielkie, zawinięte w kolorowy papier, z
ogromną białą kokardą na wierzchu. Sharley zerknęła na nie i zapytała z
wahaniem:
– Co to za okazja?
Amy jęknęła:
– Dziewczyna za tydzień wychodzi za mąż i jeszcze pyta, co to za
okazja?! Nie mogłam ci dać wczoraj, przy oficjalnym wręczaniu prezentów,
bo jakby to zobaczył dyrektor, mógłby dostać palpitacji serca!
– No to sądzę, że nie powinnam tego otwierać także i przy dzieciakach.
– Ani przy ciotce Charlotcie – mruknęła Amy. – Nie wydaje mi się, żeby
ta osoba potrafiła docenić tego rodzaju prezent. Ale założę się, że Spencer
doceni. Zostawię to na twoim biurku.
Sharley zaśmiała się i otworzyła ciężkie, przeszklone drzwi na boisko.
Dochodził stamtąd gwar rozbrykanej dzieciarni. Wszystko wyglądało
normalnie. Dzieciaki biegały, krzyczały, kopały piłkę. Tylko w kącie boiska
kilka dziewczynek z powagą maszerowało w tę i z powrotem. Ręce miały
złożone jak do modlitwy, główki uniesione w górę.
Bawią się w ślub, domyśliła się Sharley. Zabawa w ślub stała się
popularna, odkąd ponad dwa miesiące temu, zaraz po bożonarodzeniowej
przerwie, powiedziała swoim uczniom, że po feriach marcowych nie będzie
192904766.004.png
już panną Collins, tylko panią Greenfield.
Dwa miesiące! Bardzo krótki czas, żeby załatwić wszystko. A teraz,
jeszcze tylko osiem dni i włoży białą suknię, jedwabną z koronkami,
najpiękniejszą suknię na świecie, i pójdzie główną nawą kościoła do ołtarza,
gdzie będzie na nią czekał Spencer Greenfield.
Spen! Cudowny, przystojny i taki mądry Spen. Można z nim dyskutować
o wszystkim. Od fizyki nuklearnej i teorii względności do zagadnień
światowej ekonomii. Ale on wybrał ją, chce spędzić życie z kobietą, dla
której szczytem wiedzy jest nauczanie Josha różnicy między kardynałem a
dzięciołem.
Jednak nie było nic uwłaczającego w jej pracy. Lubiła zajęcia z dziećmi,
choć czasem były męczące. Wierzyła, że to, czego nauczy siedmiolatków w
szkole podstawowej, będzie miało wpływ na ich stosunek i do nauki, i do
życia. A cóż jest ważne, jeśli to nie jest?
Spencer mógłby się ożenić z każdą inną dziewczyną. Jednak aż do
Bożego Narodzenia nie zauważyła, żeby się z kimś spotykał. Ale nie
zauważyła także, aby na nią zwracał uwagę. Od czasu do czasu ciotka
Charlotta zapraszała go na obiad. Ale to wcale nie znaczyło, że przychodził,
bo chciał zobaczyć Sharley. Przychodził, bo wuj Martin był jego szefem. I
chociaż w te wieczory zawsze mieli mnóstwo do powiedzenia, nie było w
tym nigdy nic osobistego. Mówili o polityce, o książkach, o sprawach
publicznych.
Tak było aż do przyjęcia urządzonego przez firmę wuja przed Bożym
Narodzeniem...
Dziecinna rączka pociągnęła ją za rękaw i zaniepokojony głosik zapytał:
– Czy pani nie słyszała dzwonka, panno Collins?
Dzieci ustawiły się przy wejściu, czekając, żeby je wprowadziła. Sharley
potrząsnęła głową. Nie wolno mi się tak zamyślać, skarciła siebie, wchodząc
do klasy.
Dobrze, że zdecydowali się na szybki ślub, chociaż to bardzo kolidowało
z jej zajęciami w szkole. Trudno, żeby ślub i miesiąc miodowy zmieściły się
w przerwie wiosennej. Przyszły czwartek, to był ostatni dzień nauki przed
feriami. W piątek zrobi ostatnie zakupy, spotka się na lunchu ze swoimi
druhnami i pójdzie do kosmetyczki.
Ślub w sobotę, a potem cały tydzień spędzi ze Spenem w Nassau, w
kurorcie na Wyspach Bahama. Ciotka Charlotta zapewniła ją, że jeśli będą
192904766.005.png
chcieli, to mogą nie spotkać tam nikogo, prócz pokojówki i kelnera.
Cały tydzień nic i nikt nie będzie im przeszkadzał. To będzie raj...
O, cholera! – zmartwiła się. Żeby mieć cały tydzień w Nassau, musi
przedłużyć swoje ferie wiosenne. Lekcje się zaczną bez niej. Musi więc
przygotować materiały i poprosić kolegów o zastępstwo. Jak to możliwe, że
dotąd o tym nie pomyślała?
Nie pomyślała, bo w jej głowie od Bożego Narodzenia nie było miejsca
na nic innego, prócz Spena.
Po ostatniej lekcji Sharley ciągle jeszcze pracowała przy swoim biurku,
kiedy weszła Amy Howell.
– Co? Ciągle jeszcze ślęczysz nad książkami? Nie otworzyłaś paczki?
– Boję się, że mógłby nagle wejść prezes Komitetu Rodzicielskiego.
– To będę stała na straży. Umieram z ciekawości, żeby zobaczyć twoją
reakcję.
– Właśnie dlatego jej nie otwieram – zaśmiała się Sharley i przecięła
sznurek.
Rozwinęła paczkę z papieru. Podniosła wieczko pudełka. Wewnątrz, na
zwojach czerwonej błyszczącej bibułki, leżała cienka jak pajęczynka,
króciutka czarna koszulka z koronki. Sharley nigdy takiej nie widziała.
– Jak myślisz, co powie Spencer, kiedy wyjdziesz w tym z łazienki w
noc poślubną? Albo raczej, co zrobi? – zachichotała Amy. – O rany,
Sharley, zaczerwieniłaś się jak burak!
– To odbicie od bibułki.
– No, nie! Kochanie, poślubisz mężczyznę, więc nie bądź taką
skromnisią!
– To, że kobieta zachowuje cnotę do nocy poślubnej, pomyślała Sharley,
nie znaczy wcale, że jest świętoszką. I wcale nie znaczy, że było to łatwe. W
ciągu ostatnich dwóch miesięcy wiele było sytuacji, w których o mało nie
straciła rozsądku. I Spencer rozumiał, dlaczego to dla niej jest tak ważne.
Może nie doceniał jej uczuć, ale rozumiał.
Nie próbowała tłumaczyć tego przyjaciółce. Wiedziała, że Amy nie
mogłaby pojąć, iż kobieta, zaręczona od dwu miesięcy, nie spała jeszcze ze
swym narzeczonym.
Amy wyjęła z rąk Sharley cienkie jak spaghetti ramiączka czarnej
koronki i wrzuciła koszulkę do pudełka.
– Musisz mi powiedzieć – roześmiała się – czy koszulka zasługuje na to,
192904766.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin