Sparks Kerrelyn - Love At Stake 04 - Wampir z sąsiedztwa.doc

(1463 KB) Pobierz
Kerryelyn Sparks

Kerryelyn Sparks

WAMPIR Z SĄSIEDZTWA

Przekład Katarzyna Makaryk

ROZDZIAŁ 1

Heather Lynn Westfield była w siódmym niebie. Kto by uwierzył, że sławny paryski dyktator mody Jean-Luc Echarpe otworzy ekskluzywny salon w środku hrabstwa Teksas Hill? Cokolwiek pił Jean-Luc Echarpe, gdy podejmował tę decyzję, musiało być dość mocne, żeby wyskoczyć ze skarpetek. W tym wypadku - jedwabnych skarpetek z haftowanym słynnym logo w kształcie fleur-de-lis[1] za dwieście dolarów para.

Heather chciała kupić jakiś drobiazg na pamiątkę wielkiego otwarcia Le Chique Echarpe i skarpetki były najtańszą rzeczą, jaką udało jej się znaleźć. Hm, czy powinna wydać pieniądze na coś, czego kompletnie nie potrzebuje, czy też zapłacić kolejną ratę za chevroleta z napędem na cztery koła? Prychnęła i odrzuciła skarpetki z powrotem na szklaną półkę.

Przyszedł jej do głowy genialny pomysł. Może przecież zwinąć którąś z darmowych przystawek, zapakować w plastikową torebkę, opatrzyć etykietką Wielkie Otwarcie ekskluzywnego butiku Echarpe'a i trzymać w zamrażarce w nieskończoność.

- Heather, dlaczego przyglądasz się męskim skarpetkom? - Zdumienie na twarzy Sashy ustąpiło miejsca przebiegłemu uśmieszkowi. - Och, już wiem! Chcesz kupić coś dla nowego kochanka.

Heather roześmiała się, zabierając krabowe ciasteczko przechodzącemu obok kelnerowi. - Chciałabym.

Nigdy nie miała kochanka. Nawet były mąż nie podpadał pod tę kategorię. Zawinęła ciasteczko w papierową serwetkę i wsunęła do małej czarnej torebki.

Klientki przechadzały się dumnie w sukniach, które kosztowały tyle, że wystarczyłoby na odbudowę Nowego Orleanu. Ich szpilki stukały na szarej marmurowej posadzce. Heather miała nadzieję, że nie zauważą, że swoją czarną koktajlową sukienkę uszyła sama.

Na szklanych ladach wyłożono torebki i apaszki sygnowane nazwiskiem projektanta. Na piętro prowadziły eleganckie kręcone schody. Część wyższej kondygnacji oddzielono szkłem refleksyjnym. Lustra weneckie, domyśliła się Heather. Wszystko kosztowało tu tyle, że pewnie armia ochroniarzy obserwowała zza nich klientów z czujnością jastrzębi.

Ściany na parterze miały delikatny szary odcień i pyszniły się serią czarno-białych fotografii. Podeszła, żeby przyjrzeć im się z bliska. No, no, no, księżna Diana w sukni Echarpe'a, Marilyn Monroe w sukience Echarpe'a, Cary Grant w smokingu Echarpe'a. Facet znał wszystkich.

- Ile lat ma Echarpe? - spytała Sashę. - Siedemdziesiąt?

- Nie wiem. Nigdy go nie spotkałam. - Sasha odwróciła się, jakby była na wybiegu, i rozejrzała wokoło, żeby sprawdzić, kto na nią patrzy.

- Nigdy go nie spotkałaś? Przecież kilka tygodni temu brałaś udział w jego pokazie w Paryżu? Odkąd Heather i jej najlepsza przyjaciółka Sasha odkryły, że ich lalki Barbie mają dużo fajniejsze ciuchy niż ktokolwiek w maleńkim miasteczku Schnitzelberg w Teksasie, obie marzyły o wspaniałej karierze w świecie wielkiej mody. Heather była teraz nauczycielką, Sasha natomiast została wziętą modelką. Ogromna duma z przyjaciółki walczyła w Heather z niechętną zazdrością.

Sasha parsknęła przez chirurgicznie pomniejszony nos.

- Nikt już nie widuje Echarpe'a. Jakby go ziemia pochłonęła. Niektórzy twierdzą, że padł ofiarą swojego geniuszu i postradał rozum.

- Jakie to smutne. - Heather się skrzywiła.

- Zupełnie przestał się zajmować pokazami. I na pewno nie zawracałby sobie głowy salonem firmowym w środku takiej głuszy. Od tego są maluczcy. - Sasha wskazała szczupłego mężczyznę po przeciwnej stronie sali i szepnęła: - To Alberto Alberghini, osobisty asystent Echarpe'a. Zastanawiam się, jak bardzo osobisty.

Heather zmierzyła wzrokiem jego lawendową koszulę z żabotem. Klapy czarnego smokingu ozdabiały koraliki i cekiny.

- Chyba wiem, co masz na myśli. Sasha nachyliła się jeszcze bardziej.

- Widzisz te dwie kobiety obok staruszka z laską?

- Tak. - Heather zdążyła zauważyć dwie wychudzone postacie o nieskazitelnej bladej skórze i długich włosach.

- To Simone i Inga, słynne modelki z Paryża. Mówią, że Echarpe z nimi romansuje. Z obiema.

- Rozumiem. Może Echarpe bardziej przypominał Hugh Hefnera niż Liberace. Heather przyjrzała się modelkom. Ważyła pewnie tyle co one obie razem wzięte. Nonsens. Rozmiar dwanaście jest normalny. Odwróciła się, żeby podziwiać śmiałą czerwoną suknię na białym manekinie.

- Media nie mogą się zdecydować, czy Echarpe jest gejem, czy też woli wielokąty - wyszeptała Sasha. Sukienka musiała być w rozmiarze dwa.

W życiu bym się na coś takiego nie zdecydowała.

- Na trójkącik? Ja też już się na to nie piszę. Heather zamrugała.

- Słucham?

- Choć pewnie podobałoby mi się bardziej, gdybym była z dwoma facetami. Lepiej być w centrum zainteresowania, nie sądzisz?

- Słucham?

- Ale znając moje szczęście, pewnie więcej uwagi poświęcaliby sobie. - Sasha podniosła dłoń i zaczęła się jej przyglądać. - Zastanawiam się, czy nie wstrzyknąć sobie trochę kolagenu w rękę. Mam takie kościste kłykcie.

Heather potrzebowała chwili, żeby to wszystko przyswoić. O matko! Zdaje się, że ona i Sasha nie miały ze sobą już zbyt wiele wspólnego. Po skończeniu szkoły ich życie potoczyło się w dwóch wyraźnie różnych kierunkach.

- Może zamiast chirurgii plastycznej spróbowałabyś czegoś naprawdę radykalnego? Na przykład jedzenia? Sasha zachichotała. Mężczyźni na sali odwrócili się, żeby na nią popatrzeć, a ona nagrodziła ich, odrzucając do tyłu długie blond włosy.

- Jesteś taka zabawna, Heather. Ja jem. Przysięgam, że wcale tego nie kontroluję. Dziś wieczorem zjadłam dwa grzyby.

- Powinnaś zostać za to wychłostana.

- Wiem. Chodź, pokażę ci nową suknię, którą będę nosiła.

Zaprowadziła Heather do szarego manekina upozowanego na szczycie czarnego błyszczącego sześcianu. Manekin miał na sobie oszałamiającą białą kreację bez pleców z dekoltem aż do pępka.

Oczy Heather się rozszerzyły. Choćby się namyślała sto lat, i tak nie znalazłaby w sobie dość odwagi, by włożyć taką suknię. A nawet gdyby się zdecydowała, przez następne sto nie znalazłby się zapewne nikt, kto chciałby ją w niej oglądać.

- O rany!

- To bardzo przylegający materiał - wytłumaczyła Sasha - więc nie mogę mieć pod spodem niczego ze szwami. Będę wyglądała niewiarygodnie seksownie.

- O tak.

- Może wystąpię w niej za dwa tygodnie, na pokazie na cele dobroczynne.

- Słyszałam o tym. - Dochód miał zostać przekazany miejscowemu wydziałowi szkolnictwa, pracodawcy Heather. - To bardzo miłe ze strony Echarpe'a.

Sasha pomachała kościstą dłonią w powietrzu.

- Och, Echarpe nie ma z tym nic wspólnego. To Alberto wszystko zorganizował. Strasznie jestem podekscytowana tym pokazem.

- Gratulacje. Mam nadzieję, że uda mi się go zobaczyć.

- Mam wyjść tylko raz. - Sasha wysunęła wypełnioną kolagenem dolną wargę. - To nie fair. Simone i Inga pojawią się dwa razy.

- Och, tak mi przykro.

- Próbuję się nie przejmować, bo od tego robią się zmarszczki. Słowo daję, z kim trzeba się tu przespać, żeby zaczęli człowieka szanować?

Heather się wzdrygnęła.

- Może po prostu powinnaś porozmawiać z Albertem?

- O, to dobry pomysł. - Sasha pomachała do młodego mężczyzny.

- Sasha, kochanie, wyglądasz bajecznie! - Alberto pospieszył do niej i ucałował ją w oba policzki.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin