Lennox Marion -Olsnienie.pdf

(528 KB) Pobierz
4203214 UNPDF
Marion Lennox
Olśnienie
PROLOG
Decyzja zapadła o drugiej w nocy. Na oddziale od paru
godzin nic się nie działo. Żadnych wyrostków, perforacji
czy nawet pobić. Absolutna cisza.
Jego to nie zadowalało. Nie minęła nawet połowa
dyżuru, a już cztery pielęgniarki i jeden stażysta zdążyli
zatroszczyć się o stan jego ducha.
- Doktorze, jeżeli chce pan porozmawiać...
Nie chciał. Spoglądał na nich spode łba, po czym
wracał do lektury. Najbardziej interesował go dział ofert
pracy w najnowszym numerze fachowego czasopisma.
- Gdzie jest Dimboola?
- Moja ciotka tam mieszka - odezwała się jedna
z pielęgniarek. - Dimboola leży w północno-zachodniej
Wiktorii. Ciotka mówi, że to bardzo przyjemne mia­
steczko.
- Aha. - Skreślił to ogłoszenie. Po chwili zadał ko­
lejne pytanie. - A Mission Beach?
- W północnym Queenslandzie - poinformowała go
ta sama pielęgniarka. - Pamiętasz Joego i Jodie?
- Kogo?
- W zeszłym roku Joe był u nas na stażu, pediatra.
Taki wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Bardzo przy­
stojny, taki jak ty... Marzenie każdej dziewczyny.
- Uśmiechnęła się, by dać mu do zrozumienia, że chce
160
MARION LENNOX
podnieść go na duchu. Ostatnimi czasy ten cel przy­
świecał całemu zespołowi.
- Joe ożenił się z Jodie z intensywnej opieki - podjęła,
gdy nie zareagował. - Wyjechali stąd do Port Douglas
niedaleko Mission Beach.
Jedyna istotna dla niego informacja była taka, że
w sąsiedztwie Mission Beach mieszkają ludzie, którzy go
znają. Skreślić. Kolejne propozycje okazały się nie do
przyjęcia z tego samego powodu.
- Gdzie jest Cradle Lake? - zapytał jakiś czas później,
spoglądając na kolegów. - Słyszeliście o Cradle Lake?
- Nie - przyznał się anestezjolog Graham. - Na
Tasmanii jest Cradle Mountain. Może Cradle Lake jest
gdzieś w pobliżu.
- Chyba nie, bo kod pocztowy wskazuje na Nową
Południową Walię.
- Nie mam pojęcia.
- Nikt nie wie, gdzie to jest? - Cztery osoby pokręciły
głową. - Super. - Kółkiem zaznaczył ofertę. - Tam
pojadę.
Telefon obudził Ginny o drugiej w nocy. Mimo że się
go spodziewała, ogarnęło ją przerażenie.
To Richard. Dzwoni ze szpitala. Nie chciał, by była
przy nim, gdy pozna wyrok, i do tej pory zwlekał z jej
powiadomieniem. Czy można mieć mu to za złe? Wystar­
czy sobie wyobrazić, ile odwagi wymaga wysłuchanie
takiej informacji, a co dopiero dzielenie się nią z bliskimi.
- Drugi przeszczep jest niemożliwy - rzekł bezbarw­
nym głosem. - Tak orzekli specjaliści.
- Tego się obawiałam - szepnęła. - Do myślenia dało
OLŚNIENIE
161
mi to, że nie zadzwoniłeś wcześniej. - Z trudem hamowa­
ła łzy. - Richard, przyjadę do ciebie.
- Nie. Nie teraz.
- Co robisz?
- Patrzę w sufit i zastanawiam się, jak sobie z tym
poradzę. Poza tym nie wiem, czy mam prawo cię prosić...
- O co?
- Ginny... chcę wrócić do domu. Do Cradle Lake.
Wzięła głęboki wdech. Od lat unikała tej miejscowo­
ści, a on nazywa ją „domem". No cóż, „dom" jest tam,
gdzie człowiek zostawił serce. Cradle Lake zdecydowa­
nie nie jest jej „domem".
- Richard, w Cradle Lake nie ma specjalistów. Tam
pewnie nie ma nawet zwyczajnego lekarza.
- Specjaliści nie mają już nic do roboty... - Zawiesił
głos, a ona wstrzymała oddech. - Teraz tylko... Chcę
mieć pewność, że to pójdzie gładko. Mam przecież
siostrę, która jest lekarzem. Zrobisz wszystko, co należy.
- Nie wiem, czy potrafię.
- Potrafisz uwolnić mnie od bólu?
- Tak. - Co do tego nie miała wątpliwości.
- O to chodzi.
- Ale nasz dom... - Rozpaczliwie starała się odwlec
to, co nieuniknione. - Od lat nikt go nie dogląda.
- Wystarczy doprowadzić go do stanu używalności.
Nie potrzebujemy luksusów. Żeby dać ci parę dni czasu,
mogę zostać w szpitalu do weekendu.
Dzięki, pomyślała. Kłębiły się w niej emocje: od
smutku przez zmieszanie aż po złość. Richard może
poczekać, aż ona zrezygnuje z ukochanej pracy! Aż
zlikwiduje mieszkanie i przeprowadzi się do znienawi-
162
MARION LENNOX
dzonego domu w miejscowości, która budzi w niej
niechęć. Przymknęła oczy w oczekiwaniu, że złość przej­
dzie. Wiedziała z doświadczenia, że gniew potrafi wy­
przeć smutek. To dlatego jest teraz taka zła, mimo że na
niewiele się to przyda, bo smutek zawsze wraca.
Nie okaże złości. Ani smutku.
- Jesteś pewien, że chcesz tam jechać?
- Tak - odrzekł tym razem już mocniejszym głosem
- jestem tego pewien. Będę siedział na werandzie i...
- Nie musiał kończyć. Oboje znali słowo, które miało
zakończyć tę wypowiedź. W ich rodzinie stałe się przewi­
jało. - Ginny, zrobisz to dla mnie?
- Oczywiście, przecież wiesz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin