Michaels Leigh - Kiermasz kawalerów.pdf

(840 KB) Pobierz
The marriage market
137254561.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
John Pettigrew mówił tak długo, że jego głos stał się
podobny do brzęczenia muchy i Kimberley Burnham słuchała
coraz bardziej znużona. Na domiar złego w gabinecie było
gorąco i duszno, więc bała się, że nie zachowa przytomności
umysłu. A byłoby to szczególnie niekorzystne w obecności
siedzącego obok Tannera Calhouna.
W duchu wyliczała plusy tego, że pan Pettigrew wyznaczył
im spotkanie o tej samej godzinie. Oboje czekali na decyzję, kto
otrzyma zlecenie. Monotonny głos starszego pana działał
usypiająco, jednak obecność rywala mobilizowała.
Nie odwracając głowy, spróbowała zerknąć na Tannera, ale
siedzieli tak blisko siebie, że kątem oka dostrzegła jedynie
opartą na kolanie dłoń o długich palcach i krótkich paznokciach.
Zastanawiała się, czy przeciwnik denerwuje się, czy ma spocone
ręce i czy na jego szarych spodniach zostanie mokry ślad.
Była pewna, że sprzątnie Tannerowi sprzed nosa intratne
zamówienie. Chciałaby choć raz móc się przekonać, że nie ma
do czynienia z głazem, którego nic nie wzrusza. Odczułaby
wtedy złośliwą satysfakcję.
Nie słyszała wszystkiego, co starszy pan mówił. Nagle z
odrętwienia wyrwało ją wypowiedziane jakby przez nos jej
nazwisko. Nastawiła uszu.
- Dziękuję pani za przedłożenie oferty. Mam nadzieję, że
nadal będziemy w kontakcie. - Pan Pettigrew wstał i wyciągnął
rękę. - A panu prześlę materiały jeszcze dziś po południu.
Mamy bardzo mało czasu, wiec trzeba jak najszybciej zacząć
drukowanie.
Kim nie wierzyła własnym uszom. Wmawiała sobie, że się
przesłyszała. Widocznie zdrzemnęła się i śni jakiś koszmarny
sen, który na pewno zaraz się skończy. Tylko dlaczego pan
Pettigrew stoi z ręką wyciągniętą do Tannera? Czyżby to był
dowód jej porażki? Niezgrabnie wstała i krótko podziękowała
za wzięcie jej oferty pod uwagę.
Tanner wyprzedził ją i otworzył drzwi.
- Dżentelmen z ciebie! - mruknęła z przekąsem. - Szkoda,
że zapominasz o bon tonie, gdy w grę wchodzą pieniądze.
Tanner zrobił zdziwioną minę.
- Chciałabyś żyć z mojej łaski? Chyba czułabyś się
urażona, gdybyś otrzymała pracę, bo ja zlekceważyłem sprawę,
prawda?
- Oczywiście.
- Wiec czemu masz pretensje? Czyżby było tak źle, że to
zamówienie miało uratować Printers Ink przed bankructwem?
Zgadłem?
- Co ci do tego? Tobie nie poskarżę się nawet wtedy, gdy
będę przymierała głodem - syknęła ze złością. - I dlaczego z
taką ironią wymawiasz nazwę mojej firmy?
- Ja? Z ironią?
- Nie wypieraj się.
Kim wolałaby zostać sama, lecz Tanner uparcie szedł tuż
obok.
- To ja powinnam dostać to zlecenie - wybuchnęła. -
Podałam zaniżony kosztorys...
- Czy aby tylko tyle? Byłaś nadzwyczaj pewna swego.
Ciekawe, czy to kwestia twoich pobożnych życzeń, czy miałaś
wtyczkę w moim biurze. - Spojrzał na nią zezem.
Kim nie mogła pozwolić, by podejrzenie padło na
niewinnych ludzi.
- Nie mam żadnej wtyczki i nikt mi nic nie mówił. Ale
mój kosztorys i cena za usługę na pewno były niższe niż twoje.
- Może moja oferta okazała się lepsza pod innymi
względami.
Na korytarz wyszedł młody mężczyzna.
- Pani Burnham! - zawołał. - Pani Burnham! Kim szła
dalej. Uważała, że triumfujący rywal nie powinien słyszeć tego,
co ów człowiek chciał jej powiedzieć.
- Zaczekaj. - Tanner przystanął. - Woła cię Pettigrew
137254561.002.png
junior.
- Do widzenia. Nie trać czasu. - Zrobiła niewinną minę. -
Wypada od razu zabrać się do pracy.
- Nie muszę się spieszyć. Kupiłem maszyny, które mają
ten plus, że są szybkie i wydajne.
Kim z trudem opanowała irytację. A wiec pogłoski o
nowoczesnym sprzęcie w konkurencyjnej firmie były
prawdziwe. Ze słów Tannera wynikało, że od razu zakupił dużo
urządzeń. Czy właśnie dlatego otrzymał zlecenie, na które tak
bardzo liczyła? I czy z powodu ostatnich wydatków korzysta z
każdej okazji - niezależnie od zysku - aby jak najprędzej spłacić
raty?
- Mam nadzieję, że moja współpraca z Pettigrewami nie
skończy się na jednym zleceniu - powiedział Tanner spokojnie.
- Dlatego chętnie poznam drugie pokolenie. - Obejrzał się i
dodał półgłosem: - W przeciwieństwie do ciebie nie dążę do
zbytniej poufałości.
Kim groźnie łypnęła okiem, ale zaraz odwróciła się i
spojrzała na nadchodzącego. Jasper Pettigrew był bardzo młody,
bardzo chudy i w tej chwili bardzo czymś przejęty. W
błękitnych oczach za grubymi szkłami widniało niemal
uwielbienie.
- Dziękuję panu. - Kim uśmiechnęła się serdecznie. - Jest
pan bardzo uprzejmy.
- Przykro mi, że nie mogłem nic więcej osiągnąć, ale
ojciec... - Zerknął przez ramię. - Oj, muszę wracać.
- Rozumiem.
Jasper ukłonił się i odszedł.
- A więc to tak... - Tanner przepuścił ją w drzwiach. -
Wydało się, czemu byłaś pewna, że masz umowę w kieszeni.
Powinnaś się wstydzić! Wykorzystując swój nieodparty urok i
stosując kobiece sztuczki, nakłoniłaś Jaspera, żeby wpłynął na
decyzję ojca.
Kim dumnie uniosła głowę.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin