Najcięższa artyleria a Powstanie Warszawskie.doc

(373 KB) Pobierz
Najcięższa artyleria a Powstanie Warszawskie

Najcięższa artyleria a Powstanie Warszawskie

Hanna Kuczmierowska
Maciej Piekarski

 


 

Hanna Kuczmierowska z d. Grabarczyk, żołnierz AK ps. "Bratkowska", "Hanka" urodziła się 9.04.1926 r. w Ciechanowie.
W czasie Powstania Warszawskiego mając 18 lat walczyła jako sanitariuszka na Starym Mieście w batalionie "Chrobry I" Zgrupowania "Sosna".
Kontynuuje walkę w Śródmieściu. Po kapitulacji wychodzi z miasta z ludnością cywilną i ucieka z obozu w Ursusie. Zmarła w 1996 r.
Współautorka książki "Zgrupowanie Sosna Batalion Chrobry I".

 


 

Maciej Piekarski urodził się 21.10.1932 r. w Warszawie.
Jako 12 chłopak brał udział w Powstaniu Warszawskim na Sadybie, pomagając w szpitalu, grzebiąc zabitych w walkach i w wyniku bombardowań i ostrzału artyleryjskiego.
Przeżył popowstaniową tułaczkę i powrót do zniszczonego miasta w marcu 1945 r.
Historyk sztuki, dziennikarz, publicysta, varsovianista. Zmarł 14.06.1999 r.
Autor książek: "Samotna placówka" i "Tak zapamiętałem" poświęconych losom Fortu Czerniakowskiego i Sadyby w czasie II wojny światowej.


 

Pocisk w "Adrii"

          18 sierpnia 1944 roku przy ulicy Moniuszki 8 w budynek, w którym na górnych piętrach mieściło się towarzystwo asekuracyjne "Runione Adriatica di Securita" a na parterze i w podziemiach ekskluzywna kawiarnia dancing "Adria" uderzył wielkiego kalibru pocisk, który na szczęście nie eksplodował.
          A oto jak zapamiętała ten moment Halina Auderska, wówczas prasowy sprawozdawca wojenny Biura Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej ps. "Nowicka".
          "Stałam wtedy w oknie czwartego piętra obserwując samoloty, które krążyły nad PKO i nad "Adrią", usiłując zlokalizować nadajnik radiostacji "Błyskawica" metodą goniometrycznych namiarów. Był upalny pamiętny dzień. (... ) Nagle dom zatrząsł się, zakołysał i wokół zrobiło się biało od odlatujących tynków. Zobaczyłam olbrzymi pocisk przebijający ścianę naprzeciwko na wysokości czwartego piętra i lecący dalej przez podwórze wprost na mnie. (...) Był tuż, tuż i nagle pochylił się i runął pionowo w dół, na kopułę "Adrii". (...) Byłam tak oszołomiona tym co widzę i tym, że ominął mnie bezpośredni i - zdawałoby się - nieunikniony cios, że mimo huku walących się ścian i zakołysania się całego domu nie ruszyłam się z miejsca. Stałam wciąż w oknie, przecierając zaprószone oczy i otrząsając włosy z kurzu. Nagle na podwórzu ktoś zaczął krzyczeć: "Wszyscy na dół! Pocisk z zapalnikiem czasowym. Może wybuchnąć! Schodzić!" Wtedy dopadłam drzwi, ale za nimi nie było już korytarza: stałam przed świeżo powstałą wyrw a, na której skraju wił się ranny chłopiec. (...) Dopiero razem z jakimś nadbiegającym powstańcem ściągnęliśmy rannego i zeszliśmy z trudem na niższe piętro..."
          Ten cytat pochodzi z niezwykle interesującego artykułu Haliny Auderskiej p.t. "Tańczący pocisk" zamieszczonego na łamach WTI Stolica w numerze 1 z dnia 3 stycznia 1971 roku.
          Halina Auderska przytacza także relacje innych świadków tego wydarzenia. m.in. Jacka Wołowskiego "Zygmunta", którego pęd powietrza obalił na podłogę, Aleksandra Maliszewskiego "Piotrowskiego", który znajdował się wówczas na dole.
          A oto fragment wspomnień Aleksandra Maliszewskiego cytowany za Haliną Auderską.
          "Siedzimy na dole w stołówce - pustawo i cicho. Nadszedł St. R. Dobrowolski; siada obok i zasypia. Mrugnęło światło, z góry szybko narasta trzask łamanych pięter, uderzenie - widzę jak ogromny kawał muru bardzo powoli zbliża się w naszą stronę, tak powoli, że mam czas na ściągnięcie "Eli" pod stół, pchnięcie Dobrowolskiego, schylenie głowy. Brzęk rozbijanych luster, gęsty mleczny pył wypełnia salę, nic nie widać, cisza, krzyk, cisza, krzyk, cisza - (...). Niosą rannych, sześcioro, dwie osoby zabite."
          Z chwilą gdy minęło pierwsze oszołomienie przyprowadzono jeńców niemieckich, aby od nich uzyskać informacje co do charakteru olbrzymiego pocisku. Niestety cięzko wystraszeni Niemcy nie umieli udzielić żadnych wyjaśnień.
          Por. "Steb", "Tygrys" - Stefan Berent - dowódca oddziału osłonowego drukarni dobrał specjalny klucz do wykręcania zapalnika. Samym wykręcaniem zapalnika zajęli się "Pillert" inż. Eugeniusz Dutkiewicz i "Szczepcio" - Szczepan Gorzkowski. Pocisk został rozbrojony.

    



          Moment pomiarów i rozbrajania pocisku zarejestrował na błonie fotograficznej por. "Brok" - Eugeniusz Lokajski. Epizod rozbrajania pocisku tak zapamiętał Stefan Berent (cytujemy za Haliną Auderską):
          "Kiedy "Pillert" zabrał się do wykręcania zapalnika rozległo się charakterystyczne syczenie. Wszyscy zamarli ze strachu i "Pillert" na chwilę przerwał wykręcanie, ale zaraz zaczął kręcić znowu. Przypuszczał, że pocisk syczy na skutek zasysania powietrza do jego wnętrza. Jeszcze chwila i trzymał zapalnik w ręku."
          Po usunięciu zapalnika czerep pocisku został opróżniony z materiału wybuchowego, który okazał się wielokrotnie silniejszy od trotylu. Podczas rozbrajania pocisku uległ silnemu zatruciu "Pillert".
          Dlaczego ten pocisk nie eksplodował?!!!
          Był on przeznaczony do zwalczania ciężkich stalowych i betonowych umocnień, a uderzył w kawiarnię. Ale też wśród wielu opowieści krążących po powstaniu na temat tego pocisku jedna głosiła, iż w jego wnętrzu znaleziono kartkę z tekstem zapisanym w języku czeskim z następującą informacją: "Ten pocisk nie wybuchnie".
          Wydobyty z pocisku materiał wybuchowy został przekazany do powstańczej wytwórni granatów przy ul. Boduena 2. W wytwórni tej przerobiły go na powstańcze sidolówki kobiety minerki "Bomby": "Iza" - Wanda z Maciejewskich Wagnerowa, "Hanka" - Irena Grabowska, "Ada" - Eliza Sznajderowa, "Alka" i "Baśka" - Barbara Wysiadecka. Powrócił ten pocisk do Niemców w powstańczych sidolówkach jak niestrawny grzybek.
          Po rozładowaniu pocisku w budynku PKO na ścianie lokalu zajmowanego przez dowództwo oddziału "Kolegium B" znalazła się następująca instrukcja, której treść opisuje Jerzy Filipowicz w swej książce "Miałem wtedy 14 lat" (PAX 1972):
          "Kaliber 600 mm, długość pocisku 2100 mm, waga około 1.500 kg. Zasięg ostrzału kilkadziesiąt kilometrów. Działo kolejowe zamontowane na specjalnej platformie. Częstotliwość strzałów około 4 na godz. Broń stromotorowa. Pocisk rzekomo można dostrzec w momencie zmiany kierunku toru lotu. Odpalanie pocisku za pomocą specjalnych poduszek prochowych."
          20 czerwca 1964 roku podczas przygotowywania wykopów pod budowę ściany wschodniej ul. Marszałkowskiej na terenie posesji przy ul. Moniuszki 8 odkryto czerep olbrzymiego pocisku - tego pocisku, który w dniu 18 sierpnia 1944 roku "wylądował" na kręgu tanecznym "Adrii". Wezwano Warszawską Grupę Rozminowywania. Saperzy pod dowództwem por. Michała Sawczyca wydobyli pocisk z wykopu. Dziś czerep tego pocisku znajduje się na dziedzińcu Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
          Wokół tego pocisku, który uderzył w "Adrię", wokół działa z którego został on wystrzelony narosło zarówno w opracowaniach dokumentalnych jak i we wspomnieniach wiele legend, które w świadomości wielu ludzi funkcjonują do dnia dzisiejszego. W szeregu albumów fotograficznych poświęconych Powstaniu Warszawskiemu prezentowana jest bomba lotnicza, która określana jest jako pocisk z najcięższego działa kolejowego. Podobnie jak fotografia "Brauna", na której pochwycony jest moment eksplozji ciężkiego pocisku w ścianie Prudentialu określana jest jako przedstawiająca wybuch pocisku działa kolejowego.

Działo kolejowe?!!! - mit Grubej Berty

          Halina Anderska w swym rzetelnym artykule jeśli chodzi o realia dotyczące okoliczności towarzyszących "wylądowaniu" pocisku w "Adrii" nazywa ten pocisk również pociskiem z działa kolejowego. Artykuł ten spotkał się z dużym odzewem ze strony czytelników. Odezwała się siostra Eugeniusza Lokajskiego, Zofia Domańska, a także jedna z "Bomb" minerka "Baśka" - Barbara Wysiadecka, która materiałem wybuchowym wydobytym z niewypału z "Adrii" napełniała powstańcze sidolówki. Duży, budzący szereg zastrzeżeń artykuł p.t. "Przyczynek do armaty" napisał ceniony przez nas jako żołnierz, publicysta i historyk płk. Janusz Przymanowski (Stolica Nr 4 z dnia 24 stycznia 1971 roku). Płk Przymanowski myli datę dotyczącą uderzenia pocisku w "Adrię". Podaje datę 7 sierpnia, tymczasem data 18 sierpnia nie budzi żadnych wątpliwości. Zostaje ona potwierdzona faktem, iż jak wynika z niemieckich dokumentów działo, z którego Niemcy oddali strzał do "Adrii" zostało przez nich użyte dopiero 18 sierpnia.
          Wychodząc z artykułu Haliny Anderskiej płk Przymanowski uznając pocisk z "Adrii" za pocisk z działa kolejowego przypomina tzw. "armatę przeciwparyską" z pierwszej wojny światowej, zwaną też "Grubą Bertą", z której Niemcy ostrzeliwali Paryż. Podaje jej charakterystykę i możliwości. Przy okazji przypomina ostrzeliwanie przez Niemców z ciężkiej artylerii Wielkiej Brytanii poprzez Kanał la Manche.
          Następnie płk Przymanowski opisuje ostrzał niemieckiej artylerii ciężkiej w nocy z 14 na 15 sierpnia na przyczółku warecko-magnuszewskim. Płk Przymanowski był wówczas zastępcą dowódcy dyonu 152 mm armato-haubic. Dywizjon pomiarowy ustalił pozycję niemieckiej armaty i jak pisze płk Przymanowski:
          "Dwie ciężkie brygady artyleryjskie: 1-sza i 5-ta opracowały dane do otwarcia ognia i rąbnęły trzema szybkimi salwami z 72 dział. Rankiem samoloty zwiadowcze sfotografowały rozbite tory, przewróconą platformę i zerwaną z łożyska lufę piekielnie długą."
          Dalej autor wspomina, iż w oparciu o znalezione nieopodal własnych stanowisk odłamki ciężkiego pocisku, które następnie składał aby odtworzyć profil czerepu, określił kaliber działa ostrzeliwującego wówczas przyczółek na 620 mm.
          W dalszym ciągu artykułu stwierdza:
          "Kolubryna pojawiła się w dwa miesiące później na szosach podwarszawskich - nie wiem czy to ta sama po remoncie, czy inna o tym samym kalibrze" - zastrzega się płk Przymanowski.
          Następnie autor w sposób anegdotyczny opisuje chyba ostateczne zniszczenie kolubryny.
          Działo kolejowe jak wspomnieliśmy funkcjonuje również w dokumentalnych opracowaniach dotyczących Powstania Warszawskiego. Płk Adam Borkiewicz w swej dokumentalnej książce p.t. "Powstanie Warszawskie 1944 - Zarys działań natury wojskowej (wyd. II - PAX 1964) przy okazji omawiania niemieckiego ataku na Sadybę w dniu 2 września pisze:
          "Wzięły w nim udział (ataku - przyp. nasz H.K. i M.P) także ciężkie czołgi, oraz moździerz najcięższy."
          Dalej zaś, opisując ostatnie chwile Sadyby, w oparciu o relacje Witolda Zenowicza, Kamili Aszkułajtis i nieznanych łączniczek, zawarte w Acta Ocupationis Germanica:
          "Część odciętych schroniła się do fortu, gdzie opór trwał do godziny 14.00. Pocisk z najcięższego moździerza kolejowego spod Neonówka przebił sklepienie starych kazamat fortu, mieszczących załogę i sanitariat. Poległ dowódca fortu kpt. "Jaszczur" i 21 żołnierzy, pogrzebany został w gruzach punkt sanitarny z sanitariuszkami i rannymi, których nie zdołano odtransportować do szpitala."
          Odnośnie ataku najcięższego moździerza kolejowego kalibru 610 mm ustawionego w pobliżu wsi Dąbrówka koło Pyr pisze również w swej dokumentalnej książce "Mokotów 1944" Lesław M. Bartelski. Zamieszcza on również zdjęcie ciężkiego moździerza 42 cm :Gamma Möraer" na podstawie stacjonarnej w momencie odpalania pocisku.
          O najcięższym moździerzu pisze również Piotr Stachiewicz w książce p.t. "Parasol" (PAX - Warszawa 1981). Opisując ODB sił niemieckich atakujących we wrześniu Czerniaków z rejonu Sejmu pisze on:
          "Wspólnie w tymi ugrupowaniami (chodzi o zgrupowanie niemieckie - przyp. nasz H.K i M.P.) działało lotnictwo szturmowe, baterie miotaczy min powietrznych, oraz najcięższego kalibru moździerz 600 mm na podwoziu kolejowym (podkreślenie nasze H.K i M.P.) ustawiony w rejonie Włoch."
          Z cytowanych tutaj relacji, określeń wynika cały szereg nieścisłości, błędów w określeniach, a szereg opisów nakłada się na siebie nawzajem.
          Należy stwierdzić co następuje:
          Niemcy nie używali przeciwko powstańcom działa kolejowego. Von dem Bach w swej relacji złożonej w lutym 1947 roku stwierdza, iż niemiecki moździerz kolejowy linii Radom-Warszawa nie był używany przeciwko powstańcom. Natomiast Hans von Krannhals w swej książce "Der Warschauer Aufstand 1944" (Frankfurt 1964) powołując się na relacje świadków (prawdopodobnie za płk Borkiewiczem) podważa informację von dem Bacha podając, że widziano strzelający moździerz w okolicy Leonówka koło Piaseczna.
          Nastąpiło tu pomieszanie nazw i topografii. Koło Piaseczna nie ma miejscowości o nazwie Neonówek. W relacji tej chodzi zapewne o miejscowość Neonówka, a nie Neonówek, położoną koło Piasecznicy, gdzie istotnie było zlokalizowane działo kolejowe strzelające na linię frontu za Wisłę. W kwestii zlokalizowania stanowiska moździerza w okolicy Pyr lub Włoch będzie jeszcze mowa poniżej.

A jednak moździerz samobieżny

          Ostatecznie można stwierdzić w oparciu o dokumenty i zachowane relikty w postaci czerepu pocisku, który uderzył w "Adrię", oraz dna od innego pocisku tego samego kalibru znalezionego po wojnie w ruinach Warszawy, iż owym najcięższym działem, z którego Niemcy podczas Powstania ostrzeliwali Warszawę był moździerz 600 mm "Karl-Gerät 040".

    

Moździerz 600 mm "Karl-Gerat 040" w akcji

 


Amunicja do ciężkiego moździerza


          Moździerz ten był produkowany w latach 1939-1941. Wyprodukowano tylko siedem sztuk tej broni. Była to broń stromotorowa o kącie podniesienia lufy 500 do 600. Lufa L 98,5 o długości 5068 mm była gwintowana. Długość odrzutu lufy wynosiła 920 mm, zaś długość odrzutu łoża 780 mm. Moździerz posiadał własną trakcję w postaci specjalnego podwozia gąsienicowego o długości 16 m, które tworzyło swoistą ramę. Gdy moździerz zajmował stanowisko ogniowe opuszczano go za pomocą specjalnego mechanizmu na ziemię, tak, że podstawa opierała się na twardym gruncie. Dopiero wówczas moździerz był gotów do otwarcia ognia. Ciężar samego moździerza wynosił 68.000 kg, zaś wraz z podwoziem 120.000 kg. Pociski o ciężarze 2.200 kg osiągały szybkość początkową 220 m na sekundę. W tej sytuacji pocisk w locie by doskonale widoczny w powietrzu. Moździerz był ładowany ze specjalnego dźwigu-podnośnika zamontowanego na podwoziu czołgu Pz. Kpfw. T. VI "Tiger". Podwozie było wykonane z żeliwa. Szybkość poruszania się przy pomocy trakcji samobieżnej wynosiła 5 km na godzinę. Ze względu na ciężar moździerz mógł się poruszać tylko po twardym gruncie pozbawionym przeszkód. Szybkostrzelność teoretyczna wynosiła 6 strzałów na godzinę, a zasięg maksymalny 6.800 m. Obsługę moździerza stanowił oddział liczący 110 żołnierzy pod dowództwem jednego oficera.
      ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin