Boswell Barbara - Ważne wybory.pdf

(1506 KB) Pobierz
Microsoft Word - Boswell Barbara - Ważne wybory
BARBARA BOSWELL
WAŻNE WYBORY
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Aż trudno w to uwierzyć. Patti Jo Lapitski wychodzi jutro za mąż. - Claire Gray
westchnęła cicho. Razem z młodszą siostrą Ronnie zaczęły właśnie piec obowiązkowe
dwadzieścia tuzinów ciasteczek na przyjęcie weselne. - Pamiętam ją jako małą dziewczynkę
ze wstążkami w jasnych lokach. Cieszę się, że przyjechałaś do domu na ślub Patti Jo. -
dodała.
- Przyjechałam do domu tylko dlatego, że paczka moich tutejszych przyjaciół spotyka
się po przyjęciu weselnym u Scotta Bishkoffa - odparła Ronnie bez entuzjazmu, kręcąc w
dłoniach kulki ciasta. - Żadne z nas nie przepada za Patti Jo, ale jej ślub to dobry pretekst,
żeby się spotkać.
Przez dłuższą chwilę w kuchni panowała cisza.
- Pamiętasz, jak się nią opiekowałyśmy, kiedy była mała? - odezwała się Claire.
- Aż za dobrze. Była wstrętnym, wrzeszczącym bachorem. Naprawdę współczuję panu
młodemu - stwierdziła Ronnie. - Jak on się nazywa, Jaret coś tam? Oczywiście już sam fakt,
że się jej oświadczył, świadczy o braku rozumu. Co za para! Daję im góra dwa lata
wspólnego życia.
- Jestem pewna, że Patti Jo dawno wyrosła z histerycznych napadów wściekłości. Ale
bardzo młodo wychodzi za mąż. - Claire zmarszczyła brwi. - Ma raptem dwadzieścia jeden
lat. Tak niedawno ona i Glenn chodzili jeszcze do szkoły i zostali wybrani na królową i króla
roku.
- Patti Jo i nasz uroczy braciszek! Rozczulająca romantyczna historia dwojga
narcystycznych nastolatków - prychnęła Ronnie. - Widziałaś ich kiedyś razem? Nigdy nie
patrzyli na siebie. Jedno i drugie bez przerwy spoglądało do lusterka. Ich rozmowy dotyczyły
głównie rozdwojonych końców włosów i nieudanych fryzur.
- Ach, Ronnie, myślę, że się lubili. Pamiętam, jak Patti Jo przyszła tu z płaczem, bo
Glenn rzucił szkołę i wyjechał do Nowego Jorku.
- Płakała z zazdrości, Claire. I nie przypadkiem złapała tego faceta, Jareta coś tam,
kiedy Glenn dostał pierwszą pracę jako model. - Ronnie roześmiała się, potrząsając z
niedowierzaniem głową, - Kto by pomyślał, że nasz rodzony brat będzie zarabiał kupę forsy
za uduchowione wpatrywanie się w przestrzeń. Ludzie mówią, że wygląda na wrażliwego,
subtelnego mężczyznę, ale my dobrze wiemy, że siedzi i gapi się przed siebie, myśląc
wyłącznie o swej fryzurze.
Niestety, Claire nie bardzo mogła zaprzeczyć. Glenn rzeczywiście spędzał dużo czasu
przed lustrem i zajmował się głównie pielęgnacją swoich błyszczących ciemnych loków, choć
wierzyła, że w głębi ducha nie był tak płytki i próżny, jak twierdziła Ronnie.
- Glenn nie przyjedzie na ślub Patti Jo. Może jest trochę zazdrosny - powiedziała.
- Akurat. Gdybyś powiedziała mu o ślubie, spytałby: „Jaka Patti Jo?” i odrzucił loki
do tyłu.
- Claire, złotko, czy mogłabyś przyjść na chwileczkę do dużego pokoju? - odezwał się
głęboki męski głos. - Tata chciałby z tobą porozmawiać.
Claire za głęboko wcisnęła kciuk w kulkę ciasta.
- Ho, ho. - Ronnie natychmiast spostrzegła jej błąd i odgadła Jego przyczynę. - Kiedy
ojciec używa tego przymilnego, słodkiego tonu i w dodatku mówi o sobie „tata”, musisz
naprawdę uważać. Zażąda, abyś zrobiła coś, co będzie bardzo korzystne dla niego i bardzo
niekorzystne dla ciebie.
- To nieprawda, Ronnie - zaprzeczyła Claire.
- Claire, skarbie, słyszałaś? Tata chce z tobą porozmawiać. - Głos Claya Graya
zabrzmiał głośniej i bardziej natarczywie, choć jego ton był nadal jedwabiście gładki.
- Skarbie? - powtórzyła Ronnie, - No, no. Teraz masz do czynienia z Clayem Grayem,
członkiem Kongresu Stanów Zjednoczonych. Uważaj na siebie, Claire. To już nie są żarty.
Claire wrzuciła nieforemne ciasteczko z powrotem do miski z ciastem.
- Zaraz schodzę, tato. Muszę tylko umyć ręce - zawołała.
- Pieszczoszka tatusia, doskonała panna Claire - mruknęła pod nosem Ronnie.
Zgniotła w palcach trzy ciasteczka i podeszła do drzwi. - znudziła mi się ta głupia robota. Nie
przyjechałam tutaj, żeby tracić czas na siedzenie w kuchni. Cześć.
- Zostań. Ronnie! Obiecałyśmy mamie, że... - zaczęła Claire, ale siostra już
zatrzasnęła za sobą drzwi.
Cała Ronnie! Claire westchnęła z irytacją. Jej siostra jak zwykle niczym się nie
przejmowała i bez wahania porzucała zajęcie, które ją znudziło. Teraz Claire sama będzie
musiała przygotować jeszcze kilka tuzinów ciasteczek na jutrzejsze przyjęcie.
Firma jej matki, która zajmowała się przygotowywaniem przyjęć, zawsze dostarczała
specjalne ciasteczka na wesela odbywające się w okręgu wyborczym kongresmana Graya.
Był to jeden z powodów tego, że wyborcy uwielbiali Claya Graya. A rodzina Lapitskich od
wielu lat była związana z rodziną Grayów i liczyła się bardziej niż zwykli wyborcy.
Wyborcy... Claire była pewna, że ktoś z nich czeka teraz w salonie z prośbą, pytaniem
lub żądaniem, które ona będzie musiała spełnić. Z drugiej strony, nie wszystkie sprawy były
nieprzyjemne.
- Jesteś, złotko - ucieszył się Clay Gray, kiedy Claire weszła do pokoju, - Zobacz, kto
przyjechał do Steelport! Zostanie tu przez jakiś czas, aby napisać serię artykułów na temat
naszej kampanii wyborczej. Stajemy się sławni, Claire. Ma o nas pisać dziennikarz z prasy
ogólnokrajowej, Oczywiście obiecałem mu naszą współpracę i pomoc.
Claire nie słyszała słów ojca. Wpatrywała się w dziennikarza z prasy krajowej, który
miał napisać serię artykułów o kampanii wyborczej do Senatu Stanów Zjednoczonych mało
znanego kandydata i zastanawiała się, czy nie ma przypadkiem halucynacji. Po chwili doszła
do wniosku, że wolałaby halucynacje niż Zane'a Grifrina we własnej osobie.
Stał teraz przed nią z chłodnym, pewnym siebie uśmiechem, wysoki, w dżinsach i
niebieskiej bawełnianej koszuli, która podkreślała szerokie męskie ramiona.
Claire miała nadzieję, że Zane nie słyszy głośnego walenia serca, które dudniło jej w
uszach. Nie mogła dać mu tej satysfakcji, żeby zobaczył jej zdenerwowanie.
- Zamierzasz spędzić jakiś czas w Steelport? - spytała, patrząc mu w oczy, dumna ze
swego obojętnego tonu. - Zakładam, że to jakiś dowcip, więc przejdź od razu do puenty.
- Ja również się cieszę, że cię znów widzę - powiedział Zane Griffin z przesadną
uprzejmością.
Czyżby oczekiwał wymiany towarzyskich grzeczności? Claire nie miała zamiaru się w
to bawić. Po ich ostatnim spotkaniu, przed dwoma miesiącami, nie była zobowiązana nawet
udawać uprzejmości...
„To wszystko nie ma sensu. Więcej się nie zobaczymy, skarbie.” - powiedział
nonszalancko, wychodząc z jej mieszkania. „Mam nadzieję, że przyjemnie ułożysz sobie
życie” - dodał od progu.
Claire nie odwzajemniła życzeń. Złośliwa uwaga Zane'a była zupełnie zbytecznym
rozdrapywaniem rany.
Nie dało się ukryć, że została zraniona. Ciemnowłosy, zielonooki, nieprzyzwoicie
seksowny drań, stojący teraz przed nią, był pierwszym i jedynym mężczyzną, który omal nie
złamał jej serca, choć nigdy i nikomu nie zamierzała się do tego przyznawać.
- Po co tu naprawdę przyjechałeś, Zane? - Irytowało ją nawet wypowiadanie jego
imienia. - Nie mogłeś przecież z własnej, nieprzymuszonej woli zamienić Waszyngtonu na
Steelport.
Brązowe oczy Claire pałały gniewem. Zabawowy Waszyngton ze swymi licznymi
przyjęciami był idealnym miejscem dla takiego pozbawionego głębszych uczuć łowcy
przygód, jakim był Griffin. Nie dla niego spokojne i stateczne Steelport.
- Jaki jest prawdziwy powód...
- Nie słuchałaś tego, co powiedziałem, złotko? Mówimy teraz o interesach - przerwał
jej Clay. - Szef Zane'a przysłał go tu, aby napisał kilka artykułów o wyborach do Senatu, a
zwłaszcza o mojej kampanii.
- Twój szef jest zainteresowany wstępnymi wyborami w Pensylwanii? - spytała z
niedowierzaniem Claire.
- Naturalnie - zapewnił ją Zane. - Spójrz na to z dziennikarskiego punktu widzenia,
Claire. Chodzi o klasyczny w polityce amerykańskiej przypadek czarnego konia, który zjawia
się znikąd i wygrywa wyścig. Z jednej strony mamy popularnego Talbota Sawyera,
cieszącego się pełnym poparciem swojej partii, z drugiej - sześciu kandydatów, którzy walczą
o nominację. Jeden z tych sześciu, Clay Gray, choć mało znany, powoli eliminuje
przeciwników i jeśli nic się nie zmieni, w przyszłym miesiącu uzyska nominację.
- A w listopadowych wyborach do Senatu pokonam tego snoba Talbota Sawyera -
wtrącił Clay. - Tymczasem Zane zajmie się kolorytem lokalnym i będzie o nas pisał na
podstawie bezpośrednich obserwacji. Ponieważ jesteś tutaj moją rzeczniczką prasową, Claire,
będziesz współpracować z Zane'em.
Claire nawet nie starała się ukryć niechęci.
- Biedna Claire. Wyglądasz lak, jakbyś zobaczyła nielubianego krewnego, który
przyjechał bez zapowiedzi z miesięczną wizytą.
Zane uśmiechnął się do niej czarująco. Claire nie odwzajemniła uśmiechu. Przyszło jej
to bez trudu.
- Rodzina jest dla nas świętością. Nie mamy nielubianych krewnych - oznajmił Clay i
błysnął zębami w szerokim uśmiechu, który od trzydziestu lat zjednywał mu wyborców.
Miał przenikliwe niebieskie oczy, gęste srebrne włosy, sprężystą sylwetkę i prawie
metr osiemdziesiąt wzrostu. Choć nie ukrywał, że ma pięćdziesiąt pięć lat, ludzie, którzy po
raz pierwszy o tym usłyszeli, byli nieodmiennie zaskoczeni. Nie chodziło nawet o to, że
wyglądał na starszego lub młodszego - po prostu Clay Gray wydawał się człowiekiem bez
wieku.
Clay pochylił się i pocałował Claire w policzek.
- A teraz zostawiam was samych, żebyście dogadali się co do szczegółów. Dzięki,
złotko - powiedział i wybiegł z pokoju.
Claire nie zdążyła nawet zaprotestować. Zdawała sobie sprawę, że za niezręczną
sytuację nie może winić ojca. Wiedział, że spotykała się z Zane'em, ale nie miał pojęcia, jak
bardzo się zaangażowała ani też o gwałtownym zerwaniu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin