Św. BRAT ALBERT(1).doc

(33 KB) Pobierz
Powstanie, już oddział

Powstanie, już oddział

do walk się szykuje,

z rozkazem dowódcy

żołnierz galopuje.

 

W siodle się pochyla,

i w koński kark wtula...

Nagle huk - zdradziecka,

dosięgła go kula.

 

Śmierci się wywinął,

ale nogę stracił.

Słoną cenę za miłość

Ojczyzny zapłacił.

 

W obcych stronach musiał

szczęścia swego szukać.

Znalazł wielką miłość

o imieniu SZTUKA.

 

Kształcił się w Paryżu,

w Monachium malował,

zwiedził Włochy, aż wreszcie

zajechał do Lwowa.

 

Tu rozpoczął obraz,

kończony w Krakowie.

Tytuł - Ecce homo

- znaczy - Oto człowiek.

 

Na płótnie Pan Jezus

w koronie cierniowej,

z suchą trzciną w ręku

w płaszczu purpurowym.

 

Chryste umęczony,

Chryste wyszydzony,

Na mękę skazany,

przez lud odrzucony.

 

Czy mym powołaniem

na pewno jest sztuka?

Powiedz Jezu Chryste

gdzie mam Ciebie szukać?

 

Odrzekł mu Pan Jezus:

Nie szukaj mnie w niebie,

ale w nieszczęśliwych,

biedniejszych od ciebie.

 

Głos ten tak jak kropla,

która drąży skałę,

przemienił niebawem

jego życie całe.

 

Zamieszkał artysta

w nędznym przytulisku,

najbiedniejszym z biednych

ofiarował wszystko.

 

Jego przyjaciele

prosili, błagali:

porzuć to czym prędzej,

Pan Bóg dał ci talent.

 

Dla ciebie uczelnie,

Galerie, wystawy

Nie zostawiaj piękna,

nie odrzucaj sławy!

 

Zdradzasz sztukę?

Po co? Dla paru bezdomnych?

Pomyśl, co po sobie

Zostawisz, potomnym?

 

Rzekł: gdyby dwa życia

Pan Bóg dał mi w darze,

W jednym bym malował,

w drugim był tercjarzem.

 

Ale jedno życie

dane mi przeżywać,

Więc idę w tę stronę,

w którą Pan Bóg wzywa.

 

Odszedł. Przyjaciele

stali zamyśleni:

znalazł swoją drogę,

nic tego nie zmieni.

 

Zamieszkał wśród swoich

biednych obdartusów,

odrzuconych, zgnębionych,

bezdomnych Chrystusów.

 

Co rano przemierzał

ulice Krakowa

aby dla żebraków,

jak żebrak kwestować.

 

Jedni tym, co mieli

z serca się dzielili,

inni psem poszczuli,

sprzed drzwi przegonili.

 

Mimo to, w przytułku,

z łaskawości nieba

nigdy dla nikogo,

nie zabrakło chleba.

 

Ściągali nędzarze

czasem i z daleka,

wiedząc, że na pewno

ktoś tu na nich czeka.

 

I ............................

odkąd dnia pewnego,

zmienił surdut w habit,

- czekał na każdego.

 

Każdy był dla niego

darem prosto z nieba,

lecz Bóg widział dobrze

czego było trzeba.

 

Wiernych pomocników,

co zostaną dłużej

by żyć jak on żyje

i służyć, jak służy.

 

Przychodziło wielu,

nieliczni zostali

i jak on habity

ubogie przywdziali.

 

A zakonne imię

brata, ............................

przyjęli za symbol

powołania swego.

 

Raz jeden z przyjaciół

żartując tak sobie,

regułę wspólnoty

ujął w tym sposobie:

 

"Nisko siadać, nędznie jadać,

dużo robić, mało gadać".

 

Bracia albertyni

z wierszyka się śmiali,

lecz go w swoim życiu

wiernie stosowali.

 

Do dziś powtarzają

słowa Brata swego:

bądźcie jak chleb dobrzy

dla bliźniego swego.

 

opr. Ewa Stadtmiiller  Żródło 23/2007

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin